Czekając na śmierć

Tekst jest próbą stworzenia prozy poetyckiej.

Miłej lektury! :)

 

 

Martwa cisza zwiastowała zbliżającą się nieubłaganie śmierć. Ciemność panująca dookoła zdawała się być wręcz namacalna, możliwa do złapania i uformowania, niczym kawałek plasteliny. Jedynie wąska wiązka światła księżyca, przedzielona cieniem krat, wpadała do wnętrza celi, oświetlając zardzewiałą miskę z resztką wody. Obok niej leżała spleśniała kromka chleba, pieczonego z trocinami, do której co chwilę podbiegały ciemne i nieuchwytne kształty szczurów.

Paco Alcanter wzdrygnął się. Nienawidził tych zwierząt od dzieciństwa, kiedy to ojciec zamykał go za karę na strychu. Czasami zapominał go wypuścić na noc, co skutkowało pogryzionymi opuszkami palców. Matka zmarła przy porodzie i nie mogła mu pomóc.

Jedynym pozytywnym wpływem tych gryzoni było to, że odciągnęły myśli Paco od poranka, który miał przynieść mu śmierć. Kiedy sobie to uświadomił, po raz kolejny tej ciemnej, mrocznej nocy, jego ciało znów przeszył głęboki szloch. Zrobiło mu się nienaturalnie zimno, jakby sama śmierć położyła swoje chude i kościste dłonie na ramionach mężczyzny.

Uczucie to przywołało mu na myśl chwilę, kiedy jego rodzinne miasto było bombardowane, a on sam kulił się w piwnicy swojego domu. Zimny robak strachu już wtedy po raz pierwszy przemierzył autostradę linii jego kręgosłupa. Paco zorientował się, że z całej siły zaciska zęby. Przez moment zdawało mu się, że wszystkie pokruszą się, jak skały wystawione na wiele wieków na działanie wiatru i wody. Nic takiego jednak się nie stało.

Mężczyzna czuł, jak jego żołądek wiąże się w ciasny węzeł utrudniający robienie wdechów. Chwilę później pojawiły się mdłości, a po czole zaczęły spływać obfite krople potu, skapując na brzuch i nogi mężczyzny i zostawiając na ubraniu niewielkie, słone jeziora. Splątane liany jego długich włosów przyklejały się do wilgotnej skóry sprawiając wrażenie chłodnej maseczki. Przez ciało Paco przebiegła, niby stado dzikich mustangów, seria krótkich, silnych spazmów. Nie wiedział, czy są wynikową strachu, czy też chłodu, ale nie obchodziło go to w tamtej chwili.

Białe, niczym obdarte ze skóry, kłykcie zdawały się w jakiś sposób odbijać światło księżyca, wpadające najspokojniej na świecie do celi. Wszystko dookoła sprawiało wrażenie naturalności, wydawało się nie przejawiać najmniejszych nawet śladów zdenerwowania. Stanowiło to osobliwy, metafizyczny kontrast z tym, co działo się w duszy mężczyzny, starającej w jakiś sposób pogodzić się z nadchodzącym niebytem śmierci.

Zmęczony strachem umysł Paco zauważył jeszcze inną, jak mu się zdawało całkiem zabawną, sprzeczność, od której kąciki jego drżących ust delikatnie uniosły się do góry. Większość ludzi utożsamia śmierć z kolorem czarnym, z pustką do której wszyscy po życiu musimy trafić i od której nie da się napisać odwołania. Wychodzimy z ciemnego brzucha matki i wracamy do ciemności trumny na końcu naszej drogi. Tymczasem dopóki w celi mężczyzny panowała ciemność, był on bezpieczny, bo to właśnie blady świt poranka miał przynieść koniec jego egzystencji. Kolor czarny stał się najbezpieczniejszym na świecie ratunkiem od nadchodzącej rzeczywistości i może to właśnie dlatego mężczyzna mimowolnie kulił się w najciemniejszym kącie celi. Moment, w którym musiał wstać i przeciąć wpadającą przez okno wiązkę księżycowego światła w celu załatwienia się, był dla jego psychiki niewyobrażalnie ciężką próbą. Udało mu się dopiero za trzecim razem, kiedy to, po wzięciu rozbiegu, przebiegł szybko, przecinając zabójczy promień śmierci. Tak samo sytuacja miała się z powrotem do swojego ciemnego azylu życia.

Nagle Paco Alcanter zapragnął zniknąć. Znaleźć się w całkiem innym miejscu albo przybrać całkiem inną formę. Był gotów poświęcić wszystko, łącznie z samoświadomością, żeby tylko uwolnić się od czekającej na niego śmierci, niecierpliwiącej się już do zabrania jego duszy. Chciał wyrwać się od tej śmierdzącej formy, w której się znajdował – wyjść ze swojego ciała, zanim to przestanie mieć jakiekolwiek racje bytu, brutalnie potraktowane przez kata, i stanąć obok, obserwując jego pracę z perspektywy widza. Chciał ciągle żyć – choćby jako jeden z tych nędznych szczurów, które co chwilę skubały leżący na ziemi, obok zardzewiałej miski z wodą, spleśniały chleb z trocinami.

A gdyby tak… oszaleć i być nieświadomym śmierci? Nie postrzegać rzeczywistości w sposób racjonalny? W ogóle jej nie postrzegać, dając się wciągnąć w cudowną czerń, która go otaczała i która zabrałaby wszystko… Gdyby wiedza tego, co się dzieje, nagle ulotniła się, jak powietrze z przedziurawionego, dziecięcego balonika?

Marząc o swojej nieświadomości, biedny Paco nie był świadomy tego, że zginął przez powieszenie wiele lat wcześniej. Wyrok wykonano zgodnie z planem w pewien chłodny poranek, o godzinie dziewiątej, zaraz po odczytaniu wyroku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • Lotta 09.04.2016
    Pięknie opisane "robak strachu", "autostrada kręgosłupa". Ciekawa refleksja na temat śmierci. I fantastyczne zakończenie. 5 ;)
  • Dziękuję bardzo! :)
  • KarolaKorman 11.04.2016
    ,, Zimny robak strachu już wtedy po raz pierwszy przemierzył autostradę linii jego kręgosłupa. '' - piękne, obrazowe zdanie
    Końcówka świetna, 5 :)
  • Ha! Dziękuję bardzo :D
  • Lucinda 17.04.2016
    Dotarłam i tu, tym samym likwidując obecne zaległości u Ciebie :D Cóż, w tej chwili pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to że chciałabym móc przeczytać więcej takich tekstów w Twoim wykonaniu. To bez wątpienia coś innego, ale naprawdę bardzo dobrze Ci wyszło. Wspaniałe opisy, metafory, ukazanie psychicznych przeżyć i ich fizycznych oznak. Mogłam bardzo wyraźnie ujrzeć całą tę scenę, którą oprawiłeś bardzo trafnymi, pięknymi wręcz frazami. Czuję, że brak mi dobrych słów, aby wyrazić własne myśli i odczucia po przeczytaniu tego tekstu. To naprawdę synteza prozy z poezją i wiesz... zaczyna mnie przerażać, że tak bardzo przypadła mi ona do gustu, bo to świadczyłoby, że naprawdę zaraziłeś mnie liryką... Dopiero teraz zauważam, jak bardzo mój stosunek do tego rodzaju literackiego, jego postrzeganie, a nawet pokusiłabym się o słowo - przeżywanie. W dodatku sama tematyka, świadomość nadchodzącej śmierci, która jest dla mężczyzny niemal namacalna, to coś wspaniałego. Świetne zakończenie, jak już wspominały również moje poprzedniczki. No ale kończę już, bo nie chcę lać wody, a poza tym w moich słowach jest tyle pochwał, że znowu, kierując się podejrzliwością, uznasz je za chwyt retoryczny, którym w rzeczywistości naprawdę nie są, ale jeśli tak się wydaje, to... nie wiem, co mogę powiedzieć. To naprawdę nie było moim celem i napisałam samą prawdę zgodną z moimi wrażeniami.
    ,,Jedynie wąska wiązka światła księżyca, przedzielona cieniem krat (przecinek) wpadała do wnętrza celi";
    ,,jak skały wystawione na wiele wieków, na działanie wiatru i wody" - bez przecinka;
    ,,jego żołądek wiąże się w ciasny węzeł, utrudniający robienie wdechów" - bez przecinka;
    ,,czy są wynikową strachu (przecinek) czy też chłodu" - tu jest wynikiem po prostu tego, że to samo słowo ,,czy" pełni jednakową funkcję dwa razy;
    ,,wracamy do ciemności trumny, na końcu naszej drogi" - bez przecinka;
    ,,dopóki w celi mężczyzny panowała ciemność (przecinek) był on bezpieczny";
    ,,Moment, w którym musiał wstać i przeciąć wpadającą przez okno wiązkę księżycowego światła, w celu załatwienia się, był dla jego psychiki niewyobrażalnie ciężką próbą" - bez przecinka przed ,,w celu";
    ,,przebiegł szybko (przecinek) przecinając zabójczy promień śmierci";
    ,,Nagle, Paco Alcanter, zapragnął zniknąć" - bez przecinków, bo nie jest to zwrot do postaci, a jedynie wskazanie podmiotu;
    ,,Znaleźć się w całkiem innym miejscu, albo przybrać całkiem inną formę" - bez przecinka;
    ,,łącznie ze samoświadomością" - ,,z", zamiast ,,ze";
    ,,wyjść ze swojego ciała, zanim to przestanie mieć jakiekolwiek racje bytu, brutalnie potraktowane przez kata i stanąć obok" - po pierwsze, przed ,,i" powinien być przecinek, aby oddzielić zdanie podrzędne od nadrzędnego, a po drugie, jak przeczytasz to zdanie, to wynika z niego, że wyjście z ciała zostanie brutalnie potraktowane przez kata, a nie ciało...;
    ,,cudowną czerń, która go otaczała i która zabrała by wszystko" - ,,zabrałaby", bo to forma osobowa;
    ,,Gdyby wiedza tego, co się dzieje (przecinek) nagle ulotniła się". 5:)
  • Ach, dziękuję Ci bardzo! Teraz jedynymi zaległościami Twoimi u mnie jest poezja :D
  • Lucinda 17.04.2016
    Szymon Szczechowicz, ale przecież to, że nie komentowałam, nie oznacza, że nie czytałam. Podejrzewam, że nie pominęłam nic.
  • Lucinda a więc czekam na nadrobienie komentarzy, po tym, jak zostałaś zarażona liryką :D
  • Lucinda 17.04.2016
    Szymon Szczechowicz, wyobrażasz sobie, żebym wracała do każdego napisanego przez Ciebie wiersza, którego nie skomentowałam? Przecież dodawałeś ich mnóstwo, a komentowałam je jak mnie akurat naszło. Ile czasu by mi to zajęło... :D
  • Lucinda MUAHAHAHAHAHA :D
  • Lucinda 17.04.2016
    Szymon Szczechowicz, wiesz, parę minut temu przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić, ile Twoich tekstów nie skomentowałam. A więc wliczając również te, które wstawiłeś, zanim zaczęłam bardziej śledzić Twoją twórczość, a więc nie czytałam, i te, których nie skomentowałam, choć przeczytałam, wychodzi 35 części prozy i 63 wierszy :D
  • Lucinda no to nadrabiaj! Szybciusio! Przynajmniej prozę! :D
  • Lucinda 17.04.2016
    Szymon Szczechowicz, ,,szybciusio"? Oj, wiele ode mnie wymagasz :D
  • Lucinda Ja muszę szybciusio robić zadania z matmy :D
  • Lucinda 17.04.2016
    Szymon Szczechowicz, ja miałam zamiar zrobić wszystkie zadania z materiału do jutrzejszej pracy klasowej z matmy, ale jest tego 50 zadań :D W dodatku piszę opowiadanie na his, a raczej próbuję pisać...
  • Lucinda ja też mam 50 zadań na jutro. No, teraz to z 40 :D
  • Lucinda 17.04.2016
    Szymon Szczechowicz, ja odjęłam już te, które zrobiłam :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania