Chluśniem, bo uśniem!
Miałem w młodości okazję posiadać rodzeństwo.
Starszy brat pomagał naprawić każde ustrojstwo.
Znałem też dość dobrze kilku jego znajomych.
Pracowali już – pełnili funkcję przewoźnych.
Poznałem ich na wiejskiej parafiadzie.
Do końca życia zapamiętam to spotkanie.
Antek, kumpel brata, obchodził urodziny
I pomimo tego, że dzień był dosyć zimny
Zaprosił nas do lasu obchodzić swe święto.
W miejscu, gdzie niedawno jelenia zarżnięto
Rozsiedli my się i wyjęli różne fanty –
- Browar nie browar, szlugi nie szlugi i blanty!
Gorzołka miała jednak największy kaliber.
Dziadek Antka pędził najlepszy we wsi bimber.
Poza winem nie piłem jeszcze alkoholu.
Kilka lat temu siedziałem jeszcze w przedszkolu!
Z grzeczności wypiłem zdrowie solenizanta.
Na pół z moim bratem zapaliłem też blanta.
Późno się zrobiło, poczułem się zmęczony.
Przestałem być na ich pogawędkach skupiony.
Zamykały mi się oczy. Chciało mi się spać.
„Chluśniem, bo uśniem! Nie śpij! Do gardła czas coś wlać!”
Zaczęli mi polewać coraz więcej wódki.
Nie przypuszczałem jakie będą tego skutki.
Po krótkim śnie nagle znalazłem się w pokoju.
Czułem się jakbym wyczyścił stodołę z gnoju.
Nigdy jeszcze tak strasznie nie chciało mi się pić.
Głowa bolała jakbym miał przestać zaraz żyć.
Pomyślałem o mojego stanu powodach
I zorientowałem się, że leżę w odchodach!
Uświadomiłem sobie, co się ze mną stało,
Choć żadne zdarzenie mi się nie przypomniało.
Co na to wszystko powiedzą moi rodzice?!
Oby tylko nie czekało mnie za to bicie…
Bałem się wstać z łóżka, ale w końcu musiałem.
Bardzo powolnym krokiem do drzwi się zbliżałem.
Nacisnąłem na klamkę, coś na niej wisiało.
Właśnie to, czego się bałem, się potwierdziło.
Po drugiej stronie klamki wisiał pas skórzany,
Którym bardzo dawno temu mój brat był lany.
Zawołano mnie wnet do dużego pokoju.
Teraz przez najbliższe dni nie zaznam spokoju…
Kiedy wszedłem ogarnęło mnie przerażenie.
Coś takiego widziałem chyba kiedyś w kinie…
Na środku stał taboret, wokół akcesoria.
Nie czekała mnie jednak radosna euforia.
Największe zdziwienie wzbudziła jednak flaszka.
Nie przypuszczałem, że powstanie z tego fraszka.
Rozebrano mnie do naga i położono,
A następnie, boleśnie tyłek oćwiczono.
W tym czasie matka siłą wlewała mi wódkę.
Prawie że bym obrzygał tę przyszłą rozwódkę.
Po dzień dzisiejszy alkoholu już nie tknąłem,
Acz to nie ja największą karę otrzymałem.
Mój brat za kradzież bimbru został wychłostany
W czasie, gdy ja do łóżka srałem najebany.
Na zdrowie wyszła nam ta lekcja zaściankowa.
Nie zastała nas choroba alkoholowa.
Dzieci nasze wiedzą co zawiśnie na klamce,
Jeśli zakrapiane będą ich nocne harce…
Komentarze (9)
Treść z puentą, ale to raczej niskolot.
Bez gwiazdek.
5.
No może Ench, poczciwa dziołcha ;)
Więc tak.
Se pozwoliłem kawałek Twego tworu i na tylko Twój użytek przerobić. Tak na szybko i raczej bez wyszukanych słów. Ot, jako alternatywa i umelodyjnienie. Rymy zostawiam, bo nie chcę Ci tu grzebać w rdzeniu. Chodziło mi o oczyszczenie z tych personalnych nieporadności, typu: "się" "mi" itd, bo wplatasz je czasami obok siebie i brzmi to słabo.
Pierwszy, któy u Ciebie czytałem, był świeży i nowatorski. Drugi znośny, lecz przegadany. Dalej już słabo raczej.
Dobra.
Więc tak:
Miałem w młodości okazję posiadać rodzeństwo.
Starszy brat w mym przypadku, nie takie przekleństwo.
Znałem też dosyć dobrze i jego znajomych.
Niektórzy w gaz dawali, sporo lic czerwonych.
Poznałem ich na takiej jednej parafiadzie.
Do dziś owo spotkanie cieniami się kładzie.
Antek, kumpel brata, lat kończył szesnaście
I nie bacząc na to, że dzień zimny strasznie.
Zaprosił nas do lasu, obchodzić swe święto.
Jeszcze pieńki krią oschły, jelenie tu rżnięto
Zasiedli my kołem, wyjęli my fanty –
Browar, nie browar, szlugi, nie szlugi i blanty!
Gorzołka miała jednak największy kaliber.
Dziadek solenizanta umiał ważyć bimber.
Poza winem, nie pijałem dotąd alkoholu.
Cofnij się lat kilka, ujrzyrz mnie w przedszkolu!
Z grzeczności toast wziosłem za pomyślność Antka.
By miał branie we wsi, zapaliłem też blanta.
Las obrodził nocą, poczułem zmęczenie.
Coraz trudniej było utrzymać skupienie.
Powieka ciążyła. Zachciało się spać.
„Chluśniem, bo uśniem! Nie śpij! Do gardła czas wlać!”
Ktoś mi z boku polał pełen kuban wódki.
Wychyliłem dziarsko nie bacząc skutki.
Nagle otwieram oczy, budząc się w pokoju.
Smród jakbym oczyścił dwie stodoły z gnoju.
Nigdy jeszcze tak strasznego nie czułem pragnienia.
W głowie tętent kopyt odmawiał skupienia.
Wzniosłem myśl o stanu mojego powodach
Szybko orient łapiąc, że leżę w odchodach!
Uświadomiłem sobie, co też się podziało.
Choć samo zdarzenie w niepamięci trwało.
Co też na to wszystko powiedzą rodzice?! - tu już nie chciałem i nie miałem melodii grzebać, ale dla mnie dilejt.
Oby tylko nie czekało mnie za to bicie… - tu też.
Bałem się wstać z łóżka, lecz się odważyłem.
I powolnym krokiem do drzwi przybliżyłem
Dobra, dalej mnie się już nie chcę.
Jakbyś się zastanawiał, czemu gdzieś akurat tak, to spox, się postaram obronić.
Ciao.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania