Czarna baśń

W domu burmistrza, pomimo wczesnej godziny, paliły się światła. Gdy Kubryn siedząc w fotelu czytał książkę, podszedł doń jego siedmioletni syn, Dolin, i zaczął go wypytywać, czym jest i jak powstała Pravla.

Kubryn nie lubił, gdy zakłócano mu spokój. Już jego praca była stresująca i doprowadzała go do szału. Nieraz zdarzyło mu się zbluzgać innych polityków, z którymi przyszło mu pracować. Ale te skurwiele same się o to prosiły. Skorumpowane ścierwa, którym nigdy nie przyszło pracować fizycznie. Kubryn z resztą też tego nie zaznał. Nie na własnej skórze. Jego ojciec przewoził węgiel z kopalń do magazynów. Sam pakował wory na ciężarówkę i sam je wyjmował. Odszedł do Epilogu cztery lata temu, gdy jadąc załadowanym pojazdem dostał kulkę w łeb. Patolog stwierdził, że to nie ona była przyczyną śmierci. Strzał został oddany z wiatrówki, co mogło odebrać mu przytomność bądź sprawić wielki ból. Ale nie zabić. Pocisk utknął w kości ciemieniowej czaszki. Sprawca musiał strzelić przez otwarte okno i trafić w bok głowy. Oczywiście przestępcy nie znaleziono. Ale Kubryn wiedział, co było tego przyczyną. Dostali w łapę, ot, co. Byli tak skorumpowani jak Trzy Świnki uwalone w błocie. Prawo w tym mieście nie istniało. Narrator jeden wie, kim był śmieć, który strzelił do jego ojca.

Spojrzał na syna. Miał wrażenie, że jego małe oczy wyskoczą z orbit. Jedyne, co mogło je uratować, to opowieść ojca.

— Cielątko — zwrócił się do syna. — Nie rób takich wielkich oczu, bo ci wyschną.

Dolin nie posłuchał. Wręcz przeciwnie — jego oczy jeszcze bardziej się otwarły. Kubryn był zdziwiony, jak to możliwe.

— Przecież słyszałeś tę historię miliard razy.

— Tatusiu. — Dolin, zrobił oczy kotka. Małego bezbronnego kociątka. — Proszę.

Kubryn westchnął.

— Dawno, dawno temu — zaczął — żył sobie mały, biały jak śnieg Królik. Był samotny, całe dnie błąkał się sam po świecie. Kicał z jednej kępy trawy na drugą…

Dolin mu przerwał.

— Tatusiu, a co to jest trawa?

Mężczyzna nie wiedział jak odpowiedzieć na to pytanie. Kiedyś w szkole na lekcji religii, duchowny opowiadał im o florze i faunie tamtego świata. Starał się przedstawić realia, w jakich żył Królik. Większość swej wiedzy czerpał ze Świętej Księgi Narratora. Pozostałą część najzwyczajniej zmyślał.

— Trawa — zaczął — to zielona roślina, która pokrywa ziemię, dzięki czemu jest ona ładniejsza, weselsza i… — Chciał coś dodać, ale nie wiedział, co. — Przyjemniejsza — dokończył z uśmiechem po chwili namysłu. Nie był pewien swoich słów. Uczył się o tym dawno temu i nie do końca wiedział czy to prawda. A poza tym, jak malec mógł to sprawdzić?

Dolin pokiwał głową i się uśmiechnął.

— No, więc, Królik kicał z jednej kępy na drugą — kontynuował z lekkim znużeniem — i pewnego dnia zabłądził i trafił na ludzi. Złych ludzi, którzy chcieli go zabrać a jego futerko wykorzystać dla siebie. Zaczęli do niego strzelać jednak Królik był zwinniejszy i szybszy, bo zdołał uciec i skryć się w lesie. Wszedł do napotkanej norki i się w niej skrył. Jednak ludzie nie odpuszczali. Gdy Królik usłyszał ich kroki wszedł głębiej do nory i wpadł do niej. Znalazł się nowej krainie. Lecz nie była ona tak piękna i bogata w roślinność jak ta, w której się wychowywał. Również zmienił się On. Królik nie przypominał zwierzęcia, którym był, tam, na górze. Wyglądał jak ludzie, którzy go gonili. Był wyższy, miał dłuższe kończyny. Był taki jak my.

Chłopczyk był zafascynowany historią ojca. Zupełnie, jakby słyszał ją pierwszy raz.

— Królik, miał wielką moc, dzięki której wybudował pierwszy dom i stworzył kobietę, z którą się związał i miał dzieci.

Rozmnażali się jak króliki, pomyślał z rozbawieniem. Tak szybko i nawet nie zważali na to, że są rodziną. Ten Narrator to miał niezłą wyobraźnię.

Dolin poruszył ustami w bezgłośnym „WOW” i wyciągnął ręce do góry. Kubryn złapał go pod pachami i usadowił na kolanach.

— Tatusiu. A ty wierzysz w tę historię o Króliku?

Syn bardzo zaskoczył go tym pytaniem. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Został wychowany w wierzącej rodzinie. Co trzy dni chodzili do świątyni, modlić się do Narratora o wspaniałą i szczęśliwą historię w ich księdze nazwanej Życiem. Gdy był dzieckiem, te baśnie bardzo go fascynowały, lubił ich słuchać. Teraz nie praktykował wiary. Nie obchodziło go to, co się z nim stanie po śmierci. I tak będzie, kurwa, martwy.

— Może wierzę… — powiedział jakby do siebie samego. — A ty? Uważasz, że to prawda?

— Chyba tak.

— Widzisz, ludzie od zarania dziejów tłumaczą sobie świat religiami. — Nie wiedział czy dobrze robi podejmując ten temat z siedmioletnim synem. Wolał nie myśleć, co zrobi jego żona, gdy to usłyszy. Wychowywała syna w wierze. Mimo to kontynuował: — Chcą wierzyć, że po śmierci coś jest. Że to nie koniec. Tylko, w co tu wierzyć skoro wokół tyle religii? Każdy wierzy w coś innego, ale tak naprawdę modlimy się do jednego Boga. Czy to Narrator czy Bajarz, nie zmienia to faktu, że umrzemy. Dopiero potem dowiemy się, co skrywa tamten świat – Epilog. Czy jak go zwał. — Uśmiechną się i pocałować chłopca w czoło. — A teraz zmykaj do mamy. Dowiedz się, co na obiad, dobra? — Zmierzwił mu włosy.

Dolin pokiwał głową, „że dobra” i ruszył w stronę kuchni, skąd dolatywały smakowite zapachy. Kotlet de volaille? Jeśli tak, pomyślał, to jestem w pieprzonym Epilogu.

Chwycił książkę i zaczął ją czytać tam, gdzie skończył.

 

¬—_***_—

 

Po kilkunastu minutach przyszedł Dolin i powiedział ojcu, że „deloaje” są gotowe i mama woła na obiad.

— Już idę — oznajmij. Założył książkę zakładką i wstał.

W jednej chwili, poczuł przeszywający ból w tylnej części głowy. Po karku spłynęła mu ciepła strużka krwi. Upadł na kolana by chwilę później leżeć na dywanie głową ku podłodze.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Erupcja 11.08.2017
    Ciekawe zakończenie nie powiem
  • Canulas 11.08.2017
    Również uważam, że zajebiste. Całkowicie mój gust. Piątuchna leci

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania