Ciemna Królowa-cz. 1
Vivian była jedną z wielu córek Wielkiego Wróżbity. Nigdy nie poznała całego swojego rodzeństwa. Wiedziała tylko, że ma 32 siostry i 3 braci z czego tylko Marcel był bratem przyrodnim. Jej ojciec, Marec Throne, uchodził w miasteczku za człowieka znającego przyszłość. Pracował w mieście Auro niedaleko Aigam, w którym znajdował się dom Vivian i braci.
- Vivian pośpiesz się!- krzyknął Tirnus z parteru- Dobrze wiesz, że Roman nie będzie czekał wiecznie!
Dziewczyna otworzyła powoli oczy. Jej kołdra leżała na drugim końcu małego drewnianego pokoju ze spadzistym dachem. Przez uchylone drzwi zajrzał Marcel.
-Dopiero wstałaś?- zdziwił się brat- Jest już po 10.00. Podobno Roman ma dla ciebie jakąś niespodziankę... Powinnaś się przygotować.
- Zaraz...- mruknęła Vivian.
Marcel przyjrzał się kołdrze i kątowi pokoju, w którym się znajdowała.
- Znowu miałaś koszmary?- spytał po chwili.
- Tak.- odpowiedziała Vivian siadając na łóżku.
Jej biała koszula nocna ledwo zasłaniała nogi.
- Co tym razem?- pytał dalej Marcel.
- Znów to samo. Ciemna królowa próbuje uciec przed jakimiś czarnymi mocami. Nagle pojawia się w lesie i ktoś próbuje ją zabić. Potem jakiś patyk zaczyna świecić i zasłania cały obraz... Ten sen powtarza się przez całą noc. Tylko tym razem...zamiast widzieć światło usłyszałam wrzask po czym wszystko rozsypało się na małe czarne kawałeczki.
- Vivian!- krzyknął ponownie Tirnus.
- Może nie będę cię już zagadywał...- powiedział Marcel i zbiegł na dół do Tirnusa.
Vivian wstała z łóżka i przeszła małym korytarzem do łazienki. Założyła długą granatową suknię i czarne buty na wysokim obcasie, które sięgały jej aż do kolan. Kilka minut męczyła się z ich sznurowaniem. Gdy była już ubrana podeszła do lustra. Jej długie kręcone brązowe włosy wyglądały jakby przeszedł przez nie huragan. Dziewczyna delikatnie je rozczesała i splotła tak, że sięgały jej tylko do ramion.
- Już jestem.- powiedziała do braci.
- Oh Vivian. Dobrze, że już przyszłaś.- powiedział nagle Roman- Mam ważne wieści. Ja i Helen pobieramy się w ten piątek. Jesteś zaproszona. Mam nadzieję, że przyjdziesz.
Vivian poczuła jak łamie się jej serce. Roman. Ten Roman, który umawiał się z nią od roku, zapewniał, że ją kocha. Nagle przyjeżdża i mówi, że się żeni. Tego było za wiele.
Silny podmuch wiatru zamknął wszystkie okna. Na zewnątrz zrobiło się szaro. Nagle przez pokój przeleciał nóż kuchenny i wbił się w ścianę tuż obok Romana.
- Co się dzieje?- spytał przerażony mężczyzna.
Vivian patrzyła prosto na niego nie zwracając uwagi na otoczenie.
W tym momencie przez pokój przeleciał drugi nóż i dźgnął Romana w bok po czym wylądował na podłodze obok nogi Tirnusa. Roman powoli osunął się na ziemię trzymając się mocno za ranę. Z jego boku wolno wypływała cienka strużka krwi.
Marcel pobiegł do kuchni po ścierkę i gdy wrócił zatamował czerwoną stróżkę.
- Nigdy więcej nie ujrzysz ani nie usłyszysz Helen. Nigdy więcej się nie zakochasz i nigdy nie umrzesz.- wyszeptała Vivian jednocześnie podnosząc ręce. Gdy skończyła mówić opuściła je. Przez pokój przeleciało światło.
Bracia jednocześnie spojrzeli na siostrę. Wszyscy wyglądali na przerażonych.
- Ty...- wyszeptał Tirnus- Jesteś Maleficiem.
Vivian spojżała na niego przerażona.
- Nie... Oni mieszkają w Ciemnym Lesie. Nie mogę być...- jej dotychczasowo zielone oczy zmieniły barwę na soczysto czerwone, a włosy przemieniły się w kruczo czarne.
Vivien wyglądała dokładnie jak ciemna królowa z jej snu.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania