Do krwi

Siedziała, nie mogła się ruszać. On stał i coś do niej mówił, chodził po ciemnej piwnicy wokół niej. Już dawno przestała go słuchać. Krzyczał coś tylko i krzyczał, jakieś pierdolone kocopoły. Co jakiś czas pytał ją o coś, nie mogła mu odpowiedzieć. Przecież była zakneblowana. Idiota.

Gadał coś o miłości o przywiązaniu, jasne, związał ją przecież. Była przywiązana, tyle, że do krzesła, a nie do tego kretyna. Co on sobie wyobraża? Beknie za to, pójdzie do pierdla, już ona go załatwi. Nawet jeśli wiedziała, czuła, że nic jej nie zrobi. Ot sobie trochę ją przetrzyma, potem puści, popierdoli te swoje głupoty tylko trochę w międzyczasie. Nie miał jaj żeby coś jej zrobić, nigdy nie miał jaj. Kiedyś mówił, że zrobi dla niej wszystko, że jest dla niego najważniejsza, że nigdy by jej nie zrobił krzywdy. Teraz gada o tym, że związał ją dla jej własnego dobra, że musi usłyszeć co ma jej do powiedzenia, że to dla niego ważne, że to koniec, ale chce żeby wiedziała. Dobrze wiedziała, że nie o to mu chodzi. Że ten żałosny dupek szuka szans na powrót, próbuje do niej dotrzeć, rozniecić coś co już dawno zgasło. Czemu on nie może pójść do przodu, zamknąć rozdziału, książki, się?

Sznur boleśnie wpijał się w nadgarstki, ale cały czas ruszała dłońmi żeby się uwolnić, więzy nieco się poluzowały, jeszcze trochę, pierdolnie mu w twarz i ucieknie. Gdyby tylko mogła sięgnąć stołowy nóż, który leżał na stole uwolniłaby się szybciej, ale on cały czas na nią patrzył, odwracał się tylko na chwilę jak krzyczał, łapał się w tej jego teatralnej rozpaczy za głowę, jak płakał. Zaczęło się wszystko od kolacji, mieli pogadać, wyjaśnić sobie parę spraw, rozstać się w zgodzie, jak przyjaciele. Skończyło się jak zawsze, chwila spokoju, rozmowa, która przerodziła się w awanturę i koncert wzajemnych pretensji. No dobra, ona zaczęła, pierwsza podniosła głos, rzuciła się na niego z pięściami, sięgnęła po ten cholerny nóż, ale co z tego? Był większy, silniejszy, mogła. Wiedział, że i tak mu nic jest w stanie zrobić więc po co ta cała awantura z wiązaniem i kneblowaniem? Nie powinna zgadzać się na tą kolację, coś czuła że to był błąd. Wiedziała, że on się jeszcze nie pogodził z tym, że go skreśliła, ale lubiła jak na nią patrzy, jak na dzieło sztuki, najpiękniejszą istotę na świecie. Lubiła jak się wije, jak żałuje, jak kapituluje w końcu uznając, że to on spieprzył, by zaraz potem rzucić jakiś debilny komentarz, który ją sprowokował, no i się zaczęło. Walnęła go pięścią prosto w nos przed drugim ciosem już się uchylił, złapała za nóż, on złapał ją za nadgarstki, wykręcił ręce, nóż upadł na stół. Był większy silniejszy. Potem posadził na krześle, związał, a gdy nie przestawała krzyczeć zakneblował.

Już prawie uwolniła ręce, zaraz będzie mogła uciec, czekała tylko na odpowiedni moment. Ten uparcie nie chciał się do niej zbliżyć. Gadał coś o tym jak bardzo ją kocha, że nie rozumie jak może ją tak bardzo kochać skoro ona nie czuje nic. Że skrzeczy mu rzeczywistość, że to niemożliwe, że musi coś czuć, że zaburzyła mu się symetria. On jest kurwa zaburzony. Zbliżył się do niej wreszcie na odległość uwolnionych już rąk, by po raz 157 zapytać:

- Rozumiesz? - wyciągnął jej knebel z ust, to był jej moment.

- Puść mnie kurwa bo wezwę policję! - wrzasnęła, a gdy wkładał jej ponownie knebel do ust odruchowo sięgnęła po nóż i dźgnęła nim na oślep. Zamarł w bezruchu, opuścił dłoń, którą jeszcze przed chwilą chciał wepchnąć jej do gardła kawałek materiału. Wypluła knebel, odsunęła krzesło, spojrzała na niego. Z szyi sterczał mu nóż. Krwawił mocno, jego oczy gasły. Wstała z krzesła, on osunął się na podłogę. Nagle zrobiło się jaśniej. Wokół nich zaczęły pojawiać się inne stoliki, ludzie, lampki, świece. Nie rozumiała, była w piwnicy, teraz jest w knajpie. Może właśnie w knajpie się umówili? Spojrzała na niego, charczał coś, wykrwawiał się. Nie… przecież nie mogła mu nic zrobić. Był większy, silniejszy. Nie mógł przecież umrzeć, potrzebowała go. Zbliżyła się do niego, może trzeba mu to coś z szyi wyciągnąć? Nie, ponoć nie wolno, widziała na filmach, że nie można. Uklęknęła przy nim, pogładziła po włosach, jeszcze była na niego wściekła, ale już jej powoli przechodziło.

- Już dobrze, po prostu pomyliłeś się, więc teraz wstań, ułóż sobie życie, możemy się przecież przyjaźnić - uśmiechnęła się najłagodniej jak potrafiła. On coś tam znowu charczał, znów coś próbował powiedzieć, ale pluł tylko krwią. Zbliżyła ucho do jego ust.

- Kocham cię - wyszeptał, i zgasł. Spojrzała na niego z wyrzutem, przecież nie mógł umrzeć, nie mógł jej zostawić. Potrzebowała go. Przecież byli przyjaciółmi! Poczuła, że ktoś ją złapał od tyłu za ręce.

- Nie! - krzyknęła, tłum gości restauracji otaczał zwartym kordonem całą scenkę - puśćcie mnie - dwóch rosłych mężczyzn, którzy w końcu zdobyli się na odwagę, żeby zareagować odciągało ją on niego - puszczaj skurwysynu! Zostawcie mnie! - krzyczała, odwróciła głowę, ugryzła jednego z mężczyzn w dłoń, do krwi.

 

Usiadła nagle na łóżku, rozejrzała się wokół zaniepokojona. Miejsce gdzie zazwyczaj spał było puste, było puste już od miesiąca. W ustach czuła smak krwi, przeklęła się w myślach, że znowu przygryza wargę przez sen. Sięgnęła po telefon. Nie pisał, to dobrze, w końcu przestał. Te jego SMSy były już męczące. “Odezwij się”, “Pogadajmy”, Kocham Cię”, “Nienawidzę Cię”, “Zniszczyłaś mi życie”, potem znowu “Kocham Cię”, “Pogadajmy”, “Odezwij się”, ale ona milczała, dla niej przestał istnieć, tak było lepiej. Jakby się spotkali to znowu będzie chwila spokoju a później awantura. Tak było zawsze.

Otarła ręką wargę, na dłoni została blada czerwona smużka. Zastanawiała się co jej się znowu takiego śniło, że ugryzła się aż do krwi. Nigdy nie pamiętała snów.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • alfonsyna 02.04.2016
    Cóż mogłabym powiedzieć? Wciąga, trzyma w napięciu, aż wreszcie zaskakuje - jak dla mnie to świetna kombinacja. Podświadomość często żyje własnym życiem, ale ja z pełną świadomością zostawiam po sobie 5 :)
  • Spike 02.04.2016
    Dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania