Cmentarz na Rossie

Wisiał on nad rozpościerającym się aż po horyzont cmentarzem, miejscem pochówku zaniedbanym i chaotycznym. Brakowało mu uporządkowania, kobiecej ręki zdolnej do oczyszczenia brudnego miejsca. Z rozrzuconych nagrobków biła gorycz ogromna, cisnący się w oczy żal straty. Ból czegoś, co już nigdy nie zostanie odbudowane.

A kruk zagłębiał swój dziob w niewidzącym oku, zabierając możliwość spojrzenia na pejzaż żałości.

I wzbiwszy się w górę kruk spojrzał z boleścią na obraz nędzy. Wyrył w nagrobku zapomnianej matki Polaka pamięć o śmierci. Czasem w boju, czasem z ekstazą na języku, a czasem całkowicie bezsensowną.

Szybował wśród wzgórz i pagórków, łzą kropiąc mogiły, krakaniem budząc zjawy z mauzoleów.

Nieszczęśliwy chłopak jedynym okiem szukał jej ciała. Szukał go śmielej i z większą determinacją, jakby niemożność spełnienia wydobyła z niego nowe siły sprawcze. Kołysał się na wietrze, w rytm pieśni wieczności łapał w dłonie pamięć przodków.

Wrona przysiadła na brzegu skrzydła anielskiego, przekrzywiła głowę i spojrzała w stronę drogi, którą na śmierć szedł rząd dusz niespokojnych.

Wyzwoleni ze śmiertelności ludzie popadli w tragedię wieczności. Skazani na wiekuiste męki pragnęli jedynie chwili wytchnienia od pełnej duchowości – odrobiny bólu ciała. Problemy sprzed śmierci utraciły dla nich wraz, stały się błahe i jałowe. Zachowały jednak piętno człowieczeństwa, dusze pielęgnowały więc w sobie dawne czasy.

Taniec śmierci ciągnął się w nieskończoność. Przez cmentarz przetaczał się obraz nędzy i rozpaczy - matki zmarłe podczas porodu, narkomani po przedawkowaniu, dzieci zabite w trakcie jednej z wojen.

Wroni wzrok badał to wszystko, jednak widział ten obraz po raz setny, tysięczny. Spojrzenie straciło więc nutę współczucia, stało się wzrokiem dozorcy, liczącego kolejne ofiary prowadzone na wieczną rzeź.

Romantyk nie mógł dołączyć do marszu śmierci - pętla na szyi odebrała mu możliwość postawienia kolejnego kroku na drodze ku wieczności. Zapłakany, krwawy wzrok szukał kochanego ciała - talii smukłej niczym poranna mgła, ust rozchylonych w rozkosznym pąku róży.

Na cmentarz nie mają dostępu ptaki szczęścia. Wędrowiec nie uświadczy tutaj jaskółki niosącej dobrą nowinę, nie poczuje dotyku pazurów sikorki. Cmentarz jest miejscem kruków i gawronów, ośrodkiem spotkań wpółmartwych sępów i wron.

Miękki pocałunek zimy zmroził nagrobki. Obrosły szronem i pokryły się soplami, a ich szczyty przyozdobiła śnieżna pierzyna.

Szpony mrozu w końcu dotarły do wisielczego drzewa. Ogarnęły nie tylko postać chłopca, ale również sznur, którym wolno kołysał powiew wiatru.

Palce, pamiętające jeszcze dotyk niemożliwej do spełnienia miłości skostniały i przywarły do siebie. Usta, wciąż pragnące ukochanego ciała, pokryły się firnem.

Kruk powrócił do ucztowania. Przebiwszy lodową pokrywę wgłębił się w miękką źrenicę.

Romantyk utracił ostatni łącznik ze światem.

 

Przerażająca nie jest śmierć sama w sobie, ale towarzysząca jej gwałtowność. Potworna siła w sekundę zmieniająca rozradowaną matkę w wszechobecny smutek proszący o papierosa, chociaż rzuciła nałóg kilka lat temu.

To zupełne odwrócenie szczęśliwych uczuć. Nierealna sytuacja, odczuwanie otoczenia jako utkanego z cienkiej nici snu.

Większość ludzi jest pogodzona ze śmiercią. Jej wszechobecne panowanie oswaja nas z myślą, że kiedyś nas zabraknie, że pozostaną po nas jedynie wspomnienia.

Jednak gdy już atakuje kogoś najbliższego jest uderzeniem obuchem w niechronioną twarz. Oszałamia, boli, a zarazem pozwala na przesączenie się niedowierzania.

Większość ludzi skupia się jedynie na swym smutku i żalu. Nie zastanawiają się oni nad tym, co czeka – bądź już dopadło – zmarłych.

Żaden człowiek nie jest wolny od grzechu. Każdy z nas choć raz złamał przykazania, zarówno ludzkie, jak i boskie. Droga pokuty nie jest jasna, dla jednych jest nią spowiedź, dla innych zadośćuczynienie pokrzywdzonym.

Odpuszczenie grzechów jest loterią. Czasem zabójstwo uchodzi na sucho, a mały grzeszek staje się powodem wiecznych męczarni. Gdzie jest więc sprawiedliwość?

W pośmiertnej torturze nie ma sprawiedliwości. Kobieta żyjąca według praw kościoła trzyma za rękę zamachowca. Morderca obejmuje w pasie pustelnika. Niemowlę jest niesione przez pedofila.

Odwieczny taniec śmierci trwa i trwa. Ciągnie za sobą niezliczone istnienia, wroni skrzek wybija tempo marszu. Bose, przegniłe stopy brną przez zaspy śnieżne, stąpają po spękanej ciepłem ziemi i zapadają się w miękkim błocie.

 

Po wielu, wielu latach sznur zaciśnięty na gałęzi drzewa urywa się, dając wytchnienie kochankowi. Pozbawiony zmysłu wzroku, niepewnie wyciąga rękę przed siebie. Natychmiast obejmuje go czyjaś zimna dłoń. Kruk siada na ramieniu chłopca. Będzie mu towarzyszył w drodze pokuty.

Wędrówce bez końca.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Załamka 09.05.2016
    Najzwyczajniej w świecie ZAJEBISTE : D
  • Lotta 10.05.2016
    "Niemowlę jest niesione przez pedofila." - to jest mocne. Cały tekst bardzo mi się podoba. 5
  • Miła 10.05.2016
    Bardzo ciekawe

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania