Creso: Rozdział II: Kanion

Podróżowały przez dwa dni przez las. Vanessę zdziwiło to, że Florence przez ten cały czas nic nie jadła ani nie spała. Dziewczynka wiele razy oferowała Veranderance, że ją zmieni na warcie, a tamta jej powiedziała, że zupełnie nie ma takiej potrzeby. Zaskoczenien również dla niej było to, że ich ubrania były bardzo wytrzymałe i do tego nawet spódnica, których nie znosiła, jej nie przeszkadzała. Według Veranderanki tamtego dnia miały dotrzeć do Flilam. Do przejścia pozostał im jeszcze kanion i musiały ominąć górę, którą Florence nazwała Eziln. Przez ten cały czas Vanessie przemykały przez głowę różne myśli. Przede wszystkim pytanie, czy ona i Natasza kiedykolwiek powrócą do domu? Podczas podróży Veranderanka opowiedziała dziewczynkom o miejscu, do którego trafiły. Kobieta była dosłowną skarbnicą wiedzy. Świat nazywany był Capraną i była ona podzielona na cztery "strefy": Północ, Południe, Wschód i Zachód. Aktualnie znajdowały się w królestwie Acrela na Wschodzie.

 

- A o co chodziło z tymi portalami miedzy światami? - zapytała rano Natasza Veranderankę.

 

- Jakiś tysiąc lat temu mieliśmy swobodny dostęp do innych światów - zaczęła Florence. - Każdy miał swoją własną urodę. Pewnego dnia zostało otwarte przejście do Creso. Wszystko było dobrze, lecz wkrótce mieszkańcy tamtego świata okazali się strasznie samolubni. Uznali magię za coś w stylu wybryku natury - dwa ostatnie słowa prawie wypluła. - Sprowadzili nieznaną nam technologię ze swojego świata i zaczęli wojnę. Zniszczyli wszystkie przejścia i zaczęli nas zabijać. Nagle pojawiła się Luna Tron. Nikt nie ma pojęcia skąd się wzięła, ale każdy ją uwielbia. Jest wręcz bóstwem, jej moc zamknęła portal do Creso i zakończyła wojnę. Większość ludzi zamieszkała na Zachodzie. Tam nie tolerują magii. Postęp technologiczny się zatrzymał na różnych etapach i nie ma możliwości na dalszy rozwój. Z tego powodu Wschód wygląda jak wygląda. Oczywiście organizowane są przemyty niektórych rzeczy, tylko zazwyczaj kończą się one porażką.

 

Przed południem dotarły do kanionu.

 

- Teraz możemy spotkać złośliwe stworki nazywane Bosnami - oznajmiła Veranderanka. - Przypominają one krzewy, ale jeśli o nie zachaczymy, zarządają opłaty w złocie - uśmiechnęła się krzywo. - Mam trochę złota, często tędy chodzę. Późnej Eziln, tam musimy być ostrożne i jesteśmy w Flilam.

 

- Właściwie to, o co chodzi z tą górą? - zapytała Vanessa. Po chwili zorientowała się, że zadała pytanie po polsku. Od razu powtórzyła je w odpowiednim języku.

 

- Wokół Eziln rozciąga się niesamowicie głęboka przepaść - wytłumaczyła jej kobieta, kierując się powoli w kierunku kanionu. - Na wschód od nas rozciąga się jeszcze bardzo daleko. Jakby na to nie patrzeć, ta szczelina wyznacza granicę Acreli. Co do samej góry, aby ją ominąć trzeba przejść po wąskiej półce skalnej, która lubi się po trochu kruszyć.

 

Dziewczynka skrzywiła się nieco na jej słowa.

 

- Nie ma żadnej innej opcji?

 

- Dwa tygodnie drogi stąd są tereny Vyandów. Nie mają oni żadnych uprzywilejowanych gości, więc wizyta u nich kończy się śmiercią. Dalej, czyli cały miesiąc drogi, jest łagodna góra Lug, lecz wiem, że nie dacie rady tam dotrzeć bez mojej pomocy, a do tego nie ma tam żadnych osad.

 

- Czyli niestety zostaje nam Eziln - stwierdziła Natasza.

 

Zaczęły schodzić wąską ścieżką na dno kanionu. Florence stała się teraz jasną, żółtą skałą porywającą całą formację. Już z tamtego miejsca mogły zauważyć pierwsze okrągłe krzewy. Veranderanka powiedziała im szeptem, że czasem rosną tam również zwykłe rośliny, niektóre z nich mogły skrywać różne mechanizmy do ukrytych pułapek. Kobieta prowadziła je wzdłuż jednej ze ścian.

 

- Bosny lubią zastawiać je na podróżnych, ale często tędy chodzę, więc wiem, gdzie one się znajdują, mam znajomego chemika w Flilam - zakończyłała Florence.

 

- Może kiedyś zostaniesz honorowym gościem tych stworków? - zasugerowała Vanessa.

 

- Nie liczę na to oraz nie będzie to raczej możliwe, a i tak nie pozostało mi wiele życia - rzekła Veranderanka.

 

- Jak to?

 

- My, Veranderanie, żyjemy około stu lat, a ja mam ich już dziewięćdziesiąt trzy. Tylko wydaję ci się, że jestem młoda, a to prze moje wrodzone zdolności.

 

Dalej nie odezwały się do siebie ani słowem. Krzewy lub też Bosny tworzyły na ich drodze istny labirynt pełen ostrych zakrętów oraz pętli. Wkrótce przeszły już połowę drogi. Słońce, pomimo lekkiego chłodu kanionu, bardzo im dokuczało. W pewnym momencie Natasza potknęła się o jeden z krzewów. Dziewczynka zdusiła okrzyk, gdy roślina zaczęła się ruszać. Po chwili spomiędzy liści wysunęły się pomarańczowe, kacze nóżki i patykowate ręce. Zaraz potem pojawiły się wielkie okrągłe oczy bez powiek. Bosn zaczął coś mówić w niezrozumiałym dla dziewczynek języku, który brzmiał jak odgłosy wydawane przez błoto. Florence zaczęła mu odpowiadać. W prawnym momencie oboje zaczęli się cicho śmiać.

 

- Pomyliłam drzewa z pieniędzmi - wyjaśniła kobieta. - Przez to wyszło "Ile potrzeba drzew?".

 

Powróciła do rozmowy i po chwili rzuciła Bosnowi złotą monetę. Vanessę ciekawiło, ile była ona warta w tym świecie.

 

- Musimy uważać. Następne Bosny na pewno będą chciały więcej - oznajmiła Veranderanka.

 

Poszły dalej. Krzewy były coraz bliżej siebie. Vanessa próbowała zachować spokój, lecz wydarzenia z przed kilku dni i do tego aktualna sytuacja skutecznie jej to uniemożliwiały. Mimo wszystko na spokojnie przeszły na drugą stronę kanionu. Gdy były na miejscu, dziewczynki odetchnęły z ulgą. Brunetka zauważyła, że Florence nie jest choćby trochę zmęczona.

 

- Um.. Florence, w jaki sposób jesteś tak bardzo wytrzymała? - zapytała.

 

- Cóż... To akurat wrodzona umiejętność. Oprócz zmiany w inny materiał i długiego życia, nasza sprawność fizyczna jest znacznie lepsza. Jesteśmy szybsi, silniejsi, wytrzymalsi... Teoretycznie jedni z najlepszych wojowników Wschodu - uśmiechnęła się lekko. - Problemy możemy mieć szczególnie z elfami.

 

- Dlaczego te stworki żyją tylko tutaj? - spytała Natasza.

 

- Krótko mówiąc, magia. Pewien jednorożec kilkadziesiąt lat temu...

 

- To tutaj żyją jeszcze jednorożce?! - przerwała jej Vanessa. - Co tutaj jeszcze żyje?!

 

- Veranderanie, Vyandowie, Bosny, kilka smoków, kilka jednorożców, wiedźmy, demony, ludzie, elfy, mroczne elfy, nieumarli, Jubarzy, Buferauni, Helderzy, mówiące zwierzęta, rusałki, różne ryby, zwierzęta hodowlane, ptaki, ssaki, ryby, płazy, gady i od groma owadów.

 

- Może chodźmy już - stwierdziła lekko zszokowana dziewczynka.

 

Florence poprowadziła je na wzgórze, z którego rozciągał się widok na całą okolicę. Gdzie nie spojrzeć rozciągało się całe morze lasów. Jednak uwagę najbardziej przyciągała znajdująca się niedaleko góra, której szczyt sięgał samych chmur. Eziln wyglądem przypominała grot włóczni, a rozciągająca się dookoła przepaść dodawała jej groźnego wyglądu.

 

- Za kilka minut będziemy na moście prowadzącym do półki skalnej - oznajmiła kobietą. - Nie wiem, dlaczego jeszcze nie pomyśleli o budowie nowego, ze względu na tą kruszącą się skałę. Wtedy transport byłby o wiele prostszy.

 

Poszły dalej aż do wcześniej wspomnianego mostu. Miał on jasnoszarą, metalową konstrukcję charakterystyczną dla mostów, jakie Vanessa widywała w swoim świecie. Dziewczynka nie musiała pytać Veranderanki skąd się ona wzięła. Zgadywała, że na pewno gdzieś znajduję się nielegalna wytwórnia metalowych części albo zostały one przemycone z Zachodu.

 

Ku ich nie szczęściu półka do której dotarły nie miała więcej niż dziesięć centymetrów szerokości, więc przez cały czas musiały trzymać się blisko ostrych skał góry. Przynajmniej ta podróż odbyła się bez spadków kilkanaście kilometrów w dół oraz kruszenia się półki.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania