Cios poniżej pasa

Był kiedyś taki moment. Jeden, jedyny moment, w którym byłam naprawdę szczęśliwa. Myślałam, że przeszłam przez wszystko, że nic nie stanie mi na drodze do ciągłej radości. Przecież nauczyłam się już radzić sobie z problemami.

Moja najbliższa przyjaciółka przeszła przez niebezpieczną operację i wciąż żyła. Wtedy żyłam tylko tą myślą i to, że nic jej się nie stało sprawiło, że byłam tak szczęśliwa jak nigdy dotąd. To była chwila, gdy liczyło się tylko to i nic innego.

Jednak jak to mówią: „wszystko co dobre szybko się kończy”. W moim przypadku również tak było. Życie chyba wyjątkowo lubi sobie ze mnie kpić.

Wiecie jak to jest, gdy uświadamiacie sobie, że są momenty, w których nienawidzicie własnej matki? Tak z całego serca? Kiedy w ciągu dnia co najmniej kilkukrotnie widzicie tę samą nienawiść w jej ozach spoglądających na was? Gdy wciąż słyszycie słowa tak bolesne i okrutne, że zostają w was na lata? Słowa, które sprawiają, że czujecie się jak zwykły śmieć?...

Ja doskonale wiem jak to jest. Tak przecież wygląda moje życie. Dzień po dniu, godzina po godzinie, minuta po minucie i sekunda po sekundzie…

Mimo tych wszystkich kłótni i sporów, tego całkowitego braku zaufanie i tej ogromnej nienawiści – nadal kocham moją mamę. Dbam o jej szczęście i robię wszystko, żeby nie dokładać jej problemów. Wszystkie swoje bolączki noszę w sobie. Duszę to wewnątrz nic nikomu nie pokazując, ignorując ból rozrywający mnie od środka. Próbując radzić sobie ze wszystkim samej, choć to i tak zawsze jest bezskuteczne. Upadam raz za razem, ale zawsze się podnoszę. Z myślą o niej.

Teraz mur pękł. Przed wykrzyczeniem światu każdej pojedynczej rzeczy chroni mnie już tylko moja „maska”. Dziękuję Bogu, że jest tak idealnie dopasowana do mojej twarzy. Bez niej rozpadłabym się na milion maleńkich kawałeczków…

Oprócz „maski” ważne jest też dla mnie wsparcie przyjaciół. Jedni próbują wraz ze mną znaleźć wyjście z tej okropnej sytuacji, a drudzy po prostu wspierają samą swoją obecnością. Tylko oni znają tą prawdziwą mnie, tą bez „maski”. Nie wiem tylko, czy w tym momencie będę w stanie ją kiedykolwiek zdejmować. Każda minuta bez niej jest niebezpieczna…

Pytanie brzmi: dlaczego ten mur pękł? Przecież był tak gruby, tak skrupulatnie budowany przez lata!... Odpowiedź jest bardzo prosta: cios zadany mi przez życie był ciosem poniżej pasa.

Moja mama ma depresję. Podejrzewałam to od dawna, ale nigdy nie dopuszczałam do siebie tej myśli. To po prostu nie mogła być prawda… A jednak…

Okazało się, że jeżeli ja i moja dziesięć lat młodsza nie zaprzestaniemy kłótni, będzie bardzo źle. Próbuję to załagodzić od trzech lat, ale nie potrafię. Moja siostra jest zbyt rozpieszczona, nic nie da się zrobić, z dnia na dzień jest tylko gorzej. Ja sama nie potrafię rozmawiać z mamą, wspierać jej. Już nie. Potrafię tylko nie obciążać jej swoimi problemami.

Wiem, że jeżeli ta depresja się pogłębi – nigdy sobie nie wybaczę. Bo to moja wina. Nienawidzę siebie za to, że to się stało. Mogłam temu zapobiec, ale nie umiałam. Jestem do niczego, powinnam potrafić znaleźć jakieś wyjście!...

Już podjęłam decyzję. Może i zupełnie inną niż radzili mi przyjaciele, ale wiem, że tak naprawdę nie mam wyboru. Aby nie dopuścić do (w moim mniemaniu) tragedii, muszę udoskonalić swoją maskę. Nauczyć moją siostrę dyscypliny, a siebie – opanowania. Wiem, że to będzie trudne, nawet bardzo. Ale muszę to zrobić. Dla mojej mamy. Tym razem nie mogę jej zawieść…

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania