Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Knuta, Hirga i centaury (miniatura)

Według wszelkich prawideł, centaury wyginęły dwieście lat temu, gdy skończyła się ostatnia Wojna.

Ale czy na pewno?

.

- Babciu, opowiedz mi jakąś historyjkę! - piszczała co wieczór mała dziewczynka, ściskając swojego ulubionego misia. Miś był misiem tylko z nazwy; była to pluszowa zabawka o bliżej nieokreślonej przynależności rasowej lub taksonomicznej. Weźmy coś z pogranicza hipopotamowości, dodajmy słoniową trąbę, uszy lisa, wzrok sarny... I dopiero zaczniemy.

Babcia dziewczynki dokładnie wiedziała, jaka historyjka to jest "jakaś", właściwa "jakaś", by opowiedzieć dziewczynce. Knuta była jeszcze bardzo mała, ale z jakiegoś powodu, nie chciała słuchać o żadnej wymarłej rasie - oprócz centaurów. Centaury, centaury, centaury. Wymarłe od dwustu lat centaury. W kółko jedno i to samo.

Choć i ona, i Knuta, i wszyscy inni z jej rodziny urodzili się po niewłaściwej stronie Kanału, przez co wyższe wykształcenie inne niż inżynierskie lub medyczne było niemożliwe do osiągnięcia, to jednak biblioteki po obu stronach były dostępne dla wszystkich. Babcia Knuty biegała każdego dnia, świątek-piątek do biblioteki, by szukać informacji o kolejnych centaurach. "Historię centaurów", "Wojnę centaurów" i "Życie i czasy centaurów" miała w małym palcu, podobnie było z "Centauriadą", "Chłopami i Centaurami" oraz "Dziejami wczesnych centaurów". Powoli kończyły się opcje, a mała była nieugięta. Żadna historia nie mogła być opowiedziana dwa razy.

Dziewczynka, choć kilkuletnia i niepotrafiąca czytać ani pisać, wykazywała się nieprawdopodobną wręcz pamięcią i umiejętnością kojarzenia faktów. Więc wszyscy centaurscy królowie, książęta, odnogi i szósta, siódma i ósma woda po kisielu, aż do gnuśnych i wygnanych, byli zapisani w pamięci dziewczynki i wkrótce nie można było jej już niczym zaskoczyć.

Gdy ośmioletnia dziewczynka wie więcej od swojej babci na wszystkie dostępne tematy związane z centaurami, zaczynają się problemy.

.

- Knuta, do jutra musisz uszyć cztery słoniki i sześć kaczątek, to nasz najlepszy towar, a że idą święta, mamy mnóstwo zamówień - powiedział do siedzącej w kącie dziewczyny Hirga. Hirga był mistrzem pluszarskim, u którego Knuta terminowała od siedmiu lat. Był to jedyny rzemieślnik po tej stronie Kanału, który zgodził się przyjąć do terminu kogoś z drugiej strony; kogoś nieumiejącego czytać i pisać; dziewczynę; czarnowłosą. Ale Hirga miał dobre serce, dobre chęci i akurat stracił w wypadku żonę i małą córeczkę, więc Knuta pomagała mu nie zwariować. W zamian uczył ją fachu, biznesu i posłał do szkół. Knuta zaś, nauczywszy się czytać i pisać, nocami, gdy nie pracowała, pisała listy do odległych bibliotek, znawców tematu, prawnuków pamiętnikarzy z okresu wojen. Chodziła do biblioteki miejskiej, gdzie znano ją lepiej, niż miejscowych możnych. Karty biblioteczne książek o centaurach, były zapełniane głównie jej imieniem.

- Knuta, Knuta, Knuta... - Hirga stał nad nią i uśmiechał się pobłażliwie.

Knuta podniosła wzrok. Od kilku minut siedziała wpatrzona w nicość, z materiałem wykrojonym do słonika w jednej, i igłą z nitką w drugiej ręce.

- Przepraszam, mistrzu, ja... - zaczęła, ale Hirga przez ostatnie osiem lat zdążył poznać dziewczynę i nie gniewał się.

- Zaginiony rękopis, co? - zaczął, siadając obok niej i biorąc z kupki wykroje kaczątek. Zawsze to on wykrawał, a Knuta zszywała. On wypychał, ona przyszywała kończyny, na koniec on sprawdzał jakość i wystawiał na witrynie lub pakował do pudełek. Nigdy nie było inaczej - mimo, że Knuta spokojnie potrafiłaby sama opanować sklep i warsztat, Hirga zwyczajnie nie lubił się nudzić.

Zaginiony rękopis był wspominany w "Drzwiach Centaura", popularno-naukowej książce wydanej przez wydawnictwo Cent, o drzwiach, które jakoby zaginęły przed wiekami, a które stanowiły klucz do zrozumienia, jak udawało się utrzymywać czystość gatunku, pozbywając się "czysto" osobników niedorozwiniętych, złych i okrutnych, czyli niepasujących do wizji zdrowej puli genów Władców Centaurów.

- Tak - odpowiedziała Knuta, która odkąd miesiące temu korespondencyjnie zdobyła mocno podniszczony egzemplarz "Drzwi Centaurów", nie myślała o niczym innym. Zaginiony rękopis miał jakoby zdradzać tajemnicę ukrycia drzwi do świata, gdzie odsyłano nieczyste osobniki, by ich nie zabijać.

- Mam propozycję - zapowiedział Hirga. - Uszyj ze mną zapas słoników, kaczek i piesków, plus kilkanaście sztuk kotka, a dostaniesz tydzień wolnego. - Knuta spojrzała na szefa pusto. Zupełnie, jakby potrzebowała wolnego na cokolwiek. W tydzień wolnego nie szły nawet listy do istotnych miejsc poza murem. A co dopiero...

- I opłacę ci podróż w obie strony powietrzną karawaną, Knuta. Będziesz za murem w mieście w ciągu jednego dnia. A stamtąd... Będziesz miała tydzień na poszukiwania. Noclegi też ci opłacę, właściwie już wszystko opłaciłem, tylko musisz zdecydować się na termin. Pojutrze w nocy albo dopiero w przyszłym miesiącu.

Knuta patrzyła na niego tępo, jakby powiedział, że jeśli żyrafa zacznie gryźć chmurę, to z dupy polecą jej kolorowe cukierki.

- No, co myślisz? - zapytał, zszywając sprawnie małe, pluszowe, żółte kaczątko.

Knuta nie odpowiedziała. Wstała i wyściskała Hirgę najmocniej, jak potrafiła, po czym całą noc i cały następny dzień szyła kaczuszki, słoniki, pieski i kotki, a nawet i dorosłą kaczkę i jednego indyka, bijąc rekord Hirgi z czasów patentu mistrzowskiego, który w tamtych czasach był dużo bardziej wyśrubowany niż teraz, i wynosił trzynaście sztuk na dobę, z wykrawaniem.

Dziewczyna bez wykrawania uszyła pięćdziesiąt trzy i padła ze zmęczenia. Gdy się obudziła po kilku godzinach, tobołek z prowiantem, biletami i sakiewkami już na nią czekał. Musiała jedynie sama spakować swoje notatki, odzież i inne akcesoria. Hirga wydał na jej podróż więcej, niż wynosił roczny obrót sklepiku, ale nie rozmawiali o tym. On nigdy by się nie przyznał, ona nigdy by tego po nim nie oczekiwała.

Gdy wsiadała nocą na statek, oboje mieli łzy w oczach. W jej tobołku, na samym dnie, schowany był maleńki, pluszowy centaur, którego Hirga musiał uszyć, gdy spała. Łzy towarzyszyły jej aż do świtu.

.

Gdy statek wylądował, herold miejski pokierował ją do kwatery w Ameryku, miejscowym hotelu dla podróżnych kupców, dla których wygoda była na trzecim miejscu, zaraz po dogodnej lokalizacji w centrum i bezpieczeństwie w postaci dwóch golemów i jednego strażnika na pokój. Knuta weszła do pokoju, rzuciła tobołek na łóżko i z torbą pełną notatek, udała się do biblioteki miejskiej, gdzie spędziła cały dzień na poszukiwaniach ludzi, z którymi pisywała i książek, o dostępie do których nie mogła mieć szansy korespondencyjnie.

Tysiące woluminów z czasów Wojen, setki rękopisów, poematów, receptur, dziejów rodów (które Knuta i tak miała w małym palcu i mało co mogło ją zadziwić) - chciała przeczytać je wszystkie. Listy polecające napisane dla niej przez Hirge i bibliotekarza, który widywał ją niemal codziennie, w połączeniu z sakiewką pełną klejnocików, pozwoliły Knucie na zgromadzenie wszystkich potrzebnych książek w jednym pomieszczeniu. Biblioteki nie zamykano na noc, więc tylko hotelowe golemy przychodziły po nią, zabierały ją do łóżka i odnosiły rano z powrotem, wyekwipowaną w świeżo wyprane ciuchy i toboły z jedzeniem, na które blibliotekarze przymykali oko, przekonani że mają do czynienia ze światowej klasy specjalistką od centaurów lub wariatką lub obie wersje na raz, i tylko młodo wygląda i wcale nie ma szesnastu lat, jak mówią jej dokumenty. Pewnie podróżuje incognito, mrugali do siebie. Pewnie nie chce, by brali ją za szaloną - przecież interesować się centaurami w czasach, w których nikt za nimi nie tęskni, a ostatnie niedobitki wymordowano i spalono dwieście lat temu, kości pozbierano i spalono jeszcze raz, a potem wywieziono wszystkie pozostałości okrętem powietrznym nad wielką wodę i wyrzucono... To raczej bezsensowne hobby. I tak nie było niczego, czego mogłaby się dowiedzieć z tych opasłych, pleśniejących tomisk, które spisywały jeszcze same centaury w czasach, gdy żyły między ludźmi.

Dni mijały nieubłaganie. Knuta, nastawiona na maksymalnie szybkie przyswajanie wiedzy o danym okresie - czyli tym, w którym władcy centaurów utrzymywali Drzwi otwarte - pracowała metodycznie, odcyfrowując jedną stronę rękopisów na minutę. Miała dzienny przerób około tysiąca stron, nic nie jedząc i załatwiając się do pustego dzbana z pokrywką, o którego opróżnianie już pierwszego dnia zadbał siwiuteńki bibliotekarz, zauroczony pojawieniem się tak pilnej studentki. Jadła podczas noszenia przez golemy, spała minimalne godziny, byle dać odpocząć mózgowi i oczom.

Ostatniego dnia przyszła do biblioteki już z tobołami i gotowa do odjazdu, by nie tracić czasu na spanie i odpoczywanie przed odjazdem. Poprosiła w Ameryku, by strażnik przyszedł po nią i bezwarunkowo odprowadził ją na miejsce odlotu jej karawany, żeby mogła wrócić do domu, do Hirgi. Czytała cały dzień, i po południu, gdy przyszedł dziadunio, by zabrać słój i się pożegnać, zamieniła z nim kilka zdań. Dotąd nawet nie próbował zagadywać, szanując żądzę wiedzy.

- Będę kontynuował twoje badania, dziecko, tylko powiedz mi, proszę... Czego szukasz? - zagadnął ją, uzbrojony jedynie w kubek zimniuteńkiej herbaty, który przygotował dla niej pierwszego dnia, a który stał zakurzony w rogu, nigdy przez Knutę nie zauważony. Dziewczyna spojrzała na niego.

- Szukam wzmianki o Drzwiach, przez duże "d", przez które... - zaczęła, ale starszy człowiek wszedł jej w słowo.

- Przez które Władcy Centaurów eksmitowali jednostki nieodpowiadające doskonałością ich wizji świata, tak... Po co ich szukasz? Chcesz tam przejść?

Knuta spojrzała na niego, zupełnie zafrasowana. Nigdy dotąd, odkąd umarła babcia, z którą wielokrotnie marzyła na głos o centaurach i ich wspaniałej sztuce, poezji, architekturze - przez ostatnie sześć lat nigdy nie rozmawiała o tym. Po prostu ich szukała, i już. Gdy dojrzewała, zdarzały jej się mokre noce, kiedy to patrzyła na przerysowane przez siebie ryciny z waz, na których wspaniali centaurscy wojownicy w bohaterskich pozach... No, najbezpieczniej będzie powiedzieć, że centaury były jej życiem od zawsze i chciała... Chciałaby...

- Chciałabym je zobaczyć na żywo - przyznała się, skruszona, konspiracyjnym tonem, jakby właśnie planowała zamordować papieża, ajatollaha i Wielkiego Kupca Żydowskiego za pomocą eksplodującej prostytutki w świętym mieście Szaolin. Czy tam Shangri-la.

Dziadek patrzył na nią, długo zachowując powagę, aż w końcu nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Śmiał się długo, aż się popłakał, zapowietrzył i musiał przycupnąć na wózku obok wielkiego słoja. Knuta zaś najpierw zbaraniała, potem się trochę obraziła, potem obraziła się bardzo, a na końcu sama się uśmiechała, gdy dziadek z trudem łapał powietrze i wyglądało na to, że zaraz zaczerpnie tchu ze słoja z, całkiem pokaźną jak na jej możliwości, kupą. Zapobiegła, przyciskając swoimi dłońmi wieko, i oboje śmiali się jeszcze i z tego.

Okazało się, oczywiście, że pięćdziesiąt lat temu, gdy dziadunio - Thorú bo tak się przedstawił - był młody, sam interesował się tematem, ale ze zgoła innych powodów: chciał zgłębić problematykę "światów we świecie", czyli zamkniętych enklaw hiperprzestrzennych, których w historii jest bez liku, ale najświeższa jest ta sprzed dwustu lat, z centaurami.

Dziadunio obiecał, że będzie wysyłał pocztą powietrzną wszystkie swoje notatki i znaleziska, ale wymógł na Knucie obietnicę:

- Zabierzesz mnie ze sobą, jeśli to z moją pomocą odnajdziesz Drzwi.

.

Czas mijał.

Knuta i Thorú zawarli umowę, że ona będzie prowadzić dziennik odkryć, a on będzie co kilka dni wysyłał jej nowe informacje. Dziadunio przekonał dyrekcję biblioteki, by oddała stare, zgniłe odpisy ksiąg i albumów dawno skopiowanych i tym samym oszczędziła mnóstwo monet na usługach szczurołapa. Sam obiecał, że przed emeryturą skataloguje całą literaturę i sztukę centaurską, co spotkało się z przychylnością dyrekcji i dało mu wolną rękę.

Hirga zaś, uradowany, że coś w życiu Knuty poszło do przodu i wyjazd dziewczyny, na który poświęcił wiele monet opłacił się, nabrał nowych sił. Zamówił specjalne maszyny, by całkowicie usprawnić proces produkcji i wkrótce Knuta mogła wykrawać, nie przestając czytać, a on szył. Co jakiś czas jednak dziewczyna odkładała literaturę na bok, orientowała się w przestrzeni i czasie i pomagała mu w pracy, zakupach, życiu. W tych "przerwach" zwykli siadać razem i projektować nowe pluszaki, szyć na zapas i wypełniać półki magazynu towarem.

Mniej więcej po roku od powrotu Knuty z wyprawy, na zaproszenie Hirgi, w ramach niespodzianki urodzinowej, przybył karawaną powietrzną Thorú. Przywiózł ze sobą cztery ogromne skrzynie i kilkanaście tobołów, którymi zapełnił cały jeden wagonik. Kosztowało go to fortunę, ale przy Knucie żaden z nich - jeden, niemal jak rodzony ojciec, drugi jak dziadek - nie przejmował się pieniędzmi zbytnio. Zmarła kilka lat wcześniej babka Knuty również znana była z tego, że nieba usiłowała przychylić wnuczce, co obaj starsi mężczyźni zdawali się doskonale rozumieć.

Dziadek Thorú, jak oboje z Hirgą zaczęli nazywać starszego pana, zjawił się z pomysłem arcygenialnym w swej prostocie: "Znajdźmy położenie Drzwi i je otwórzmy!". Tak też Hirga i Thorú rozpoczęli projekt "Mapa" i spędzali większość własnego wolnego czasu na nanoszeniu na wielką płachtę szarego materiału mapy ze zmieniającymi się przez wieki granicami Królestwa Centaurów. W międzyczasie sam Hirga tworzył listę wszystkich wygnanych, skazanych na banicję za występki lub z innych przyczyn, jednostek. Mimo, że był to autorski pomysł Hirgi, wciągnął w to dziadunia, i wkrótce siedzieli we dwójkę w magazynie po nocach, i nanosili poprawki na mapę.

Okazało się, że kluczowym elementem do znalezienia Drzwi jest wyspa na Rzece. Rzeka, która przez ostatnie dwieście lat piętnaście razy zmieniła bieg i pobudowano od niej kilkadziesiąt kanałów, między innymi ten, oddzielający część miasta w której urodziła się Knuta od tej, w której żyła i pracowała. Hirga nie nadążał z wyszywaniem granic Rzeki, więc po prostu bazgrał po materiale kolorowymi kredami, by zaznaczyć konkretne daty i zmiany wynikające z przenoszenia świątyń, ważniejszych bitew i zmiany władzy. Thorú zaś na starych, zawilgłych mapach poszukiwał punktów orientacyjnych.

Zbliżali się do sedna, można było to wyczuć. Dwaj mężczyźni, siedemdziesięciolatek i czterdziestolatek, zarażeni entuzjazmem osiemnastolatki, ślęczeli na zmianę przy mapie, razem pracując, szyjąc i obsługując klientów. Thorú, zwany Dziadkiem, stał się elementem krajobrazu w życiu Hirgi i Knuty.

Aż wreszcie, po trzech latach od Wielkiej Wyprawy, jak Hirga nazywał podróż, podczas której Knuta poznała Thorú, udało im się znaleźć to, czego szukali. Zapisana na marginesie prawie półtysiącletniego zwoju, mini-instrukcja jak otworzyć Drzwi, które, jak przeczytała Knuta:

- "Wylęgny-yę we kamyenn-yę drzyw, we sy-ęk ręk-y..." Nieczytelne, szkoda, i obok: "be-yz powro". - Co myślicie, panowie? Mamy to?

Hirga uśmiechnął się, oparł rękę o ramię dziewczyny i lekko ścisnął. Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech.

- Czas chyba, żebyśmy z Thorú pokazali ci mapę.

.

Dziesięć dni później Hirga spytał Knuty, po raz pięćsetny:

- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - I tym razem, pierwszy raz dodał: - Możemy się już nigdy nie zobaczyć, wiesz?

Knuta plotła akurat warkocz ze swoich długich, czarnych włosów. Wyrosła na niebrzydką pannicę, mówiło się na ulicy. Zdarzali się nawet nieliczni adoratorzy, ale Knuta wszystkim mówiła, że dopóki nie spotka centaura, nie mają co marzyć. (Wszyscy oczywiście zakładali, że jest stuknięta, niezainteresowana, lub woli baby - i z ironicznym uśmieszkiem adoratorzy wracali do swoich domów, by tam snuć niestworzone wizje o tym, dlaczego Knuta dała im kosza.) W rzeczywistości Knuta nigdy nawet nie spojrzała na zwykłego, ludzkiego chłopca w ten sposób. Od dziecka liczyły się tylko...

- Centaury są moim całym życiem, Hirga, przecież wiesz. Gdybym nagle miała przestać, nie zostałoby mi... Nic - rzekła, a Hirga nie oponował. Nie chciał brać jej pod włos, że przecież zawsze zostałby jej on i sklep, który chciał jej przekazać i przejść na emeryturę. Że kocha ją jak córkę i to ona jest jego życiem, od dziesięciu lub więcej lat. Uśmiechnął się tylko smutno.

- Wiesz już, jak wrócicie? - spytał, podając jej poszczególne elementy ekwipunku podróżnego, które zaplanowali, by rozmieścić w plecakach i na wielbłądach w specjalny sposób. Powtarzali tę czynność do skutku, aż udało się osiągnąć najlepszy układ rzeczy tak, by najpotrzebniejsze były zarazem tymi najłatwiej dostępnymi. Knuta pakowała linę, noże, przybory do wędkowania, suszone mięso, bieliznę, garnki i inne graty metodycznie. Nie podnosząc wzroku na Hirgę, powiedziała:

- Przecież wiesz... Przywiążemy linę po naszej stronie i Thorú stanie przy Drzwiach tak, by te nie zamknęły się od wewnątrz. Od zewnątrz zablokujemy kamieniami, patykami i czym się będzie dało. Wejdziemy, ja zobaczę centaury i wrócimy. - Uniosła wzrok. - Muszę je zobaczyć - powiedziała z naciskiem, a jej twarz przybrała zacięty wyraz. Hirga nie patrzył na nią. Nie mógł. Jakoś nie był przekonany, że to się skończy dobrze.

- A co, jeśli nie uda wam się wyjść i będziecie tam zatrzaśnięci? A co, jeśli coś wam się tam stanie? A co, jeśli wyprawa zakończy się fiaskiem? - Dzielił się z Thorú swoimi obawami Hirga, jednej nocy, gdy Knuta spała, a oni palili fajkę. Thorú, choć stary to dziarski, uniósł uspokajająco rękę.

- Hirgo, po pierwsze... Dla Knuty nie liczy się nic innego. Obaj o tym wiemy. Obaj wiemy, że jest już dorosła i choć od dawna powinna być żoną i matką, albo chociaż mistrzynią i właścicielką filii Pluszaków Hirgi, to w jej głowie te wymarłe mutanty są cenniejsze niż wszystko inne razem wzięte. Wiem, że jest ci z tego powodu smutno i wiem, że kochasz ją, jakby była twoja własna. - Hirga zaciągnął się fajką i wydmuchnął dym. Jego oczy łzawiły, nie od dymu. - Po drugie... - Dziadek wyprostował pomarszczony palec. - Jak się zatrzaśniemy, to trudno! Spełnimy marzenia! Ja o tunelu czasoprzestrzennym, przejściu między światami, Knuta o Drzwiach! Odnajdziemy Drzwi i przejdziemy przez nie, Hirga, rozumiesz, co to znaczy? - szturchnął go lekko w ramię. Ten odwrócił głowę, spojrzał w stronę widocznego na niebie bladego księżyca.

- Że możecie tam umrzeć - powiedział drżącym głosem. Wciągnął szybko powietrze nosem i przytknął rękaw szaty do twarzy. Thorú spojrzał na niego z troską i poklepał go po ramieniu.

- Hirga - zaczął. - Nawet jeśli, to co z tego? Umrzemy, robiąc to, co kochamy! - i cicho dodał, na wypadek jakby ktokolwiek słuchał: - Osobiście raczej nie wierzę, żeby centaury nadal tam były. Pomyśl, dwieście lat temu wyginęły w naszym świecie. Ile lat temu wygnano ostatnich? Dwieście trzy, Hirga. Dwieście trzy lata temu. Według podań było ich tam, żywych, jeszcze najwyżej kilkadziesiąt. Możliwości rozmnażania... - Stary człowiek wzruszył ramionami.

- Osobiście raczej nie wierzę, żeby był tam jeszcze ktokolwiek żywy, kto rozpoznałby człowieka. Pomyśl: Bez kontaktu z własną cywilizacją, bez kultury, sztuki, zostawieni gdzieś tam, by umrzeć... - Thorú wyprostował nogi na kocu, na którym siedzieli. Spojrzał w dal.

- Najprawdopodobniej natkniemy się tam na jakieś stare kości, po czym zawrócimy i tak się to skończy. - Dodał po dłuższej chwili, a jego głos wydał się Hirdze raczej suchy i bez wyrazu.

Mistrz Pluszarski nie kłócił się ze starym bibliotekarzem. Nie było o co.

Powiedziało się A, trzeba było powiedzieć B.

.

Wyspa okazała się niewysokim pagórkiem pośrodku niczego. Kiedyś było tu koryto rzeki, a jedyne ślady po jakiejkolwiek roślinności, jakie można było znaleźć, były splątanymi korzeniami na dużym, płaskim kamieniu. Thorú bez pudła rozpoznał Drzwi ze strzępków opisów, na jakie natknęli się w literaturze przez ostatnie lata i wetknął kij w ziemię, znacząc miejsce obozowiska.

Zrzucił z wielbłądów siodła, zapasy i wszystkie bagaże i usiadł, ocierając czoło chustką. Miał, bądź co bądź, siedemdziesiąt lat i oto był u kresu kilkudniowej wędrówki wzdłuż opuszczonego przez rzekę koryta. Sięgnął po manierkę i spojrzał w stronę dziewczyny, która przysiadła na Drzwiach.

Knuta chłonęła atmosferę tego miejsca. Odpoczywała, gdyż Drzwi nie wyglądały jak drzwi od wielu, wielu lat. Teraz czekała ją długa kopanina łopatą w zeschniętej ziemi, by odnaleźć sęk, w który trzeba było, jak zakładali, włożyć rękę, by otworzyć Drzwi.

Cztery długie dni później Knucie udało się rozkruszyć zaschnięte, stuletnie błocko z niewysokiej kamiennej płyty która, jak sądzili, była drzwiami. Po ostukaniu ich młoteczkiem, oczom ich ukazał się napis:

- "Niebezpieczeństwo", a poniżej "Wejście grozi śmiercią".

Thorú wyszczerzył zęby. Co z tego, że nie własne. Zęby, to zęby. Sięgnął po klamkę w kształcie, faktycznie, sęku.

- A lina? - spytała Knuta, rozglądając się za liną, którą niedbale rzuciła w pobliże kamienia, gdy pierwszy raz się tu zjawili. Podeszła do sterty odpadków i spomiędzy śmieci wyciągnęła zwój. - Do czego by to przywiązać? - spytała, ale gdy obeszła kamień i znalazła odpowiedni występ skalny, który udało jej się obwiązać liną i wróciła, zdała sobie sprawę, że Thorú zniknął. Drzwi były otwarte. Za nimi ziała pustka, czerń. - A to stary kozioł, poszedł beze mnie! - powiedziała do siebie Knuta i zapomniawszy zupełnie o planie, który ustalili, udała się za nim. U progu zatrzymała się jeszcze i dla pewności poprawiła węzły na linie, zaś zaraz po przestąpieniu progu zorientowała się, że grunt uciekł jej spod nóg.

.

Gdy dwa wielbłądy wiedzione instynktem, wróciły kilka dni później pod sklep, Hirga nalał ze studni wody do wiader i podstawił, by się napiły. Zamknął sklep i poszedł na zaplecze.

.

- Miałeś na mnie czekać, dziadku! - trzepnęła lekko Thorú po plecach Knuta. Stali oboje na zielonej łące z najbardziej zieloną trawą, jaką można sobie wyobrazić. Gdzieniegdzie z ziemi wystawały kwiatki tak żółte, że zdawały się piszczeć.

Thorú odwrócił się jak zaczarowany. Zaczął podskakiwać, jakby miał o sześćdziesiąt lat mniej.

- Udało się nam! - krzyknął. - Uda...! - urwał w połowie drugiego okrzyku radości. Wypuścił powietrze z głośnym świstem. Zazezował.

- Co się stało? - spytała Knuta, ale odpowiedź była widoczna jak na dłoni. Starzec po prostu umarł ze szczęścia.

Dookoła niej rozległ się tętent kopyt. Postaci, na odnalezienie których spędziła większą część życia, pojawiły się znikąd i otoczyły ją.

- Centaury... - powiedziała bezwiednie. - Centaury - rzekła. Zakręciło jej się w głowie.

.

Kilka sekund później zdała sobie sprawę z kilku rzeczy jednocześnie.

Po pierwsze, nie zakręciło jej się w głowie od... Od, no, motyli w brzuchu. Tylko, raczej, od mdląco-fekalnego zapachu, który wydzielały stworzenia. Jakby kąpały się w... No, w wychodku. I nie były takie śliczne, gładkie i umięśnione jak te z obrazów i mozaik, które po nich zostały. Ich zdeformowane oblicza wyglądały, jakby każdy z nich spędzał sporo czasu z głową w ulu, gdzie bzyczenie zagłuszało świat i żaden z nich nawet nie słyszał o higienie.

Po drugie, nigdzie nie było widać wyjścia. Jak okiem sięgnąć, przestrzeń, której nie wypełniały centaury, zajmowała niekończąca się łąka. Żadnych kamieni, przejść, niczego. Lina, którą była przewiązana w pasie, kończyła się zaraz za ostatnim supłem.

Po trzecie, nie były zainteresowane rozmową. Usiłowała kilka razy zacząć to, co, wyobrażała sobie, powie im, gdy je zobaczy. Otworzyła kilka razy usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Same z siebie też nic nie mówiły. Stały tak, drobiąc końskimi nogami w miejscu i patrzyły na nią z góry.

Po czwarte, gdy pierwszy z nich ją szturchnął trzymanym w dłoniach mieczem, a drugi zdzielił przez plecy drzewcem krótkiej włóczni, pomyślała że może przybywanie w pokoju, bez noża, kamienia w skarpecie czy choćby... Armii golemów, uznała, było głupie. No i ta zbliżająca się szybko i z góry pięść nie zapowiada upragnionego spełnienia z wysokim, gładkim, umięśnionym pół-końskim, pół-ludzkim szlachetnym wojownikiem... Tylko raczej ból twarzy i złamany nos... W najlepszym wypadku. Uderzenie zamroczyło ją i straciła przytomność.

Gdy otworzyła znowu oczy, była naga. Wszystko, o czym śniła w swoich najbardziej mokrych snach, miało zaraz się dokonać. Ale w okolicy nie śpiewały ptaki, słońce nie zachodziło romantycznie, on nie recytował poezji, mięśnie na jego ramionach nie lśniły w promieniach słońca. Ten obok nie miał rozwianych włosów przytrzymywanych opaską, białych i zdrowych zębów rodem z płócien mistrzów, na szyi nie miał naszyjnika z kłów jakiegoś dzikiego zwierza i, no cóż, delikatny też nie był. Pozostali nie grali na lirach i fletniach, nie śpiewali romantycznych pieśni, nie mieli liści laurowych we włosach i ogólnie nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych. Cóż, pomyślała. Może rzeczywistość nie jest do końca taka jak w książkach, pomyślała. Przez dwieście lat sporo się mogło zmienić. Ale, jak mawiał Hirga, powiedziało się A...

Kiedy pierwszy wojownik przytrzymał ją i rozpoczął długo wyczekiwaną przez Knutę deflorację, w jej oczach zalśniły iskierki szczęścia. Po kilku sekundach dołączył drugi i iskry szczęścia zamieniły się w ogniska bólu. Wkrótce, gdy przyjemność nadal nie nadchodziła i czuła, że wszystko wewnątrz ją pali i boli i że jest rozrywana na strzępy dwoma końskimi penisami jednocześnie, chciała odepchnąć ich wszystkich i przywołać do porządku. Nie tak miało być! chciała krzyknąć, nie jesteście tacy!

Ciężko się krzyczy z ustami pełnymi własnej krwi, zauważyła. Ciężko nabrać powietrza, gdy dolna połowa ciała jest miażdżona i rozrywana przez, no... Konie. A przynajmniej te ich części, które odróżniają centaurów od ludzi.

.

Gdy Hirga wrócił, miał ze sobą ogromny tobół z szarego płótna, wyszywanego w kolorowe linie, zawiązany w wielki supeł. W środku coś szeleściło. Ledwo przecisnąwszy go przez drzwi, zapłacił kilku tragarzom, by pomogli mu zaciągnąć pakunek na kamienny most na rzece oddzielającej dwa miasta od siebie. Po drodze zatrzymał się w małym sklepiku z akcesoriami do lamp i zostawił w nim kilka monet. Nieco więcej, niż było trzeba.

Po tym, jak dotarli na miejsce i Hirga stanął na środku mostu, oblał dokładnie tobół najdroższym olejem do lamp i zapalił zapałkę, popatrzył na nią chwilę, po czym rzucił prosto na szare płótno wora. Zajął się od razu.

Gdy do dogasającej sterty papieru przybiegli strażnicy miejscy, zastali zwiniętego w kulkę i płaczącego mężczyznę, znanego w mieście jako mistrz Hirga. Odprowadzili pod sklep i choć wzywali Knutę, jego podopieczną, nikt im nie otworzył. Sklepikarz nie przestawał łkać, więc poproszono sąsiadów, by zaopiekowali się mężczyzną. Młodszy strażnik rozpoczął wypisywanie mandatu, ale podarł go pod naciskiem spojrzenia starszego.

Hirga powiesił się kilka godzin później, nie zostawiwszy listu pożegnalnego. Gdy przyszli po niego sąsiedzi i wezwali straż, okazało się, że nie zostawił też testamentu. W ogóle, nigdzie w całym domu i sklepie nie znaleziono ani skrawka zapisanego papieru.

.

Cwałujący przez krainę zatrzymanego czasu mutant odwrócił się w biegu i spojrzał na biegnących braci. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego wyrzekło się ich własne społeczeństwo.

Z jego pasa zwisały, nabite na żelazne haki, dwie ludzkie głowy.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • Canulas 01.01.2018
    "zarażeni entuzjazmem osiemnastolatki, pracowali na zmianę przy mapie, razem pracując, szyjąc i obsługując klientów." - może synonim pracy?

    "Dzielił się z Thorú ze swoimi obawami Hirga" dziwne zdanie. "Ze" - średnio pasuje.

    "nie, Hirga, rozumiesz, co to znaczy? - szturchnął lekko Hirgę w ramię. Hirga odwrócił głowę, spojrzał w stronę widocznego na niebie bladego księżyca." - drugie, bądź trzecie imię też bym jakoś przemianował. Np.: Ten.

    "Dwieście trzy lata temu." - jak dwadzieścia trzy, prawie.

    "chciała odepchnąć ich wszystkich i przywołać ich do porządku. Nie tak miało być!, chciała krzyknąć, nie jesteście tacy!" - Po wykrzykniku niepotrzebny przecinek + 2x ich blisko siebie.
    Dalsza część komentarza już z komputera.
  • Canulas 01.01.2018
    Ok. Strasznie wielokulturowe mi się to wydaje.
    Bajkowy świat miesza się z Pratchettem. Nie wiem czy dobre mam skojarzenia, bo mam tylko jedną jego książkę, ale miejscami tak mi błyszczy.
    Jest to kolejna rzecz napisana "bardzo inaczej". Dotykająca wielu aspektów.
    Końcowa puenta odzierająca z marzeń jest bardzo ładnie i subtelnie nakreślona, ale upiększania i ugrzeczniania nie ma.
    Naprawdę, pomimo długiego tekstu, czas mi poleciał moment.
    A w ogóle, to ciekawyś Ty przypadek.
    Tyle srok łąpiesz na raz, tyle światów budujesz, a wszystkie są dopracowane mocno. Naprawdę te miniaturki Thoru już nie wyglądają jako przerywniki od "Głównego dzieła". To już równomierne (co najmniej) się wydaje.
    Bardzo ładnie wykreowany świat.
    Gdzieś na końcu języka czuję, że powinno mi się jeszcze z czymś kojarzyć, ale póki co, nie pamiętam z czym.
    Kolejna dobra robota.

    Samo przejście mi się troszkę z pewnym bonusowym teleportem z Diablo III skojarzyło. Tam też się na łące łąduje.
  • Okropny 01.01.2018
    Jak zwykle wielkie dzięki za wyłapanie baboli - jak siądę do lapa to pozmieniam.
    Czy Pterry... (T. Pratchett) wątpię. Znowu mi siadło dark fantasy, czyli raczej nie on.
    A z nim to czytnij "Straż nocną", jeśli nie chcesz wszystkiego a jedno. Albo ogólnie, cykl o Straży. A potem o wiedźmach. I o Moiście von Lipwigu.

    Czy dopracowane są te światy? Wątpię. Czy ja chcę, by czytelnik tak myślał? O, zdecydowanie.
    Mam w cv wpisany "talent narracji", naprawdę. I mogę z powodzeniem zmyślić Twój życiorys do czterech pokoleń do tyłu lub przodu, bez chwalenia się, stwierdzam fakt.

    Nie grałem w Diablo. Rpg mi nie siedziały jakoś, zbyt ograniczone mi się wydawały, chyba
  • Okropny 01.01.2018
    Okropny jak zwykle najpierw napisał, potem pomyślał.

    Chciałem rzec, że te światy dopracowuję z najdrobniejszymi szczegółami ale pozwalam sobie na fog of war, w sensie, dobra, wiemy ze byly centaury i 200 lat temu chuj je strzelił. Że sa drzwi. Że sztuka muzyka masturbacja.
    Ale nie piszę całych światów z ich historią sztuką demografią itd itd, bo po pierwsze, nudzi mnie to. Po drugie, po co? Po trzecie, lubię zmyślać na bieżąco. Potrzebuję, żeby żyrafy latały? Pstryk, latają. Nie lubię nazbyt dopracowanych światów, lubię drzwiczki, furtki, zaułki.

    Mogę Ci zrobić wykład o tym, a mogę Cię skierować w kilka miejsc i zobaczyć, co powiesz.
  • Canulas 01.01.2018
    Ale tak, jak jest, jest dobrze. Podwaliny kładziesz na tyle obrazowe, że czytelnik (Ja) Ci wierzy. Nie potrzebne są pierdolety geograficzne. Moze kiedyś, jeśli sie zdecydujesz na nici łączące, chronologia się zda. Tera nie.
  • Felicjanna 03.01.2018
    No tak, nie doceniamy tego, co mamy.
    Bardzo baśniowo i... na luzie, chociaż zakończenie, heh, okropne
    Ja mam ogromny kłopot z mordowaniem bohaterów. Jeden już czeka tydzień na egzekucję, a tu rach ciach
    Pięknie zobrazowane. Czuć miejsca, w których akcja się toczy i, no...!
  • Okropny 03.01.2018
    Raczej się cieszę z tego komentarza, mimo że go nie do końca chyba rozumiem
  • Felicjanna 03.01.2018
    Okropny - okropne, w sensie losów bohaterów/
  • Okropny 04.01.2018
    Felicjanna mordowanie bohaterów jest bardzo przyjemne, ja polecam
  • Felicjanna 04.01.2018
    Okropny a mnie ich żal i muszę się tego nauczyć
  • Okropny 04.01.2018
    Felicjanna tylko nie bądź jak Grzedowicz.
  • KarolaKorman 05.01.2018
    ,,na poszukiwaniach ludzi, z którym pisywała '' - którymi
    ,,Listy polecające, które napisali dla niej Hirga i bibliotekarz, który'' - Listy polecające napisane dla niej przez Hirge i bibliotekarza, który (by uniknąć powtórzenia)
    ,,jedną stronę rękopisów na minutę. Miała dzienny przerób około tysiąca stron, '' - matko! to aż 17 godzin! a ja marudzę :(
    ,,podczas których patrzyła na przerysowane przez siebie ryciny z waz, na których '' - kiedy to patrzyła...
    ,,dłońmi wieko słoja,'' - tutaj bez słoja
    ,,Aż wreszcie, po trzech latach od Wielkiej Wyprawy, jak Hirga nazywał Knuty z Thorú, '' - tutaj coś jest nie tak, albo ja czegoś nie rozumiem :( Już wiem, jak nazywał podróż Knuty :) (dopisałam)
    ,,- Muszę je zobaczyć. '' - to piętro wyżej, bo dalej mówi dziewczyna
    ,,- Po drugie... - Dziadek '' - to dalej mówi dziadek, więc piętro wyżej
    ,, Dwaj mężczyźni, siedemdziesięciolatek i czterdziestolatek, '' a pod koniec piszesz ,, Miał, bądź co bądź, dziewięćdziesiąt lat ''
    ,,Thorú wyszczerzył zęby. Co z tego, że nie własne. '' - jak nie własne? Pożyczył? Ukradł? Były jego :) Na miarę :) Pewnie słono za nie zapłacił, to jego jak nic :)
    ,,- A to stary kozioł,'' - to też piętro wyżej
    ,,kwiatki tak żółte, że zdawały się piszczeć.'' - to świetne :)
    ,,Gdy do dogasającej stery papieru '' - sterty

    Eugenika nawet u centaurów miała wzięcie :) - to wpisałam wcześniej, w trakcie czytania.

    Teraz po przeczytaniu całości:

    Do słów ,,Kilka sekund później '' było coś pięknego :) Cudowna historia, pięknie opowiedziana. Kiedy oderwali mnie od czytania w którymś momencie (szykowali mapę), nie mogłam się doczekać, by doczytać do końca. Co miałam zrobić, zrobiłam po łebkach. Kibicowałam im z całego serca i podziwiałam zapał mężczyzn w pomocy dziewczynie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że po wspomnianych słowach dostanę obuchem w łeb :( Ale... Ale rzeczywistość bywa inna niż wyobraźnia, marzenia i to czego byśmy sobie życzyli. Końcówka pokazuje, że miałeś zdrowe podejście do tematu. Jest świetna i to właśnie ona nadaje wiarygodności temu opowiadaniu. Sam komentarz, a raczej jego długość, mówi sama o tym, jakie zrobiło na mnie wrażenie. Dawno nie czytałam czegoś tak emocjonującego :) Świetna robota :) Wielkie 5 :) Pozdrawiam :)
  • Okropny 05.01.2018
    Karola, wielkie dzięki za przysiąście nad tekstem, poprawki, jak nie zapomnę, naniosę dziś po robocie. Świetna robota!

    Cieszę się, że Ci się podobało. To super prezent z rana, taki komentarz :)
  • Ritha 13.01.2018
    Nadrabiam dalej :)
    "Miś był misiem tylko z nazwy" hehehe, no
    "Babcia Knuty biegała każdego dnia, świątek-piątek do biblioteki, by szukać informacji o kolejnych centaurach" - spoko babcia

    "Historię centaurów", "Wojnę centaurów" i "Życie i czasy centaurów" miała w małym palcu, podobnie było z "Centauriadą", "Chłopami i Centaurami" oraz "Dziejami wczesnych centaurów" :D

    "Hirga był mistrzem pluszarskim" :D

    Bardzo fajny klimat w tej miniaturze, spokojniejszy, ale bynajmniej nie nudny.
    "W jej tobołku, na samym dnie, schowany był maleńki, pluszowy centaur, którego Hirga musiał uszyć, gdy spała" - przesłodkie :)

    Powiem Ci, że wykorzystywanie tych samych imion w różnych miniaturach to jest strzał w dychę. Ciekawy zamysł, nie spotkałam się wcześniej.

    "- Centaury są moim całym życiem, Hirga, przecież wiesz. Gdybym nagle miała przestać, nie zostałoby mi... Nic - rzekła, a Hirga nie oponował. Nie chciał brać jej pod włos, że przecież zawsze zostałby jej on i sklep, który chciał jej przekazać i przejść na emeryturę. Że kocha ją jak córkę i to ona jest jego życiem, od dziesięciu lub więcej lat. Uśmiechnął się tylko smutno" - dawno nie pisałeś w ten sposób, podoba mi się taka nostalgia w Twoim wykonaniu (choć nie przebija dr Okropnego rozpalającego ognisko na wkurwie, przez co przez przypadek podpalił, czy tam prawie podpalił, ogromną Ćmę, ukochaną Hoffmana xDDD)


    Kilka technicznych dupsów:
    "po niewłaściwej stronie Kanału" i "jedyny rzemieślnik po tej stronie kanału" - "kanał" raz jest w dużej, raz z małej, no chyba że o inny kanał chodzi w tych zdaniach
    "Tysiące woluminów z czasów Wojen, setki rękopisów, poematów, receptur, dziejów rodów (które Knuta i tak miała w małym palcu i mało co mogło ją zadziwić) - Knuta chciała przeczytać je wszystkie" - wywaliłabym drugie "Knuta", niepotrzebne powtórzenie według mnie, po prostu "chciała przeczytać je wszystkie"
    "- Chciałabym je zobaczyć na żywo. - przyznała" - kropka out
    "Aż wreszcie, po trzech latach od Wielkiej Wyprawy, jak Hirga nazywał Knuty z Thorú" - tu nie wiem czy nie powinno być "jak Hirga nazywał spotkanie* Knuty z Thorú", czy jakoś tak, no chyba że czegoś nie skumałam
    "Przywiążemy linę po naszej stronie i Thorú stanie przy drzwiach tak, by te nie zamknęły się od wewnątrz" - tu chyba te Drzwi* z dużej
    "Muszę je zobaczyć. - powiedziała" - znów kropka
    "- Że możecie tam umrzeć. - powiedział" - i tu
    "- Hirga. - zaczął" - i tu (kurwa, zaczynam myśleć, że może te kropki tam jednak powinny być?)
    "- Co się stało? - Spytała Knuta" - spytała*

    Matko Kochana, Thoru dostał zawału, Hirga się powiesił, a Knutę zerżnęły konie. Okropny's World Welcome :D A tak serio, to opowieść mi się podobała, zaczytałam się. Zakończenie mi się podobało, jakaś nauka z tego idzie, że pewne marzenia mogą nie być warte poświęcania im czasu, ale tylko tak skrajnie surrealne, jakie miała Knuta. I że ignorowała wielki skarb w postaci Hirgi, który był przespoczi. Bardzo fajna miniaturka, choć w sumie nie taka mini mini miniaturka. Pięć gwiazd zaświeciło :)
  • Okropny 13.01.2018
    poprawione :)

    Dzięki za wizytę, za poprawki, za wnioski i za te wnioski, z których płynie morał. Wielkie dzięki.
  • Canulas 02.05.2018
    Jak już dziś wspominałem we stosownym wątku, rozpoczynam inwazyjno-zaczepne działania z iście inkwizycyjną żarliwością.
    Cały zamysł polega na tym, że będę dwa razy w tygodniu odświeżał komentarzem tekst, który szczególnie mi podpasował, a który z racji zagrzebania ma nikłą szansę na zaistnienie.
    Tak więc rzeszo nowych userów, słuchajta!
    Wedle mję, to prawdopodobnie najlepszy tekst, musowo top 3, obywatela Terribla. I jako taki winien być szerzej znany.

    Komentarz nieco niezgrabny, ale ścierpła mnie łapka i mam srogie boleści.
    Nie mniej, zapraszam serdecznie pod ten uroczy, Terriblowy dach.

    A tak organizacyjnie: Szyćko, co polecam, byde też wkładał linkami w stosowny wątek.

    Dasz bór.
  • Okropny 02.05.2018
    Dziękuję Ci, Batmanie. (Darz bór)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania