Divergent - nowa historia. Rozdział 1

I

Pomarańczowa łuna zachodzącego słońca sprawia, że delikatnie przymykam powieki. Ciepłe powietrze otula mnie z każdej strony, a ledwie wyczuwalny czerwcowy wiatr, tu na dachu jest silniejszy. Kiedy ponownie otwieram oczy, rozpościera się przede mną tak dobrze znany mi widok: szachownica szarych budynków i odbijających ostatnie promienie szklanych biurowców. Jednak nie ten kontrast przykuwa mój wzrok. Ponad dachami, za ruinami otaczającymi Chicago i pasem martwej ziemi, wznosi się betonowy, wysoki na pięć metrów, mur. Kolejne pięć stanowi podłączony do prądu drut kolczasty, którego poskręcane węzły są w stanie usmażyć każdego, kto spróbuje przedostać się na drugą stronę. Na wprost, pośrodku szarych bloków, znajduję się żelazna brama, teraz w blasku zachodzącego słońca wydaję się tylko ciemnobrunatną plamą, którą tylko za pisemnym przyzwoleniem można wydostać się na zewnątrz.

 

Moje zdrętwiałe, od siedzenia w jednej pozycji, nogi prostują się i w kolejnej sekundzie stoję, z rękami mimowolnie zaciśniętymi w pieści. Moje ciało przeszywa dreszcz, a serce zaczyna przyspieszać i po chwili zamiast gwaru dochodzącego z miasta słyszę tylko szumienie w uszach. Ustaje ono momentalnie, gdy mój wzrok, prześlizgując się po murze otaczającym miasto, spoczywa na terenach należących do Serdeczności.

Ostatnie pomarańczowo-czerwone promienie nikną za horyzontem i powoli otacza mnie ciemność. Ruszam w kierunku wyjścia, wiem, że już pora wracać, lecz raz jeszcze odwracam wzrok, by po raz ostatni ujrzeć delikatne smużki dymu i migocące światła znajdujące się poza murem. Już jutro mogę tam być, bezpieczna i szczęśliwa.

 

Moje buty po zetknięciu ze schodami nie wydają żadnych dźwięków. Moje oczy już przyzwyczaiły się do panującej ciemności a strach, kiedyś paraliżujący mnie na myśl o nocnych wyprawach, dawno zastąpiła wola przetrwania. Oddycham równo i miarowo, gdy pokonuję kolejne stopnie w dół. Brak elektryczności to skutek polityki naszego miasta, która zakazuje używania prądu w budynkach niezamieszkałych przez członków frakcji, uznając to za marnotrawstwo.

 

Żyję w mieście, którego mieszkańcy podzieleni są na pięć frakcji: Erudycję, Prawość, Altruizm, Serdeczność i Nieustraszonych. Każdą z nich tworzą osoby, które swym zachowaniem i czynami potwierdzają ideologie danej frakcji. Erudyci ponad wszelką wątpliwość cenią wiedzę, chęć jej zdobywania i poszerzania. Dzięki ich wynalazkom i osiągnięciom na polu naukowych jesteśmy w stanie przetrwać jako samowystarczalne miasto. Prawość widzi świat czarno-białym. Jej członkowie wychowywani są w przeświadczeniu, że prawda jest najważniejsza. Dla Altruistów drugi człowiek i jego potrzeby są na pierwszym miejscu. Wszystko, co robią, nastawione jest na pomoc innym, a największy grzechem jest próżność. Serdeczni, jako jedyni, mieszkają za murem. To oni odpowiedzialni są za uprawę zbóż i dostarczanie żywności do miasta. Są życzliwi, uśmiechnięci i dzięki ścisłej współpracy z Erudycją dbają o resztę mieszkańców. Nieustraszeni to obrońcy miasta. Ich zadaniem jest pilnowanie porządku i strzeżenie terenów wkoło muru. Jak nie trudno sobie wyobrazić cechy, którymi tak bardzo szczycą się Nieustraszeni to odwaga, siła walki i, moim zdaniem, szaleństwo.

 

Pozostali to bezfrakcyjni, zamieszkujący najbardziej zniszczoną część miasta - sektor północny. A ja należę właśnie do nich.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • candy 07.08.2016
    Podoba mi się! :) lubię tę serię, z początku nie byłam pewna, co zamierzasz, ale końcówka zdecydowanie odbiega od prawdziwej historii. 5 i czekam na ciąg dalszy :)
  • coeurr 07.08.2016
    O! Podoba mi się, czekam na więcej! Zostawiam 5!
  • DariaMargaret 07.08.2016
    Jak dla mnie świetne i wciągające już na początku! Czekam na dalszy ciąg. Zostawiam 5 :)
  • Emilia 07.08.2016
    Dziękuje bardzo :)
  • Katra 04.09.2016
    Nie byłam przekonana na początku co do tej historii, ale koniec zdecydowanie mnie zaciekawił ;P.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania