Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Co ma wisieć nie utonie, chyba że utonąć pomożesz.
To się nie mogło dobrze skończyć.
Po powrocie do domu przed drzwiami czekały moje walizki. Drzwi otworzyć nie mogę bo w zamku został klucz. Gabi dała mi do zrozumienia że docenia dotrzymanie danego niedawno słowa ale nie może tak dłużej żyć. Twierdzi że czuje się tą sytuacją poniżona i takie tam bzdury że potrzebuje poukładać to wszystko ale nie wie ile to potrwa. Możliwe że to już koniec bo nie może przestać myśleć o mnie jak o skończonym kutasie. Spierdalać mam. I pomyśleć, jak było mi jej żal przez chwilę a ona takie coś odpierdala.
Niech tak będzie. Akurat mam ponad tydzień wolnego w robocie. Wygląda na to że tutaj faktycznie nie mam czego szukać. Może to najwyższy czas żeby zrobić krok w stronę starej miłości. Wsiadłem więc w pociąg i znów pojechałem na koniec Polski. Tym razem jednak jakby zdesperowany i zdecydowany.
Jolka bo tak jej na imię pracuje w jednym z wieżowców w centrum jednego z większych polskich miast. Ochrona nie stanowi problemu. Łykają każdy wkręt jak pelikan śledzie. Wpadłem między boxy jak do siebie. Nikt mnie nawet nie zapytał co tam robię.
Stanąłem za nią bezszelestnie. Przez chwilę obserwowałem co robi. Jak wygląda z bliższa. Jak pachnie. Świetnie zachowała figurę. To dalej smakowity okaz mimo że lekko nadgryziony zębem czasu. Tak kusi.
Jak się zorientowała, że ktoś za nią stoi to podskoczyła na fotelu. Wszystko jej z rąk powypadało. Przestraszyła się ale widziałem w jej oczach że mnie poznała od razu.. Rozmowa poszła trochę drętwo. Tak jak by jej wstyd czegoś było. I dobrze. Wstyd i niska samoocena to cecha którą łatwo u dziewczyn wykorzystać.
Wyjaśniłem że jestem przypadkiem że wspaniale wygląda i niesamowicie się cieszę że ją widzę. Wszystko okraszone achami i ochami. Zaproponowałem wspólny obiad. Zgodziła się bez zastanowienia więc dalej jest sama. Powinno pójść gładko. Zaraz kończy pracę.
Na obiad poszliśmy do jednej z najsłynniejszych restauracji w kraju. Czego łatwo było się domyślać również drogiej. Zdzierali za talerz zupy 80 zł. Jak by co najmniej głównym składnikiem rosołu była kura sprowadzana z księżyca. Raz się żyje.
Rozmowa w końcu nabrała jakiegoś tempa. Troszkę się dziewczyna rozluźniła. Dawała się urabiać albo z ciekawości nie zauważyła że jest urabiana. Jedzenie podano razem z winem. Padła propozycja wspólnego zwiedzania miasta choć robi się już wieczór.
Los tak chciał że w knajpie była też Młoda. Siedziała kilka stolików dalej za moimi plecami i pewnie w ogóle bym jej nie zauważył gdyby nie poszła do toalety. W połowie drogi spotkaliśmy się wzrokiem. Uśmiechnęła się ukradkiem i szybko spojrzała na swój stolik. Zjawiskowa dziewczyna zgarnęła uwagę całej męskiej części klienteli. Zabawnie wszyscy podążyli za jej wzrokiem do mnie a następnie do stolika z którego przyszła a potem wlepili oczy w talerze.
Nie interesowało mnie z kim przyszła. Byłem ciekawy czy wszystko u niej w porządku. Przeprosiłem moją towarzyszkę wstałem i ruszyłem w stronę toalet. Przywitała mnie lekko przejęta zaglądając za filar jakby sprawdzając czy nikt nas nie obserwuje. Zapytana jak się miewa rzuciła tylko żebym się nie martwił że znalazła haka i ma plan jak sobie wszystko poukładać. Dałem jej do zrozumienia że życie bywa kapryśne i powinna jednak na siebie uważać. Skinęła z lekkim uśmiechem. Wydoroślała. Wpiękniała.
Z za winkla wyszedł stary dziad w drogim garniaku. Wcisnął dziewczynie język do gardła następnie wsadził rękę pod jej spódnicę i kazał pozbierać rzeczy bo wychodzą na rżnięcie. Pierwszy raz widziałem ją zawstydzoną. Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Zrozumiałem że mam nie reagować. Dziwne uczucie ale przystałem na jej prośbę. Założyłem że wie co robi. Oddelegowana odwróciła się i odeszła za filar bez słowa pożegnania.
Stary się przedstawił. Mecenas Markowski. Nie odpowiedziałem. Nie czułem potrzeby odpowiadać temu śmieciowi. Stał jeszcze przez chwilę wkurwiony wpatrując się we mnie. Czekając. Ciszę przełamał przechodzący kelner którego przywołał szepnął coś do ucha i wsunął mu do kieszeni bilon. Po tym chrząknął odwrócił się i wyszedł.
Kiedy wróciłem do stolika ochroniarz już na mnie czekał. Najwyraźniej zaszła pomyłka i stolik przy którym nas posadzono był już zarezerwowany. Zignorowałem go i usiadłem a on kontynuował. Bardzo było im przykro ale musimy wyjść. Nie obchodziło go to że zapłaciłem. Zapewnił, że będę mógł dojeść następnym razem. Popatrzyłem na moją towarzyszkę która była już na ten moment blada i zdezorientowana po czym grzecznie ochroniarzowi odmówiłem. Ten nachylił się oparł o stół i wyszeptał że raczej nie zrozumiałem i że zostaliśmy właśnie wyproszeni z lokalu więc albo wypierdalamy albo nas wyniosą. Zrozumiałem. Wbiłem mu widelec w dłoń którą oparł się o stół a wstając przywaliłem łokciem w podbródek. To był szybki nokaut.
Warknąłem wstajemy wychodzimy. Jola przerażona posłuchała mojego polecenia jak zaklęta. Przy wyjściu pojawił się kolejny ochroniarz. Zgarnąłem nóż z najbliższego stolika wycelowałem prosto w niego krzycząc: "no chodź kurwo" ale się obsrał i pozwolił nam wyjść.
Na zewnątrz Jola wpadła w histerię. Oczy we łzach i krzyczy, że jestem jakiś pojebany. Wbiłem widelec ochroniarzowi do ręki a przecież mogliśmy po prostu wyjść. No mogliśmy. Nie wyobraża sobie żeby iść ze mną gdziekolwiek. Znikła tak szybko jak się pojawiła a ja znów zostałem sam.
A najgorsze jest to że Młodą widziałem wtedy ostatni raz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania