Cold Feelings - Rozdział 1

muzyka jest mową duszy

— Należy się dokładnie piętnaście dolarów i osiemdziesiąt cztery centy — mężczyzna spojrzał na taksometr, a następnie na tylne siedzenie. — Będzie trzeba jeszcze coś zrobić z tym.

— Tyle wystarczy ? — wyciągnąłem studolarowy banknot w kierunku kierowcy, uginając się pod ciężarem przyjaciela, który już od pary minut zwisał bezwładnie na moim ramieniu.

Taksówkarz skinął lekko głową i szybko wskoczył do pojazdu. Tak naprawdę Harry'emu ulało się tylko trochę, bo resztę zdążył zwymiotować za szybę, ale nie miałem ochoty wykłócać się o to ze starszym panem o trzeciej w nocy. Nie miałem ochoty również ciągnąć zalanego w trupa przyjaciela po klatce. Cieszę się, że mieszkamy w dosyć nowoczesnym budynku i winda działa sprawnie.

Gdy z trudem przekręcałem klucz w drzwiach naszego mieszkania, chłopak chyba zaczął odzyskiwać świadomość, bo pomrukiwał coś niezrozumiale pod nosem. Postanowiłem się z nim nie cackać jak zwykle i rzuciłem go na kanapę w salonie. Szatyn mruknął coś jedynie, a następnie wygodnie ulokował się pomiędzy poduszkami. Nie było sensu go ruszać, aż do rana, więc ruszyłem w stronę kuchni, by napić się czegoś orzeźwiającego. W lodówce stała coca cola, którą wypiłem niemal na jednym hauście, po czym zgniotłem butelkę i odrzuciłem ją na blat.

Nie piłem tej nocy wiele, zresztą Harry również obiecywał, że nie będzie pił dużo, bo mamy iść dziś na siłownię, ale wydaje mi się, że nie był to jedyny powód. Jeżeli jednak wyleciał mi z głowy, to musiał być nieistotny.

Mój kumpel nie dość, że zaliczył jakąś panienkę na zapleczu, gdy nie było obsługi, to potem jak wracał, pośliznął się na czyimś rozlanym drinku i uderzył głową o bar. Został widoczny ślad, więc nie wiem, kiedy ta łamaga znowu zakręci się w pobliżu jakiejś dziewczyny. Na razie wygląda jak siedem nieszczęść.

Ja przynajmniej jestem cały i istnieje nadzieja, że rano wstanę bez kaca.

Zaraz po wyjściu spod prysznica spojrzałem na siebie w lustrze. Na czubku głowy znajdowały się już oklapnięte, ciemnobrązowe loki. Przyzwyczaiłem się do ich widoku tak samo, jak do widoku przekrwionych oczu. Mimo to moje brązowe tęczówki błyszczały jak zwykle intensywnie spod nieco zmęczonych powiek. Zarywanie nocy na imprezowaniu kiedyś odbije mi się na zdrowiu. Jestem tego pewien. Popatrzyłem jeszcze raz na własną twarz i pogładziłem dłonią brodę, na której znajdował się kilkudniowy zarost. Brakowało mi czasu nawet, żeby się spokojnie ogolić.

W samym ręczniku owiniętym wokół bioder wyszedłem na balkon z paczką papierosów i zapalniczką w dłoni. Odpaliłem jednego i powoli się zaciągnąłem, wypatrując na horyzoncie nadchodzącego wschodu słońca. Oparłem się ręką o barierkę i poczułem jak przyjemny, ciepły dym otula moje płuca z wewnątrz. Lubiłem czuć, jak wypełnia mnie całego, drażniąc jednocześnie moje gardło. Tak właśnie uspokajałem się i przygotowywałem na trudy życia codziennego.

Codziennie po godzinie czwartej rano odbywał się mój święty rytuał. Tylko ja i paczka papierosów. Było to tak głupie dla osób trzecich, że wiedział o tym tylko Harry, bo najzwyczajniej reszta o tej godzinie smacznie spała.

Kiedy już wypaliłem jeden, a zaraz po nim drugi zaczerpnąłem trochę powietrza i wróciłem do środka mieszkania. Szatyn nadal spał, więc nie próbowałem nawet mu przeszkadzać i udałem się po schodach do swojego pokoju. Wszędzie panował półmrok, bo słońce dawało z minuty na minutę coraz więcej światła, które wdzierało się przez okna do naszych pokoi. Potrzebuję przynajmniej pięciu godzin snu.

***

Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Leniwie przeciągnąłem się na łóżku i jednym okiem dojrzałem, że to Harry stoi właśnie w progu mojego pokoju.

— Zrobiłem kawę — jego głos brzmiał tak, jakby ktoś na żywca zdzierał mu gardło. Niemiłosierna chrypa towarzyszyła również mi, ale to on wyglądał jak duch. Był cały blady i zaspany.

Nie odpowiedziałem, ale prawie od razu posłusznie zwlokłem się i podążyłem za przyjacielem. Przejście po schodach na dół, pomimo że nie czułem się najgorzej, sprawiło mi sporo problemów. Trzymanie się kurczowo barierki było jedynym dobrym wyjściem.

Przecież na tyłku nie będę zjeżdżać.

We wszystkich pomieszczeniach unosił się już kojący zapach świeżo parzonej kawy. Właśnie takiej, którą obaj uwielbialiśmy wypić z rana bez względu na to, czy błogo przespaliśmy noc, czy huk klubowej muzyki wciąż dudnił w naszych uszach. Harry niemrawo poruszał łyżeczką w kubku, podpierając się równocześnie na ręce. Sprawiał wrażenie, że zaraz uśnie, ale ból głowy, który zapewne teraz posiada, nawet nie pozwalał mu o tym myśleć. Z jednej strony było mi go żal, ale z drugiej strony zawsze zabawnie wyglądał i się zachowywał, a ja lubię rozrywkę i clowny.

— To odpuszczamy tę siłownię dzisiaj stary ? — uniosłem wzrok, by spojrzeć na chłopaka, który siedział zmarnowany naprzeciwko mnie.

— Nie, nie ma opcji — burknął, delikatnie pobudzony. Kofeina zaczyna szybko działać.

— Jak nie dajesz rady, to spróbuje wywlec Nicka — parsknąłem, upijając kolejny łyk napoju.

— Nikt nie daje sobie rady lepiej niż ja — wybełkotał, kręcąc głową na boki, a następnie wystawił w moją stronę środkowy palec, na co zareagowałem szerszym uśmiechem.

W tym samym momencie mój telefon, który musiałem w nocy zostawić na blacie, zaczął wibrować. Sięgnąłem po niego, by sprawdzić jaką wiadomość tym razem dostałem.

Od Geniusz:

Żyjecie tam?

Do Geniusz:

Hazz powoli dochodzi do siebie, ale czarno to widzę.

Od Geniusz:

Sprowadź mu kogoś, to mu się polepszy.

Doskonale zdawałem sobie sprawę, że tak faktycznie by było, ale ja chcę spokojnie spędzić niedzielę.

Niech trochę pocierpi skurczybyk.

— To mama ?

— Co ty pieprzysz ? — zmarszczyłem brwi, słysząc jego ciężko wypowiedziane słowa.

— Nie, nic. Nie wiem, aaa — brunet przeraźliwie jęknął, po czym złapał się za głowę. — Chyba pójdę spać.

Wstałem ze stołka, odłożyłem kubek do zmywarki i skierowałem się do salonu. Od razu zająłem największą kanapę i ruszyłem w poszukiwania pilota. Skubany tym razem schował się pod fotelem. Włączyłem jakiś pierwszy lepszy film akcji i wygodnie usadowiłem się na skórzanym meblu.

Jakiś czas oglądałem sam, ale później dołączył do mnie Harry, który musiał odbyć poranną drzemkę. Wyglądał coraz lepiej, drobne rozcięcie na czole już się goiło, ale za to siniak wokoło sporo się powiększył i przybrał ciemny odcień koloru fioletowego. Zajmował prawie pół czoła.

Zauważyłem, że Hazz co chwilę go dotyka, mając na twarzy dosyć kwaśną minę. Jakiś czas minie, zanim całkowicie zniknie ze skóry. Nigdy chyba nie uśmiałem się tak jak dzisiejszej nocy, gdy mój kumpel zaliczył ostrą glebę.

***

— Na pewno wyglądam bardziej męsko z tym czymś na czole ?

— Tak — odparłem stanowczo, zmęczony ciągłymi pytaniami przyjaciela. Poprawiłem torbę na ramieniu i spojrzałem na budynek przed nami.

Na moje słowa Harry jedynie głośno westchnął i szarpnął klamkę od drzwi. Nie czuł się tak pewnie, jak zwykle. Nawet pomimo tego, że to właśnie ja byłem kompletnym słabeuszem w naszej paczce. Byłem po prostu chudy i to wszystko. Zazdrościłem niejednokrotnie wyrzeźbionej sylwetki Harry'emu, ale żeby mieć taką jak on musiałbym siedzieć na siłowni po dwadzieścia godzin dziennie, a to niewykonalne. Nie pomaga też to, że jestem cholernie leniwy. Z pewnością do szczęścia wystarczyłaby mi kanapa z telewizorem oraz jakieś nieskończone złoża zimnych napoi. Jestem prostym chłopakiem, który nie ma przesadnego bzika na punkcie wyglądu, ale czasem najzwyczajniej trzeba się zmotywować.

W szatni obaj mozolnie zbieraliśmy się na trening. Bez pośpiechu skanowałem każdy skrawek mojego ciała w zawieszonym na ścianie lustrze. Kilka tatuaży, do których miałem naprawdę ogromny sentyment zdobiło moją klatkę piersiową i brzuch. Parę napisów i symboli znajdowało się na moich obu rękach, nie pozostawiając na nich ani trochę pustego miejsca. Czarne kolczyki w uszach oraz dziura w wardze po kolczyku, którego od dawna już nie zakładam. Hazz w przeciwieństwie do mnie nie miał ani tatuaży, ani piercingu. Szanował to, że mnie się to podoba, ale w głębi duszy potępiał mnie coraz bardziej z każdym kolejnym wykonanym tatuażem. Zupełnie jak moja matka, ona też tego nienawidzi, ale może po prostu to taki wiek.

Ukradkiem przez ramię spojrzałem na przyjaciela, który toczył aktualnie walkę sam ze sobą, by wstać. Jak zawsze rozbrajający widok, ten człowiek nigdy nie uczy się na błędach. Zawsze wkopie się w jakieś bagno takim samym żałosnym sposobem jak poprzednio. Zadziwiające, nieprawdaż ?

— Ronny ja idę najpierw na bieżnię, bo muszę się rozruszać — brunet spojrzał na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby właśnie cofało mu się śniadanie.

Skinąłem tylko głową dla potwierdzenia i zacząłem szukać innego sprzętu. Tym razem wybrałem maszynę do treningu barków. Właściwie dawno jej nie używałem, więc może być ciekawie, znając mnie.

Mój kumpel za to z minuty na minutę radził sobie coraz lepiej i spalał intensywnie kaca.

Po moich kilku seriach chciałem zobaczyć jak radzi sobie Harry, ale jego nie było już na bieżni. Bardziej zdziwiony niż zaniepokojony rozejrzałem się po sali, po czym usta rozciągnęły mi się w uśmiechu. Tradycyjnie stał w otoczeniu dwóch młodych dziewczyn, które pewnie poprosiły o pomoc i przypadkowo wybrały akurat przystojnego i umięśnionego bruneta. Jemu było to na rękę i dobrze o tym wiedziałem. W jednym momencie uleciał z niego cały alkohol zgromadzony dzisiejszej nocy.

Niższa z dziewczyn była nim wyraźnie zainteresowana. Ubrana była w różowe legginsy, które doskonale eksponowały jej seksowne kształty. Miała na sobie jeszcze czarny, luźny podkoszulek, a pod nim stanik sportowy tego samego koloru. Gdy dziewczyna unosiła ręce, stojąc do niej bokiem, można było mieć idealny widok na jej piersi. Pewnie dlatego Harry uparcie nie chciał zmieniać swojej pozycji.

Obok blondynki stała wyższa, rudowłosa i wyglądała, jakby rzeczywiście zależało jej na zrozumieniu, do czego służy sprzęt, a nie na poderwaniu mojego przyjaciela. Postanowiłem zostawić go, a sam udałem się do szatni. Mam nadzieję, że Harry wróci szybko, bo nie uśmiecha mi się siedzieć tu, bo on chce flirtować.

***

Od kilku minut siedzieliśmy w Subwayu, zajadając nasze ulubione kanapki i popijając je jakimś sokiem, który wymyślił sobie Hazz. Było mi to obojętne, więc przystałem na każdy jego wybór. Teraz liczyło się tylko jedzenia, a nie jakieś mało ważne szczegóły.

— Ale widziałeś, jaki tamta mała miała tyłek ? — brunet, przeżuwając kolejny kęs, zaczął się szeroko uśmiechać, gdy wspomniał o blondynce.

— Ciężko było nie zauważyć, zajmował cały kadr.

Niebieskooki parsknął, kręcąc głową i kontynuował jedzenie.

— Mam jej numer. Tej koleżanki też mam, jeśli chcesz — Harry poruszył brwiami, sugerując mi, że powinienem zrobić z niego użytek, ale szczerze to tak bardzo ciągnął mi się ten dzień, że jedyne co chciałem to położyć się z powrotem do mojego ukochanego łóżka, by oddać się jedynej słusznej rozkoszy, jaką jest sen.

— Dzięki, ale może kiedy indziej.

— Szkoda byłoby nie skorzystać — na twarzy Harry'ego pojawił się taki sam nonszalancki uśmiech, jaki zjawia się, gdy uwodzi kolejną niewinną kobietę.

Więcej się nie odzywaliśmy. W spokoju skończyliśmy posiłek, a następnie opuściliśmy lokal. Na ten moment nie mieliśmy żadnych planów na siebie, więc postanowiliśmy wrócić do mieszkania. Z racji, że pogoda pogarszała się, zadzwoniłem po taksówkę dla nas. Nie musieliśmy na szczęście długo czekać na pojazd. Sama droga również minęła szybko, pomimo tego, że Subway był oddalony od mieszkania o kilka dobrych kilometrów. Po uregulowaniu rachunku przez Harry'ego, który chciał tym spłacić przynajmniej część długu z nocy, ruszyliśmy w stronę wysokiej budowli.

Szybko wpakowaliśmy się do budynku i windą wjechaliśmy na odpowiednie piętro. Otworzyłem kluczem drzwi i obaj po przekroczeniu progu odetchnęliśmy z ulgą. Odrzuciliśmy torby w kąt z postanowieniem, że włożymy je do prania z innymi rzeczami dopiero późnym wieczorem. Szczerze, wiele razy tak sobie zakładaliśmy, a kończyło się na tym, że albo byliśmy na imprezie, albo już dawno spaliśmy. Mówiąc krótko, zajmowanie się domem wychodziło nam dosyć średnio. Musimy naprawdę poważnie zastanowić się nad pomocą domową, która zajęłaby się, chociaż częścią obowiązków.

W ciągu tygodnia ja codziennie chodzę do studia na kilka godzin, a Harry, jeśli ma zlecenia, to montuje coś na komputerze lub tworzy nowe grafiki. Jest wszechstronny, a zleceniodawcy to cenią. Ostatnio nawet robił plakat dla nowej sesji jakiś rzekomo znanych modelek. Byli pod wrażeniem jego pracy, więc i wynagrodzenie było sowite.

Coraz częściej myślę, że ten rok przerwy od studiów robi nam dobrze.

On pracuje niezależnie, bijąc niezłą kasę, na robieniu tego, co lubi, a ja właściwie też nie narzekam, bo praca u Dylana jest dosyć przyjemna, a i przede wszystkim bardzo opłacalna. Bywają dni, kiedy prawie w ogóle się nie zmęczę, a pieniądze na konto wpadają. Między innymi dzięki tej decyzji o przerwie kupiliśmy to nowoczesne mieszkanie. Przez jakiś czas musieliśmy ograniczać ilość spożywanego jedzenia oraz musieliśmy dorzucać każdy grosz na rachunki, ale po niedługim czasie wyszliśmy na prostą, nawet z nawiązką. Dlatego żyjemy teraz jak królowie tego zakłamanego i zazdrosnego świata, zupełnie bez żadnych granic i zasad. Tylko my i nasza przyszłość.

— Co robisz ? — zmarszczyłem brwi, przyglądając się niebieskookiemu, który intensywnie uderzał opuszkami palców w ekran swojego smartfona.

— Umawiam się z Chloe.

— To ta, która chciała w ciebie talerzami rzucać z zazdrości ? — nie mogłem powstrzymać śmiechu, gdy przypomniała mi się akcja, gdy Harry w końcu postanowił wyprowadzić się ze wspólnego mieszkania do mieszkania swojej byłej, a wtedy ówczesnej dziewczyny. Nie został tam zbytnio dobrze przyjęty, ale to po części jego wina. Mógł aż tak nie okazywać, że istnieją inne ładne dziewczyny oprócz Chloe.

— Nie, to ta z siłowni. Mówię ci, już jest moja — odpowiedział brunet z przekonaniem w głosie.

— Może dziewczynę uprzedź, że chcesz ją tylko na jedną noc — dokładnie zacząłem się przyglądać podnieconej nadchodzącym spotkaniem twarzy chłopaka.

Zareagował na to jedynie swoim lekceważącym śmiechem. To oznaczało tylko, że nie zamierza jej uprzedzać, bo jak mawia ,,straci jedynie cenny czas na uświadamianie". Starałem się nie być bierny na jego zachowania, ale mało kiedy brał w ogóle pod uwagę moje zdanie. Często wyprowadzało mnie to z równowagi i doprowadzało do kłótni kipiących gniewem i testosteronem. Od zawsze mieliśmy twarde charaktery i wybuchowe usposobienia, ale ja przecież nie mogę być wiecznie jego ojcem, bo się kiedyś zadźgamy nawzajem nożami kuchennymi.

Teraz też nie mogłem nic poradzić, więc z poczuciem bezradności na karku wyszedłem na balkon, by zapalić. Gdy wyjąłem paczkę, spostrzegłem, że zostały mi jedynie dwa papierosy, które niemal od razu wypaliłem. Konieczny więc był spacer do pobliskiego sklepu. Przechodząc przez hol, kątem oka zerknąłem na Harry'ego, który niezmiennie pisał z kimś na telefonie. Założę się, że nawet nie zauważył, że wyszedłem z mieszkania.

Na zewnątrz panował już półmrok, słońce ledwo wyłaniało się zza horyzontu, a do tego wiał delikatny wiatr, który rozganiał chmury na ciemnym niebie. Lubiłem spokojne, uspokajające wieczorne wyjścia, ale nadal nie mogły dorównać tym porannym, które napełniali mnie za każdym razem nową energią.

Ulice prawie się wyludniły, a coraz więcej mieszkań wypełniało się światłem lamp. Park, który minąłem, jako jedyny tętnił życiem. Odbywał się tam jakiś występ, chyba był to jakiś stand-up, bo z oddali dobiegał śmiech i odgłosy oklasków. Nie kręciły mnie takie rzeczy, ale to dobrze, że przynajmniej dla innych miasto organizuje całkiem ciekawą rozrywkę.

Mały przydrożny sklepik również świecił pustkami. Za ladą stała ekspedientka, którą doskonale kojarzyłem. Zawsze witamy się szerokim uśmiechem zaraz na wejściu. Kiedyś pomagałem jej córce i udzielałem korków z matmy. Nie wziąłem za nie nic, bo satysfakcja, że młoda już wszystko rozumiała beze mnie, była wystarczająca. Tak właśnie okazało się, że przeciętna szesnastolatka została geniuszem matematycznym w swoim liceum, a ja tylko pomogłem jej wjechać na właściwe tory.

— Dobry wieczór pani Buffer — kobieta oparła się rękoma o ladę, a na jej twarzy trwał serdeczny uśmiech. — Poproszę te, co zawsze.

— Cameron chłopcze niszczysz sobie zdrowie tym świństwem — uśmiech momentalnie znikł, a w głosie kobiety pojawiła się troska. Mimo to sięgnęła po paczkę papierosów z jednej z górnych półek i położyła je przede mną. — Zastanów się, czy nie warto tego rzucić w cholerę.

— Na coś trzeba umrzeć — zaśmiałem się pod nosem, jednocześnie będąc zażenowany swoją odpowiedzią, ale przecież nie powiem jej, że jedyne dobro, jakie w życiu mnie spotkało i szanuję je to paczka fajek.

— Zapomniałabym, Margaret kazała cię pozdrowić przy najbliższej okazji — pani Buffer poprawiła swoje jasne włosy, wydając mi resztę.

— Jeśli chce, to możemy się spotkać i pogadać — rzuciłem obojętnie. — Obiecuję, że nie będziemy nic palić — roześmiałem się, przykładając dłoń do piersi na znak, że kobieta może mi ufać.

Margaret Buffer mimo tego, że była ode mnie o sześć lat młodsza dogadywała się ze mną dużo lepiej niż niejedna dziewczyna w moim wieku. Lubiłem ją i jej niewinne postrzeganie świata, którym zawsze się ze mną dzieliła.

— Dobranoc Cameron — pani Buffer pożegnała mnie, a ja odpowiedziałem tym samym. To naprawdę przemiła babeczka.

***

— Gdzie byłeś ? — Harry wyszedł zza ściany i ze zdziwieniem na twarzy spojrzał na mnie ściągającego bluzę.

— W sklepie po fajki.

Brunet odpowiedział cichym ,,a" i wrócił przed telewizor. Ja natomiast znowu udałem się na balkon, by tym razem podziwiać jedynie niebo. Niespodziewanie niebieskooki zjawił się obok mnie bardzo szybko.

— Daj jedną — wskazał na moją kieszeń.

— Przecież ty nie palisz — nie kryłem zdziwienia.

— Kurwa daj jedną — warknął chłopak, a ja podałem mu papierosy i zapalniczkę. Wyglądał na zdenerwowanego, kiedy otwierał paczkę i odpalał fajkę.

— O co chodzi ?

— Mamy problem stary — Harry miał minę ,jakby coś strasznego zaraz się miało wydarzyć. — Jakieś piętnaście minut temu dopiero zobaczyłem powiadomienie z przypomnień. Było ustawione na wczoraj i mówiło dokładnie, cytując ,,NIE MOŻEMY CHLAĆ" — ostatnie słowa właściwie wykrzyczał bardzo zbolałym głosem. Mało kiedy się przejmował jakimiś powiadomieniami na telefonie.

— Uspokój się, przecież wszystko jest okej, musiałeś po pijaki sobie ustawić — cicho się zaśmiałem, przyglądając się kumplowi, który szybko wypuszczał dym z ust.

— Musieliśmy czegoś zapomnieć.

— Zadzwoń do Josha, może on będzie wiedział.

Harry kiwnął pospiesznie głową i natychmiast wybrał numer do naszego geniusza. Joshua był chyba najbardziej rozgarnięty z nas wszystkich, a na pewno bardziej od Hazza.

Po chwili Josh odebrał, a ja zacząłem wsłuchiwać się w ich rozmowę. Harry przez cały czas nerwowo chodził w kółko. W końcu się czymś przejmuje.

— Pierdoliłem, że ktoś wraca ? Tak ? To niemożliwe. Pewnie nie wiesz, o kogo mogło mi chodzić ? Wstawiony ? — brunet westchnął załamany sam swoim nocnym zachowaniem. — Dobra, to tyle. Dzięki. Siema.

Harry włożył iphone'a z powrotem do kieszeni i zamyślił się, patrząc daleko przed siebie. Wziął jeszcze jednego papierosa, z którym wszedł do środka.

— Ja nie mogę palić w środku, bo ci to przeszkadza — skrzyżowałem ręce na piersiach i uważnie przyglądałem się przyjacielowi, który rozłożył się wygodnie w fotelu.

Harry burknął na to coś pod nosem i tępym wzrokiem gapił się w pustą ścianę. Zaciągał się coraz bardziej, aż w końcu się zakrztusił. W międzyczasie sam odpaliłem jedną fajkę i delektowałem się smakiem tytoniu oraz panującą wokół ciszą. Nic nie warczało ani nie bzyczało, kompletna cisza.

Pomieszczenia były już prawie wypełnione dymem i charakterystyczny zapach dało się odczuć nawet na korytarzu.

W pełni relaksującą chwilę przerwał nam odgłos dzwonka do drzwi. Harry poderwał się z siedzenia, tląc jeszcze papierosa. Oznajmił mi, że otworzy, więc nawet nie zamierzałem ruszyć się z miejsca. Zdziwiło mnie jednak to, że zanim Harry w ogóle podszedł do drzwi, mogłem usłyszeć dźwięk przekręconego klucza. Na to sam się również podniosłem i szybkim krokiem zmierzyłem ku wejściu, by zobaczyć, co się dzieje. Widząc osobę przed nami, oniemiałem i równocześnie przypomniałem sobie, co znaczyło tajemnicze przypomnienie w telefonie Harry'ego.

— Olivia ! — zaczął żałosnym głosem brunet, nerwowo rozglądając się w poszukiwaniu ratunku.

Następnie sięgnął po walizkę dziewczyny, która mroziła go spojrzeniem.

— Co to za siniak na czole ? Znowu piłeś — sarkastycznie prychnęła, oglądając dokładnie twarz Harry'ego. — Nie wstyd ci ? Skończysz jako alkoholik żebrzący pod mostem na butelkę wódki — kontynuowała bardzo mocno niezadowolona, a wręcz wkurwiona.

— Ale...

— Czym tu śmierdzi ? — Olivia nie dała dokończyć brunetowi, zatrzaskując za sobą drzwi. — Dlaczego zrobiliście taki straszny burdel z tego wspaniałego mieszkania ? — niebieskooka przeczesała dłonią swoje długie, proste i ciemne włosy, spoglądając na wszechobecny syf panujący w środku.

— Cześć, Liv — oparłem się o ścianę, zakładając rękę na rękę i ze spokojem patrzyłem na rozwój sytuacji.

— Cześć, Cam — brunetka posłała w moją stronę krótki uśmiech i wróciła do niszczenia psychicznie swojego biednego brata. — Paliłeś ?! Do tego w mieszkaniu. Świetnie idioto, a nalegałam, żebyś jechał ze mną do rodziców.

Teraz wszystko jasne. Olivia Brooks, siostra Harry'ego Brooksa wróciła właśnie po dwóch tygodniach spędzonych u ich rodziców. Przypomniałem sobie również, że mieliśmy ją odebrać z dworca, czego nie zrobiliśmy, a powiadomienie w telefonie ? No cóż, nawet ono nie uratowało nas obu od bycia w czarnej, głębokiej dupie.

— Nie paliłem, to Cameron !

Nie zdążyłem się nawet zacząć tłumaczyć, bo zrobiła to za mnie Liv. Szarpnęła za lewą dłoń bruneta i wyciągnęła z niej niedopałek, który chłopak próbował ukryć.

— Obiecałam ci, że jeszcze raz takie coś, a pogadam z rodzicami, żeby odcięli cię całkowicie od jakichkolwiek pieniędzy.

— Livie błagam — jęknął Harry, podążając za Olivią.

Ta zatrzymała się przy mnie i złożyła krótki pocałunek na moim policzku, co odwzajemniłem. Zaraz po tym zbliżyła się do mojego ucha i wycedziła przez zęby półgłosem.

— Trzymaj mnie, bo zatłukę tę sierotę.

Cicho się zaśmiałem i rzuciłem okiem na kumpla, który jak mantrę powtarzał teraz w kółko pod nosem:

Znowu, zapomniałem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania