Dobra córka

1

Otwieram okno na oścież. Siadam na parapecie. Ochładzające powietrze wrześniowego wieczoru wpada do mojego pokoju. Wdycham je głęboko. Zawsze pomaga mi to zebrać myśli i uspokoić się.

Słyszę dochodzącą z dołu kłótnię mamy z ojczymem. Myślę o tym, co powinnam zrobić w tej sprawie. Przecież po części to też moja wina, że ich relacja ostatnio się pogorszyła.

Próbuję chwycić ulatujące skrawki przemijającego powoli dnia i uwiecznić je na papierze. Dlaczego zdecydowałam się pisać pamiętnik? Chyba po to, by poznać swoje myśli od innej strony. Moje siostry ciągle powtarzają, że chętnie dowiedziałyby się, co mi siedzi w głowie. Traktują mnie jak nienormalną, bo często uciekam myślami w inny świat i tonę w swoich marzeniach. Jak jest rzeczywiście? Czy jestem nienormalna? Doskonała okazja, bym sama się tego dowiedziała.

Duże miasta zawsze kojarzyły mi się z ogromnymi wieżowcami i wysokimi na kilkanaście pięter blokami mieszkalnymi. I właśnie spodziewałam się, że w takim będę mieszkać. Tymczasem srogo się rozczarowałam, gdy rodzice oznajmili nam, że kupili nie trzypokojowe mieszkanie w nowym bloku, na nowoczesnym, strzeżonym osiedlu, a stary, wymagający remontu dom jednorodzinny praktycznie w centrum Wrocławia. Dlaczego? Ojciec uznał to za nowe doświadczenie i ciekawą przygodę, bo sam wychowywał się w powojennej kamienicy blisko Rynku i nigdy nie dowiedział się, jak to jest mieć swój własny, duży dom z piwnicą, strychem i kilkoma pokojami. Przekonywał nas, że wszyscy będziemy mieć swój własny kąt. Cena również jednak była zbyt kusząca.

Wodzę teraz wzrokiem po samochodach mijających nasz dom. Właśnie, dom… Jak to było? Dom jest tam, gdzie serce twoje? Co jest więc tutaj? Tu od dawna brakuje serca i prawdziwej miłości. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miała miejsce jakaś namiastka troski, czy chociaż chęć podtrzymywania relacji rodzinnej. Nikt już nie dba o to, by nie doszło do całkowitego rozpadu naszych więzi. Każdy z nas żyje według siebie, dla siebie.

Czasem żałuję moich słów. W nieodpowiednim momencie wyrzuciłam matce, że to z jej winy ojciec od nas odszedł, choć każda z nas wie, że tak nie było. A potem powiedziałam wychowawczyni, że nowy chłopak mamy mnie molestował. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Nigdy do tego nie doszło. Wydaje mi się, że szukałam wtedy zemsty na matce, chciałam ją upokorzyć, zrzucić na nią winę, że ojciec porzucił ją dla młodszej kobiety.

Wciąż przechowuję w pamięci ten dzień, gdy próbował uciec niezauważony, kiedy nikogo nie było w domu. Ale nie wiedział, że odwołali mi zajęcia popołudniowe w szkole muzycznej i wróciłam wcześniej. Przyłapałam go, gdy już znosił ze schodów walizkę i pudło z książkami i dokumentami. Widziałam, że był zaskoczony, a zarazem zmieszany. Nie wiedział, co zrobić. Postawił swoje rzeczy przed drzwiami i stanął przy mnie. Doskonale pamiętam, co powiedział, gdy go ostatni raz wtedy widziałam. Mówił, że teraz mogę tego nie zrozumieć, ale on i mama już nie są tacy jak dawniej, że nie dogadują się. On nie chce żyć w takiej rutynie, byli ze sobą już tylko z przyzwyczajenia. Ale nie zapomni o mnie i o moich siostrach. Kocha mnie i jest ze mnie dumny. Zabrał rzeczy i wyszedł. Obróciłam się za nim, pełna sprzecznych emocji. Po prostu patrzyłam jak wsiada do samochodu i odjeżdża. Stałam jeszcze tak w progu przez chwilę. Potem pobiegłam do swojego pokoju i padłam na łóżko. Nawet nie chciało mi się płakać. Wciąż nie mogłam zrozumieć, co się właściwie stało. Tak po prostu odjechał? Nie wróci? Leżałam tak, wpatrując się pustym wzrokiem w sufit, dopóki matka nie wróciła do domu.

Od progu zaczęła nas wołać. Słyszałam jak denerwuje się z powodu zostawionych drzwi wejściowych na oścież. Weszła do mojego pokoju. Na nic wówczas nie reagowałam.

Matka próbowała zrozumieć, co się stało, dlaczego się tak zachowuję i się nie odzywam.

Po chwili zaczęłam mówić, czego byłam świadkiem. Pamiętam, że zdziwiła mnie jej reakcja. Spodziewałam się krzyku, awantury, przywoływania mnie do porządku czy nawet upomnienia, bym przestała kłamać. Przecież ojciec często wyjeżdża niespodziewanie

do pracy, wzywają go o różnych porach, taki los dobrego i cenionego lekarza. Dopiero gdy weszła do ich sypialni i przeszukała szafy, zrozumiała co się rzeczywiście stało. Pobiegła do telefonu. Próbowała się pewnie do niego dodzwonić, a potem jeszcze z kimś rozmawiała na ten temat. A ja tak leżałam i próbowałam odpowiedzieć sobie na pytanie – co teraz z nami będzie?

 

2

Wiadomość o śmierci mojego ojczyma przyjęłam z udawanym zaskoczeniem. Zastanawiałam się co powinnam teraz zrobić. Matka leży na kanapie, otumaniona lekami na uspokojenie. Podejrzewam, że stoi już na granicy uzależnienia od nich. Siostry rozmawiają z ciotką. Naradzają się w sprawie pogrzebu i wszelkich jego kosztów. A ja siedzę w rogu pokoju, przy fortepianie, na którym od dzieciństwa byłam zmuszana grać. Nie. Zmuszana to złe słowo. Byłam zachęcana, namawiana i robiłam to, by nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi. Nie chciałam po raz kolejny wysłuchiwać, że nic mnie nie interesuje, nie mam ambicji i nie potrafię odnaleźć w sobie żadnych pasji. Zmarnujesz w ten sposób swoje życie, co jeśli okaże się, że masz talent? Ile razy to słyszałam? Wielokrotne. Ale puszczałam to mimo uszu. Wiedziałam, że tylko ja mam prawo wybrać swoją drogę, poprowadzić ją tak, jak uważam za słuszne. Nikt nie będzie mną kierował. Mam swój rozum, by zrozumieć, czego świat ode mnie oczekuje, a czego ja mogę od niego oczekiwać i żądać.

– Słyszysz, co do ciebie mówię? – głos starszej siostry wytrąca mnie z równowagi.

– Tak, tylko się zamyśliłam – odpowiadam. Nie mam ochoty wdawać się w dłuższą rozmowę. Nie chcę powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Niech myślą, że czuję teraz dokładnie to, co one.

– No tak, nic nowego. Przynieś mamie drugi koc i poduszkę z góry – wydaje mi polecenie szorstkim i beznamiętnym głosem i wraca do kuchni.

Wstaję niechętnie i idę w stronę schodów. Przynajmniej nie muszę z nimi tam siedzieć. Wyciągam z szafy koc i poduszkę i zanoszę jej. Po chwili uciekam niezauważona do swojego pokoju. Kładę na łóżku torebkę, wrzucam do niej telefon i pieniądze. Sprawdzam jeszcze czy mam Kartę Miejską, by znów nie płacić mandatu. Gdy się upewniłam, biorę jeszcze ładowarkę do telefonu i wychodzę z pokoju. Staję na pierwszym stopniu schodów i nasłuchuję odgłosów z kuchni. Nadal rozmawiają i pocieszają matkę. A więc ich uwaga jest na razie skupiona na niej. Mam dobrą okazję, by niepostrzeżenie wyjść z domu. Zaciskam usta, schodzę na palcach po schodach i kieruję się w stronę wyjścia. Udało się, teraz jestem już wolna. Wychodzę na główną ulicę i kieruję się w stronę przystanku tramwajowego, zastanawiając się, gdzie jechać. Porządkuję w głowie trasy i numery pojazdów. Przesiadki zajmą mi trochę więcej czasu. Choć właściwie teraz mi się już nigdzie nie śpieszy. Wsiadam do nadjeżdżającego pojazdu i zajmuję miejsce z tyłu. Wyciągam telefon z torebki i włączam grę, by jakoś zabić czas i odpędzić gorsze myśli.

 

3

Gdy już dotarłam do Placu Wolności, postanowiłam tu się zatrzymać na chwilę. Przybieram rolę turystki i rozglądam się, jakbym widziała miasto po raz pierwszy. Najlepszy pomysł, by nie zwracać na siebie uwagi. Robię kilka zdjęć Narodowemu Forum Muzyki. Bardzo podoba mi się ten budynek. Głównie dlatego, że jest taki nowoczesny i wyróżnia się na tle innych.

W ogóle lubię to miasto. Dzięki niemu czuję wolność wyboru i swobodę zachowania. Wielokrotnie słyszałam, że na wsi czy w małych miastach, gdy ktoś czymś się wyróżnia, jest wytykany palcami i wyobcowany. Tu jestem sobą, mimo tego, że w domu nie jestem tym, za kogo mnie mają. Wpadł mi do głowy pomysł, by odwiedzić Galerię Dominikańską.

Zaczynam czuć głód, w końcu nic nie jadłam od wczoraj. Udaję się w stronę najbliższego przystanku i wsiadam do tramwaju. Po przejechaniu tych kilku przystanków, wysiadam z pojazdu i idę w stronę galerii. Przedzieram się przez tłum do wejścia i idę w stronę restauracji orientalnej. Udaje mi się znaleźć wolne miejsce i sięgam po menu. Zamawiam najtańsze sushi. Nawet nigdy go nie jadłam, więc czas spróbować. Gdy już dostaję zamówienie, najpierw się mu przyglądam i zastanawiam, co zrobić najpierw. Patrzę na innych ludzi i zaczynam ich naśladować. Trochę się z tym męczę, ale czuję dziwną satysfakcję. Po zapłaceniu wychodzę i sprawdzam w telefonie godzinę. Już czas wracać do domu.

Wysiadam na moim przystanku blisko domu. Czuję narastającą ciekawość, co się tam teraz dzieje. Nadal opłakują śmierć ojczyma. Pewnie też zastanawiają się, jaki był jej powód. Mężczyzna w sile wieku, wysportowany, nie żyje w stresie, zdrowo się odżywia. Co sprawiło, że umarł tak nagle? Zbliżam się do domu i już ich widzę.

Samochód policyjny stoi zaparkowany przed naszą bramą. Czyli już coś podejrzewają. Szybko im to poszło, liczyłam jeszcze na jeden dzień, góra dwa. Ojczym codziennie przed pracą wychodził biegać. Zabierał ze sobą butelkę z jakimś napojem energetycznym.

Od kilku tygodni zaczął się gorzej czuć. Narzekał, że coś go ciągle boli ale z aktywności nie rezygnował. Stanowczo odmawiał też pójścia do lekarza czy zrobienia badań, jak namawiała go matka. Chował się za męską dumą i powtarzał, że to chwilowe i wkrótce mu przejdzie.

W końcu tego dnia czuł się już tak źle, że matka wezwała pogotowie. Zabrali go do szpitala, gdzie wykryli ciężkie zatrucie z uszkodzeniem narządów, wywołane przedawkowaniem leków. Zastanawiali się, jak do organizmu dostała się tak ogromna ilość. Ciekawe jak szybko dowiedzą się, że codziennie, przed wyjściem do szkoły, gdy on przygotowywał się do wyjścia, dosypywałam mu do napoju dawkę tych leków.

Tak, zrobiłam to. Zabiłam go. Jestem morderczynią. Ale właśnie na to zasłużył. To była moja pierwsza myśl, gdy przypadkowo odkryłam, czym się rzeczywiście zajmuje. Po raz kolejny wykorzystałam moją umiejętność podsłuchiwania.

Głośna sprawa handlu dopalaczami odbiła się również szerokim echem we Wrocławiu.

W szkołach przeprowadzano wtedy akcje, które miały nas przestrzec przed handlarzami i pokazać skutki przyjmowania tych substancji. Przyznaję, że uderzyło mnie to i sprawiło, że stałam się na ten problem wyczulona. Największy ból poczułam jednak , gdy moja przyjaciółka, jedyna osoba, która potrafiła mnie zrozumieć i ze mną rozmawiać, trafiła do szpitala z powodu zażycia tych środków.

Tamtego dnia, przez przypadek podsłuchałam rozmowę ojczyma z jakimiś mężczyznami. Sprzeczali się w sprawie tego, co powinni zrobić, by policja nie trafiła na ich trop.

Jakiś rodzic podobno był świadkiem, jak próbowali sprzedać narkotyk przy jednej ze szkół podstawowych. Ojczym groził im, że jeżeli jeszcze raz wykażą się takim brakiem profesjonalizmu, to wyśle ich z powrotem do Rosji w plastikowych workach. Podejrzewał też, że oszukują go w sprawie zarobionych na tym pieniędzy.

Jeszcze jakiś czas trwała ich rozmowa, ale ja już zrozumiałam wszystko. Uciekłam. Zastanowiłam się, co powinnam zrobić. Najpierw pomyślałam, komu najlepiej byłoby o tym powiedzieć. Jednak stwierdziłam, że jeżeli tak wygląda jego prawdziwe oblicze, to zrobi wszystko, by przekonać każdego, że kłamię lub coś mi się pomyliło. Nie mogłam pozwolić, by znów ktoś mi bliski mógł cierpieć. Postanowiłam, że to on musi umrzeć. Nie żałuję tego, co zrobiłam.

 

4

Wchodzę spokojnie do domu, udając lekkie zdziwienie obecnością policji, pamiętając jednocześnie, że jesteśmy wszystkie w żałobie. Matka wstaje od stołu i biegnie w moją stronę pełna płaczu, a policjanci wpatrują się we mnie z zainteresowaniem. Wszyscy zasypują mnie pytaniami o to gdzie byłam i dlaczego nie dałam znać, że wychodzę. Spokojnym głosem odpowiadam, jednocześnie przepraszając, że tak długo czekali na mnie.

Po kilku sekundach namysłu, dodaję jeszcze jedno zdanie.

– Mój ojczym został zamordowany i wiem, kto to zrobił.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Wrotycz 31.05.2019
    Ostatnia zdanie sugeruje raczej.... mataczenie:)
    Całkiem nieźle napisane opko. Bez fajerwerków, niemniej wciągnęło.
    4.
  • kamil1713 31.05.2019
    Dziękuję, końcówka miała być nietypowa i niczego nie sugerująca.
  • Wrotycz 31.05.2019
    No to zamiar się nie udał :D
  • pkropka 31.05.2019
    Całkiem zgrabnie napisane. Miejscami trochę za dużo 'i', można że zamienić chociażby na przecinek. Poza tym dobrze się czytało.
    Zgadzam się z Wrotycz, ostatnie zdanie sugeruje, że będzie kombinować.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania