Czarna Dusza (część 1)

Dawno, dawno temu. Powierzchnią rządzili ludzie i potwory. Lecz równowaga pomiędzy potworami powstałymi z Magii a ludźmi stworzonymi z Siły została zaburzona. Ludzie mimo strachu, który odbierał im Siłę nadal walczyli z potworami. Potwory nie miały woli przetrwania więc przegrały wojnę i zostały zamknięte w podziemiu góry Ebott. Król i królowa potworów odnowili osiągnięcia z powierzchni i stworzyli podziemne państwo. Gdy król odnalazł sposób na uwolnienie potworów z pod bariery powiedział o nim swej żonie. Królowa nie popierała pomysłu męża i uciekła do ruin.

 

-Mamy sześć-powiedział niski i donośny głos. -Nie możemy się teraz poddać!

-Król ma rację- odpowiedziała niska dziewczyna ubrana w niebieskie szaty.

====================

W ciemną i wilgotną noc można było ujrzeć małą sylwetkę wspinającą się na górę Ebott. Gdy osoba wspinająca się dotarła na szczyt, zobaczyła dziurę prowadzącą do podziemi góry. W jej oczach pojawił się błysk. Wskoczyła do dziury mając nadzieje, że nie umrze. Upadła, jej czarne szaty można było doskonale dostrzec na złotych kwiatach. Wstała i otrzepując się ziemi poszła przed siebie. W świetle księżyca można było dostrzec błysk noża osoby otrzepującej się z kurzu. Wkroczyła do bram podziemia i pierwsze co zobaczyła to mały złoty kwiatek z twarzą.

-Siemka! Jestem Flowey! Flowey The Flower!-odezwał się kwiat.

-Wyglądasz na zdezorientowanego. No cóż, wygląda na to, że będę musiał ci wszystko wytłumaczyć!

-Widzisz to serce? To twoja dusza. Kulminacja twojej energii.-nadal uśmiechając się mówił kwiatek.usza zaczyna słaba ale może stać się silniejsza dzięki Love. Czym jest Love? To małe 'przyjazne nasionka'. Chcesz trochę Love? Złap je wszystkie!-odrzekł kwiat tworząc małe nasiona.

-Jeśli myślisz, że nie wiem co tu się dzieje. Mylisz się.-powiedział ostro człowiek wyciągając nóż.

-Nie nabiorę się na twoje 'przyjazne nasionka'. Lepiej uciekaj póki masz szansę.-przybliżył nóż do kwiatka.

Kwiat przerażony szybko uciekł i zaraz po tym pojawiła się koza.

-Nie martw się, człowieku. Jestem Toriel; Opiekunka ruin.

Człowiek poszedł za Toriel, i doszedł do wejścia Ruin. Wiedział, że jest dobrą osobom wiec schował nóż.

Toriel pomogła człowiekowi przejść przez Ruiny, ponieważ uważała że jest zbyt bezbronny by sam sobie poradzić.

==================

 

Człowiek, dostał swój pokój w domu Toriel. Położył się spać i gdy się obudził dostrzegł kawałek Toffi-cynamonowego ciasta. Zebrał je i poszedł do swej opiekunki.

-O już wstałeś. Potrzebujesz czegoś?-zapytała się Toriel

-Jak wyjść z Ruin?-zapytał człowiek

-Może chcesz usłyszeć ciekawostkę o ślimakach?-zapytała zdesperowana by mnie czymś zająć

-Nie, chcę wyjść z Ruin.-powiedział człowiek.

-Poczekaj muszę coś zrobić-mówiąc to szybko wstała i zeszła do piwnicy.

Człowiek pobiegł za nią i ujrzał wyjście z ruin. Stała przed nim Toriel.

-Czy naprawdę aż tak chcesz wyjść?-spytała się ze łzami w oczach.

-Jeśli chcesz wyjść, musisz udowodnić że jesteś wystarczająco silny. Walcz lub uciekaj.

Zaczęła się. Walka z osobą która cię chroniła. Człowiek omijał wszystkie kule ognia lecące w jego stronę. Człowiek był już zmęczony unikaniem a Toriel nie mogła znieść tego widoku.

-Moje dziecko-powiedziała powoli

-Nie musimy walczyć, przyjmuję twoją litość- uśmiechnęła się lekko

Człowiek wiedział, że Toriel jest dobra więc nawet nie wyciągał noża. Przytulił się do swej opiekunki.

-Proszę opuść to miejsce i już nie wracaj-powiedziała Toriel

Człowiek w milczeniu opuścił ruiny a drzwi się za nim zamknęły.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania