Coś się kończy, coś się zaczyna...

Dokładnie nie pamiętam ile razy do tej pory umarłam. Jednak z perspektywy czasu nie ma to żadnego znaczenia, bo mam już doświadczenie z obcowaniem ze śmiercią. Z biegiem lat, kiedy wiem, że spotkanie z nią jest nieuniknione – dopominam się głośno o jej szybsze przybycie. Przestałam się wreszcie bronić przed tym, co nieuniknione – kiedy zło, nienawiść, podłość, kłamstwo oraz hipokryzja – znów pochłoną moje słabe, naiwne, beznadziejnie ufne jestestwo.

 

Kiedyś konałam w przekonaniu, że kończę swoje życie i wszystko bezpowrotnie zniknie. Dlatego starałam się w nieskończoność odwlekać spotkanie z Białą Panią. Bałam się tego, co nastąpi. Strach skutecznie przesłaniał mi właściwe zrozumienie sensu przenikania światów. Uniemożliwiał przejście na pożądane poziomy świadomości. Nieustannie blokował dotarcie do upragnionego sedna, esencji, spełnienia, błogości, ciszy…

 

Teraz – gdy każda kolejna śmierć uwalnia mnie od paraliżującego marazmu zniewolenia, spętania, ograniczenia, wegetacji… Te i następne gaśnięcia – stają się wymarzonym początkiem cieplejszych oraz znacznie trwalszych ogni odczuwania. Pozorne zakończenia – wzajemnie przenikają i przeplatają się z naturalnymi odrodzeniami. Kiełkują nowe, wspaniałe rzeczywistości będące ulepszeniem poprzednich. Są coraz mocniejsze i silniejsze. Bardziej odporne na zniszczenia, zatrucie i zepsucie. Mające szersze spectrum zarówno współistnienia jak i bezpiecznej alienacji…

 

Dotychczas widziałam wiele odsłon piekła i tyle samo anielskich przestrzeni. Nareszcie pogodziłam się z Demonami. Potrafię rozmawiać ze śmiercią, która nauczyła mnie przeprowadzać samą siebie… na drugą stronę. Nie ma już we mnie lęku ani obaw przed nieznanym ani niezrozumiałym. Mam świadomość, że mogę mieć tylko nadzieję na krótkie unikatowe chwile zrozumienia. Kruche bezcenne momenty zespolenia oraz jedności.

Cała reszta…

jest wiecznym przeciwnikiem…

Złudną, rozczarowującą, utopijną wiarą…

W cuda…

 

Dziś znów umrę. Uschnę zatruta jadem, który wypijam niezłomnie łudząc się, że jest magicznym eliksirem. Więdnę – czekając na spotkanie, po którym pojawią się nowe zdrowe gałązki, będące filarem mojego drzewa wzniesionego dawno temu w lesie samotności. Umieram w przekonaniu, że jestem odporna na więcej czyhających na mnie trutek. Odchodzę otulona miłością Istot, które znają o wiele więcej dobra i zła – niż można przypuszczać.

 

Spokojni oczekujemy na śmierć – wierząc w kolejny lepszy wymiar...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Ozar 24.04.2020
    Ciekawe podejście, coś ala reinkarnacja z tą tylko różnicą że umierająca jest świadoma, że znów się odrodzi. Może też lekko pachnie Fenixem (szczególnie ostatnie zdania). Kurde pewnie każdy z nas chciałby nie bać się śmierci i mieć pewność że znowu się odrodzimy w innym świecie i czasie. Jednak z drugiej strony taka pewność rodzi przynajmniej jeden duży problem. Otóż ludzie przestaliby się bać śmierci, albo nawet kiedy obecne wcielenie przestałoby im się podobać sami by odchodzili. Czyli umarł by instynkt samozachowawczy a to jakby nie patrzeć jeden z filarów człowieczeństwa jaki znamy. Dobry tekst i daje do myślenia. 5
  • Leila 24.04.2020
    Smierć i to co nastąpi później od zarania meczy człowieka... jest na ten temat niezliczona ilość publikacji mniej lub bardziej naukowych, a tak wyglada moje stanowisko w tej sprawie
  • Bajkopisarz 24.04.2020
    „doświadczenie z obcowaniem”
    doświadczenie w obcowaniu
    „Przestałam się wreszcie bronić przed tym, co nieuniknione”
    może nieuchronne? Nieuniknione masz przed chwilą

    Nie zaznaczyłaś, czy to jest optymistyczne czy nie, więc zrobię dwie wersje:

    Pesymistyczna
    Wszędzie jest tylko syf, kila i mogiła. Śmierć się panoszy i mimo, że kończy wszystko ostatecznie, to jednak jest daleko lepsza od życia przypominającego jedynie wegetację roślinki na pustyni zła. Tylko śmierć mnie rozumie, bo pustka w której się po niej znajdę spełni idealnie moje oczekiwania, samotnika i introwertyka, który ze wszystkiego na świecie najbardziej nie lubi ludzi. Tak zwane odrodzenie jest możliwe jedynie w tym sensie, że po śmierci nie będę już czuć bólu, smutku i lepkiej ohydy świata. Będę czystsza i jakby bardziej wolna. Przechodzenie na druga stronę jest o tyle dobre, że tam nie spotkam niczego gorszego niż tu, w życiu. A może nawet nie spotkam nikogo i tak będzie najlepiej. Pozostaną mi tylko dalekie wspomnienia tych, którzy kiedyś mnie kochali.

    Optymistyczna
    Wszystko tutaj to alegoria. Śmierć to nie śmierć, ale po prostu problem do przezwyciężenia. Każdy przezwyciężony po prostu przestaje istnieć czyli umiera, a ja przechodzę nad nim i staję się lepsza i silniejsza. Umiem już pokonywać te problemy, a kiedyś nie umiałam. Co prawda problemy i towarzyszące im osoby lub zjawiska nadal się koło mnie kręcą, ale już je rozpoznaję. Osiągają co prawda jeszcze sukcesy w walce z moją słabą świadomością, ale coraz rzadziej, bo raz że umiem już sobie z nimi radzić i nawet gdy zadają ból, to wiem, że umrę tylko na chwile i się zaraz odrodzę, a dwa, to jednak mam kogoś kto mnie wspiera.
  • Leila 24.04.2020
    Muszę cię zaskoczyć , bo obydwie opcje pasują. I o to mi chodziło sam wybierasz, która ścieżka interpretacji chcesz pójść, masz wybór... zawsze
  • Bajkopisarz 24.04.2020
    Leila - czyli z interpretacji dostanę tym razem mocną czwórkę?
  • Leila 24.04.2020
    Bajkopisarz weź :) tym razem się postarałeś daję 5
  • Bajkopisarz 24.04.2020
    Leila - dziękuję :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania