Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Cykl Świat Qirix: Kroniki Yeris

Witam, będę tu wrzucać moją powieść fantasy. Bardzo proszę, o wykazywanie błędów. (Głównie fabularnych) oraz opini na temat tego co tworzę. UWAGA Pierwsze 5 rozdziałów, przeszło przez pierwsza korektę.

====================================

Rozdział 1 ~ Zima w stolicy ~

 

Pierwszy Nrohs, rok 500. Yerut, stolica Yeris.

 

Krajobraz Yeris w czasie zimy był ponury i surowy. Ów pejzaż w niczym nie przypominał cudownej, malowniczej krainy, pokrytej pięknymi lasami czy łąkami. Gruba warstwa śniegu otaczała całe miasto i okolicę. Drzewa straciły liście, nagie gałęzie pokrył lód, tworząc piękny, ale nieprzyjazny krajobraz. Porywisty wiatr, dął z północnego zachodu zrywając dachy, a w gorszych przypadkach, niszcząc domy. Z każdym dniem temperatura spadała, co powodowało, że życie w mieście stawało się coraz trudniejsze i bardziej niebezpieczne. Wiele ulic było zasypanych śniegiem, tym samym komplikując codzienne funkcjonowanie.

 

Król Lucius II stał przy łóżku córki, patrząc z bólem na jej drżące ciało trawione gorączką. Początkowo podejrzewał, że to tylko zwykłe przeziębienie, jednak głęboko w sercu czuł, że to samo zabiło jego żonę. Niestety jego obawy okazały się słuszne.

 

— Przynieście więcej wody! — krzyknął na służbę, która natychmiast wybiegła z komnaty.

 

Król zaczął się modlić, trzymając dłonie na ciele córki. Wiedział, że to nie jest zwykła choroba, i że jego mała księżniczka jest w niebezpieczeństwie. Pogodził się już ze śmiercią żony, ale nie mógł znieść myśli o stracie dziecka. W tym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie, wyrywając króla z rozmyślań, a służba przyniosła wiadro zimnej wody. Monarcha wziął ściereczkę i namoczył ją, po czym drżącą dłonią zaczął przecierać ciało córki. Jego długie kręcone włosy delikatnie opadały na drobną postać, a zielone oczy, kiedyś radosne i pełne ciepła, zdawały się tracić kolor. Szaty królewskie były znoszone oraz niezmienione od kilkunastu dni.

 

Po chwili, nie zważając na zatrzymujących go służących, do komnaty wszedł ośmioletni syn króla – Verten. Był kopią swojego ojca, jednak miał delikatniejsze, wręcz prawie kobiece rysy twarzy. Stanął obok łóżka i patrzył na siostrę z troską. Krótka chwila porozumienia między ojcem a synem wystarczyła, by Verten poczuł, że sytuacja jest poważna. Wiedział, że nie może pozostać bierny, chciał coś zrobić, jednak nie wiedział co. Za nim podążył Tsal, który był zaufanym doradcą króla. Służył mu radą i nigdy nie mijał się z prawdą, nawet jeśli była ona trudna do przyjęcia.

 

Król spojrzał na konsyliarza, a w jego oczach malowała się rozpacz i bezradność. Doradca zbliżył się i w ciszy pochylił głowę na znak szacunku. Potem wziął głęboki oddech i zaczął przemawiać:

 

— Wasza Królewska Mość, rozumiem, jak trudne i bolesne jest to dla ciebie. Me serce płacze razem z twoim. Musisz pamiętać, że jesteś ojcem całego królestwa, a królewna jest dzieckiem nas wszystkich! Jeśli jednak odejdziesz teraz, jak królowa, pozostawiając nas samych w obliczu tej strasznej choroby, to będziemy bezradni i narażeni na niebezpieczeństwo. Twe miejsce jest tutaj, przy nas, jako władcy i ojca naszego narodu.

 

Król przytaknął, słuchając mądrych słów mężczyzny.

 

— Nie możemy pozwolić, by strach i rozpacz nas ogarnęły. Musimy działać razem, aby znaleźć rozwiązanie, które uratuje nie tylko twoją córkę, ale także wszystkich naszych bliskich i wiernych ci poddanych — mówił dalej Tsal.

 

Lucius II spojrzał na swojego syna, który nerwowo pocierał swoje lewe ramię prawą ręką. Następnie popatrzył na córkę, która wciąż drżała w gorączce. Wiedział, że musi podjąć trudną decyzję, ale nie mógł opuścić swojego ludu w potrzebie.

 

— Dobrze, Tsalu — powiedział zdecydowanie. — Rozumiem, co próbujesz mi powiedzieć. Nie mogę jednak porzucić mojego królestwa i mojej rodziny w tej sytuacji. Zostaję tu, aby stawić czoła tym wyzwaniom. Ty i reszta moich doradców, będziecie mieli moje pełne zaufanie i wsparcie w szukaniu lekarstwa na tę tajemniczą chorobę.

 

— Czy to pomoże, ojcze? — zapytał Verten.

 

Król zwrócił się do swojego syna, odsuwając z twarzy kręcone blond włosy małej księżniczki i westchnął z bezsilności:

 

— Nie wiem, synu. Choroba jest bardzo silna i nie znamy jej przyczyny.

 

Verten wziął ojca za rękę.

 

— Przejdziemy przez to razem, tato! — szepnął, ze wzruszeniem, książę.

 

W tym okropnym momencie królewna zaczęła drżeć jeszcze mocniej, jej umęczone ciało wiło się w śmiertelnych konwulsjach, a jej oczy zamknęły się na zawsze. Król Yeris, Lucius II, stał nieruchomo ze łzami bezsilności w oczach, patrząc na swoją małą córeczkę, która zmarła w agonii na skutek tajemniczej choroby. W spojrzeniu dziewczynki, które przed chwilą jeszcze błyszczało życiem, teraz zagościła wieczna ciemność. Głos króla pękł, gdy zaczął krzyczeć w rozpaczy, wyrzucając swoje przygnębienie i rezygnację na całą komnatę:

 

— NIE! TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDĄ! Jak to jest możliwe? Jak ja mam żyć bez niej? — krzyczał na całe gardło, a jego słowa były przesycone bólem. W desperacji upadł na kolana oraz zdjął z głowy koronę, która spadła na marmurową posadzkę z łoskotem. Cenny przedmiot, który symbolizował jego królewską godność, teraz leżał bez znaczenia w kącie. Dookoła panowała martwa cisza, przełamana jedynie spazmatycznym szlochem władcy. To był moment, który na zawsze zmienił życie króla, jak i całego narodu.

 

Serce jego krwawiło z bólu, a dusza rozpadła się na milion kawałków. Czuł, jak życie traci sens, a w przyszłości nie ma nadziei. Przecież ta mała istota, której uśmiech rozpromieniał mu każdy dzień, była dla niego najważniejsza. Tak podobna była do jego żony Zetri.

Król Lucius spojrzał na syna, wiedząc, że pozostał mu tylko on. Musiał teraz stanąć na wysokości zadania, pomimo przerażającej sytuacji, w której się znaleźli. Potrzebował go lud oraz musiał, za wszelką cenę, znaleźć sposób na zwalczenie tej okrutnej choroby, która pochłaniała coraz więcej ofiar.

 

W jego sercu rozgorzało ognisko gniewu. Jak mógł przeoczyć tak wielką zagładę swojego narodu? Czuł, że jego władza i moc stały się bezużyteczne, iż nie zdoła już chronić swojego kraju. Musiał znaleźć sposób na powstrzymanie tej choroby, która odbierała życie kolejnym ludziom. Wiedział, że musi stanąć na czele swojego kraju i pokonać tę zarazę, która zdawała się nie mieć litości. Musiał zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby ocalić swoje państwo oraz ustrzec swoich poddanych przed cierpieniem. Wstał, podpierając się o łoże swej córki, po czym delikatnie przejechał ręką po jej włoskach. Wówczas sobie przypomniał, jak po śmierci królowej służba rozmawiała o „nim”. Początkowo zganił ich za to, że ktokolwiek śmie mówić o wygnańcu, jednak teraz sam uznał, że nie ma innego wyjścia.

 

— Wysłać posłańca po Secila… — rozkazał, zwracając się do sług. — Jeśli nie zechce współpracować, macie go tu zaciągnąć siłą!

 

Tsal spojrzał zszokowany na króla. Secil był szaleńcem i wygnańcem królewskim jeszcze za rządów poprzedniego króla i nikt nie wiedział dlaczego. W tym momencie dostrzegł pustkę ziejącą z monarchy. Nie było widać w nim żadnych pozytywnych uczuć, jedynie chęć zemsty w stosunku do każdego, kto tylko spróbuje w jakikolwiek sposób przeszkodzić w znalezieniu lekarstwa.

 

— Czy to dobra decyzja? — zapytał.

 

— Nie wiem… jednak czasem zarazę trzeba zniszczyć zarazą… — odpowiedział król.

 

Słudzy króla Luciusa II zaczęli natychmiast przygotowania do wysłania posłańca po alchemika Secila. Był to niebezpieczny i ryzykowny krok, ale sytuacja wymagała desperackich działań.. Doradca natomiast, zbliżył się do zranionego monarchy, kładąc dłoń na jego ramieniu.

 

— Jest Wasza Miłość pewien? Secil jest nieznaną nam osobą. Sam twój ojciec, kazał go wygnać nie zdradzając powodów.

 

— Nie pozostało mi nic innego, jak zaryzykować — odparł bez emocji.

 

***

Po kilku dniach posłańcy znaleźli Secila, w skromnej chatce pod górami Ruk-Rukar na skraju Pradawnego Lasu. Pracował on tam nad różnymi eksperymentami, był właśnie w trakcie wstrzykiwania pewnej substancji królikowi. Gdy nagle usłyszał łomot do drzwi, a następnie trzask, zszedł ze strychu i zobaczył, że drzwi do jego domu zostały wyłamane. Naprzeciwko niego stał postawny mężczyzna w błękitnej zbroi. W ręku trzymał kawałek pergaminu, który podał bez słowa starcowi. Ten zaś przyjął go i odwinął, ukazując mu swe pomarszczone oraz poparzone dłonie, na których widok żołnierz odsunął się od niego.

Starzec, nerwowo zmierzwił swoją krótką, wyblakłą, siwą brodę, a następnie podrapał się nerwowo po swej łysej głowie. Gdy odczytał wezwanie, włożył je do kieszeni swego starego niechlujnego płaszcza, który prawdopodobnie był jego jedynym odzieniem, na co wskazywały liczne dziury i szycia.

 

— Gdybyś nie przybył w pilnej sprawie, to bym ci nie wybaczył zniszczenia drzwi – powiedział Secil po przeczytaniu królewskiego listu.

 

— Coś się stało najdroższy?

 

Z izby obok wyłoniła się staruszka, trzęsącą ręką opierała się o framugę, patrząc na zaistniałą sytuację. Reszta oddziału weszła do domu alchemika, nie czekając na dalszą dyskusję, ponieważ wiedziała, jak sprawa jest pilna. W chwili gdy starsze małżeństwo zostało wyprowadzone na zewnątrz, spojrzało na siebie z zaskoczeniem, wywołanym agresywną postawą rosłych żołnierzy. Ich oczy napełniły się niepokojem, gdy zrozumieli, że znaleźli się w niespodziewanej, trudnej do ogarnięcia sytuacji. Secil próbując przekonać żołnierzy, że potrzebuje więcej czasu na swoje eksperymenty, został zignorowany, a oboje zaś zaciągnięci do zamku.

 

***

 

Gdy zostali doprowadzeni przed oblicze króla, padł na nich blady strach. Król Lucius II, siedzący na swoim tronie w pełnej wspaniałości, patrzył na nich z surowym wyrazem twarzy. Monarcha wyczuwał, że coś jest nie tak i że nie może w pełni wierzyć temu, któremu jego własny ojciec nie ufał. Wydał więc rozkaz swej straży, by rozdzielić ich. Żona alchemika została wyprowadzona w stronę zachodniej wieży. Jej oczy świeciły się niepewnością, a serce biło gwałtownie, gdyż nie wiedziała, co ją czeka. Jednak darzyła męża zaufaniem.

 

Secil natomiast nie miał zamiaru szukać antidotum, jakiego król desperacko potrzebował. Miał własny tajemniczy plan, który pragnął wdrożyć w życie. Jego spojrzenie spotkało się z władcą, a w oczach Luciusa, można było dostrzec rosnący gniew i frustrację wobec oporu alchemika, co tylko jeszcze bardziej podgrzało atmosferę na sali.

 

— Nie mogę pozwolić, żeby moi ludzie umierali! — krzyknął król, podnosząc się z tronu. — Jeśli nie chcesz nam pomóc, to muszę użyć innych sposobów, aby cię zmusić!

 

Secil zwrócił się ku swojej żonie, która została wprowadzona do sali. Król zauważył, że kobieta była słabego zdrowia, co podsunęło mu pomysł.

 

— Secil, co się dzieje? — zapytała męża, patrząc na niego przerażona.

 

— Mam tu twoją żonę – powiedział król niezwykle surowym tonem. — Jeżeli nie pójdziesz razem z nami, zostanie ona zamknięta w lochach zamkowych. Nie dostanie tam niczego poza zimną wodą oraz starym kawałkiem chleba, który otrzyma dwa razy dziennie. Jeśli nie stworzysz antidotum przed upływem roku, twoja żona zginie.

 

— Nie, proszę, nie pozwól mu na to, Secil!

 

— Twoje szaleństwo nie zna granic! Jak możesz pastwić się nad nami?! — zapytał Secil

z bólem i złością w głosie.

 

— Nie masz prawa stawiać moich działań pod wątpliwość! To jest sprawa życia i śmierci mojego ludu, a ty jesteś kluczem do ich ocalenia — odparł król stanowczo.

 

Secil i jego żona spojrzeli na siebie, szukając odpowiedzi w oczach ukochanej osoby. Byli gotowi zaryzykować swoje życie dla dobra królestwa, ale wybór był trudny i pełen wewnętrznych konfliktów.

 

— Mężu, może powinieneś wesprzeć króla. Jeśli nasza pomoc może uratować tyle istnień, to nie możemy się cofnąć — odparła i posłała mu ledwo widoczny złowrogi uśmieszek.

 

Alchemik spojrzał na swoją żonę ze zrozumieniem i skinął delikatnie głową w jej stronę. Wiedział już, jak ma dalej postępować.

 

— Masz rację, skarbie. Musimy podjąć to ryzyko dla dobra naszego królestwa i naszych ludzi.

 

Król Lucius II skinął zadowolony głową.

 

— Mądra decyzja. Wieczorem przygotujemy wszystko dla ciebie, alchemiku, a ty będziesz go eskortować do chatki we wschodnim lesie.— Skierował wzrok na jednego z żołnierzy. – Upewnij się, że niezwłocznie rozpocznie pracę nad antidotum!

 

Secil spojrzał na swoją żonę jeszcze raz, a trzymając ją za rękę, poczuł wsparcie i miłość, ale też ciężar odpowiedzialności za przyszłość królestwa. Wiedział, że przed nimi trudna oraz niebezpieczna droga, ale byli gotowi podjąć to wyzwanie, aby ocalić życie swoich bliźnich. Skinął głową, akceptując warunki króla, choć w jego sercu tkwił ból, że musi podjąć tak niełatwy wybór. Kobieta lekko uśmiechnęła się, wspierając go w tej ważnej chwili, w której musiał stawić czoła nie tylko niebezpieczeństwu dla swojego życia, ale także dla życia swojej ukochanej żony.

 

Naukowiec wyglądał na zrozpaczonego i przerażonego. Wiedział, że król Lucius nie cofnie się przed niczym, aby zdobyć antidotum, które uchroniłoby jego lud od choroby. W końcu ugiął się pod presją monarchy i zgodził się pomóc. Król wydał polecenie, aby przygotować oraz eskortować alchemika wieczorem do małej chatki w Pradawnym Lesie, gdzie mógł pracować nad lekarstwem.

 

— Będę jednak potrzebować twojej krwi Wasza Wysokość – odparł tajemniczo Lucius.

 

— Mojej krwi?! – zdziwił się wyraźnie zirytowany. – Co masz na myśli, alchemiku?! Po co ci moja krew! Słyszałem o tobie pogłoski. Myślisz, że tak łatwo ci zaufam? — Lucius miał duże obawy. Jego ojciec musiał mieć powód by starca wyrzucić. Plotki mówiły że jest on szarlatanem i krwiopijcą. Podobno nawet jadał surowe mięso.

 

— Królu, moje badania wskazują, że kluczem do opracowania skutecznego antidotum jest połączenie twojej krwi z moją. To jedyny sposób, by uzyskać lekarstwo, które będzie działać na tę zarazę — odpowiedział spokojnie. — Musisz mi zaufać, zresztą nie ma Wasza Wysokość innego wyjścia.

 

— Nie wiem, czy to jest bezpieczne. Co, jeśli coś pójdzie nie tak? – Król, drżącymi palcami, sunął po poręczy swojego tronu.

Secil przemówił zdecydowanym tonem:

 

— Mój panie, jeśli chcesz ocalić swoich ludzi, musimy podjąć ryzyko. Bez mojego antidotum wszyscy są skazani na śmierć. Proszę, przemyśl to! Nie rozumiem twojego wahania, przecież wiesz, co jest najlepsze dla ludu.

 

Lucius, zacisnął mocno dłoń na królewskim tronie. Czuł on, iż Secil jest niebezpieczny i nie można mu ufać, lecz zaryzykował.

 

— Dobra, zgadzam się. Zróbmy to — szepnął król, pochylając ku niemu. — Za dwie godziny wyjeżdżamy! Przez ten czas przekaż moim ludziom co mają ci przygotować.

 

Secil skłonił się w milczeniu i złożył dłonie przed sobą, czekając, aż władca Yeris się podniesie. Gdy to nastąpiło, po jego twarzy przemknęło krótkotrwałe uczucie ulgi, ale szybko zostało zastąpione złowieszczym uśmiechem. Chwycił dłonią swoją brodę i podminowany potarł ją, a jego spojrzenie śledziło władczą postać, która zmierzała do swej komnaty. Gdy monarcha odszedł, alchemik powiedział do siebie:

 

— Jak sobie życzysz Wasza Wysokość… — zamruczał cicho, lecz w jego głosie słychać było upiorną nutę i ciemność. Obie pulsowały w jego sercu, które opanował mrok…

 

Dawnego Secila już nie było, a jedynie jego wygląd pozostał ten sam, bo wewnątrz gościł ktoś inny. Ktoś, kto mógłby zaszkodzić królestwu…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • il cuore 5 miesięcy temu
    /(Głównie fabularnych) oraz opini na temat/ – opinii
    /Lucius II spojrzał na swojego syna, który nerwowo pocierał swoje lewe ramię prawą
    ręką./ – proponuję usunąć /swoje/ lub /swojego/
    /Nie mogę jednak porzucić mojego królestwa i mojej rodziny w tej sytuacji./ – masz sporo takich powtórzeń np. tutaj; mojego/mojej.
    To nie jest karcący nacisk, lecz weź pod rozwagę.
    /Tak podobna była do jego żony Zetri./ – nie sądzisz, że w tym przypadku, przecinek przed imieniem byłby wskazany?
    /ale sytuacja wymagała desperackich działań../ – zbędny kropek
    /Plotki mówiły że jest on szarlatanem i krwiopijcą./ – przecinek
    /Zróbmy to — szepnął król, pochylając ku niemu./ – pochylając się
    Liczne odstępy pomiędzy zdaniami, to chyba rozumiesz, że w drukarni raczej odpadają.

    Powinienem cb pochwalić, ale mówisz, że tekst jest po korekcie...
    Z drugiej strony, to nie spotkałem jeszcze książki bez błędów i to nie tylko literówek.
    Napisane jest nieźle, choć to nie mój klimat.
    cul8r
  • LissaForest 5 miesięcy temu
    Tekst wkleił mi się tak, że są odstępy. Co do korekty, zrobiona jest pierwszy raz. Będzie miało to na pewno jeszcze jedna. Do tego zbieram kasę na redakcję i właśnie profesjonalna korektę. No, ale wiadomo jak lubią ludziach w pracach sypać sianem xD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania