Poprzednie częściCzas zmian cz.1

Czas zmian cz.2

Następnego dnia rano Bartek przeprasza mnie za całą sytuację w kuchni, ale w jego głosie słyszę kpinę. Nie powiem myślałam w głębi duszy, że przeprowadzka tutaj nie będzie aż taka zła, jednak okazało się, że już od pierwszych dni jest strasznie. Mam ochotę spakować z powrotem moje rzeczy, wsiąść w autobus i wrócić do swojego domu, ale nie robię tego, bo wiem, że nie mogę. Muszę jakoś wytrwać.

Przez kilka następnych dni Bartek dokucza mi na każdym kroku i dogryza jak to jest tylko możliwe. Na początku tata zwracał mu uwagę, ale gdy wszystko zaczęło wracać do normy w ich domu, czyli tata wrócił do pracy, wychodził za nim jeszcze wstałam a wracał bardzo późno, bo koło 21 a czasem nawet i później, więc byłam zdana sama na siebie. Po kilku dniach doszło do tego, że bałam się wyjść z pokoju, robiłam dopiero to, gdy miałam stu procentową pewność co do wyjścia brata z domu, szybko schodziłam na dół, brałam kilka rzeczy do jedzenia i wracałam czym prędzej do pokoju.

Dzisiaj chciałam zrobić, to samo. Zbiegłam szybko po schodach, wparowałam do kuchni szybko szukając miski i łyżki. Biorąc pod uwagę moją nikłą orientację, gdzie co jest, więc chodziłam od szafki do szafki. Gdy zwycięsko się uśmiechnęłam sama do siebie, usłyszałam za sobą głos.

-No proszę, więc znalazł się szkodnik, który kradnie jedzenie- nie zwróciłam uwagi na zaczepkę- prościej będzie, jeżeli się wyniesiesz, wtedy nie będziesz musiała się skradać i kraść rzeczy- kontynuował.

-Po pierwsze, to się nie skradam, a po drugie nic nie kradnę, biorę tylko jedzenie i zanoszę do pokoju by nie musieć na Ciebie patrzeć-nie wiem z skąd się znalazło we mnie tyle odwagi by wypowiedzieć te ostatnie słowa.

-Proszę, proszę, więc nie jesteś jednak taką grzeczniusia jaką próbujesz udawać co?- znów nie reaguje, zbieram tylko wcześniej przygotowane rzeczy i kieruję się w stronę pokoju. Jednak ktoś zagradza mi drogę.- Skoro nie jesteś taka grzeczna jaką chciałaś udawać, to poznamy się bliżej, skoro masz tu już mieszkać- przejeżdża ręką po moich plecach, a ja stoję sparaliżowana strachem.-Nie udawaj, że nie chcesz, przecież widzę to w Twoich oczach-łapię mnie za nadgarstek i ciągnie mnie za sobą po schodach. W końcu jednak paraliżujący strach mnie opuścił, szybko wyrwałam dłoń i wybiegłam z domu nie oglądając się za siebie.

Nie wiem jak długo biegłam między uliczkami, ale gdy zaczyna braknąć mi tchu powoli przystaje nerwowo rozglądając się czy przypadkiem nie biegł za mną, nie widzę nikogo w pobliżu, ale dla pewności idę jeszcze przez parę minut szybkim marszem. Gdy trochę się uspokajam, chce sięgnąć po telefon i zadzwonić do mamy opowiedzieć o tej samej sytuacji i usłyszeć ,,tak córeczko już wsiadam w samochód i nie długo będę po Ciebie i zabiorę Cię z tego domu" jednak od razu orientuję się, że telefon oraz pieniądze, które zostawił mi tata, mimo zapewnień, że nie będę ich potrzebowałam zostawiłam w pokoju, sądząc, że przecież za chwilę wrócę i nie muszę nic ze sobą brać. Nie wiedząc co ze sobą zrobić po prostu szłam przed siebie. Ile tak chodziłam? Nie wiem, ale zdążyło się robić ciemno, zimno i na dodatek zaczęło padać. W końcu nie wytrzymałam rozpłakałam się, wszyscy którzy mnie mijali patrzyli na mnie z politowaniem, w końcu było już zimno i mocno padało, a ja byłam tylko w bluzce na krótki rękaw i spodenkach, a na nogach laczki. Ale w tamtej chwili o tym nie myślałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie, co ja takiego zrobiłam, że to wszystko spotyka. Najpierw przymusowa przeprowadzka tutaj, potem poniżające mnie komentarze Bartka (na samą myśl o nim się wzdrygam), ciągłe drwiny, dokuczanie, lekceważenie jego zachowania przez mamę, która mówiła, że pewnie wyolbrzymiam i nie jest wcale aż tak źle jak mówię. Od przyjazdu tutaj zamieniłam tylko kilka wiadomości z przyjaciółkami, bo jak się tłumaczyły one tak dobrze nie mają i muszą dużo się uczyć by wyciągnąć lepsze oceny. Nie robiłam im o to wyrzutów, mimo że było mi strasznie przykro. Tak strasznie mi ich żartów i wygłupów, którymi zawsze mnie rozśmieszały niezależnie od sytuacji, słów, otuchy czy zwykłego przytulenia. W końcu, gdy już całkowicie przemokłam, nóg od kilku godzinnego bezcelowego marszu nie czułam usiadłam na krawężniku przy jakimś lasku, zgięłam kolana i schowałam twarz w dłonie wpadając w jeszcze większy płacz. Wiele samochodów koło mnie przejeżdżało, ale nikt się nie zainteresował, nie zatrzymał, nie zapytał czy wszystko w porządku, nawet nie, którzy nie zwalniali przejeżdżając obok mnie by mnie nie ochlapać. Po pewnym czasie przestałam zwracać uwagę na, to co się dzieję wokół mnie. Dopiero gdy jakiś samochód się zatrzymał i z ulga odetchnęłam widząc samochód ojca ,,A jednak się o mnie martwi" pomyślałam. Za nim zdążyłam się podnieść z samochodu wybiegł zdenerwowany Bartek i podbiegł, chciałam szybko uciec w przeciwnym kierunku za nim do mnie podejdzie, ale zesztywniałe kości mi na to nie pozwoliły.

-Boże, jesteś cała mokra. Nic Ci nie jest?- byłam zdziwiona jego zachowaniem, ale to nie dlatego tępo patrzyłam w ziemie i się nie poruszałam- nic Ci się nie stało?- ponawia pytanie, gdy po raz kolejny nic nie odpowiadam próbuję mnie podnieść, ale ja zaczynam się z nim szarpać i próbuję wyrwać. Niestety jest ode mnie wyższy dobre 20 centymetrów i sporo silniejszy, po kilku chwilach szarpaniny moje ciało staje się bezwładne i upadam na ziemie. Bartek natychmiast kuca przy mnie.-Nic Ci nie zrobię- dłonią podnosi mój podbródek i tym samym zmusza do spojrzenia na niego- Agnieszka przepraszam- na jego twarzy widzę smutek i żal- naprawdę Cię przepraszam, to były tylko żarty. Nie wiedziałem, że się mnie przestraszysz i uciekniesz- nie jestem pewna czy mówi prawdę-chodź wracajmy do domu jesteś przemoczona i przemarznięta- dalej patrzę na niego podejrzliwie, ale gdy mnie podnosi, nie protestuje, nie mam po prostu na to siły i posłusznie idę za nim i wsiadam do samochodu- Aga bardzo Cię przepraszam- mówi, gdy ruszyliśmy- nigdy w życiu nic bym Ci nie zrobił,to że czasem coś powiem nie miłego, nie robi ze mnie potwora. Bardzo Cię przepraszam- spogląda na mnie.

-Dobrze- odzywam się, nie wiedząc sama czemu mu uwierzyłam, przecież nie miałam podstaw. Ale jego ton głosu, mimika i oczy przepełnione smutkiem i troską mówiły mi, że jest szczery.

-Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Nigdy więcej się nie powtórzy taka sytuacja, obiecuję.

-Oby.

Nagle zjeżdża na pobocze, a ja z nerwów głośno przełykam ślinę i łapię za klamkę od drzwi by w razie czego móc szybo uciec. Ale ten tylko ściąga swoją kurtkę i okrywa mnie nią.

-Cała się trzęsiesz- dodaje.

-Czyli Antonii się nie martwił, że mnie nie ma?- nie mogłam wypowiedzieć słowa tata, co innego używać je w myślach co innego, gdy masz je wypowiedzieć.

-Jasne, że się martwi! Gdy wrócił do domu od razu do mnie dzwonił, gdzie jesteś, bo od razu po tym jak wybiegłaś z domu, pobiegłem za Tobą, ale nigdzie Cię nie widziałem, więc wziąłem samochód i jeździłem w kółko, wszędzie gdzie tylko było możliwe- wyjaśnia.- I nie myśl sobie, że on teraz siedzi sobie spokojnie w domu. Zadzwonił już na policję, wziął drugi samochód i również Cię szukał. Również o pomoc poprosiłem swoich kolegów, ale ty przepadłaś jak kamień w wodę. Nikt nigdzie Cię nie widział!- kontynuuje.

-Co powiedziałeś?- pytam lekko zachrypniętym głosem.

-Nie rozumiem- wydaję się zbity z tropu.

-Dlaczego mnie nie ma w domu-wyjaśniam pospiesznie.

-Prawdę, to znaczy, powiedziałem, że zachowałem się wobec Ciebie niewłaściwie i od razu wybiegłaś- nie mówiłem żadnych szczegółów- mówi zdenerwowanym głosem.- Tak bardzo Cię przepraszam- mówi po dłuższej ciszy- gdyby coś Ci się stało przez moją głupotę, przez głupie żarty, nigdy w życiu bym sobie nie wybaczył. I tak jest mi cholernie źle, widząc Cię taką przerażoną w dodatku na dworze jest dzisiaj strasznie zimno i do tego tak leje, a ty tyle godzin byłaś w domu. Obiecuję wynagrodzę Ci to.

Ale ja już słyszę piąte przez dziesiąte, bo powoli zasypiałam w ciepłym, wygodnym samochodzie. Po jakimś czasie czuję lekkie szarpanie za ramię.

-Agnieszka zaraz będziemy na miejscu, obudź się.

Przecieram delikatnie oczy i gdy wjeżdżamy przez bramę w oczy od razu rzuca mi się radiowóz policji. Gdy Bartek się zatrzymał, oboje wychodzimy z samochodu i wchodzimy do domu. W korytarzu od razu przytula mnie zmartwiony ojciec. Ja zdziwiona całą sytuacją stoję w bezruchu, a ten bacznie mi się przygląda.

-Dobrze nic Ci nie jest- mówi przejętym głosem Antonii.

-Co się stało Pani Agnieszko? Wie Pani, ile osób bierze udział w poszukiwaniach?

-Przepraszam, pokłóciłam się z bratem i wybiegłam z domu. Po kilku minutowym spacerze, gdy ochłonęłam chciałam wrócić do domu, ale się zgubiłam. Im bardziej starałam się wrócić, tym bardziej oddalałam się od domu.- wyjaśniam pospiesznie- przepraszam, że przysporzyłam tyle kłopotu, ale nie wzięłam ze sobą ani pieniędzy, ani telefonu komórkowego.- dodaje szybko, gdy funkcjonariusz chce się odezwać.

-Nic się nie stało, leć na górę się przebrać, bo jesteś cała mokra. Ja wszystko załatwię, a z Tobą Bartłomieju za chwilę porozmawiam- odzywa się ojciec.

Pospieszenie wykonuje polecenie i udaję się do swojego pokoju. Swoje kroki od razu kieruje do łazienki by wziąć ciepły prysznic, aby się rozgrzać i przebrać w suche ciuchy. Po godzinie leże już w łóżku, okryta kołdrą z zamiarem pójścia spać. Prawie już przysypiam, gdy rozlega się pukanie.

-Proszę- mówię zaspanym głosem.

-Przyniosłem Ci kanapki i ciepłom herbatę na rozgrzanie- wchodzi Bartek z tacą, którą kładzie na stoliku przy łóżku, a sam ze spuszczonym wzrokiem siada obok na łóżku.- Strasznie mi głupio-nie podnosi wzroku- nie wiem jak mam Cię przepraszać.

-Zapomnijmy o tym, a teraz przepraszam chciałabym pójść spać.

-Jasne!- wstaje, a przy drzwiach jeszcze dodaje- tylko zjedz coś, nic nie zjadłaś jeszcze.

Gdy tylko drzwi się za nim zamknęło szybko pochłaniam przyniesione kanapki i zasypiam.

Następnego dnia budzę się dopiero koło południa. Kilka chwil analizuję, co się wczoraj wydarzyło i schodzę do kuchni.

-Cześć- odzywa się Bartek na mój widok.

-Hej- odpowiadam niemrawo.

-Jak się czujesz?

-Wszystko w porządku.

-Przepraszam.

-Daj już spokój, naprawdę zapomnijmy.- szybko wyszłam z pomieszczenia, by nie musieć dłużej z nim przebywać.

Mimo moich wczorajszych zapewnień, że wszystko gra i powinniśmy zapomnieć dalej byłam wściekła na niego i zwykłe nawet przepraszam nie sprawi, że ta sytuacja pójdzie szybko w niepamięć. Już nie chodzi o moje wielogodzinne chodzenie po nieznanym mi mieście, czy potwornym zmarznięciu, czy też o przemoknięciu, tylko o moje uczucia, o ten strach który czułam. Usiadłam na podłodze opierając głowę o ścianę wybrałam numer do Oliwii (mojej przyjaciółki). Opowiedziałam jej o wszystkim odkąd tutaj przyjechałam, o każdym najmniejszym drobiazgu.

-Aga, nie wiem co Ci powiedzieć. Ta cała sytuacja jest nie wiarygodna?-odpowiada po mojej wyczerpującej wypowiedzi.

-Oliwia, nie masz pojęcia jak się wczoraj najadłam strachu, nigdy nie byłam tak przerażona!-niemal krzyczę ze złości.

-Moim zdaniem, powinnaś spróbować zapomnieć o tej sytuacji.

-Jak, to-przerywam.

-Powiedziałam zapomnieć, a nie puścić płazem. Wykorzystaj fakt, że jest Ci coś winien.

-Co masz na myśli?

-Nie wiem Aguś- tylko ona tak się do mnie zwracała.- Jesteś w zupełnie nowym mieści, niech Cię zapozna z okolicą byś się więcej nie zgubiła- zaśmiała się delikatnie- naciągnij go na jakiś prezent. Albo wiem! Niech zabierze Cię na jakąś imprezę do klubu!

-Zwariowałaś do reszty? Nie w głowie mi dyskoteki!

-Ale, to jest świetny pomysł. Jutro weekend przecież nie będziesz ciągle siedziała sama w domu, wyjdziesz, zabawisz się, a na dodatek może kogoś poznasz?- nie podobał mi się ten pomysł- Zrobisz jak uważasz, ale naprawdę to idealna okazja na poznanie nowych osób, nie zrobisz tego siedzą ciągle w domu. Typem samotniczki nie jesteś i tchórza też nie!

Jeszcze chwilę z nią porozmawiałam co u niej słychać. Po zakończonej rozmowie zaczęłam się zastanawiać nad tym co mi powiedziała.

 

***

Co sądzicie? tutaj link do pierwszej części: http://www.opowi.pl/czas-zmian-cz1-a43263/

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania