Dawnwell #Pasja
Lata osiemdziesiąte mała dolina z przepływającym przez nią strumieniem miała dziewiczą nazwę Dawnwell wymyśloną przez bandę obozujących w jej zaciszu skatów wśród porastających brzęki starej doliny lasów iglastych Skauci poukrywali się w swych pociesznych namiocikach, jednorazowych szałasach, małych domkach letniskowych i tych większych niczym Hobbici, skrzaty i rusałki w swym baśniowym otoczeniu wszędzie gdzie tylko mogli rozstawiali odstraszające a czasem i również rozśmieszające totemy.
Każdy skrzat i rusałka w tej baśniowej krainie miał własne nieprzypadkowe przypisane zajęcie specjalna rada najstarszych centaurów sprawowała opiekę nad baśniowej krainą złe centaury, były przezywane w niegrzeczny sposób golemami, lecz gdy na niebie pojawiały się skrzydła mroku a leśni bogowie, by ostrzec swą baśniową krainę, skraplali ziemię swymi łzami wtedy każdy hobbit i każda rusałka grzecznie poddawała się prawu i zasadom nawet najtwardszych golemów gromadząc się przy ogniskach, przysłuchując się pieśniom faunów, dla których rusałki stawały się churałem, a hobbici rozgrywali między sobą nielegalne gry karciane za plecami czujnych golemów. Z wyjątkiem jednego hobbita i jednej rusałki, którzy mimo łez Bogów za połami namiotów wbrew skrzydłom ciemności okrywającym niebo patrzyli na siebie z niepewnością bijących ich serc.
-Powiedziałaś mi, że podobała ci się moje błyszczące glany.
Jenny się uśmiechnęła rozbawioną błahością powodu, dzięki którym poznała najcudowniejszego w jej życiu hobbita na świecie.
-A ty poleciałeś na kolor moich farbowanych rudych włosów.
Rzekła do Chrisa.
-Nieprawda, tak naprawdę zakochałem się w tych głębokim błękitnym spojrzeniu, twe źrenice kończą się takim ciemnym pierścieniem, łapiąc mnie, jak ognik łapie zagubionego wędrowcem, a ja to kocham.
Jenny słysząc to, skrzywiła się ironicznie, mówiąc.
-Ogniki przynoszą nieszczęście.
-Tak jak wszystkie pozytywne emocje w naszym życiu niepilnowane przez siłę naszych charakterów. Na chwilę umilkli znów zamykając oczy i kradnąc sobie wzajemnie pocałunki jakby znów robili to pierwszy raz znów stali pod bramą zbudowaną przez skautów w Dawnwell.
Dziesięć lat minęło, od kiedy tu ostatni raz stali młodzi nieświadomi swej emocjonalności dopiero odkrywając smak zatrutej strzały amora i rozkoszując się w jej kwaśnej słodyczy.
Za miesiąc był umówiony ślub w XVI wiecznym kościele na skałkach cudowną ornamentyką sięgająca nieuchwytnie najwyższych szczytów dachów by to, co niedostępne dla wad naszego wzroku było dostrzegalne dla ideału Stwórcy cierń samo niedocenienia kunsztu artysty brak podpisu pod dziełem, jakim była katedry bezimiennego Obywatela dzieło stworzone dla człowieka niemożliwe przez człowieka być zgłębione, niczym niedojrzała miłość niemożliwa przez młodych ludzi do pojęcia, lecz w tym wielka dająca sens naszemu życiu przedkładająca starania o nasze szczęście na inną osobą czyniąc z niej naszym sensem życia.
Jenny Planowała ślub skromny a Chris pompatyczny, szalony.
Bez znaczenia jak wyglądała i kto był na uroczystości, otworzyła ona w życiu obojga drogę wspólnego istnienia, którym zwieńczeniem miał być Maks Jenny po pół roku zaszła w ciąże i dopiero potem wszystko się zaczęło.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania