Czarnooki

Było już po północy, gdy zamawiałem kolejny kufel piwa i wsłuchiwałem się w grubo przefarbowane opowieści chłopów. Czego innego można by się spodziewać po prostych ludziach? Taki mają sposób na monotonie.Szkoda tylko, że to ich przekształcanie prawdy często przynosi problemy. Dla nich to nie ma znaczenia, a o los innych się nie martwią. Im dalej wędruje tym więcej kłamstw słyszę w tej historii. Jak tak dalej pójdzie, to być może sam zapomnę jaka jest prawdziwa wersja wydarzeń, których byłem świadkiem.

 

- Te podróżniku. - jakiś chłop,tymi słowami wyrwał mnie z zamyślenia. Był już w podeszłym wieku, z wielkim bębnem od nadmiaru piwa. - Co tak sam siedzisz? - kontynuował, zobaczyłem jak karczmarz po drugiej stronie sali kiwa głową, wycierając kufel jakaś szmatą. Zapewne martwił się czy ten pijaczek nie wywoła jakiejś awantury. Mam nadzieje, że to nie jeden z tych co chętnie wszczyna bójki, gdy ktoś się z nim nie zgadza. - Chodź, mamy ciekawą historie. - nie dawał za wygrana.

 

- Nie,dziękuje. Znam ją dobrze. - upiłem łyk piwa, żałowałem że skusiłem się na jeszcze jedno, zamiast wyjść wcześniej. Teraz pewnie nie dadzą mi wyboru i będę musiał do nich dołączyć.

 

- Tak? To może rozstrzygniesz nasz spór? - no to teraz już mi nie darują. - Co to był za potwór? Przecież to musiała być duża i mocno zbudowana bestia! A nie jakaś chuda i patyczkowata poczwara jak twierdzi tamten dureń! - niemal wykrzyczał mi to do uszu. Wypiłem resztę piwa i spojrzałem na zniecierpliwionych chłopów. Wstałem, przeszedłem kilka kroków i dosiadłem się do ciekawskich. Z hukiem odstawiłem pusty kufel.

 

- Chyba nie każecie mi opowiadać o suchym gardle? - zapytałem. Pieniądze i tak by wydali na gorzałkę, więc stwierdziłem że nic się niestanie jak to ja wypije ją.

 

- Karczmarz! Piwa! - wykrzyczał jeden chłopów. Przynajmniej trafiłem na jakaś hojną grupę. Po chwili oberżysta przytargał nowa beczkę.Zadowolony podał wszystkim po kuflu trunku. Chyba spodziewał się sporych zarobków dzisiejszej nocy.

 

- To wydarzyło się jakieś trzy miesiące temu. Wielu nazywa to wilczą nocą. -zacząłem gdy wszyscy w ciszy czekali na opowieść.

- Dlatego że uważają że sprawcą by młody wilkołak. Ale oni jak wszyscy, którzy przy mnie o tym opowiadali są w błędzie. - spojrzałem po ich zaskoczonych minach i upiłem duży łyk piwa. Odstawiłem znów z hukiem kufel.

 

- Ale jak to? -zapytał jeden ze słuchaczy.

 

- Opowiadajże no. - ponaglił mnie kolejny. Wiedziałem, że już dostatecznie rozbudziłem ich ciekawość.

 

- Byłem w tamtej wiosce gdy to się wydarzyło. Było to jakieś trzy miesiące temu. Wędrowałem od dłuższego czasu. Miałem nadzieje przybyć tam wcześniej, ale cóż nie udało się. Nie jest to duża wioska.Gdy ją ujrzałem było już ciemno, więc skierowałem się do jej centrum. Mijałem po prawej jakąś chatę, która znajdowała się w pewnej odległości od większości zabudowań. Pewnie nie zwróciłbym na nią uwagi w mroku nocy. - spojrzałem po gawiedzi,która chyba zapomniała że ma przed sobą pełne kufle. Ja nie zamierzałem gadać o suchym pysku, więc upiłem łyk ze swojego. -Przez nocny wiatr przebiły się jakieś krzyki.

 

- Ratunku.Ratunku.

 

Wołała kobieta. Wioska była nie była jakaś wielka, spodziewałem się że to jakiś pijany mąż zaczął awanturę.

 

- Ratunku. Ratu....

 

Znowu rozległy się krzyki, lecz tym razem nagle się urwały. Zatrzymałem się na chwilę. Po chwili usłyszałem jakiś dziwny hałas. Jak by ktoś się o coś potknął i przewrócił na okiennice, które z hukiem się otworzyły.

 

- Aaaaaa.

 

Rozległ się znów jakiś krzyk. Tym razem był jakiś inny.Jakiegoś mężczyzny i nie był to na pewno jakiś mąż,pijany i wściekły na żonę. To brzmiało bardziej jak krzyk wydawany podczas ataku. Usłyszałem kolejny hałas i krzyk, jednak teraz był przepełniony bólem. I wcale się dziwię, w końcu oderwanie kończyny, która została wyrzucona przez okno, musiało boleć. Ten widok trochę mnie przestraszył zrobiłem kilka kroków w tył. Moje emocje pogłębił trzask gałązki za moimi placami. - podniosłem ze stołu kufel, przez chwile patrzyłem na jego zawartość. Moi słuchacze przez chwile wpatrywali się we mnie oniemieli, ale zaraz chyba sobie przypomnieli o piwie, nie mal jak na zawołanie zaczęli po nie sięgać. Lubie robić takie pauzy,podczas opowiadania i obserwować zaciekawionych chłopów. Mają czasem dość zabawne miny. Ciekaw jestem czy to po prostu przyswajają sobie historie, lub zastanawiają się czy ponaglić mnie, a może jednak poczekać aż sam zacznę kontynuować. Jako że zbyt długa przerwa nie była mile widywana, to upiłem piwa i opowiadałem dalej. - Gdy przestraszony odwróciłem się, oślepiły mnie pochodnie. Odetchnąłem z ulga gdy okazało się że to grupka zaniepokojonych mieszkańców wioski. Byli wobec mnie nie ufni. Od chaty dobiegło jeszcze parę krzyków i hałasów. Opowiedziałem im co do tej pory zaobserwowałem. Po chwili postanowili ruszyć, by sprawdzić co się tam dzieje. Nie byłem przekonany, czy to dobry pomysł, ale poszedłem za nimi. Gdy byliśmy już na miejscu, miejscowi zatrzymali się przed drzwiami. Przez moment nikt nie miał odwagi otwierać wejścia. Przed szereg wyszedł młody i dobrze zbudowany mężczyzna, oddał komuś pochodnie i zdecydowanym ruchem uchylił szeroko drzwi. Widok niemal zamroził wszystkim krew żyłach. W środku doszło do ostrej rzezi.Znajdowało się tam z osiem trupów. Większość wyglądała na dezerterów. Mieli oni po rozszarpywane brzuchy i twarze, jakby gołymi rękoma. Jednemu brakowało ręki. To pewnie ją wydziałem jak wylatywało przez okno. Jeden mężczyzna w koszuli nocnej leżał z poderżniętym gardłem w łóżku. Był to zapewne gospodarz i mąż zasztyletowanej kobiety, która leżała obok niego. - zaschło mi w gardle, więc dokończyłem swoje piwo. Spojrzałem na karczmarza,chwile zajęło nim domyślił że chcę jeszcze jedno. Może zasłuchał się w moją opowieść, ale bardziej prawdopodobne że po prostu był zmęczony. - Nie to było jednak najdziwniejsze. Pod jedną ze ścian, na trupem klęczał młody chłopiec. Miał około ośmiu lat. Jego dłoń było zanurzona w klatce piersiowej jednego z dezerterów, jakby się przebił przez mięśnie i żebra, wprost do serca. Słychać było jak płacze, i pyta po cichu.

 

- Dlaczego? Dlaczego zabiliście moich rodziców?

 

Kiedy nas zauważył, zamilkł i odwrócił się. Jego oczy były całe czarne, pełne mroku, niczym jakaś czarna studnia bez dna. To spojrzenie mnie hipnotyzowało, jak by mnie miały zaraz pochłonąć.Z letargu wyciągnęła mnie pochodnia, która przeleciała obok mojej głowy.

 

- Potwór! Spalic potwora!

 

Rozległ się krzyk. Odwróciłem się by zobaczyć że reszta miejscowych też rzuca pochodnie i powtarza skandowanie. Przez chwile nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Spojrzałem znów na budynek, który stał już prawie cały w płomieniach. Nikt nie wiedział co tam się dokładnie wydarzyło, ale powstało już o tym wiele bajek, a większość jest fałszywa. - Podziękowałem za gościnę i ruszyłem do wynajętego pokoju, nie wspominałem im że wtedy gdy drugi raz zajrzałem do wnętrza, po chłopcu nie było śladu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Anonim 06.03.2017
    to nie jest poziom królewski. Rei - znaczy król, więc 11 opowiadanie powinno być napisane bezbłędnie - a od błędów aż się roi, szkoda. moja rada: wziąć opowiadanie na warsztat, dokładnie przeczytać i poprawić!!! np.
    - Opowiadaj że no. - ponaglij mnie kolejny - helloł?! po naglij??? opowiadaj że no? jest bardzo duża niekonsekwencja stylistyczna;
    życzę owocnej pracy, pracy i jeszcze raz pracy :) sorry, ale bez oceny.
  • Łukasz_Rei 07.03.2017
    bardziej pasuje "rei" z japońskiego czyli " 零 / 〇* rei - zero"
  • Anonim 08.03.2017
    smutno.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania