Cygańskie wesele
Mam tylko minutę, żeby zdążyć na pociąg.
Biegnę z innymi, ale jakbym był uwiązany do ziemi.
Próbuję przez te druty, będzie szybciej, ale zaplątała mi się w nie koszulka.
Widzę tylko jak pociąg odjeżdża.
Idę dokądś. Nie wiem dokąd, ale czuję, że jestem blisko domu.
Poznaję drogę, ale nie poznaję tych domów.
Opuszczone budynki, szyby wybite, kury po podwórzu nie chodzą.
Słyszę zbliżające się auta.
Jest ich mnóstwo.
Ozdobione kwiatami.
Są i wozy z końmi.
Wiozą mężczyzn w obszernych fioletowych szatach i z wielkimi złotymi krzyżami na piersiach.
Podchodzi do mnie młody człowiek z mikrofonem, pyta czego młodej parze życzę.
Pytam czy to prawosławne wesele, bo nie znam tych krzyży.
Śmieje się ze mnie i ponawia pytanie.
Życzę wszystkiego najlepszego. I żeby szczęśliwi byli.
Powiedz to im, już tu są.
Odwracam się, na drodze zatrzymuje się wóz.
Konie mają kwiatki przy oczach, drży im skóra, krótko je woźnica trzyma.
Panna młoda ma żółtą suknię w zielone kwiaty.
Jakiś mężczyzna siedzi przy niej, ale ona wstając rozwiewa suknię i go zasłania.
Wokół mnie kobiety ze złotymi kolczykami w uszach.
Czuję na sobie wiatr z ich włosów.
Kręci mi się w głowie od kolorów.
Odjeżdżają.
Jeśli chcesz damy ci rower, dogonisz nas.
Nie trzeba.
Pójdę za wami.
Ale droga w bok.
Do domu ta droga, trzeba tylko pod górę wejść.
Krata do sklepu otwarta, naprzeciwko dom z drzwiami otwartymi.
Babka w sklepie, dziadek w domu.
Ulga.
Ktoś łapie mnie za rękę.
Cygańska panna młoda.
Nikt ci drzwi nie otworzy. Ich już nie ma.
Odwracam się.
Z domu tynk odpadł, ze sklepu tylko dwie ściany zostały.
Chodź.
Czemu prowadzisz mnie przez łąkę?
Śmieje się.
Nie dogonisz mnie, ale znasz drogę. I znika.
Trzeba przejść przez las.
Nie raz tędy chodziłem.
Na łąkę.
Ale na łące nie było drewnianych podestów i tylu ludzi.
Rozglądam się wokoło.
Widzę starą kobietę.
Pamiętam tę suknię.
To do mnie do domu z babką przyszedłeś, gdy już umarłam.
Tak, leżała w łóżku, a ja się zastanawiałem skąd ona wiedziała, że umrze, że zdążyła się położyć i zapalić świece.
Wirują spódnice, wieją chusty.
Chcesz wrócić do domu?
Chcę.
Rozlega się śmiech.
Tańcz z nami!
Znowu jestem mały.
Prowadzą do stołu i karmią rosołem.
Jaki jesteś ładny!
Głaszczą mnie po głowie.
Słyszę: Chodź ze mną!
Prababka Ormanowa.
Biegnę do niej, ale mnie zatrzymują.
Chodź do mnie, chodź!
Nie mogę.
Ktoś mnie podnosi.
On zostaje z nami!
I jeszcze bardziej wirują kolorowe spódnice.
Boję się.
Mam na imię Elza.
Cygańska panna młoda.
Gdzie ja jestem?
Na moim weselu.
Chcesz jeść?
Chcę.
Tylko niech mnie pani nie puszcza.
Chciałeś do domu.
Tak.
Chcę do domu.
Biegnę.
Jestem w lesie.
Potykam się, upadam.
I się budzę.
Daleko od domu
Komentarze (8)
jednostrzałowcom - kij w nerę!
Zwierzęta czują śmierć, my chyba też jeszcze, jeszcze w nas cywilizacja pierwotnych instynktów całkiem nie zabiła ?
Piątak ?
No nikt mię tak we Internecie nie obraził.
Hahhahahaha, no to się pomyliłam, sorry so sorry ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania