Chodźże (część druga)
Cho o o o dźże
Ty wypełniony dymem skurczybyku
Posłuchasz historii, która będzie dłuuuuga
Podasz rękę aby zakręcić się w koło
Bo brutalni są żołnierze, politycy, naukowcy
A nim ostatni skona
Oblane czarną farbą wszystko zostanie
On pytał (nazwijmy go nim) "ile na to trzeba hajsu?"
By wieść żywot miły i dostatni
Urwać z drzewa marzeń dramat, fałsz i banał
Stwierdził, że nie ważne co będzie potrzebne
On to zdobędzie
Gdzie telefony ciągle dzwonią
A agresja świadczy o sile
Wyszedł ponad siebie
Jest echem pustego dzwonu
Jest szramą po smagnięciu bata
Jest deszczem w pustej szklance
Jest nie tylko swoją stratą
Powoli zawijając się w pierzynę z papierosowego dymu
Wyobraził sobie szare twarze tych ludzi
Których spotka jutro
Po raz ostatni
Stłukł butelkę rumu
Przebiegł mieszkanie
Wskoczył na stół
Rozparła go siła
Zaczeka na jutro
Jeśli doczeka jutra
Wyszedł na zewnątrz
Kroczył noc całą ścieżkami swojego miasta
Obejrzał plac gdzie miała odbyć się manifestacja
Czy w ogóle wiedział czego miał dotyczyć protest?
Nie interesowało go to teraz i nie zainteresuje już nigdy
Później w szpitalu gdy tabletki przestawały działać
Widział napis "za wolność", a twarze tych ludzi nie były już szare
Były węglano-czarne
Tańczyli
Umarli tańczyli
Pobudka
Rozpędzony tirem pędził prosto w kierunku tłumu protestujących
Jest w końcu za stary, by zdobyć to czego chciał
Ale nie jest za stary by zdobyć to czego chce
Uderzenie
Deszcz krwi i wnętrzności
Ciemność
Kolejna pobudka
To co umarło powinno nie żyć
Między szpitalnymi ścianami czarne postaci obłędnie tańczą
do muzyki jakiegoś dwudziestowiecznego kompozytora wspartej elektronicznym beatem
Setki rąk wyginają się w odwróconej ekstazie
Poruszająca się czerń
Rozszczepiony atom krzyku
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania