Jeeeej, Jolka, piękne!
Te relacje między nimi, te obserwacje, ten smutek, ta starannie pielęgnowana nadzieja.
Ten język, którym opowiadasz:)
Zauważyłam kilka drobiazgów:
"Spojrzałem na pokruszone, jak stare ciasto bloki" - niepotrzebny przecinek
"przyglądał się z nad zgniecionej kierownicy" - znad
"a później dołączyłem do żwawych kroków" - tu by się przydało dopełnienie, czyich kroków? Wiem, że to wynika z kontekstu, ale w zdaniu czegoś brakuje.
"nie było czasu na zbędne dyskuje" - literówka
"czy jeszcze mam, gdzie mieszkać?" - zbędny przecinek
"Kierowca pastelowego autobusu przyglądał się znad zgniecionej kierownicy, martwym, wronim spojrzeniem." - cholera, co się ostatnio nie obejrzę, to wronie spojrzenie. Już trzeci tekst.
"Z bolesnego otępienia wyrwał mnie wysoki głos." - wiem o co chodzi, ale nie jestem pewien, co do zapisu. Może: wysoki ton głosu?
"— Co z Robem? — przystanęła, odgarniając gałęzie z rumianych policzków. — Powinniśmy mu pomóc. Zabił dla nas szczury." - przystanek nie odnosi się do sposobu wypowiedzi. Z wielkiej.
"Zwłaszcza, że mrok przekwitał tuż przed oczami, a słońce w końcu pokazało się przemoczonym, napęczniałym od strachu twarzom." - zwłaszcza że nie rozdzielasz.
"— No co? Czytałam w książkach — wyprostowała ramiona i wypięła klatkę do przodu." - To samo. "wyprostowała" z wielkiej.
"Siedemnastoletnia Lori z atrybutem dorosłości, przytkniętym do kącika ust, ruszyła znów jako pierwsza." - bardzo ładne.
"— Jestem głodny — Rob przystanął kilka metrów dalej, obok sklepiku z dywanami." brak kropki przed "Rob"
"Obraz tkwiących w stacyjce kluczyków, dobijał się do głowy coraz mocniej, a ja poraz kolejny poczułem, że tracę grunt, że skradziono mi coś cennego." - nie mam pewności, ale być może "po raz".
OK. Część bardzo ładnie puentuje, ale (co oczywiste) efekt wow zostawiam dla jedynki.
Wydaje mi się, że to jest rodzaj tekstu, który powinien podlegać wielkiemu rozbudowaniu i nawet dobre (jak w tym przypadku) skrócenie jest dla niego ze szkodą.
Tak myślę.
Pozdrox
Dużo pięknych opisów i cały ten klimat, w którym zanurzasz czytelnika, obrazy. Niektóre dopiski przy bohaterach bardzo mi się podobały, ale niektóre były hmm zbyt rozbudowane. Powiem tak nie jestem typem czytelnika jeżeli chodzi o rozbudowane opisy, ale podziwiam gdzieś u innych, u ciebie, mi ogólnie ciężko się skoncentrować, chyba, że mam odpowiedni nastrój; gdzieś w połowie złapałam się np na tym że czytam bardzo ładne zdania, a urwało mi się o co chodzi w ogóle. Tylko to pewnie moja wina;) Będę czytać cdn tej dwójki. Taka mała i bestia w post apo :)
jolka_ka I jest! Bo masz/wplatasz i dialogi i fabułę. Naprawdę pod tym kątem super! Tylko ja jako ja plus chyba ogólnie jakis dziwny stan i pora miałam pewne momenty. Dobrze się czyta, jest czytelnie. Tutaj największym plusem klimat i urok relacji dwóch kontrastowych bohaterów.
Jolka→Masz smykałkę do takich tekstów. Chodzących ''twardo po ziemi''. Ale poetycko też potrafisz - jak chcesz.
Klimat taki trochę przygnębiający, ale niezupełnie. Mimo wszystko odczuwa się... życie. Rozmowy też takie... życiowe... mimo...
''Ulica była tak wąska, że nie nadano jej żadnej nazwy'' - super zdanie jak dla mnie, wiele mówiące
Pozdrawiam:)→5
Niesamowicie się cieszę, że jednak idziesz w serię. Masz piękne, plastyczne opisy, postaci z krwi i kości, a świat realny i prawdziwy. Samo się czyta :D
Biedny duży Rob. Bardzo go polubiłam :(
„Odetchnąłem ciężko. Miasto porażało grozą zamkniętą w bryłach betonu. Straszyło ludźmi, którzy nie zdążyli uciec z czterokołowców. Kierowca pastelowego autobusu przyglądał się znad zgniecionej kierownicy, martwym, wronim spojrzeniem. Jakby nadal nie dowierzał, że to jego ostatni kurs” – tu bardzo fajnie
„Spojrzał przed siebie stalowym, zimnym wzrokiem.
— Popilnuję tej nory. Żeby nikt nie ukradł.
Nastała dziwna, niezręczna cisza. Żadne z nas nie zamierzało wracać pod most. Zwłaszcza że mrok przekwitał tuż przed oczami, a słońce w końcu pokazało się przemoczonym, napęczniałym od strachu twarzom” – tren moment też mi się podoba, bo w tym momencie targnęło mną współczucie, bo on teraz zostanie sam sobie :(
„Weszliśmy w zachodnią. Większa jej cześć wyglądała jak pobojowisko. Powyginane karykaturalnie drzewa zaglądały w oczodoły metalowych, ciemnych bram” – to bardzo na tak
„Co kilkadziesiąt metrów spotykaliśmy osoby, wyglądające nieśmiało przez szarawe zazdrostki” – i to, pobudza wyobraźnię
„a ja poraz kolejny poczułem” – po raz*
„siląc się na twardy ton gentlemanow z lat dwudziestych” – gentelmanów*
Opisy są fenomenalne, jestem tam i widzę, szkoda mi Dużego Roba, nadal w moim guście opko, klimat postapo 200 %, dialogi osnute jakąś melancholią, no wszystko gra i buczy.
Duże pięć zostawiam :)
Witam
W tym całym mrocznym krajobrazie świetnie umieszczasz takie niuansy jak żółte rajstopy, pastelowy autobus.
Niepamięć to wybawienie myślę, że chyba to prawda.
Siedemnastoletnia Lori z atrybutem dorosłości, przytkniętym do kącika ust, ruszyła znów jako pierwsza... najbardziej trzeźwo myśląca i prowadząca grupę. Władcza, ale też i troskliwa szczególnie o Roba.
Ten duży chłopiec zagubił się całkowicie.
Bardzo wzruszająca scena z wnęka pod mostem, kawałek bezpiecznej szczeliny okazało się dla Roba czymś więcej, domem i miejscem własności.
Są momenty, szczególnie na początku, że opisy są naprawdę gęste, mi się to podoba bardzo. Poza tym im dalej tym ta gęstość maleje, jest więcej dialogów, więc jest git, a opisy tylko dodają smaku. Bohaterowie naprawdę fajni, niewymuszeni. No i klimat, naprawdę bardzo dobry. Jest świetnie :)
"Jak narośl, w dziwnej, smutnej symbiozie." - piękne
Część bardzo przyjemna, przemyślana. Czyta się z zaciekawieniem i pytaniem "co dalej, co dalej". Fajnie nakreślona różnica w "gabarytach" pomiędzy Lori a Robem - urocza z nich dwójka kompanów. Rob przypomina mi trochę jednego z bohaterów książki "Myszy i ludzie" (Lennie'go).
Wciągające opowiadanie, w swoim czasie pójdę dalej :)
Pozdrawiam.
Komentarze (25)
Te relacje między nimi, te obserwacje, ten smutek, ta starannie pielęgnowana nadzieja.
Ten język, którym opowiadasz:)
Zauważyłam kilka drobiazgów:
"Spojrzałem na pokruszone, jak stare ciasto bloki" - niepotrzebny przecinek
"przyglądał się z nad zgniecionej kierownicy" - znad
"a później dołączyłem do żwawych kroków" - tu by się przydało dopełnienie, czyich kroków? Wiem, że to wynika z kontekstu, ale w zdaniu czegoś brakuje.
"nie było czasu na zbędne dyskuje" - literówka
"czy jeszcze mam, gdzie mieszkać?" - zbędny przecinek
Jestem pod wielkim wrażeniem!
Pozdrowienia!
"Z bolesnego otępienia wyrwał mnie wysoki głos." - wiem o co chodzi, ale nie jestem pewien, co do zapisu. Może: wysoki ton głosu?
"— Co z Robem? — przystanęła, odgarniając gałęzie z rumianych policzków. — Powinniśmy mu pomóc. Zabił dla nas szczury." - przystanek nie odnosi się do sposobu wypowiedzi. Z wielkiej.
"Zwłaszcza, że mrok przekwitał tuż przed oczami, a słońce w końcu pokazało się przemoczonym, napęczniałym od strachu twarzom." - zwłaszcza że nie rozdzielasz.
"— No co? Czytałam w książkach — wyprostowała ramiona i wypięła klatkę do przodu." - To samo. "wyprostowała" z wielkiej.
"Siedemnastoletnia Lori z atrybutem dorosłości, przytkniętym do kącika ust, ruszyła znów jako pierwsza." - bardzo ładne.
"— Jestem głodny — Rob przystanął kilka metrów dalej, obok sklepiku z dywanami." brak kropki przed "Rob"
"Obraz tkwiących w stacyjce kluczyków, dobijał się do głowy coraz mocniej, a ja poraz kolejny poczułem, że tracę grunt, że skradziono mi coś cennego." - nie mam pewności, ale być może "po raz".
OK. Część bardzo ładnie puentuje, ale (co oczywiste) efekt wow zostawiam dla jedynki.
Wydaje mi się, że to jest rodzaj tekstu, który powinien podlegać wielkiemu rozbudowaniu i nawet dobre (jak w tym przypadku) skrócenie jest dla niego ze szkodą.
Tak myślę.
Pozdrox
Dziękuję i też pozdrawiam :)
Klimat taki trochę przygnębiający, ale niezupełnie. Mimo wszystko odczuwa się... życie. Rozmowy też takie... życiowe... mimo...
''Ulica była tak wąska, że nie nadano jej żadnej nazwy'' - super zdanie jak dla mnie, wiele mówiące
Pozdrawiam:)→5
Biedny duży Rob. Bardzo go polubiłam :(
„Spojrzał przed siebie stalowym, zimnym wzrokiem.
— Popilnuję tej nory. Żeby nikt nie ukradł.
Nastała dziwna, niezręczna cisza. Żadne z nas nie zamierzało wracać pod most. Zwłaszcza że mrok przekwitał tuż przed oczami, a słońce w końcu pokazało się przemoczonym, napęczniałym od strachu twarzom” – tren moment też mi się podoba, bo w tym momencie targnęło mną współczucie, bo on teraz zostanie sam sobie :(
„Weszliśmy w zachodnią. Większa jej cześć wyglądała jak pobojowisko. Powyginane karykaturalnie drzewa zaglądały w oczodoły metalowych, ciemnych bram” – to bardzo na tak
„Co kilkadziesiąt metrów spotykaliśmy osoby, wyglądające nieśmiało przez szarawe zazdrostki” – i to, pobudza wyobraźnię
„a ja poraz kolejny poczułem” – po raz*
„siląc się na twardy ton gentlemanow z lat dwudziestych” – gentelmanów*
Opisy są fenomenalne, jestem tam i widzę, szkoda mi Dużego Roba, nadal w moim guście opko, klimat postapo 200 %, dialogi osnute jakąś melancholią, no wszystko gra i buczy.
Duże pięć zostawiam :)
Dzięki Ci piękne :)
Bez przesady, Jolka, nie robisz błędów, a raptem kilka się każdemu zdarza. "Coraz" razem.
W tym całym mrocznym krajobrazie świetnie umieszczasz takie niuansy jak żółte rajstopy, pastelowy autobus.
Niepamięć to wybawienie myślę, że chyba to prawda.
Siedemnastoletnia Lori z atrybutem dorosłości, przytkniętym do kącika ust, ruszyła znów jako pierwsza... najbardziej trzeźwo myśląca i prowadząca grupę. Władcza, ale też i troskliwa szczególnie o Roba.
Ten duży chłopiec zagubił się całkowicie.
Bardzo wzruszająca scena z wnęka pod mostem, kawałek bezpiecznej szczeliny okazało się dla Roba czymś więcej, domem i miejscem własności.
Czy to już koniec i nie zobaczą się już z Robem?
Pozdrawiam
Część bardzo przyjemna, przemyślana. Czyta się z zaciekawieniem i pytaniem "co dalej, co dalej". Fajnie nakreślona różnica w "gabarytach" pomiędzy Lori a Robem - urocza z nich dwójka kompanów. Rob przypomina mi trochę jednego z bohaterów książki "Myszy i ludzie" (Lennie'go).
Wciągające opowiadanie, w swoim czasie pójdę dalej :)
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania