Coś poszło źle

Dzień szósty.

 

Jestem pod jej domem. Czekam. Ale na co czekam? To pytanie odbijało mi się echem w głowie dziś niezwykle pustej i pozbawionej nadmiaru myśli. Wyczyściłem ten śmietnik. Musi być gorzej żeby coś poszło do przodu. Idę do przodu. Wyszła z domu. Przez szczeliny nieszczelnego okna słyszałem krzyki. Ojciec? Brat? Facet... Niemożliwe, głos wydobywał się zdecydowanie z gardła dorosłego mężczyzny, a ona ma przecież dopiero 17 lat. Dziwna dzielnica, brudna, pomimo w miarę schludnego wyglądu była i jest splamiona i w każdym kącie wypełniona krwią. Krwią matek, dzieci, przyjaciół, braci, sióstr, dziewczyn. W całej historii tych bloków można by znaleźć chyba każde z możliwych okropieństw świata. Zachmurzone niebo dające tylko szczątki światła słonecznego, chłód na rękach. Zima daje się we znaki. Dobijająca szarówka o godzinie 17:04 oznacza jedno: Trzeba wracać do domu. Dwadzieścia minut marszu i jestem pod drzwiami. Uderzenie ciepła sprawia, że moja twarz nabiera rumieńców. Ściągam buty, potem kurtkę, wszystko odkładam na miejsce. Mama lubi porządek.

 

-Cześć.

-Hej. Tak długo byłeś dziś w szkole?

-Tak. *Znów kłamię*

-Hmm. Musisz być bardzo głodny. Kupiłam dziś chińczyka na wynos i nikt mnie nie posądzi o kanibalizm. *uśmiechnęła się znacząco chcąc być zabawna. Żart się nie udał, to ona jest jedynie śmieszna. Chcąc poprawić nasze relacje po rozstaniu z ojcem robi z siebie coraz częściej podręcznikową mamusie. Dobrze wie, że wolałbym być z nim*

 

I znów to samo. Monotonia przesiąkła już moje życie i postanowiła w nim chyba zostać. Od kilku dni wykonuje te same czynności. Najpierw szkoła, potem obserwacja Magdy, bo tak miała na imię dziewczyna, która sześć dni temu zwróciła moją uwagę, następnie dom, czyli jeść, odrobić lekcje, spać. I tak w kółko.

 

Dzień siódmy.

 

-Najmocniej przepraszam, zaraz podnio-sę. *Nie zdążyłem przetworzyć zaistniałej sytuacji, kiedy ona podniosła książkę, którą 5 sekund temu wytrąciłem jej z ręki i ruszyć w przeciwną stronę. Szybka decyzja, idę za nią* Hej, zaczekaj!

Odpowiedziała mi cisza i przyspieszony krok. Wow, nie wiedziałem, że potrafię tak szybko chodzić. Złapałem ją za ramie i delikatne szarpnąłem odwracając w moją stronę.

-Poczekaj, porozmawiajmy.

-Kim ty w ogóle jesteś?! *Burknęła stanowczo przepełniając twarz wyrzutem. Co ja jej takiego zrobiłem?*

-Nikim ważnym, ale chciałbym Cię poznać. Może..

-Nie mamy o czym. Nie chcesz mnie poznać. Nie chce poznać ciebie. Na razie. *Wyrwała się z uścisku i weszła do sali, w której najprawdopodobniej miała teraz lekcje. Zabrzmiał dzwonek.*

Piękna, stanowcza, tajemnicza. Wszystko co nasuwa się gdy tylko zobaczy się pierwszy raz wysoką brunetkę o wrogim wyrazie twarzy, zupełnie nie komponującym z delikatnymi rysami i nieskazitelną cerą, gładką i jasną. Była piękna, piękna i nieosiągalna. To sprawiało, że stawała się jeszcze bardziej pożądana.

 

Dzień ósmy.

 

Nie ma jej. Nie ma jej w szkole na pewno. Znam plan, wiem jakie ma teraz zajęcia. Może się spóźniła, może jeszcze przyjdzie(?). Jest bez niej jakoś pusto. Nie poznaje siebie. Jak obca osoba może wywoływać u mnie tak różne uczucia? Umysł ludzki jest niepojęty

 

Dzień dziewiąty.

 

Znów jej nie ma. Nie było jej wczoraj, nie ma i dziś. Tęsknie za wyrazem jej twarzy, za jej chodem, za niechlujnie uczesanymi włosami i za dużą koszulką.

 

Dzień dziesiąty.

 

Nie ma jej trzeci dzień. Już nie wytrzymam. Nikt nic nie wie. Nikt z nią nie rozmawia. Większość jej nie kojarzy, albo po prostu kłamie. To duża szkoła, ktoś musi ją znać.

Zero przydatnych informacji. Nie masz tu znajomości nie masz nic. Ja jestem nowy, nazywam się Aleksander, dla znajomych Alex. Mam 18 lat, prawie. Pozornie wszystko jest u mnie ok, mam mamę, tatę, dziadków, święta spędzamy razem itp., ale w pewnym momencie życia czegoś zaczyna brakować. Sztuką jest zrozumieć czego.

Po rozwodzie rodziców przeprowadziłem się do mamy do Warszawy. Zupełnie obce mi miasto, inni ludzie, inna mentalność. Wszystko ma swoje złe strony. Pomiędzy pięknymi, wzniosłymi budynkami, spośród napindrzonych pań biznesu po wypucowanych panów biurokratów można łatwo znaleźć ‘mniejszości’. Przedziały, podziały, różnice są tu wszędzie i nikt nie robi nic aby coś zmienić.

Idę pewnym krokiem. Nie spoglądam na boki, nie obracam się w tył. Nie chce się narażać nikomu, ani nikomu podpaść. Tu możesz dostać za ‘’krzywe spojrzenie’’. Witam w Szarej Strefie. Gdyby ściany mogły mówić o tym co się tu dzieje późno w nocy w sekundę usłyszałbyś więcej niż przez całe życie.

Zdyszany podchodzę do drzwi. To tu mieszka, ‘12’. Odrętwiałe palce dotykają klamki, przez ciało przechodzi dreszcz, sam nie wiem czy z zimna czy z poddenerwowania i niepewności. Naciskam klamkę. Dlaczego nie pukam? Dlaczego z marszu wchodzę do mieszkania? Te pytania nasunęły mi się zbyt późno. Już byłem w środku. Uniosłem głowie. Śmierdziało papierosami i wódką, ale nie tylko. Nie znam tego zapachu, był okropny. Tu dosłownie śmierdziało. Żeby wytrzymać musiałem zakryć usta i nos kapturem od bluzy, który od teraz służył mi za maskę. Wąski korytarz rozciągał się na niecałe pięć metrów, farba na ścianach odpadała w wielu miejscach, przez okno naprzeciwko mnie wpadały pojedyncze strugi światła. Było brudno i niechlujnie. Ruszając potknąłem się o stertę szklanych butelek po alkoholach wszelakiego rodzaju. Od tych najtańszych z najtańszych, po te lepsze z gorszych. Mijam jedne drzwi po prawej, są uchylone, mijam drugie po lewej. Stop. Tu nawet nie ma drzwi. Obskurne meble i coś w podobie kuchenki sugeruje mi, że właśnie patrze na kuchnie. Adrenalina wypełnia mój organizm, nie pozwala mi stać tu dalej. Oddech. Im bliżej okna tym cuchnie coraz bardziej. Następne drzwi są zamknięte, otwieram je, zaglądam do środka. Niemym echem odbija się od ścian ciche „Magda? Jesteś tu?”. Jedyne co usłyszałem to dzwonienie w uszach. Uwielbiam ciesze, po wielu spędzonych z nią latach nauczyłem się ją doceniać, pokochałem ją lecz ta cisza była inna. Wroga i nieczysta, rodziła we mnie strach i otępienie. Coraz bardziej chce stąd uciec, ale ciekawość nie daje mi spokoju. Idę dalej. Przede mną ostatni pokój, chwila prawdy.

Ugięły mi się nogi. Do gardła napłynęła ohydna substancja, która w ogóle nie przypominała ostatniego posiłku. Zrobiło mi się słabo, do oczu napłynęły łzy, strach nie pozwalał się ruszyć. Chciałem krzyczeć lecz coś co zacisnęło mi gardło było silniejsze. Od zawsze uwielbiałem filmy kryminalne, krew, flaki. To mnie kręciło. Nigdy nie rozumiałem reakcji niektórych ludzi, ich zachowań, rozkojarzenia, paniki. Teraz wszystko stało się jasne. Nie chce tego. Chce znów nie wiedzieć. Kto mógł być tak okrutny?! Jak można coś takiego komukolwiek uczynić?! Spodnie powoli nasiąkały mi zimną substancją. Klęczałem w ogromnej kałuży krwi. Zupełnie sina dziewczyna leżała w nieokreślonej pozycji na podłodze. Wszystko było umazane krwią, była nawet na ścianach. Musiała zawzięcie walczyć z oprawcą, na pewno też ucierpiał, krwi było za dużo. Strzępki poszarpanych ubrań w niewielkim procencie zakrywały posiniaczone i poranione ciało Magdy. Nie wiedziałem dlaczego chodzi w bluzach nawet gdy jest ciepło. Pewnie była bita. Na jej rękach i udach, teraz już zlewające się z siną barwą rozkładającego się ciała widniały blizny. Samookaleczanie? Na pewno miała problemy ze sobą, problemy rodzinne, któreś z tych wywodów, jak nie obydwa były trafne. Kroki. Ktoś idzie, słyszę coraz wyraźniej. Co mam robić? Chce wstać. Nie mogę wstać. Niepokój przesiąka cały mój organizm, strach paraliżuje każdą część ciała. Czekam na najgorsze, tylko o tym myślę. Przedziwny dźwięk. Teraz niezrozumiały, choć czuje, że go znam. Huk, zimne powietrze okala organizm, niewyobrażalny ból głowy zakłóca równowagę, lecz tylko przez chwile. Patrzę, nie widzę. Obraz rozmazuje się, dźwięki wyostrzają, rzeczywistość nabiera innego wyrazu. Zniekształcenie.

Teraz nie słyszę nic. Jest ciepło i jasno. Czuje ulgę i dobroć.

 

~~~~

14 marca 2012 roku Aleksandra F., Magdalenę W., oraz jej ojca Grzegorza W. znaleziono martwych w mieszkaniu nr.12 na ulicy Chopina. Po dokonanej sekcji zwłok oraz śledztwie miejscowej policji dowiedziono, iż dziewczyna została zgwałcona i śmiertelnie pobita przez ojca. Aleksander F., którego oprawca dziewczyny zastał w mieszkaniu został przez niego postrzelony. Osiemnastolatek zmarł od strzału w głowę. Mężczyzna po tym czynie popełnił samobójstwo, wieszając sie na na barnierce klatki schodowej.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Zuzia.hihi 20.05.2015
    Wowowow *_*
  • Grilu 20.05.2015
    Mam nadzieję, że to pochwała ;D Dzięki, że przeczytałaś ;)
  • Anonim 20.05.2015
    Ciekawe O.o
    I na podstawie prawdziwej historii... Nie powiem, zdziwiłam się!
    Dołączam się do przedmówcy: Wooow!
    Czekam na więcej twoich opowiadań!
    5/5
  • Fula 21.05.2015
    Co za sztos

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania