Diabeł z imbirem (kontynuacja Pamięci Yuna, choć niebezpośrednia)

Minęły już trzy dni od śmierci Yuna. Mimo upływu tylu godzin nikt nie postanowił zabrać ciała, w tym ja oczywiście. Także truchło stało się stałą ozdobą mojego zacnego biurka. Pierwszego dnia mi to lekko przeszkadzało. Jednak drugiego dnia odkryłem pewien trik. Otóż okazało się, że Yun świetnie przewodzi prąd. Przeniosłem się na biurko za mną i wykorzystałem ciało jako prowizoryczny przedłużacz. Jeden kabel w usta, drugi w… wiadomo gdzie i koniec. Do końca dnia drugiego nie sprawiało mi to żadnych problemów. Przeciwnego zdania był mój biurkowy współlokator, ale cóż, wszystkim nie dogodzisz. Dnia trzeciego doszliśmy do porozumienia po dwugodzinnej obradzie. Otóż pan właściciel biurka zajął przestrzeń podłogową, a ja biurkową. Układ był obustronnie korzystny. Przynajmniej ja tak uważałem. Współlokator zaś mówił coś pod nosem, ale byłem dostatecznie wysoko by nie zwracać na to uwagi. Oczywiście co jakiś czas szarpał mnie za nogawkę i rozpoczynał dyskusję, lecz ja nie byłem zbytnio ciekaw jego wywodów i energicznie przerywałem dialog szybkim odkopnięciem. Biurkowym sąsiadom lekko przeszkadzały te awantury, ale na to również znalazłem sposób.

Na następny dzień, czyli czwarty, wydobyłem z zakamarków mego domu taśmę klejącą marki Viking. „Łączy tak samo jak łączy się dwie blachy w kowalskiej kuźni” – ten opis wyglądał dostatecznie przekonująco. Około godziny ósmej czasu polskiego zjawił się pan awanturnik – Imbirski. Zmierzał właśnie w stronę mego-jego biurka. Minę miał gorzką, choć widziałem na niej odcienie radości. Pewnie wypłata. Dziś dzień psa; cóż za paradoks. Oj, biedny Imbirek, aż mi go szkoda. Gdy już był dostatecznie blisko zagrodziłem mu drogę. Ten uderzył o mnie i o mało się nie wywrócił, ale w ostatniej chwili złapał się Jaskójskiej, a konkretniej jej piersi. Były na tyle duże, że oparł na nich swe ramiona i złapał równowagę. To oczywiście zbulwersowało cycatą i ta „strzeliła mu z liścia”. Chłopak poleciał ponownie na mnie, a jego okulary na nos śpiącego Kaliguly. Po chwili odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Było tam widać gniew, ale coś go tłumiło. Respekt? Strach? Dziewictwo? Trudno mi na to odpowiedzieć. Schylił głowę i chciał przejść obok mnie. Ja jednak przesunąłem się na lewo i zatrzymałem jego pochód.

– Witaj Imbirski. Jak mija dzień? Może mi coś opowiesz, hm? – rozpocząłem rozmowę. Imbirek spojrzał na mnie niechętnie. Czułem, że chyba ma mnie już dosyć.

– A zwyczajnie Starchlinski. Wiesz, typowa robota. Jak zawsze… – odpowiedział kierując wzrok na plakat propagandowy z wizerunkiem szefa.

– Ta. Typowa… Słuchaj. Mam tutaj taśmę klejącą. Uważam, że mogła by ci się przydać. Proszę, weź ją. Jest dla ciebie.

– A z jakiej to okazji panie Starchlinski? To niepodobne do pana – odpowiedział podnosząc na mnie swoje zielone oczy.

– Dzień psa i te sprawy… Weź po prostu i nie gadaj. Nie mam całego dnia – odpowiedziałem lekko podnosząc głos. Dominacja zawsze działa.

– Dzień psa? Żartuje pan sobie? Dziękuję, ale chyba nie skorzystam – odrzekł odwracając się do mnie plecami.

– Ej! Dokąd idziesz? Nie powinieneś być przy biurku… tfu! … podłodze?

– Uznałem, że przyda mi się mała przerwa. Mam nadzieję, że niczego pan nie spierniczy kiedy mnie nie będzie – powiedział wsiadając do windy. Wydała pisk i poleciała w dół biurowca. Odrzuciłem taśmę na bok. Wiedziałem, że to się nie uda. Imberek jest za sprytny na takie gierki. Będę musiał wymyśleć coś innego. W sumie od początku nie wierzyłem w ten plan. Brzmiał on mniej więcej tak:

Imbirek wkurwiony, taśmę wziąwszy, jednego, drugiego – trach! – zaklejony!

I tak by wszystkich ładnie okleił!

O tak! O tak!

Zamknęli by ryje – podłe świnie!

O tak! O tak!

I spokój by miał

Starchlinski,

O tak!

I by tańcował, dziewki wojował,

A wszyscy wokół tylko

"Hm, Hm"

Na to Starchlinski

"A ha! A ha!"

I wszyscy szczęśliwi!

A głównie Starchlinski!

A co tam!

Podłe świnie jedne. Niech zginą w piekle, diabelskie pomioty. Dziwki diabła!

O tak! O tak!

To jednak był zbyt ambitny plan. Piosenka fajna, ale wykonanie no cóż... Przynajmniej mam jeszcze Yuna. Teoretycznie. I tak trzeba wracać do pracy. Taśmy marki Viking jednak trochę kosztują...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Karawan 01.07.2017
    po dwugodzinnej obradzie - niestety Panie B obrada nie istnieje w liczbie pojedynczej ino w mnogiej.
    Za "Respekt? Strach? Dziewictwo?" ostatnie z trojga powinieneś Pan dostać Pullitzera albo co najmniej Półitera - miód! 5 ;)
  • Pan Buczybór 01.07.2017
    Z tymi "obradami" to akurat kwestie sprzeczna. Słowniki podają, że jednak liczba pojedyncza istnieje (https://sjp.pl/obrady), więc chyba to nie jest błąd.
  • Karawan 02.07.2017
    Pan Buczybór Racja po Pańskiej stronie choć logika w tym momencie kona ze śmiechu bo albo rada (bez kompromisu), albo dwie (czyli obrady). Ale Szacun Pełny za kontrę i wiedzę :)) Dzięki!!
  • Pasja 02.07.2017
    Fajne biurko, radzę opatentować pomysł. Uważać na imbir bo oprócz właściwości zdrowotnych, używana jest do obrzędów rytualnych i trujących. A Yuna jak Lenin wiecznie żywy. Pozdrawiam 5
  • Pan Buczybór 02.07.2017
    Ano dzięki i pozdrawiam również.
  • RubyCrystal 08.07.2017
    Postanowiłam zapoznać się z Twoimi tekstami i podziwiam, naprawdę. Łapię się na tym, że jestem zboczona na punkcie rzetelności, dokładności merytorycznej w swoich tekstach. Może to przez moje nauki i przygody w dziennikarstwie, gdzie wpajano mi to aż z przesadą. Potrafię porzucić projekt, bo uważam, że mam zbyt małą wiedzę w drobnej kwestii i już nie nadaję się do opowiedzenia tej historii.Tutaj absurd goni absurd, do tego tekst napisane z ogromną lekkością. Podziwiam Cię za bezgraniczną kreatywność i widzenie świata w tak krzywym zwierciadle. Mimo że surrealizm to nie moja działka 5.
  • Pan Buczybór 08.07.2017
    Dzięki za te miłe słowa. To dla bardzo motywujące.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania