TW 15 - Cień

Postać: Nocny włóczęga

Zdarzenie: Statek w płomieniach.

 

Sekretem sukcesu jest czekolada. Najlepiej mleczna, opakowana w ozdobny papier opasany tęczową wstążką. Każdy o tym wiedział, podświadomie albo w pełni z własnym rozumem. Nawet on, ciemnowłosy jegomość w poszarpanej marynarce z nalepką „Dzielny Pacjent”. Pięciodniowy zarost skryty pod jedwabną chustą, którą jak przekleństwo nosił każdej nocy uwalniał do atmosfery fetor zgnilizny w bulionie z ludzkiego moczu. Oczy — krwiste kulki będące czasami jedynie ozdobą, dowodem, że jest człowiekiem, wyłaziły powoli ze swoich orbit. Greyfin Moondown — przykładny obywatel marginesu społeczeństwa, były mąż, obecnie wytrawny koneser polowań na placach zabaw. Mówili o nim, że jest jak cień. Cień zmory, która zaczajona w ciemnym zaułku lustruje cię wzrokiem, wyobraża jako kupę flaków, która zaraz wyląduje w jej ustach. Zimnym dotykiem gładzi betonowe ściany w oczekiwaniu na kolejny błędny ruch. Miał przy sobie dwie tabliczki mlecznej czekolady. Zawsze. Kruche i naiwne ofiary łykały przynętę za każdym razem i to było piękne.

Trzymał w dłoni nadgryzioną tabliczkę czekolady z dekoracyjnymi kroplami krwi Maksa. Maks leżał nieruchomo obok dwóch śmietników w ciemnej uliczce Diamond Bleff Street, która prowadziła do małej restauracji, gdzie ściek społeczny spływał na nocne biesiady i tanie żarcie. Tej nocy była zamknięta. Ulicę skąpaną w mroku oświetlił Greyfin małą latarką. Maks wyglądał jakby spał. Ubrany w t-shirt z wyszytym na środku czerwonym autem i krótkie spodnie, spod których sączyła się jeszcze krew na kikucie. Powieki po dłuższym namyśle zakleił taśmą, przeczucie, że otworzą się ku jego zdziwieniu, nie dawało spokoju. Chociaż biorąc poprawkę, że zeżarł właśnie prawą nogę chłopaka, myśli powoli wracały w spokojny rytm.

Chłopaka spotkał całkiem przypadkiem, gdzieś niedaleko placu zabaw dwie ulice od restauracji ociekającej menelstwem na Diamond Bleff — Statku w płomieniach.

Koło dziewiętnastej ‘’lokal’’ był jeszcze otwarty, a okoliczne lumpy chóralnie wyśpiewywały cuchnący wódą bełkot świszczący w szparach pomiędzy kilkoma ostatnimi zębami. Greyfin Moondown stanął w progu, czując zapach zupy w wielkim garze na kuchni. Podszedł do wolnego stolika. Stare, poplamione krzesło zatrzeszczało, kiedy posadził na nim swoje kościste dupsko. Hemoroidy rozpoczęły własną balangę, a on czekał na talerz wody ze starymi warzywami i śladową ilością przyprawy w proszku. Urocza kelnerka po piętnastu minutach stanęła przed nim, trzymając na wysokości wyględnych piersi talerz.

— Jedna zupa Hot Girl — powiedziała cierpko i bez przekonania.

— Dla stałych klientów…

— Wszystkie dodatki płatne z góry — wtrąciła i odeszła najszybciej jak się da.

Zaczął siorbać zupę. Była wodnista i smakowała pomyjami wymieszanymi z gównem, ale dawała trochę sił. Szybkie rżnięcie kelnerki na zapleczu zadziałałoby odwrotnie. Zresztą, w portfelu miał tylko kilka żółtych. Za tyle nie mógł nawet spojrzeć jej w oczy sam na sam.

Wyszedł głodny, pusty w środku i tym bardziej zdesperowany, żeby cokolwiek wrzucić do ust. Kilka kocurów przemknęło mu przed oczami tak jak myśli w głowie kuszące aby rzucić się w pogoń za futrzakami. Wyparł je natychmiast i skierował się na pobliski plac zabaw. Jedynie trójka: Matka, syn i starszy facet w meloniku i na wózku inwalidzkim. Wokoło pustka, czerwone niebo zwiastowało wieczór, a chłodny powiew wiatru uświadamiał, że lato odchodzi coraz szybciej. Kobieta okazała się zawodową zawodniczką MMA, ale tylko w wyobraźni Greyfina. Okładany kobiecymi pięściami w ostatniej chwili chwycił za falujące w porywie szału blond włosy. Pręt ogrodzenia gładko przeszył gardło kobiety. Pan melonik przyglądał się wszystkiemu z uwagą. Wyglądał na zadowolonego, jakby wspominał najlepsze lata swojego życia. Ale świadek to świadek. Został jeszcze Maks. Chłopiec, który spokojnie bawił się w piaskownicy, kiedy Greyfin podarował mu tabliczkę czekolady. Bezcenny uśmiech zagościł na twarzy chłopca, absurd gonił absurd, ale to było to miasto. Tam wszystko było absurdem, a Greyfin trafił właśnie tam nieprzypadkowo.

— Tylko kawałek. Nie ma tego dużo — podał kobiecie coś z działu podroby. Posmakowała i uśmiechnęła się szeroko. Na ustach zalegała wciąż sperma Greyfina, ale właściwie był to niezły dodatek to soczyście krwistego mięsa.

— Ile masz przy sobie?

— Wszystko. Co do jednej złotówki.

— Nie spodziewałam się po tobie, tego… no wiesz.

— Zawsze byłem dobry w te klocki.

— W płaceniu za przyjemność też?

Nie odpowiedział. Minęły kolejne bezsensownie długie minuty, zanim wykrztusił z siebie jakiekolwiek słowa. Darmowe żarcie w Statku w płomieniach może nie było szczytem marzeń, ale na zapleczu zawsze chowane były rarytasy, które nie wędrowały do pomyj serwowanych gościom. Znalazł butelkę whisky. Przechylił i wydoił mniej więcej jedną czwartą. Smakowała nawet dobrze. Trup uroczej kelnerki, która natrętnie pytała jedynie o pieniądze też tak stwierdził, kiedy pusty wzrok w świetle latarki ujrzał Greyfin. To miał być ten strzał, w końcu stanęła przed nim nieoczekiwanie, podekscytowana i napalona. Nie mógł omówić. Maks by go poparł, jego matka raczej nie. Ale te dziesięć minut milczenia skumulowały gniew, który eksplodował w momencie, który można nazwać odpowiednim na wszystko. Jeszcze tylko prowiant na drogę i cień zniknął tak samo, jak się pojawił, zostawiając resztę innym głodnym zmorom.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Witamy nowy tekst! :)
  • JamCi 02.09.2019
    Przyjdę :-) łobiecuje. Bo po łebkach to wisz :-)
  • Mane Tekel Fares 02.09.2019
    Dobry kawałek i poza konkursem, eh.
  • marok 02.09.2019
    No czas nie pozwolił dodać wcześniej.
  • Przybędę... Aleeee później :)
  • marok 02.09.2019
    Skorzystaj ze skrótu przez łąkę, będzie git :)
  • marok No to przybyłam ;)

    "każdej nocy uwalniał do atmosfery fetor zgnilizny w bulionie z ludzkiego moczu." - bardzo obrazowe, to ci się udało :)

    "przykładny obywatel marginesu społeczeństwa, były mąż, obecnie wytrawny koneser polowań na placach zabaw. " - no panie, coraz lepiej :)) piękne te sformułowania :)

    " Zimnym dotykiem gładzi betonowe ściany w oczekiwaniu na kolejny błędny ruch. " - kurde, facet... super !

    "...dekoracyjnymi kroplami krwi Maksa. " - rewelacja

    Później jest już tylko coraz lepiej. Kurcze, szkoda, że nie zdążyłeś z tym na konkurs!
    Zrobiłeś olbrzymi postęp w pisaniu. Jak pamiętam twe opka na początku, tak teraz...no, to niebo a ziemia.
    Są dojrzałe, przemyślane, starannie napisane, z odpowiednim doborem słów.
    Super.

    Pozdrawiam

    PS. "Nie mógł omówić." - chyba odmówić?
  • marok 04.09.2019
    Aga jednostrzały, no głupio wyszło. Się zamotałem i no wrzuciłem już po fakcie niestety. Trudno, będą okazje jeszcze ;)
    Dzięki
  • JamCi 02.09.2019
    Doooobre. Mocne. Soczyste. I znowu trochu inne. Mój głłód na mięsko został niniejszym zaspokojony :-)
  • pkropka 02.09.2019
    Dobre, obrazowe. Podobało mi się.
    Fakt, czekolada jest zawsze kluczem. Do wszystkiego ;)
  • marok 02.09.2019
    Jak wszystko zawiedzie, tylko czekolada i koniecznie mleczna :)
    dziękuję
  • Marok, oto Twój zestaw:
    Postać: Nieśmiały lekarz
    Zdarzenie: Majonezowe sny

    Gatunek (do wyboru): Postapo lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
    Czas na pisanie: 29 września (niedziela) godz. 19.00

    Powodzenia :)
  • Ritha 16.09.2019
    „Sekretem sukcesu jest czekolada.” – grunt to dobrze zacząć
    „Greyfin Moondown — przykładny obywatel marginesu społeczeństwa, były mąż, obecnie wytrawny koneser polowań na placach zabaw” – cudny opis

    „Mówili o nim, że jest jak cień. Cień zmory, która zaczajona w ciemnym zaułku lustruje cię wzrokiem, wyobraża jako kupę flaków, która zaraz wyląduje w jej ustach. Zimnym dotykiem gładzi betonowe ściany w oczekiwaniu na kolejny błędny ruch. Miał przy sobie dwie tabliczki mlecznej czekolady. Zawsze. Kruche i naiwne ofiary łykały przynętę za każdym razem i to było piękne” – kurde, niezłe

    „Maks leżał nieruchomo obok dwóch śmietników w ciemnej uliczce Diamond Bleff Street, która prowadziła do małej restauracji, gdzie ściek społeczny spływał na nocne biesiady i tanie żarcie. Tej nocy była zamknięta” – tu też, zawsze miałeś niezłe opisy, ale teraz je podrasowałeś, zaczynają mieć pazur

    Koło dziewiętnastej ‘’lokal’’ był jeszcze otwarty, - tu jest coś nie tak z tym cudzysłowem

    „Zaczął siorbać zupę. Była wodnista i smakowała pomyjami wymieszanymi z gównem, ale dawała trochę sił. Szybkie rżnięcie kelnerki na zapleczu zadziałałoby odwrotnie. Zresztą, w portfelu miał tylko kilka żółtych. Za tyle nie mógł nawet spojrzeć jej w oczy sam na sam” – jest moc

    Całość świetna. Dobrze rokujesz, Marok, coraz lepiej
  • marok 16.09.2019
    Zwolniłem Ritha trochę hamulca. Taka zachowawczość już mnie trochę irytowała, takie bezpieczne pisanie. Nudno się robiło. Będę walczył z tym dalej. Dzięki że wpadłaś :D
  • Ritha 16.09.2019
    marok nooo i wyszlo na plus. Walcz!
  • Canulas 16.09.2019
    Nie ma lepszego zobrazowania Twego rozkwitu, jak przeczytać dwa dzieła, jedno po drugim. Jedno na t3ksturze, drugie - świeże - tutaj.
    Zastanawiałem się co się takiego zmieniło. Znaczy, dobór zmian, zwracanie uwagi na dobór synoninów i cała ta otoczka, świadcząca o tym, że coś jest lepsze niz było też... ale jeszcze coś.
    Co?

    Otóż. Tożsamość. Literacki pazur.
    Tożsamość i klimat.
    Tobardzo ważne elementy. Mając to masz bardzo dużo, a zaczynasz już to mieć.

    Ps: żeby nie było tak piknie.

    "Oczy — krwiste kulki będące czasami jedynie ozdobą, dowodem, że jest człowiekiem, wyłaziły powoli ze swoich orbit." - "swoich".

    Marok wyjdzie z dookreśleń, ale dookreślenia z Maroka nie za bardzo.
  • marok 16.09.2019
    Marok wyjdzie z dookreśleń, ale dookreślenia z Maroka nie za bardzo. - nie załapałem tego. A po za tym, to dzięki, dobrze wiedzieć że nie stoję w miejscu :)
  • Canulas 16.09.2019
    marok - parafraza sformułowania: Chłop wyjdzie ze wsi, ale wieś z chłopa nie. Stare nawyki ciężko wyplenić.
  • JamCi 16.09.2019
    Hih warto było? :-) buziole dla Kotka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania