Hey Rose! Hey..... Emma. I

Rose i Emma różne jak dwie krople wody,

Rose i Emma nie zaznają zgody

Rose i Emma dla chłopca zagłada

Rose i Emma może chłopczyk się poskłada

Rose i Emma kłopotów wiele

Rose i Emma jak trujące ziele

Rose i Emma skrzypce, gitara

Rose i Emma każdy się o nie stara

Rose i Emma nie dożyję ranka

Rose i Emma nudna rymowanka…

 

 

Obudziłam się dysząc na podłodze. Serce biło mi jak szalone, ręka, na której kilka sekund temu leżałam była cała odrętwiała, blond włosy poprzyklejały się do szyi i poskręcały złośliwie. Wzięłam kilka głębokich oddechów, ale to nie pomagało ukoić serca. Miałam koszmar.

Moje koszmary przejawiają się tym, że śnie tak zawzięcie że czasami odgrywam sceny z moich snów, wiąże się to z lunatykowaniem. Zaczęły się to od tego czasu, gdy nauczyłam się do porządku chodzić. Z czasem ciągle się to nasilało, moi rodzice postanowili zabrać mnie do lekarza.

On wyjaśnił im że to nic złego. Tak się czasami dzieje. Nakazał prowadzenie zeszyty snów. Czasami jak mi się naprawdę nudzi to je przeglądam. Są bzdurne nic nie znaczą. Czasami śni mi się coś jak: wściekły pies mnie goni a innym razem śni mi się dziwaczny wampir. Moje rysunki z okresów, gdy miałam cztery lata są naprawdę śmieszne, większość rzeczy malowałam takie, jakie mi się podobały a nie takie, jakie powinnam. Minęło kilka lat a ja dalej robię to samo. Dorysowuję rzeczy żeby doktor Lincoln miał, co ze mną raz w miesiącu przez 45 minut porobić. Śmiesznie jest czasem posłuchać czegoś w stylu „Tęcza jest złym znakiem bla, bla”.

Sięgnęłam po zeszyt leżący na biurku. Odegrałam dziwny taniec mający na celu odzyskania czucia w mojej prawej ręce żebym mogła coś narysować. Jestem praworęczna. Po krótkiej chwile- zaczęłam gryźć palce żeby odzyskać czucie, ale to nijak pomagało, było to tylko dziwnym uczuciem, po którym przeszedł mnie dreszcz.

W końcu odzyskałam czucie. Chwyciłam ołówek do ręki i położyłam, się na białym frędzlowatym dywanie leżącym obok mojego łóżka.

W moim dzisiejszym śnie występowała pani z matematyki (mój koszmar). Pani Harris, kobieta w podeszłym wieku miała sześćdziesiąt parę lat. Miała siwe włosy, była bardzo szczupła jak na taką kobietę, do tego miała dziwną długą szyję. Najgorsze jednak w niej były oczy szare, przenikliwe, widziały wszystko tak jakby miała wzrok jastrzębia. No, więc w tym śnie pani Harris kazała spisywać listę, o nagłówku „Dwieście Moich Przysiąg”. Byłyśmy same w Sali matematycznej, zawsze śmierdziało w niej farbą, choć ostanie malowanie sali było prawdopodobnie przed naszą erą. Kazała mi nieustanie pisać i ciągle ponaglała. Zapach dziwacznej farby przesiąkł moją piżamę.

Gdy się maluję o takiej porze, najszybciej jak się chce, bo chce się wróci jeszcze do łóżka to się zrobi, co zrobiłam ja. Namalowałam pani Harris niewyobrażalnie grubą szyję. Poprawie później pomyślałam. Spojrzałam na zegarek 5:24 a.m. Westchnęłam i wróciłam do rysunku. Gdy skończyłam stwierdziłam, że szyja zostanie bez zmian, powiem doktorowi że to jeden znak w śnie..

Wróciłam do łóżka. Pościel już była prawie całkowicie zimna. Całe ciepło, którym się z nią podzieliłam znikło, ulotniło się tak po prostu. Mogłam się tego spodziewać. Nie byłam już ani trochę zmęczona czy śpiąca. Głupie malowanie… Na co mi one? Przecież to same głupoty, mój głupawy rysunek, nawet czy namaluje czy nie to, kto się tym przejmie? Nikt płakać ani klaskać nie będzie. Odwróciłam się na bok tak żeby mieć widok na okno, pomimo że o tej godzinie nic konkretnego się…. Nie…… Wydarzy się.

A jednak!

Podeszłam do okna żeby lepiej się przyjrzeć. W domu pani Malik we wszystkich pokojach paliło się światło oraz wszędzie były pootwierane okna. Z kuchni wybiegały słabe kłęby dymu. Spokojnie to żadne włamanie. To zachowanie było dla niej typowe tylko w jednej sytuacji. Ostatnio zachowała się podobnie dwa lata temu.. Dwa lata temu, gdy jej syn przyjeżdżał z wakacji za granicą.

Wstałam od okna. Zauważyłam, że ciuchy do szkoły mam już rozwieszone na stołku. Kompletnie nie mam poczucia stylu. Gdy sama wybierałam sobie ciuchy to do eleganckich sukienek miałam skarpety wełniane i adidasy.. Byłam pośmiewiskiem, ale to dwa lata temu! Ciuchy od teraz wybiera mi Jason. Mój Jason i nie mój Jason. Chodzimy ze sobą i nie chodzimy ze sobą. On w nocy wchodzi do pokoju i wybiera mi ciuchy. Odkąd wybiera mi ciuchy zawsze mam otwarte okno żeby mógł wejść. Odczuwam to zawsze rano. W pokoju wtedy jest okropnie zimno (zwykle) lub przynajmniej jak dziś chłodno.

Mój budzik zawył jak syrena alarmowa. Pobiegłam na łóżko i palcem wyszukałam odpowiedni przycisk. Co dzień mam inny dźwięk. Dziś to była syrena alarmowa.

Weszłam do łazienki żeby zrobić ze sobą porządek i ubrać się w ciuchy naszykowane przez chłopaka. Dzisiejszy strój to jasne rurki i wisząca biała bluzką z dmuchawcem i napisem Wildest Dreams. Włosy związałam w "niedbały" warkocz.

Schodziłam po schodach omijając, co drugi schodek. Zeszłam na dół. Z kuchni wydobył się zapach cynamonu i słyszałam syczenie oleju na patelni. Ciocia jak zwykle siedziała rano w kuchni. Ciocia to nie jest moja prawdziwa ciocia. Jest moją opiekunką. Gdyby to ode mnie zależało nazwałabym ją mamą a nie ciocią. Moi rodzice mają własną wytwórnię płytową. Ostatnio, gdy zadzwonili (miesiąc temu) powiedzieli , że za niedługo się zobaczymy i przyślą mi album nowej wschodzącej gwiazdy COCXII. Szczerze mówiąc to nawet nie wiem czy to wokalista, wokalistka czy grupa muzyczna.

Nie ma ich prawie cały rok w domu. Widzę ich tylko cztery razy w roku: na urodziny pani Malik, na święta Bożego Narodzenia, Nowy Rok, Wielkanoc.

Ciocia jest czterdziesto-parę-letnią kobietą. Ma krótkie kasztanowe włosy, pociągłą twarz, wąskie jasne usta i mały nos. Jest bardzo opiekuńcza, pilnuje mnie na każdym kroku. Jeszcze ważną informacją jest to że jej przenikliwym szarym oczom nic się nie ukryję. Dlatego jestem z nią bezgranicznie szczera... Jeśli oczywiście o coś zapyta.

Ciocia podsunęła mi kanapki pod nos.

- Dzień dobry - mruknęłam.

- Chyba nie najlepszy -zauważyła podając mi keczup. - Znowu miałaś sen?

- Tak - odparłam zmęczona.

Oparłam rękę o czoło i niemal nie zasnęłam. Na tym polegało moje zmęczenie. Gdy leże w łóżku nie chcę spać a tak jak teraz padam z nóg. Klepnęłam kilka razy denko keczupu, potem zrobiłam zygzaka z czerwonej mazi i rozmazałam palcem na kilku kanapkach.

-Ostatnio coraz częściej.

Wytarła ręce w ścierkę nalała mi soku pomarańczowego i powróciła do zmywania. Wzruszyłam ramionami. Zaczęłam nieopanowanie kręcić się na krześle. Nie umknęło to oczywiście uwadze ciotki, pomimo że stała do mnie tyłem.

-Rosaline. Kiedy ty w końcu nauczysz się mówić to, o czym chcesz mówić? Jak wiecznie będziesz czekała aż cię zapytam to kiedyś w końcu wybuchniesz.

Uśmiechnęłam się szeroko. Kochałam jej reprymendy oraz to, w jaki sposób karcąco wypowiadała moje imię.

-Widziałam... Chciałam tylko zapytać... Rozmawiałaś ostatnio z panią Malik?

Zastanowiła się chwilę. Wytarła ręce w ścierkę i wróciła do smażenia. Co za przebojowa kobieta..

-Dwa tygodnie temu. Boże drogi. To dawno temu. Zajrzę do niej. A chciałabyś ją o coś konkretnego zapytać? Od pani Malik znaczy od Lucindy.

Przetarłam oczy. Ten dzień nie należy do udanych. Jeżeli mówimy o moim początku dnia.

-Nie... Ja tylko... widziałam, że znowu szykuję... Jakby.

-Rosaline! Zapomniałaś jak się języka używa! Mów.

-Jakby szykowała się na powrót syna.

Usłyszałam trzask naczyń w zlewie. Na szczęście nic się nie potłukło. Ciocia wytarła ręce w ścierkę i spojrzała na mnie surowo. Poczułam jak maleje na krześle a przecież nic nie przeskrobałam powiedziała co powiedziałam.

-Syna?-kiwnęłam głową -Od kiedy o tym chłopaku mówisz syn? Przecież to żaden obcy. W dodatku jest starszy od ciebie.

Wytarłam wąsy z soku. Westchnęłam. Miała rację. Od kiedy? Ona zawsze ma tą swoją rację. Nie dam jednak za wygraną za szybko.

-Tylko o rok. Poza tym ostatnio widziałam go dwa lata temu. Już jest obcy. Ciotka pokazała gestem że mam się puknąć w głowę i wróciła do zmywania.

***

W skład starej Zarąbistej Paczki (ZP) wchodzili: Aschton Malik, Jason Brown, Taylor Wellner, Lila Lee Terra i Donatella Lighter. Skład paczki zmienił się dwa razy. Za pierwszym razem po odejściu Zayna i drugi raz wtedy dołączyłam ja.

Niepisane zasady grupy:

1. Musisz być ładny (nie żebym się przechwalała)

2. Musisz być bogaty (nie żebym się przechwalała)

3. Musisz mieć znajomości (-l-)

4 Nie możesz mieć sekretów (żyjemy wobec siebie jak celebryci)

5. Musisz mieć problemy z jakiegoś przedmiotu

6. Wśród nas są sami jedynacy

7. Palisz i pijesz inaczej wylatujesz (powiedzonko Jasona)

Usiedliśmy przy największym stoliku do lunchu razem jak zawsze.

-Gdzie Tay?-zauważyłam jako pierwsza.

Jason wzruszył ramionami. W temacie Taylor był bardzo obojętny i chłodny, zachowywał się jakby chciał się jej pozbyć. Zabrał się do jedzenia. Lila i Donny rozglądały się nerwowo po stołówce. Dla nich Taylor to był ktoś najbardziej nieznośny na świecie i jednocześnie wyznacznik wszystkiego.

-Jak Taylor nie ma pierwszej przy stoliku to chyba szykuję się nam apokalipsa -powiedział coś w końcu Jason.

Trudno mu było nie przyznać racji. Taylor znalazła się na horyzoncie mojego wzroku. Podeszła z jak zwykle z skromnie wyposażoną tacką. Jej jedzenie to woda z pastylkami odchudzającymi. Przerażało mnie to. Lila i Donny robiły to samo, dziś tylko wyjątkowo miały obie sałatki. Tak się odżywiają dziewczyny z ZP. Siadła z wielką gracją do stolika. Nie spojrzała na żadnego z nas.

-Gdzie byłaś?-zapytała Lila. Taylor łypnęła na nią groźnie.

Każda dziewczyna z ZP była inna. Taylor była wysoką blondynką z krótkimi włosami, ciągle je prostowała więc według Internetu powinny być zniszczone, ale jej włosy dalej były puszyste, błyszczące i miękkie. Ciągle ubiera się w obcisłe ciuchy.. .po szkole. W szkole zazwyczaj paraduje w stroju chelederki, poza piątkami. Poza tym że ma około metr i osiemdziesiąt centymetrów to najchętniej paraduje w szpilkach. Jej szczęście w tym że Jason ma prawie dwa metry. Wracając do wyglądu jak na idealną blondynkę przystało miała wielkie dumne błękitne oczy, gdybym widziała ją tylko na zdjęciu stwierdziłabym że jej oczy są zretuszowane są zbyt niebieskie, czyste bez żadnej plamki.

Lila jest średniego wzrostu ale ma większe powodzenie niż Tay (chyba dlatego że chłopaki lubią niższe od siebie). Ma długie brązowe włosy i pomimo że ciągle marzy o innym kolorze to potencjalnie, nigdy ich nie zmieni. Brązowe oczy idealnie komponują się z jej skórą, zawsze zazdrościłam jej tego koloru ciemno kremowego. Lila ubiera się bardzo prowokacyjnie i nikomu to nie przeszkadza. Drużyna futbolowa gapi się na nią zawsze tak jakby chciała nadać konstytucje w której Lila miała by chodzić bez ubrań.

Co do Donny jest modelką, jeszcze rok temu ciągle kombinowała z włosami. Teraz ciągle zostawia je w jednej długości i kolorze. Upierała się ciągle że jej włosy to brąz.. Są brązowe zimą ale gdy wyjrzy słońce na wiosnę wszyscy twierdzą inaczej. Jej włosy podchodzą w rudy ale są świetne, ja ciągle mam przy nich kompleksy. Co do jej reszty jest bardzo drobną osobą. Za to ma bardzo wyraźne rysy twarzy prosty nos, wydatne malinowe usta i ciemne oczy- dlatego jest modelką.

-Mam problemy z historią.

"Wyjaśniła". Popatrzyliśmy po sobie zdziwieni.

-Wszyscy mamy. Dopiero początek roku- Jason ostatnie słowa powiedział wolno, jakby sądził że go nie zrozumie.

-Wiem!-krzyknęła głośno- Po prostu myślę przyszłościowo.

Gdy krzyknęła wszyscy w stołówce wzdrygnęli się. Jason dokończył swojego hamburgera. Ja swojego dopiero zaczynałam. Uczniowie szkoły wyciągali w naszą stronę głowy żeby coś podsłuchać. Niektórzy jednak przesyłali nam znużone spojrzenia. Co się znowu dzieję u: cheladerki (Tay), koszykarza (Jay), tancerki (Lili), początkującej modelki (Donny) i nówki (to ja).

-I co wymyśliłaś? Podziel się może my też skorzystamy.-powiedziała Lila.

Taylor posłała jej kolejne złe spojrzenie. Nigdy by tak nie spojrzała na mnie, sama nie wiem dlaczego. Dziewczyny siebie nawzajem nie trawiły (zwykle) to ja byłam ich łącznikiem. Rozejrzała się po nas uważnie, jakby chciała sprawdzić czy wszystkich to interesuję.

-No to.. Przez dwa dni, do jutra chodzę z takim jednym kujonem i on będzie mi odrabiał wszystkie zadania domowe.

-No bo nie ma to jak chodzić z kapitanką drużyny cheeladerek – zauważył Jason.

Najpierw zaczął się śmiać on, potem już wszyscy. Nawet sama Taylor. Sama nie rozumiem do końca naszych relacji kłócimy się jakbyśmy się nienawidzili a potem śmiejemy się głośno.

-To dlatego tamten chłopak patrzy tu taki napalony.-wtrąciła Lila.

Spojrzeliśmy w kierunku który wskazała płynnym ruchem głowy. Jeden z chłopaków należący do kółka miłośników matematyki (prawdziwy książkowy przykład) gapił się na nasz stolik i oblizywał wargę.

Śmialiśmy się tak długo i tak głośno że aż z oka poleciało mi kilka łez.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Vasto Lorde 31.05.2015
    Sporo bardzo sporo literówek i drobnych błędów. Tekst słabo się czyta, osobiście mało mnie zaciekawił.
    5:24 a.m. - a.m używamy w języku angielskim, nie karajmy ojczystego języka durnymi zapożyczeniami. 3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania