Dlaczego
13.03.2015
DLACZEGO?
Chłód poranka obudził mnie. Spoglądam, dokoła mnie natury gniew, spowite rosą trawy odbijają promienie słońca z wolna wstającego jak co dzień. Na rzeką widzę resztkę wczorajszego dnia. Jestem sam.
Podnoszę się, zabieram kwiat recyklingu i wodą z rzeki opłukuję twarz. Nie wiedząc co to za dzień siadam i próbuję sobie przypomnieć z wczoraj coś. Dalej pamięcią nie chcę sięgać wystarczy mi to co widzę w lustrze płynącej wody. Zbieram bibeloty i pakuję do torby oznaczonej owadem z kropkami.
Cisze przerywa dźwięk dzwonów z pobliskiej kościelnej wierzy. Tak to już czas. Niedziela. Dzień wypłaty! Pośpiesznym krokiem ruszam. Poprawiam koszulę jakby to coś zmieniło w moim wyglądzie.
- Tak dużo lepiej - powtarzam sobie wkładając koszulę do spodni.
Jestem obok pięknego, solidnego kościoła. Swoim wyglądam przemawia do mnie swą siłą, a wewnątrz do którego nie wchodzę onieśmiela mnie swym przepychem. Nie mam odwagi wejść tylko podczas mszy spoglądam nieśmiale przez uchylone drzwi. Zawsze są uchylone nawet zimną. Jak by mnie zapraszały bym wszedł do środka. Ale ja nie wejdę nie chcę, nie mogę. Dawno straciłem wiarę w ludzi, w boga, w siebie...
- Idźcie w pokoju Chrystusa - kończy się msza, a ludzie z wolna zaczynają się zbierać. To moja chwila. Chwila dla mnie. Ta ciekawość ile ludzie mi rzucą ile im zostało po wykupieniu swoich dusz w kościelnej tacy.
Po wypłacie wracam nad rzekę gdzie w ciszy i szumu ocierających się o siebie traw mogę na spokojnie przeliczyć swoją zdobycz, hojność dzisiejszego społeczeństwa. Kiedyś sam dawałem takim jak ja, ale nigdy nie spodziewałem się, że sam będę prosił i skomlał, a czasem nawet udawał jakieś kontuzje.
225,68 to kwota zacna, ale nie największa jaką zdobyłem. Chowam skrzętnie bilon do dziurawego woreczka i wkładam do dziupli. Pieniądze muszą tam zostać do jutra gdy otworzą pocztę. Sam resztę jaką sobie zostawiłem muszę przeznaczyć na moją komunię. Na krew.
W pobliskim "owadzie" kupuję baterię i wracam nad wodę. W szałasiku który stoi obok legowiska znajduję sznurek. Wiążę butelki i wkładam do płynącej wody. Na mieliźnie wystają jedynie szyjki. Wyciągam zdjęcie podarte. I wpatruję się w wielkie brązowe oczy dziecka. Zamykam oczy, a przez nie płyną łzy. Znów osłabłem. Odbijam butelkę i opróżniam ją na raz. Po kilku chwilach już szumi w głowie. Już czuję odprężenie. Już zamykam myśli na kłódkę. Odcinam się od przeszłości i zakopuję. Kładę się na plecach i marzę by być jak ryba. Płynąć przed siebie, pędzić za przyszłością nie patrząc za siebie. Pragnę machać ogonem i nie tonąć. Pragnę nie mieć zmartwień, nie mieć bagażu. Pragnę nawet po swojej śmierci być pożytecznym!
Kolejna butelka wędruje w zacienione krzaki, a jak znikam. Ciemność mimo południa oplata mnie. Już jawa to czy sen. Ciemność śmiertelna. Kiedyś bałem się jej. Wracają obrazy z przeszłości:
Oczy małej dziewczynki patrzą na mnie.
- Cześć tato! - widzę jak biegnie do mnie lecz mija mnie i wtula się w ramiona klęczącego mężczyzny. Piękny obrazek. Chwiejnym krokiem idę dalej. W kieszeń wkładam rękę i wyciągam kluczyki. Otwieram drzwi auta i zatrzaskuję za sobą.
- Już niedługo też będę w domu i będę mógł się przytulić do swojego syna - myślę sobie i uśmiecham.
Torba z zakupami już leży koło mnie na miejscu pasażera. Odpalam silnik i ruszam. Powoli bez pośpiechu w końcu przede mną tylko kilka kilometrów. Na najbliższym rondzie zawracam bo zapomniałem karty w sklepie. Dodaję gazu bo co się stanie gdy ekspedientka zaraz zapomni, albo ją zgubi ile to kosztuje teraz i ile będzie trwało wyrobienie drugiej.
Patrzę na bok i wszystko nagle zatrzymuje się. Zdziwienie zawiesza tą chwilę. Widzę dziewczynkę bladą na chodniku pokazującą na maskę mojego samochodu, nie mogę oderwać od niej wzroku ma bowiem nieskazitelne błękitne oczy. Sukienkę białą błyszczącą. Włosy blond niemal białe. Próbuję zrozumieć co mówi, jakby do mnie.
Trzask. Huk. Szkło. Pisk opon. Minąłem pasy. Nie widzę nic przez strzaskaną w pajączek szyby. Wysiadam nie ma już dziewczynki po drugiej stronie ulicy. Przed maską natomiast jest mężczyzna obejmujący kogoś w rękach. Spodniego wypływa krew. Jego ręka unosi się i wyczołguje się z pod niego dziecko. To które dopiero go witało. Padam na kolana i nie mogę się ruszyć. Słyszę tylko krzyk:
- TATO! TATUSIU! OBUDŹ SIĘ! - Obejmuje go dziewczynka i brudzi się krwią której coraz więcej napływa. Ludzie zbiegają się.
Nie wiem kiedy, ale siedzę już w radiowozie i dmucham w alkomat. Wiem, że piłem. Wiem, że test będzie pozytywny. Nie wiem, że zabiłem człowieka. Nie wiem i nie dociera do mnie to.
Rozprawa której nie pamiętam. A po niej wyrok. Wyrok w zawiasach. Żona mnie pociesza, syn nic nie rozumie. Cieszę się, że mogę dalej być z moją rodziną i nie muszę iść do więzienia. Jednak pewnego dnia przed płotem mojego domu stoi dziewczynka.
- Proszę Pana - woła mnie. - mam coś dla Pana.
Poznaję ją to córka mojej ofiary.
- Proszę to ode mnie wziąć. - głos jej drży. Wyciąga kopertę w moją stronę.
Nie mam odwagi się do niej odezwać. Jednak podchodzę i chwytam kopertę. Dziewczynka jak rażona piorunem ucieka.
- Czekaj - wołam cicho jakbym nie chciał tego powiedzieć.
Otwieram kopertę, a w niej jest zdjęcie dziewczynki z ojcem. Wtuleni w siebie. Patrzę głębiej w kopertę. Nic tam nie ma. Odwracam zdjęcie. Widnieje tam jedno słowo napisane niezdarnie pismem dziecka:
DLACZEGO?
Otwieram oczy. Oczy znów mokre. Serce bije mocno jakby miało zaraz wyskoczyć. Szukam zdjęcia w które wpatruję się tak od kilku lat. Patrzę na tą dziewczynkę i zaczynam myśleć o synu którego zostawiłem w tamtym dniu. Po otrzymaniu tego zdjęcia pobiegłem w przeciwnym kierunku, uciekając od dziewczynki. Tak jak stałem uciekłem od siebie samego i od moich bliskich.
Tak jestem gotowy!
Wstaję i idę w kierunku szałasu. Chwiejnym krokiem mijam go i idę w las, zagajnik przez który przepływa "moja rzeka". Tam na drzewie już wszystko jest gotowe. Wyciągam nóż i w korze niezdarnie wydłubuję napis. Wkładam pętlę na szyję i zeskakuję ze stopnia którym tu trafiłem, który mi pomógł wejść i zacisnąć pętlę. Wierzgam. Jakby ciało potępiało moje czyny. Trwa to tylko chwilę już jestem spokojny. Już nic nie czuję spoglądam w rzekę. Widzę ryby. One płyną wolne od myśli. One nie mają mojego balastu. Widzę w wodzie dziewczynkę. Już nie wiszę. Stoję obok siebie. Wskakuję do wody i płynę do niej. Łapię i próbuję wyciągnąć na brzeg. Ona obejmuje mnie i do ucha szepcze:
- Jesteś wolny! Płyń w swoją drogę, płyń i nie myśl. Nie pytaj.
Odpływam. Zostawiając za sobą swoje ciało bujające się lekko podczas powiewów wiatru. Na gałęzi która trzeszczy jakby miała oderwać się od drzewa na którym zostawiłem wyszarpany napis. Za nim przybite było zdjęcie. Napis mówił:
PRZEPRASZAM
.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania