Do utraty sił
Biegłem przed siebie ani razu nie oglądając się do tyłu. Czułem, że on wciąż jest za mną. Zakrwawiony i posiniaczony przedzierałem się przez leśną gęstwinę. Co chwila traciłem siłę, ale myśl o tym, co się stanie, jeśli się zatrzymam, dodawała mi sił. Tym razem strach był poniekąd moim sprzymierzeńcem, gdyż bez niego już dawno bym się poddał. Po ciemku trudno było mi cokolwiek dostrzec. Biegłem na ślepo, nie jednokrotnie zahaczając o drzewa. W pewnym momencie wszystko ucichło. Bałem się zatrzymać, choć nie słyszałem już by, ktoś za mną podążał. Przystanąłem obok starego paśnika. Wokoło panowała niepokojąca cisza. Nawet wiatr, który wcześniej kołysał potężne dęby teraz nie zdmuchnął nawet małego listka. Siły znów zaczęły mnie opadać. Ziemia była zimna i mokra a ja miałem na sobie jedynie poszarpane spodnie i dziurawe, zabłocone buty. Mimo to usiadłem pod paśnikiem, gdzie było, choć odrobinę cieplej i czekałem aż zacznie świtać. Nie mogłem ani na chwile zmrużyć oka. Cały czas bacznie rozglądałem się czy w pobliżu nie czai się potencjalne zagrożenie. Zmęczenie był jednak silniejszy niż strach. Wystarczyło tylko raz zamknąć oczy. Śniło mi się, że siedzę przy rozgrzanym kominku razem z moim psem, zajadając przy tym moje ulubione herbatniki. Już miałem sięgnąć po następną paczkę, kiedy nagle usłyszałem przeraźliwy ryk. W jednej chwili przytulny dom zmienił się w ciemny i zimny las, a ciastka w mojej dłoni w kupę błota. Znów powrócił ten zimny dreszcz i ból poranionych do krwi nóg. Na wschodzie widać było już powoli wschodzące Słońce, którego promienie jednak skutecznie hamowały korony wielkich drzew. Wydawać by się mogło, że najgorsze było już za mną. O wczesnym poranku każdy nocny drapieżnik chowa się głęboko w głąb lasu, gdzie panuje wieczna noc. Powoli wspomagając się uchwytem paśnika, wstałem. Rany wyglądały paskudnie. Zakażenie było pewne, ale ja nie miałem na to czasu. Wparty jakimś starym badylem ruszyłem dalej. Wtedy zobaczyłem, jak coś rusza się w zaroślach, naprzeciwko mnie. Ból z każdą chwilą był coraz większy. Powoli kucnąłem, żeby zostać niezauważonym. Wyciągnąłem rękę po spory kamień leżący obok mnie i wtedy z krzaków wybiegło przerażające zwierzę o czerwonych ślepiach i paskudnym łbie. Jego czaszka była usiana ze wszystkich stron dziurami, z których wąskimi strumykami płynęła czarna maź. Jego ciało było poszarpane do tego stopnie, że w niektórych miejscach powychodziły mu żebra. Strach, jaki czułem nie można opisać słowami. Monstrum zaczęło szarżować w moją stronę. Ostatkiem sił próbowałem się jeszcze ratować, ale nie zdążyłem. Staranowany uderzyłem impetem o jedno z drzew. Ostatnią, że rzeczą, jaką udało mi się jeszcze zrobić to wypluć powybijane zęby.
Komentarze (7)
Leżąc tak probowałem skręcać gałki oczne w taki sposób, by zobaczyć jak najwięcej bez konieczności poruszania głową. Nigdzie nie było widać żywego ducha. Paśnik był trochę zamazany, ale stał na swoim miejscu. Zagrożenie zewnętrzne chwilowo minęło. Gorzej było z tym pochodzącym z wewnątrz. Wszystkie krwotoki mogłem świetnie poczuć z każdym uderzeniem serca, podobnie jak zmiażdżone płuca z kolejnymi oddechami.
Mdlejąc z bólu i utraty krwi, usłyszałem nagle jakiś szmer. Mój mózg po paru sekundach zwłoki podał mi kierunek z jakiego pochodził ów dźwięk. Ktoś albo coś cicho i wolno przemieszczało się ku mnie. Wytężyłem wszystkie siły, by jakimś cudownym zrządzeniem losu pomogły mi odeprzeć nadchodzący atak. Zamiast tego, przestałem czuć resztę kończyn. Szmer stąpania po ziemi nasilał się, a ja walczyłem z sennością. Wydawało mi się, że zamykam powieki po raz ostatni, kiedy ktoś wyszeptał mi do ucha "Trzymaj się, stary, niedługo będzie po wszystkim".
Zadziwiające jak silnym bodźcem stymulującym dla ludzkiego umysłu jest nadzieja. Natychmiast wróciło mi czucie w rękach, a w głowie rozpęła mi się prawdziwa gonitwa myśli. Ratunek. Skąd? Czy zdążą zanim się wykrwawię? Może mają helikopter. Jeśli jest lekarzem, moje szanse są niezłe. Analizując tak wszystkie nowe elementy mojej sytuacji doszedł mnie dźwięk przeładowywanej broni. "Nie bój się" usłyszałem jeszcze, po czym strzał z shotguna roztrzaskał moją czaszkę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania