cztery pory roku

Zimy stały się wyjątkowo byle jakie - rozmazane, rozciaptane w nieustającym błocie, szarości i brzydocie. Nawet przez okno przykro to wygląda – ciemne, ponure chmurzyska suną nad samą ziemią. Krajobraz jest nasiąknięty wilgocią jak gąbka. Trzeba połykać witaminy, by jakoś to przetrwać.

Za to latem witaminy już nie pomagają. Lata boimy się najbardziej. Jest okrutne i szalone. Przytłacza duchotą, upałem i zajadłością pokrzyw. Powietrze gęstnieje i upłynnia się nad rozgrzanymi powierzchniami. Okna otwieramy nocą, a zamykamy w dzień, by żar nie wlewał się do domu. Jeśli mamy gdzieś iść, to trzeba rano, zanim słońce zamieni wszystko w piekarnik. Przemykamy pośpiesznie w cieniu drzew i murów, z trudem łapiąc oddech. Wilgoć – wszędzie ta wilgoć… Mam wrażenie, że za chwilę woda zacznie płynąć po ścianach... Umyta podłoga schnie cały dzień. I wysypka na skórze od kąsających traw. I to ciągłe oganianie się od owadów. Cholernie męcząca pora roku. Wiatr mógłby nam pomóc, ale on też wydaje się zmęczony. Jakby brakowało mu sił, by poruszać tą ciężką, oleistą masą powietrza. Co jakiś czas jednak zrywa się z furią i wściekle tarmosi drzewa, rujnuje ogrody, wyrywa z rąk parasole… Po cóż tak się złościć?

Już chyba lepiej, gdy pada. Deszcz bębni miarowo w dach, uprzyjemnia sen. Tak – słońce lubimy zimą a deszcz latem. Inaczej jest nie do zniesienia. Jedynie wiosną i jesienią żyjemy tutaj normalnie. Jedynie w czasie przemian. Czasem jednak zaborcza zima ciągnie się aż do kwietnia a już z początkiem maja w pełni zadomawia się lato. Wtedy przemiana trwa zaledwie parę dni – bezwzględne słońce parzy zaskoczoną, zaspaną zieleń, na wyścigi schną nieocienione jeszcze błota i mokradła. Ziemia pęka, paruje, znów wilgoć i zaduch. Kwiaty, nim zdążą się w pełni rozwinąć, już przekwitają… Ekspresowa wiosna. Szaleństwo.

Ale nie zawsze tak jest. Niektóre wiosny mają więcej cierpliwości, nie ponaglają nas tak bardzo. Obdarowują bukietami kwiatów, których wonie ścielą się miękko nad stołami. Czasami jest naprawdę miło. Oby w tym roku była właśnie taka wiosna. Tak czy inaczej, wiosna zawsze jest odrobinę stresująca – wszystko trzeba przygotować, zaplanować, ze wszystkim zdążyć. Krócej śpimy, więcej pracujemy, naturalny rytm zmusza nas do zwiększonego wysiłku. Wystarczy chwila nieuwagi i można wiosnę przegapić.

Dlatego ja i tak najbardziej lubię jesień. Mimo całej tej melancholii, poczucia, że coś się kończy, że wszystko musi się kiedyś skończyć, mimo to jest pięknie. Lubię, gdy przychodzą poranne przymrozki, gdy szron szkli się na dojrzałych kiściach traw. Lubię te wszystkie zwiewne pajęczyny i dym z sytych ognisk po zbiorach, sunący leniwie nad ziemią. W jesieni nie ma już pośpiechu, jest czas na wyciszenie i podsumowanie spraw. Ważny czas. Byle do jesieni… Lubię tą senną atmosferę, gdy Świat przygotowuje się do zasłużonego odpoczynku, gdy wyeksploatowane ścierniska czekają, aż pokryje je kojąca warstwa puchu...

Ale to wszystko iluzja. Tylko przyjemna iluzja. Przychodzi bowiem zima i nic niczego nie przykrywa, nie tuli i nie koi… Jest mokro, szaro i brzydko. Budzik dzwoni jak zwykle, trzeba wstać i robić swoje. I tak w kółko. Wystarczy chwila nieuwagi i można przegapić życie. I może właśnie o to chodzi. Może tak jest najlepiej, gdy życie, jak dobry dzień w pracy, przeleci niepostrzeżenie. Może tak jest najłatwiej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • rozwiazanie 3 miesiące temu
    Podoba mi się opis czterech pór roku, ze wszystkimi za i przeciw w atmosferze wisielczego humoru. 👍 5 Pozdrawiam.
  • TytusT 3 miesiące temu
    Cztery pory i wszystkie odcienie szarości:) Dzięki!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania