Chłopiec, który przestał się bać

Ciemność.

 

Większość z nas utożsamia napomkniętą ciemność z nieznanym strachem, czy też najgłębszym z ukrywanych lęków. Powiada się, że gdy rozum śpi budzą się demony. Aczkolwiek ludzie uważają, że to właśnie w mrocznych kątach ciemnego pokoju, ukrywają się demony tylko czyhające na nasz moment nieuwagi. By zaatakować. By zabawić się naszym kosztem. By zrobić coś przerażającego. Właśnie tego obawiałem się jako dziecko. Najgorsze demony czaiły się za zamkniętymi drzwiami mojej szafy, wypełnionej po brzegi ubraniami, zabawkami oraz butami. W bezksiężycowe noce potrafiłem z jawnym przerażeniem obserwować godzinami białe drzwi szafy z obawy przed ukrywającymi się demonami, duchami, strzygami, czy potworami. Dzieci często miewają zbyt wybujałą wyobraźnię. Moja wybijała się ponad przeciętną, równocześnie byłem niesamowitym tchórzem.

 

Aż poznałem ją....

 

Moją obrończynię, odwagę, nadzieję i przyjaciółkę. Nawet po 23 latach, pamiętam tą noc jakby wydarzyła się wczoraj. Leżałem w łóżku zakryty po nos swoim czerwonym kocem, przyglądając się nieruchomo swojej szafie. Mógłbym przysiąc, że czasem gdy mój rozum zasypia, potwory różnej maści to wykorzystują wkradając się do mego umysły, tworząc różnego rodzaju najgorsze koszmary. Jakie by miały z tego korzyści? Nie mam pojęcia. Może ich siłą jest ludzki strach? Zatem postanowiłem nie zasypiać. Zacząć swoją ucieczkę od strachu. Tamtej nocy, gdy miałem osiem lat ktoś nauczył mnie walczyć. Niestety zasnąłem, a moja najgorsza mara znów zaczęła mnie dręczyć. Zielonkawa strzyga z niemiłosiernie długimi pazurami goniła mnie przez ciemny las, próbując zagonić w kozi róg, a tam wraz ze swoimi przyjaciółkami pożerały mnie żywcem. Kawałek po kawałeczku. Obudziłem się z głuchym krzykiem, a pot gęsto spływał z mojego czoła, chociaż była chłodna majowa noc. Otwierając gwałtownie powieki spojrzałem w oczy mojemu osobistemu potworowi. Trudno opisać jego formę prostymi słowami. Był on zlepkiem różnych części ciała tajemniczych monstrów z moich koszmarów. Jego twarz była nachylona nad moją, a ślina skapywała z jego rozchylonych, sinych, warg. Jego czarne oczy przyglądały mi się z uwagą, jakby chciały przyjrzeć się mojej duszy.

 

- Dzieciak nie śpi. - odezwał się ochrypły głos, zwracając się ku nieznanej mi postaci.

 

- Najwidoczniej. To nie dobrze. Nie zostaliśmy nasyceni. Jesteśmy głodni. Tak bardzo głodni. - odezwało się ponownie tajemnicze monstrum, tym razem różnymi głosami. Strach sparaliżował moje ciało. Nie potrafiłem nawet krzyczeć. Lęk przejął kontrolę nad zdrowym rozsądkiem. Wtedy ktoś wskoczył przez otwarte okno, wypowiadając nieznaną mi plątaninę słów. Potwór zaczął przeraźliwie krzyczeń, chwytając się za część ciała, którą przypominała uszy. Osoba, która przed chwilą uratowała mnie przed nieznanym mi losem, chwyciła mój nadgarstek zmuszając bym wstał z łóżka.

 

- Wszystko dobrze?! Jesteś ranny?! - spytała z niepokojem, potrząsając mną.

 

- T-Tak. C-co się dzieje? - wydusiłem zmuszając się do niesamowitego wysiłku. Tajemniczym wybawicielem, a raczej wybawicielką była starsza ode mnie dziewczyna o około 10 lat. Miała długie rude włosy oraz niesamowicie zielone oczy. Mogłem ujrzeć ich kolor nawet w tych egipskich ciemnościach. Dziewczyna przewyższająca mnie o około dwie głowy, przerzuciła mnie przez ramię, wyskakując z okna mojego pokoju. Krzyknąłem z przerażeniem, wbijając paznokcie w jej ramię.

 

- Nie mamy czasu na wyjaśnienia! Musimy złapać Monstrum w Klatkę! Przepraszam, ale jesteś moją przynętą! - Nie mamy czasu na wyjaśnienia! Musimy złapać Monstrum w Klatkę! Przepraszam, ale jesteś moją przynętą! - w tej chwili wydawało mi się, że traktuje mnie jak mało znaczący worek ziemniaków.

 

- Cz-czekaj! Jaka Klatka?! Co to za potwór?! Chciał mnie zjeść?! - zapytałem, jeszcze drżąc z przerażenia, nie mogąc pozbyć się z umysłu widoku wiszącą nade mną gadziną.

 

- Obiecuję, że wszystko wyjaśnię, gdy tylko się go pozbędę! Zaufaj mi!- odpowiedziała z szerokim uśmiechem, a ja z niewiadomego mi powodu postanowiłem jej zaufać. Nie wiedzieć dlaczego, dzięki niej poczułem się odważniejszy. - Dotarliśmy. - szepnęła tajemniczo stawiając mnie na ziemi. Moje bose nogi dotknęły zimnego piasku piaskownicy, która znajdowała się pośrodku placu zabaw. - Jak masz na imię? - rzuciła w moim kierunku, rozsypując wokoło nieznany mi pył.

 

- Nathan. - odparłem niepewnie z uwagą przyglądając się jej ruchom. Po rozsypaniu pyłu, wyjęła z swojego plecaka dziwny przedmiot, który często wisiał w różnego rodzaju pomieszczeniach. Przedmiot przypominał okrągłą plecionkę, przyozdobiony ptasimi piórami oraz koralikami. Był to zapewne jakiś amulet. Dałbym sobie rękę uciąć, iż ten amulet posiadał swoją nazwę.

 

- Miło mi Cię poznać, Nathan. Nazywam się Tian. Jestem Łowczynią Monstrów. Wy dzieciaki nazywacie je potworami. Często miewasz koszmary, prawda? - przytaknąłem niepewnie głową, a ta rozcięła srebrnym nożem z jakimiś wymyślnymi runami, swoją dłoń. Następnie zamoczyła palec wskazujący swojej prawej ręki w owej krwi, by móc coś napisać na ziemi. - Monstra żywią się strachem ludzi. Dlatego, że dzieci są najbardziej podatne na lęki, jesteście łatwą ofiarą dla tych osobników. Niestety czasem Monstra przesadzają naruszając tym samym duszę, wskutek czego ludzie zapadają w śpiączkę lub umierają we śnie. Trochę to skomplikowane...- zauważyła niezrozumienie malujące się na mojej twarzy. - Nic nie rozumiem z tego co się dzieję. - jarzeniowa żarówka latarni, była jedynym źródłem światła w tą bezgwiezdną noc.

 

- Jestem tylko dzieckiem! Chcę do domu! Natychmiast zaprowadź mnie do mamy i taty! - łzy cisnęły mi się do oczu. Byłem tylko przerażonym dzieckiem, wyciągniętym w środku nocy przez jakieś babsko, by stać się przynętą dla jakiejś bestii.

 

- Ciii. Ciiii....Posłuchaj mnie Nat. - podeszła do mnie, kładąc ostrożnie swoją prawą dłoń na moim ramieniu. Lewą ręką starła łzy, spływające po moich bladych licach. - Kiedyś byłam taka jak ty. Słaba, wątła, przerażona, bezbronna. Często nawiedzały mnie strzygi, mary, bestie, niewyobrażalnie obrzydliwe monstra. Aż pewnego razu uratował mnie pewien Łowca. Nauczył mnie wszystkiego, co tylko mógł. Nauczył mnie walczyć i chronić. Zatem to robię. Wiem, że się boisz, ale czy nie jesteś już tym zmęczony? - zawiesiła wzrok na moich przeszklonych oczach, oczekując odpowiedzi. Kiedy byłem na nią gotów, po dłuższej odpowiedzi, pojawił się on. Mój nocny stręczyciel z szafy. Pisnąłem chowając się za plecami młodziutkiej dziewczyny, która uniosła do góry owy amulet.

 

- Jesteś Łowcą. - stwierdziła kilkoma głosami, ciężko dysząca gadzina.

 

- Łowczynią! Przybyłam by Cię zamknąć.

 

- Jesteś za słaba. - stwierdziwszy to ruszył na nią z niewytłumaczalną dla jego gabarytów, prędkością. Rudowłosa prędkość odrzuciła mnie na bok, przeskakując nad potworem, łamiąc tym samym wszelkie prawa grawitacji. Podziwiałem jej wspaniałą kocią grację, leżąc na zimnym piasku. - Nie oceniaj książki po okładce. - wypowiedziawszy te słowa, uderzyła otwartą dłonią o ziemię, wypowiadając pewną inkantację w języku łacińskim. Wokół zalśniła krwista poświata, tworząca okrąg. A pośrodku tego okręgu klęczała zielonooka oraz moja zmora. Czułem jak moje serce podskakuje pod gardło, a adrenalina uderza do głowy. Potwór zaczął wydawać z siebie mrożące krew w żyłach odgłosy. Nagle zerwał się do biegu uderzając dziewczynę w twarz. Ta przetoczyła się poza okrąg, który zgasł. Podbiegłem do niej przerażony upadając na kolana. Uparcie trzymała w swoich dłoniach pleciony przedmiot.

 

- Tian! - zawyłem jej imię. Syknęła z bólu, chwytając się za ramię.

 

- Wiesz jak to jest, kiedy dorośli mówią ci, że wszystko będzie dobrze, ale wiesz, że pewnie kłamią, żebyś poczuła się lepiej?

 

- Tak.- odparłem, przytakując głową oraz przełykając ciężko gulę, która utkwiła w moim gardle.

 

- Wszystko będzie dobrze.- uśmiechała się, ale jej twarz wyrażała tylko cierpnie. Odrzuciła mnie, próbując zablokować atak potwora. Lecz ten przygniótł ją swoją ogromną, owłosioną, łapą. Zaniemówiłem, obawiając się, że to koniec naszej przygody. Nie. Koniec jej życia. Nagle jasna poświata wydobywająca się spod jego łapy, zmusiła go do odwrotu. Poświata znikła, a rudowłosa stanęła na nogi. Pokrwawiona, zraniona, pewnie również połamana, nadal uparcie walczyła. Dla mnie. Za mnie. Uniosła ku górze tajemniczy przedmiot, a krąg znów zalśnił jeszcze jaśniejszym blaskiem. Monstrum wpadło w szał, rozwalając wszystko co znajdowało się wokół, aż wreszcie amulet wessał jego egzystencje. Zaniemówiłem z wrażenia. Tian schowała nieznany mi przedmiot, z powrotem do swojego plecaka. - Wszystko w porządku? - podbiegła do mnie z prawdziwym przejęciem.

 

- T-Tak. Czy ja śnię? - zaśmiała się melodyjnie, poklepując mnie po głowie.

 

- Nie. Jesteś pierwszą osobą, która zobaczyła mnie w akcji. Byłam niezła, prawda?! Prawie jak prawdziwa bohaterka. - westchnęła spoglądając na złoty zegarek z czarną tarczą, znajdujący się na jej ręku. - Czas wracać. Gdy się rano obudzisz uznasz to wszystko za zły sen.

 

- Nie chcę! Chcę być taki jak ty!- krzyknąłem zaprzeczająco, chwytając rąbek jej czarnego podkoszulka. Podświadomie czułem, że to już czas przestać uciekać. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ponownie poklepując po głowie oraz podając rękę. Przyjrzałem się jej. - Jesteś pewien? - Chcę nauczyć się walczyć i chronić. Chronić innych.

 

- Zatem miło mi Cię poznać, Nathan, Łowco Monstrów. - uścinąłem jej dłoń, zaczynając moją przygodę w której nauczyłem się przezwyciężać mój własny strach przed ciemnością. Od tamtej pamiętnej nocy wkradała się do mnie noc w noc ucząc wiele pożytecznych rzeczy. Dowiedziałem się, czym tak naprawdę się te nocne stwory. Przybyły one z innego wymiaru, podążając za swoimi pierwotnymi instynktami. Jako, że strach to podstawowy składnik ich diety, wyruszyli tam gdzie było go najwięcej. Od wieków nawiedzają ludzkie umysły, doprowadzając do niezliczonych nieszczęść. Ludzie nauczyli się z nimi walczyć, wypracowując w sobie odwagę oraz kreując Łowców. Łowcy to wojownicy cienia, niewielu wie o ich istnieniu, a jeszcze mniej walczy w ich szeregach. Łowcami mogą zostać jedynie jednostki, których strach nie paraliżuje, a napędza do działania. Wspomniane amulety to Klatki, nazywane przez ludzi Łapaczami snów. Służą do zamknięcia w nich owych potworów. Poza tym istnieje mnóstwo sposobów, które doprowadzają do osłabnięcia bestii.

 

- Jesteś niesamowicie silna, Tian. - stwierdziłem rzecz oczywistą dla mnie, a ta uraczyła mnie pstryczkiem w noc rzucając za siebie kolejną palącą się księgę.

 

- Wiesz kto jest prawdziwie silny? Nie ten co się boi, a ten co przezwycięża swój lęk. Dzięki jej działaniom przestałem się bać potworów z mojej szafy. Wiedziałem, że zawsze jest osoba, która będzie mnie przed nimi chronić. Nie. Wiedziałem, że potrafię już z nimi walczyć. Nie muszę już dłużej uciekać. Mogę spokojnie zasnąć we własnym łóżku.

 

Pewnego razu w bezksiężycową noc usłyszałem hałas z sypialni moich rodziców. Bezmyślnie zerwałem się z łóżka uzbrojony w kij basbellowy, a następnie zbiegłem po schodach. Trzy razy zapukałem do ich drzwi, brak żadnej odpowiedzi utwierdził mnie w przekonaniu, iż coś niedobrego dzieje się w ich pokoju. Zacisnąłem mocniej swoje drobne palce na drewnianym kiju, ostrożnie naciskając na metalową klamkę. Wchodząc do środka ujrzałem coś niewyobrażalnie przerażającego. Kolejną bestię. Sądziłem, że jestem gotów. Sądziłem, że jestem dostatecznie odważny.

 

Myliłem się.

 

Upadłem na kolana nie mogąc się ruszyć. Byłem jedynie wstanie biernie obserwować jak potwór wszczepia się swoimi mackami w umysł moich ukochanych rodziców. Łzy mimowolnie spływały po moich policzkach. Byłem bezradny. Bałem się. Liczyłem na to, że pojawi się któryś z Łowców. Liczyłem na to, że Tian wskoczy przez okno jak tamtej nocy. Lecz nic takiego się nie stało. Wiedziałem, że już nikt nie przybędzie. Wreszcie przypomniałem sobie słowa mojej przyjaciółki.

 

"Posłuchaj. Boisz się prawda?"

 

Zamknąłem usilnie powieki, zagryzając dolną wargę niemalże do krwi.

 

"Jesteś przerażony."

 

Wciągnąłem haust wiosennego powietrza.

 

"Wiem, że się boisz. Ale nie ma w tym nic złego."

 

Ścisnąłem mocniej swój kij do gry w baseball.

 

"Czy nikt Ci nie powiedział, że strach jest supermocą?"

 

Otworzyłem pewniej oczy, wstając z kolan.

 

"Dzięki niemu jesteśmy szybsi, sprytniejsi oraz silniejsi."

 

Przyjrzałem się potworowi, który zwrócił na mnie swoją uwagę. Odrywając się od swojego „posiłku”, zaczął kierować swoje kroki ku mojej postaci.

 

"Pewnego dnia twój strach przekroczy granicę twojej wytrzymałości."

 

Wyprostowałem się. To nie tak, że się nie bałem. Byłem przerażony, na tyle, że mógłbym w tamtym momencie narobić w spodnie. Lecz bezpieczeństwo moich rodziców było w tamtej chwili ważniejsze.

 

"Ale to dobrze."

 

Zamachnąłem się, lecz potwór odrzucił mnie na ścianę, przyciskając do niej swoją ogromną łapą. W mroku ujrzałem jego misterny uśmiech. Nie ma znaczenia, czy coś się czai pod łóżkiem lub w mroku jeśli wiesz, że masz się prawo tego bać. Oblizał swoje wargi, zbliżając swoją twarz ku mojej. Chuchnął.

 

"Zawsze będziesz się bać."

 

Zdołałem go odepchnąć do siebie, dzięki inkantacji, której nauczyła mnie rudowłosa by osłabić Monstrum.

 

"Nawet jeśli nauczysz się to ukrywać."

 

Wbiegłem do swojego pokoju, rzucając się na poduszkę.

 

"Strach to towarzysz."

 

Drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła ogromna bestia, przeraźliwie się uśmiechająca. Niewiele myśląc rzuciła się na mnie, a ja stoczyłem się z łóżka.

 

"Stały towarzysz, zawsze obecny."

 

Swymi długimi pazurami próbowała mnie zranić, lecz ja schowałem się pod łóżko rozsypując z worka, biały pył. Następnie wypowiadając kolejny potok słów, który dla mnie wydawał się bełkotem, a w tamtym czasie był jedną z broni, którą mogłem wykorzystać.

 

"Ale nic w tym złego."

 

Nie wiem skąd znalazłem sobie te niesamowite pokłady odwagi. Wygrzebałem się spod łóżka, unosząc na wysokość swojej głowy, Łapacz snów podarowany mi wcześniej przez Tian. Potwór spojrzał na mnie z przerażeniem.

 

"Strach sprawia, że jesteśmy odważniejsi."

 

Jego mina zrzedła. Teraz ja mogłem śmiać się do woli.

 

- Znikaj. - oznajmiłem twardo, a koszmar momentalnie znikł wraz z jego piekielnymi wrzaskami.

 

Strach czyni nas wszystkich bohaterami.

 

Westchnąłem z ulgą, upadając bezsilnie na podłogę. Czułem jak wszystkie emocje ze mnie uchodzą, jak ogromny ciężar opada z mojego drobnego, dziecięcego, serca.

 

- Gratuluję. - oznajmił głos, dobiegający z otwartego okna. Podniosłem głowę, a rudę włosy unosiły się radośnie na nocnym wietrze. - Nareszcie pokonałeś swój lęk. Stałeś się taki jak ja. - Tian zeskoczyła z parapetu, przykucając przy mnie.

 

- Dlaczego mi nie pomogłaś? - wysapałem zmęczony stoczoną bitwą. Uśmiechnęła się z przekąsem, prezentując mi prztyczka w nos.

 

- Wtedy zawsze byłbyś słaby. Dlatego, że wykonałam swoje zadanie czas wracać. Jutro o wszystkim zapomnisz. - wstała, otrzepując się z wyimaginowanego pyłu. Dopiero po chwili zrozumiałem sens jej wypowiedzi.

 

- Jak to zapomnę?! Przecież miałem stać się Łowcą! Przecież...jesteśmy przyjaciółmi. - wydusiłem z siebie, chwytając ją za dłoń. Pokręciła zaprzeczającą głową.

 

- Łowcy istnieją po to, by rodzić odwagę w wątłych sercach. Nie jesteśmy zwykłymi ludźmi. Nie jesteś gotów by poświęcić swoje życie wraz z duszą i człowieczeństwem na walkę w mroku. Ty masz przyszłość, masz rodzinę, przyjaciół...Doceń to i walcz o to. Kiedyś na pewno się spotkamy, a wtedy to ty mi pomożesz w potrzebie. - ścisnęła dłonie, w których trzymałem Łapacz snów. - A przyjaciółmi zawsze będziemy. - ucałowała moje czoło, wcześniej zgarniając z niej kilka zabłąkanych kosmków włosów. - To była czysta przyjemność, móc obserwować jak walczysz. Dobranoc. - po wypowiedzeniu przez nią ostatniego słowa momentalnie zasnąłem. Budząc się rano, pamiętałem jedynie połowę z mojej nocnej znajomości z Tian. Z czasem zapominałem coraz więcej i więcej, aż wreszcie moje wspomnienia kompletnie wyblakły.

 

Do czasu.

 

Pewnej bezksiężycowej nocy zbudzony przez niepojęte krzyki zbiegłem ze schodów na podwórko, trzymając z nieznanej mi przyczyny Łapacz snów, który zawsze trzymałem blisko łóżka. Moim oczom ukazała się piękna rudosłowa dziewczyna, biegnąca pod rękę z moim synem. Nasze oczy na ułamek sekundy zetknęły się ze sobą. Uśmiechnęła się do mnie w porozumiewawczy sposób. Momentalnie me wszystkie wspomnienia wróciły, a ja sam czułem jakbym uderzył mnie ktoś ciężkim młotem w głowę. Ruszyłem do przodu za nimi, po chwili się zatrzymując. Wiedziałem, że teraz nadeszła pora na niego. Musiałem dać mu szansę, na to by i on znalazł odwagę do stoczenia walki z własnym strachem.

 

By i on mógł przeżyć tą niesamowitą przygodę w ciemności.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania