Czy na tym świecie jest zbyt wiele wilkołaków?

Dobry wieczór.

Pierwszy raz piszę do ludzi i nie mam pojęcia, jak zacząć. Ani w ogóle jak napisać to wszystko, żebyście nie uznali tego za fantastyczną opowiastkę. A ja potrzebuję kogoś, kto mi uwierzy i udzieli pomocy. Nie wiem, czy mail do redakcji gazety to dobry pomysł, ale był najmądrzejszy spośród tych, które miałem.

Każde słowo w tym liście będzie szczere, ostrzegam, żebyście nie mieli wątpliwości.

Mieszkam w Ełku od urodzenia, podobnie, jak cała moja rodzina, ród Dzierżyńskich: tatuś, matka, trójka rodzeństwa, dziadkowie, pradziadkowie, wujkowie, ciotki, stryjowie, kuzyni... Trochę nas jest. Nigdy nie mieliśmy konfliktów z prawem, nie sprawialiśmy problemów. Naszym jedynym zmartwieniem było to, że musimy dokładać starań, aby nie wyróżniać się z tłumu. Każdy członek naszej rodziny miał te same defekty. Ponadprzeciętne owłosienie na całym ciele, zbyt duże zęby, ogonek.

Cóż, jesteśmy wilkołakami i wyglądamy jak stereotypowe wilkołaki.

Do dzisiaj wiedzieli o tym tylko ci, którzy musieli. Po tym liście, o ile sprawa zostanie nagłośniona, dowiedzą się wszyscy. Ale to może uratować moich bliskich.

Wszystko zaczęło się w zeszłą środę, kiedy mój starszy brat Hubert wrócił ze spaceru odmieniony.

***

- Hubcio, gdzie się wybierasz? - zapytał bez krzty ciekawości w głosie ojciec.

- Wyjrzyj za okno i powiedz mi, co widzisz – wyszczerzył się w odpowiedzi Hubert.

Świat za oknem wyglądał tak samo, jak zawsze. Nic interesującego.

- Nic interesującego.

- Mój Boże, jak to nic? Nic? - obruszył się Hubert. - Słońce świeci, drzewa kwitną, wypuszczają pierwsze listki, białe owce olbrzymki przetaczają się po niebie... - rozmarzył się. - A w parku czeka na mnie Nadia!

- Kolejna pannica? Dlaczego ja za nastolatka nie miałem takiego powodzenia u kobiet? - mężczyzna był trochę przybity, ale jego syn tego nie zauważył.

- Dlatego, że nie potrafiłeś zauważyć piękna w otaczającym cię świecie! I nadal nie potrafisz! Kobiety to uwielbiają, kiedy ma się duszę romantyka, wygląd jest nieważny, wiesz?

Ojciec nie odpowiedział, tylko otworzył Hubertowi drzwi na zewnątrz. Chłopak okręcił się na pięcie i wyszedł, pogwizdując. Swoje kroki skierował do parku, gdzie miała czekać na niego owa Nadia. Poznał ją na zajęciach w szkole, ot, kolejna dziewczyna zafascynowana jego wspaniałą osobowością. Usiadł na jednej z nielicznych ławek, które nie były świeżo pomalowane, wyciągnął telefon, poprawił fryzurę, płaszcz, sprawdził, czy ma równo przycięte paznokcie i czekał.

Nadia przybiegła może dwie minuty po jego przyjściu. Zdyszana i rumiana od biegu dziewczyna usiadła przy boku Huberta i uśmiechnęła się.

- Wiedziałam, że się spóźnię. Nie zrażaj się, zwykle nie jestem tak niepunktualna.

- Na tak piękne kobiety mogę czekać całą wieczność – rzekł uroczyście Hubert.

Nadia westchnęła i zaczęła się zastanawiać, co może odpowiedzieć na tak poważny komplement. Młody wilkołak tymczasem przesuwał po niej wzrokiem. I coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Nadia jest najpiękniejszą spośród wszystkich dziewczyn, z którymi miał przyjemność chodzić. Każdy element jej wyglądu wprawiał go w dziki zachwyt. Brązowe loczki, spięte dużą spinką z tyłu głowy, łagodne, ciemne oczy, podkreślone kosmetykami, drobny nos, kilka piegów, kształtne usta w urokliwym półuśmiechu, owinięta naszyjnikami szyja, niżej...

Niżej nie mógł się otwarcie gapić, bo to poddawałoby w wątpliwość w jego romantyczne deklaracje, ale też było bajkowo.

- Hubert? Hej, coś się stało? - głos Nadii wyrwał go z rozmyślań o jakiejś przyszłej nocy spędzonej z tą uroczą istotą.

- Nie, po prostu zastanawiałem się nad tym, czy Nietzsche miał słuszność, mówiąc...

- Och, mój drogi, mój drogi, człowiek nie powinien żyć tylko filozofią! - Nadia roześmiała się, zwróciła oczy ku niebu, jak gdyby coś sobie przypomniała, pochyliła się ku Hubertowi – i złożyła na jego wargach pocałunek.

On, cały rozanielony, przyjął go z radością, przymknął oczy i rozkoszował się chwilą. Pocałunek trwał i trwał. I trwał. Zdezorientowany chłopak uniósł lekko powieki.

Nadia nie wyglądała już wcale tak uroczo. W jej oczach, wcześniej wypełnionych dobrocią i ufnością, czaiło się teraz coś drapieżnego. Przysiągłby, że jej nos nieco urósł, a włosy pojaśniały i stały się prostsze. Zauważył setki lejących się króst i czyraków na jej policzkach...

- FUUUUUUUU! - krzyknął, odpychając kobietę jak najdalej od swojej twarzy. Poderwał się z ławki i spojrzał jeszcze raz na Nadię.

Siedziała grzecznie na ławce, na jej twarzy malowało się niedowierzanie, jej głębokie, ciemne oczy pytały wprost Huberta: "Dlaczego? Dlaczego? Co ja ci takiego zrobiłam?"

- Hubert, nie zostawiaj mnie! - prawie płakała. - Nie odchodź!

Nie wiedział, co ma myśleć o całej tej sytuacji. Zrobił krok w jej stronę.

Złapała go za prawy nadgarstek oburącz, z siłą imadła.

- Będziesz już wiecznie mój, zgoda? - zapytała łagodnie, patrząc Hubertowi prosto w oczy. Poruszył głową, a wtedy coś na twarzy Nadii zafalowało. Przez ułamek sekundy znów widział obcą twarz. Wrzasnął, z trudem wyrwał rękę z żelaznego uścisku swojej nowej dziewczyny i uciekł, potykając się na nierównej ścieżce.

Nie goniła go, chociaż był łatwym celem, niezgrabnym i powolnym. Tacy romantycy jak Hubert nigdy nie wykorzystują lekcji wychowania fizycznego zgodnie z ich przeznaczeniem. Ech, co to za wilk, który nie potrafi biegać?

Hubcio wpadł do domu, sprawdził, czy kreatura – jak zdążył już przezwać w myślach Nadię – nie idzie jego śladem. Uliczka była pusta. Odetchnął z ulgą.

- Nie wiedziałem, że ty też biegasz – w ciszy, jaka zapadła, odezwał się dziadek. Hubert podskoczył.

- No... Tak, od czasu do czasu. Przydaje się.

- Dobra, młody. Idź do siebie... Czekaj, co ty masz na twarzy?

Huberta ogarnęły bardzo złe przeczucia. Właściwie już wiedział, coś go piekielnie swędziało od kilku minut.

- Nie wiem, gdzie?

- Lepiej spójrz w lustro. Coś ci wyskoczyło przy ustach. - staruszek zaśmiał się, a po plecach chłopca przeszedł lodowaty dreszcz.

Poszedł do lustra w przedpokoju, było najbliżej. Po prawej stronie twarzy, blisko ust, nastąpił wysyp wypukłych, czerwonych króst.

Hubert zawył jak prawdziwy wilk.

***

Jeszcze tego samego dnia najstarsi przedstawiciele mojej rodziny uznali, że mojego brata odseparować, bo to draństwo, które ze sobą przywlókł, może być zakaźne. Zamknęliśmy go na klucz w jego pokoju, wpychając mu wcześniej zapasy wody i jedzenia. Nigdy nie rozstawał się z telefonem. Miał zadzwonić do kogoś z nas, kiedy objawy ustaną.

Być może nie zareagowaliśmy wystarczająco szybko. Następnego ranka matka zasłaniała twarz czym tylko mogła, ale razem z bratem przytrzymaliśmy ją za ręce, a dziadek zdarł szalik, którym się owinęła. W tym momencie pękły dziesiątki ropieni na jej obliczu. Odseparowaliśmy ją, podobnie, jak wcześniej Huberta.

Następna była babcia, potem mój brat Jacek, po nim dziadek, moja siostra Klara. Wszystkich objęliśmy kwarantanną. Reszta rodziny uciekła i nie wiem, co się z nimi teraz dzieje. Podejrzewamy z ojcem, że zarażają innych.

Nie znaleźliśmy żadnych informacji na temat takiej choroby. Żaden z lekarzy, których o to pytaliśmy, nie potrafił powiedzieć nic ponad "trądzik" albo "zwykłe czyraki". Uznaliśmy, że to jest coś groźnego tylko dla wilkołaków – w ciągu niecałego roku uczęszczania do liceum Nadia zaraziła tylko Huberta, pytaliśmy w szkole. Swoją drogą, ta dziewczyna nadal tam jest, widzieliśmy ją z daleka. Nie rozpoznała nas. Podobno wypytuje znajomych, co się stało z Hubertem i jest bardzo przybita. Tato uważa, że mogła zostać wyszkolona, aby eliminować "chorych na wilkołactwo" ze społeczeństwa. Wierzę mu. W ostatnich latach tacy jak my narobili sobie różnych wrogów.

Ci, których pozamykaliśmy w pokojach, siedzą cicho. Nie odzywają się, nie drapią w ściany, jak na początku, nie dzwonią i nie odbierają naszych telefonów. Baliśmy się z ojcem otworzyć drzwi i nie zrobiliśmy tego. Przez prawie tydzień szukaliśmy ratunku dla nas, ale nie możemy nic zrobić.

Dziś rano ojciec wziął samochód i wyjechał. Powiedział, że ma ostatni pomysł i że to może się udać. Myślę, że już nie wróci.

Dzwoniłem na policję i na pogotowie i nikt mi nie wierzy. Mówią, że mają ważniejsze sprawy na głowie niż słuchanie małego baśniopisarza. Nie pozwalają mi nawet dojść do kluczowych momentów opowieści, tylko zdenerwowani odkładają słuchawkę. W moim domu leżało kilka wydań waszej gazety. Na ostatniej stronie jest zawsze adres mailowy tej redakcji i prośba, aby pisać w wyjątkowych sprawach. Jeśli to nie jest wyjątkowa sprawa, to już sam nie wiem, co taką sprawą jest.

Nie otwierałem drzwi i nie wiem, co się dzieje z rodziną. Może po prostu spokojnie czekają na zniknięcie wysypki. Nie jestem też zarażony, choć uważam to za kwestię doby.

Jeśli ktoś zajmie się tą sprawą, chciałbym, żeby sprawdzono, kim jest Nadia Paszyk, dla kogo pracuje i czy jest świadoma tego, co robi.

Proszę, przeczytajcie to i nie pomińcie nawet akapitu. Potrzebujemy pomocy. A może już tylko ja potrzebuję.

Z wyrazami szacunku,

Lucjan Dzierżyński.

 

================

 

Pisane kiedyś w środku nocy, trochę poprawiłam, ale nie wiem, ile jest w tym logiki.

Miłego dnia!

Średnia ocena: 3.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • elenawest 05.01.2016
    yyy, no nie. nie wyszło ci... żenada. 1
  • Numizmat 05.01.2016
    Elena wtf?!
  • elenawest 05.01.2016
    Numizmat nie pytaj. nie podoba mi sie i tyle. Może zbyt mocny komentarz wystawiłam.
  • Ichigo-chan 05.01.2016
    Może za mało konstruktywny (y)
  • Zuneris 05.01.2016
    Nie, w porządku, to nawet nie jest mój temat. Było na zamówienie.
  • Numizmat 05.01.2016
    Zuneris, co to znaczy na zamówienie?
  • Zuneris 05.01.2016
    Numizmat, już tłumaczę. Swego czasu pisałam specjalne opowiadania dla koleżanek z internatu, w większości takie mhroczne, o wilkołakach i wampirach. Z nich tylko to uważam za nawet-nawet udane, trochę je ostatnio poprawiałam i chciałam sprawdzić, co o tym myślą inni ;)
  • Ichigo-chan 05.01.2016
    Fajne! Nwm, może się zaczytałam, ale nie znalazłam błędów. Fabuła też spoko :D Um, nie mam weny na bardziej konstruktywny komentarz :c 5
  • wolfie 05.01.2016
    W moim mniemaniu Twoje opowiadanie, mimo tematyki, było bardzo lekkie. Nie pojawiły się żadne zgrzyty, które przeszkodziłyby mi w czytaniu. Ilu twórców, tyle wizji na temat wilkołaków. :) Zostawiam 4 :)
  • little girl 05.01.2016
    Pomysł nie jest zły ;) Mi również Twój tekst wydał się niezwykle lekki. Co do formy... Ciekawi mnie, jak poprowadzisz dalszą częsć. Czy również będzie to coś tego rodzaju, czy może coś innego? :) Ode mnie 4
  • Rasia 06.01.2016
    "podobnie, jak cała moja rodzina" - bez przecinka
    "Świat za oknem wyglądał tak samo, jak zawsze" - bez przecinka
    "powodzenia u kobiet? - mężczyzna był" - Mężczyzna*
    "Brązowe loczki, spięte dużą spinką z tyłu głowy" - bez przecinka
    "w wątpliwość w jego romantyczne deklaracje" - bez drugiego "w"
    "Poderwał się z ławki i spojrzał jeszcze raz na Nadię.
    Siedziała grzecznie na ławce" - ławka x2
    "przedstawiciele mojej rodziny uznali, że mojego brata" - bez "mojej"
    "nie drapią w ściany, jak na początku" - bez przecinka
    Nie przepadam za podobnymi opowiadaniami, ale to wyszło Ci naprawdę przyzwoicie :) Troszkę coś mi zgrzytnęło z tymi krostami i może ciut zaszalałaś, ale zostawiam 4. Masz bardzo przyjemny styl i wygodnie się czytało, szkoda tylko, że to nie moje klimaty. Pozdrawiam i powodzenia w dalszym pisaniu :)
  • Zuneris 08.01.2016
    Dzięki za przeczytanie i poprawki :) Nie zamierzam tego kontynuować bo mi też niespecjalnie podoba się temat. Może niedługo coś jeszcze wrzucę :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania