Decyzja, która zmieniła wszystko.

Ile razy w życiu pomyślałeś o tym co może się zdarzyć, kiedy zrobisz nieodpowiedni krok? Czy kiedykolwiek przeszło Ci przez myśl, ile tak naprawdę możesz stracić ? Ja nie myślałam... Konsekwencje tego co zrobiłam do teraz nie dają mi spokoju, a minęło już pięć lat.

 

Zawsze mówi się, że rodziny się nie wybiera. Mimo wszystko powinno być dobrze, prawda? Dlaczego, więc nie jest... Dlaczego wszystko potrafi się zepsuć jak za dotknięciem różdżki...

 

Jeśli pozwolisz opowiem Ci moją historię. Wszystko co powiem to już tylko puste wspomnienia, które niekiedy jeszcze wprowadzają mnie w stan melancholii.

 

Przez większość życia mieszkałam ze swoim ojcem i starszą siostrą. Byliśmy jak trzej muszkieterowie, zawsze razem. Wiadomo były wzloty i upadki, czasem kłótnie, czasem śmiech. Przecież nie może być idealnie cały czas, byłoby to nudne. Lata mijały ja z siostrą trochę wydoroślałyśmy. O ile dobrze pamiętam miałam wtedy 14 lat, a ona 16.

Któregoś dnia zaczęłyśmy z siostrą zauważać, że ojciec coś za dużo czasu spędza na telefonie. Ciągłe sms'y, rozmowy i do tego to uśmiechanie się do telefonu. Szybko podłapałyśmy o co chodzi, przecież zakochanie malowało się na jego twarzy. Nie musiałyśmy długo czekać, aż nas wtajemniczy w nową znajomość. Jednakże wyczekiwana informacja okazała się dużo bardziej szokująca niż przypuszczałyśmy. Okazało się, że owa tajemnicza kobieta była rozwódką z dwójką dzieci, a co najważniejsze była dwadzieścia lat młodsza od naszego ojca. Miał on wtedy około 45 lat. Ich znajomość rozwijała się nad wyraz szybko, nim się obejrzałam już mieliśmy się do niej przeprowadzać. Wtedy jeszcze nie widziałam w tym nic złego, przecież nikt by nie pomyślał, że tak to się skończy.

 

Na początku wszystko było super, świetnie się dogadywaliśmy. Było jak w bajce. Niestety po pół roku zaczęły się pierwsze problemy. Brak pieniędzy, kłótnie, alkohol... Teraz jak to pisze sama nie mogę uwierzyć jak mogłam być tak ślepa... Jak perspektywa normalnej rodziny przysłoniła mi oczy, na to co się działo. W pewnym momencie pieniędzy zaczęło brakować notorycznie. Ojciec musiał jechać za granicę, żebyśmy jakoś wiązali koniec z końcem. I to był właśnie początek... Ujrzałyśmy wówczas prawdziwe oblicze kobiety, z którą mieszkałyśmy. Nie minął nawet tydzień od wyjazdu ojca, a ona zmieniła się o 180 stopni, z kobiety przeobraziła się w wiedźmę. Pojawił się ten szyderczy uśmiech na jej twarzy...Ten wzrok mówiący: " Teraz ja tu będę rozkazywać ". Zaczęła się wojna. Ciągłe dogryzanie sobie nawzajem, szukanie pretekstów do kłótni, niekończące się krzyki. Ulgę przynosił tylko powrót ojca na weekendy, powracała wtedy cała sztuczna uprzejmość, uśmiechy i żarty. Ale wszystko co dobre szybko się kończy. Któregoś wieczoru dowiedziałyśmy się, że wiedźma jest w ciąży. Gorszej informacji nie mogłyśmy dostać...Dodatkowo musiałyśmy jeszcze udawać radość, żeby zachować pozory... Teraz jak się tak zastanawiam to nie mam pojęcia dlaczego wtedy ukrywałyśmy prawdę, o tym jak wszystko na prawdę wygląda, przypuszczam, że nie chciałyśmy żeby ojciec się smucił czy martwił. Przecież w końcu teraz był szczęśliwy...Chociaż on jeden.

Kiedy dziecko przyszło na świat, oczywiście cała opieka spadła na mnie i moją siostrę, bo w końcu to też nasza siostra, co nie? Szkoda gadać...Rozumiem, pomagać przy dziecku, ale czemu nagle musiałyśmy zamienić się w nastoletnie matki?

 

Czas leciał nadeszła pora żebym poszła do liceum. Bardzo chciałam iść do klasy humanistycznej, ale nie było w niej już miejsc. Ostatecznie trafiłam do klasy geograficzno-informatycznej, co to w ogóle był za profil -.- ... Był to możliwie najgorszy wybór, zważywszy na to, że jestem kompletną nogą z geografii, a komputery, dosłownie mnie nie lubią. Pocieszał mnie fakt, że miałam tam być tylko do czasu, aż w klasie humanistycznej zwolni się jedno miejsce. Ku mojemu zaskoczeniu, już po dwóch tygodniach jakaś osoba wypisała się i mogłam się przenieść. Oczywiście najszybciej jak się dało zgłosiłam, że jestem zainteresowana tamtą klasą i poprosiłam o papiery, które rodzic musiał wypełnić. No właśnie rodzic .... W moim wypadku miała być osoba u której byłam pod opieką... Musiałam iść do wiedźmy...Zaniosłam jej papiery i poprosiłam żeby podpisała. Własnym oczom nie mogłam uwierzyć, kiedy podpisała i bez żadnych uszczypliwych komentarzy po prostu się zgodziła.

Nareszcie mogłam zacząć się uczyć tego co mi się podobało. Szybko się zaprzyjaźniłam z nową klasą, oceny się poprawiły, wszystko zaczęło wychodzić na prostą.

 

Spokój nie trwał jednak za długo. Następne zdarzenia pamiętam, jakby wydarzyły się dosłownie wczoraj. Był 17.10, zwykła środa jak każda inna, szybkie wyjście do szkoły, zajęcia i powrót do domu. Nadszedł wieczór, wiedźma wróciła do domu z pracy. Oglądałam wtedy telewizję. Zawołała mnie do przedpokoju i podała mi swój telefon. Powiedziała, że ojciec do mnie napisał sms'a. Przeczytałam i poszłam do swojego pokoju. Serce mi pękło... Wiadomość była krótka i treściwa: " Jak wrócę do domu, to ma Cię tam już nie być." Mój ojciec... mój muszkieter... osoba, której oddałam swoje całe serce właśnie rzuciła je na podłogę i rozdeptała. Moja siostra jak zwykle wyczuła, że coś się stało. Przyszła do naszego pokoju i zobaczyła jak zbieram swoje rzeczy. Opowiedziałam jej wszystko, mimo jej zapewnień, że pewnie ojciec się po prostu zezłościł i wcale tak nie myśli, zdecydowałam że nie będę siedzieć tam gdzie mnie nie chcą. Tego samego wieczoru poszłam się jeszcze dowiedzieć powodu owego sms'a. Usłyszałam tylko, że ojciec ma już dość tego, że robię co mi się żywnie podoba. Bo przecież jak mogłam tak bez żadnych konsultacji z nikim, po prostu zmienić profil w szkole...

Tak wiem, czytasz to i myślisz sobie, co to w ogóle za powód. Żeby za coś takiego od razu wyrzucać kogoś z domu. I dociera do Ciebie, jaka niby samowolka...przecież się pytała o pozwolenie...Niestety, z tego co się dużo później dowiedziałam tato nie dowiedział się jak było na prawdę, usłyszał za to historię pełną moich niewybaczalnych przewinień.

Następnego dnia wyszłam normalnie do "szkoły", tyle że zamiast iść na przystanek autobusowy, schowałam się w małym lasku niedaleko od domu. Poczekałam aż wszyscy wyjdą, wtedy wróciłam żeby zabrać swoje rzeczy i odejść. Torba do której wpakowałam cały mój dobytek okazała się diabelnie ciężka. Nie było szans żebym doniosła ją na przystanek, więc zdecydowałam złapać autostopa. Miałam to szczęście, że akurat zatrzymali się ludzie w minivanie i moja walizka zmieściła się bez problemu. Skłamałam, że jadę do siostry na kilka miesięcy i po spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy skończyłam z tą okropnie ciężką walizką.

 

Do teraz nie wiem czy Ci ludzie coś podejrzewali i nic nie powiedzieli , czy na prawdę nie wydało im się dziwne, że jadę autostopem, a nie z rodzicami.

 

W każdym bądź razie dotarłam na przystanek, później wsiadłam w autobus i wróciłam do miasta w którym mieszkałam wcześniej. Przez cały ten czas ani jedna łza nie spłynęła po moim policzku. Wszystko robiłam jakby w pewnym transie, jakimś stanie odurzenia, jakby każdy następny krok już dawno był zaplanowany, a ja tylko go realizowałam.

Przez kilka pierwszych nocy, byłam u mojej drugiej siostry, która już wtedy miała męża, dzieci itd. Skontaktowałam się z moją ciocią, dokładniej siostrą mojego ojca, z którą ten od dawna był pokłócony. Opowiedziałam jej co się stało, umówiłyśmy się na spotkanie i byłam nadzwyczaj szczęśliwa, gdy zdecydowała się mnie adoptować. Nie miałam jeszcze 18 lat, więc w każdym momencie ojciec mógłby mnie zabrać z powrotem, a wtedy moje życie stałoby się koszmarem.

 

Dalsza część historii jest krótka. Zaczęło się od sądu, przeprowadzki, zmiany szkoły i długich nocy pełnych rozmyślań i łez. Dopiero wtedy zaczęło do mnie na prawdę docierać to co zrobiłam. Wiedziałam, że z trzech muszkieterów już nie zostało nic... Teraz każdy z nas szedł inną ścieżką, które jak mniemam razem nigdy się już nie spotkają...

 

Rok po moim odejściu dowiedziałam się, że moja siostra, z którą wciąż utrzymywałam kontakt i która żyła ze mną w tamtym piekle, nie wytrzymała i poszła w moje ślady. Wyjechała z chłopakiem za granicę, gdzie żyją i pracują sobie do dziś.

Minęło już pięć lat, a ja wciąż rozmyślam o tym czy ten krok, który zrobiłam i który zmienił moje życie w każdym możliwym aspekcie, był odpowiedni. Czy może zareagowałam zbyt pochopnie? Tak na prawdę straciłam wszystko co znałam i kochałam, ale w zamian zyskałam całkiem pustą kartę, którą zapisuje nowym życiem. Teraz mam już ponad dwadzieścia lat, studiuję, podróżuję po świecie, wszystko wokół mnie jest takie spokojne. Żadnych kłótni, alkoholu, krzyków, a jednak wciąż się zastanawiam co by było gdybym posłuchała mojej siostry i została. Jak by teraz wyglądało moje życie. Tego już niestety się nie dowiem...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Slasherini 07.05.2017
    Trudna historia, ale nie ma życia idealnego. Każdy swój krzyż niesie, życie to nie bajka :) 5
  • Myszka9408 08.05.2017
    Co prawda to prawda ☺ dzięki
  • Alicja 08.05.2017
    To odważna decyzja opisania swojej historii. Nikt nie powiedział, że życie jest proste. Jest czas, kiedy jest dobrze i jest czas, kiedy wszystko się wali. Pomimo przeciwności losu powinniśmy iść do przodu. Tekst jak najbardziej poprawny i ciekawy. 5, trzymaj się :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania