Dogar. Przebudzenie z mroku !!!

Rozdział V

Dogar - Przebudzenie

 

Skała jęknęła raz, drugi, trzeci. Na jej twardej powierzchni pojawiła się rysa. Bardzo mała, prawie nie dostrzegalna skaza, na wypolerowanej niczym szkło ścianie podziemnego koryta rzeki. I nic by się nie stało przez następne stulecia, gdyby nie bystry nurt. Jej potężna moc natychmiast wyczuła słabość litej skały. Mozolnie, rok po roku, z szaleńczą radością atakowała skaleczone miejsce. I choć czas płynął, a nic się nie działo, coraz to nowe harce prądów powodowały, że tony wody wciąż i wciąż uderzały w kamień. Szalone wiry rozpędzały i tak szybki bieg rzeki do tego stopnia, że głośny huk uderzających o ściany mas wody, słychać było na powierzchni ziemi. Hałas był tak duży, że wypłoszył z okolicy wszystkie zwierzęta. Nawet duże ptaki bały się siadać na drzewa, gdyż te dostawały co chwile dreszczy.

Wiele lat trwała ta podziemna walka. Aż potężna granitowa skała poddała się. Z głośnym hukiem pękła. W powstałą szczelinę natychmiast wpadły języki wody. Kipiel ustała, lecz tylko na chwilę. Pęknięcie było bardzo płytkie, dalej skala znów była twarda, zwarta. Kiedy rzeka przekonała się o tym, uderzyła z nową siłą. Znów przez wiele lat, tony wody próbowały wedrzeć się głębiej, odpychane z równie sobie mocnym oporem. Lecz i tym razem, granitowa ściana musiała ulec tej największej burzycielce, jaką stworzyła natura. Z głośnym hukiem szczelina rozwarła się otwierając szeroko. Wodni zwiadowcy z szaloną radością wkroczyli na nowy teren.

Zaraz za pękniętą skałą, woda natrafiła na zwały kamieni i piasku. Nic już nie było w stanie zatrzymać jej biegu. Metr po metrze wdzierała się w głąb, pożerając tony piasku i kamieni. Rok po roku, wiek po wieku, nowy na razie niewielki korytarz rzeki podmywał coraz to nowe miejsca. Główny nurt płynął teraz dużo wolniej, spokojniej. Cała energia skupiała się na nowej odnodze, która rozrastała się w szybkim tempie. Rozdzieliwszy się, wodne armie atakowały teraz w kilku miejscach naraz.

W pewnym momencie olbrzymia lita skała zatrzymała tą lawinę. Spienione grzywacze bez efektów uderzały w twardy kamień. Wydawało się, że rzeka natrafiła na godnego siebie przeciwnika. Lecz jeśli ktoś tak myśli, jest w błędzie. Jeden z małych wodnych zwiadowców znalazł przejście. Pod ogromna skałą znalazł małe oczko. Rzeka natychmiast skierowała tam wszystkie swoje siły. W miarę jak woda przeciskała się przez otwór, mała szczelina powiększała się. Wyglądało to tak, jakby każda kropla chciała wziąć sobie trochę skały na pamiątkę. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Ogromna wielometrowej grubości skala z przerażeniem patrzyła, jak bystra woda podmywa ją coraz bardziej. Zaczęła chwiać się niczym drzewo, któremu podcinamy korzenie. I przyszedł czas, gdy wielka masa i ciężar obróciły się przeciw niej. Z wielkim hukiem

spadła w dół, pękając na kilka kawałków.

2

Niewiele, może pięć, sześć centymetrów wystarczyło, aby z monolitu trwającego w ziemi miliony lat pozostało rumowisko.

Rzeka w swej szalonej radości, mknęła dalej. Tym razem trafiła w świat podziemnych jaskiń. Nie musiała już uderzać z furią. Nurt uspokoił się, nie napotykając przeszkód. Jedna jaskinia po drugiej była zalewana wodą, przez wciąż nie nasyconą rzekę. Ich dotąd suche ściany miały teraz nasiąkać wilgocią, a szerokie korytarze stały się królestwem nowego żywiołu.

W jednej z kolejnych jaskiń spokojnie płynąca woda natrafiła na dziwną przeszkodę. Coś, niby twarda skała, stało na środku szerokiej kamiennej komnaty. Zdziwione fale, raz po raz uderzały w przeszkodę, ale ta ani drgnęła. Tylko dziwne zimno ochładzało wodę. Kiedy jednak opłynęła dziwny niby kamień i pomknęła dalej, zainteresowanie rzeki przeszkodą zmniejszyło się.

Tymczasem, potężny kawał lodu ogrzewany dużo cieplejszym nurtem wody, zaczął powoli się topić. Z początku niewiele, ale z czasem coraz więcej kawałków odpadało od głównej bryły. Upłynęło jednak jeszcze sporo czasu, nim potężna bryła zaczęła się rozpadać. Tuż nad linią wodna, w miarę jak lód rozpadał się, fale zaczęły obmywać kamienna bryłę w kształcie prostokąta.

Długa na trzy i szeroka na metr granitowa budowla nie była tworem natury. Jej ściany, dokładnie wygładzone, pokryto wieloma rysunkami i napisami. Na wierzchu spoczywała gruba kamienna płyta, a na niej leżał wielki trójkąt, wykonany z czystego srebra. Jego ramiona obejmowały środkową część płyty.

Teraz, kiedy lodowa pokrywa przyciskająca trójkąt rozpadła się, przekręcił się on tak, że jedno z jego ramion wystawało na zewnątrz. Gdyby ktoś spojrzał na niego z góry, zobaczyłby leżący na środku między jego ściankami, odlany ze złota wizerunek słońca.

Gdyby przyjrzał się jeszcze dokładniej, dostrzegł by rysunki sześciu pięcioramiennych gwiazd.

Kiedy woda całkowicie rozpuściła lód, straciła całkiem zainteresowanie kamieniem. Przez długi czas, nic się nie działo, słuchać było tylko szum płynącej spokojnie wody. Aż nagle nowy dźwięk rozniósł się po jaskini. Coś zgrzytnęło raz, drugi. Płyta przykrywająca kryptę, zaczęła się przekręcać. Powoli centymetr po centymetrze wieko odsuwało się.

Nagle z wielkim hukiem spadł srebrny trójkąt. Po chwili, z jeszcze większym hukiem olbrzymie wieko upadło na posadzkę, rozpadając się na kilka kawałków. I znów nastała niczym nie zmącona cisza.

Naraz, ubrana w czarną skórzaną rękawicę ręka, złapała za krawędź ścianki. Po chwili z sarkofagu dobiegł cichy pomruk, po czym ukazała się druga ręka. Z wnętrza podniósł się siwy dym, rozwiany przez niesiony wraz z wodą powiew wiatru, zniknął w jaskini. Śpiąca od wieków w

lodowej trumnie postać, najwyraźniej przebudziła się z upiornego snu.

 

3

Najpierw ukazał się wykonany z czarnego metalu duży hełm. Zakrywał szczelnie całą twarz, tylko małe otwory znaczyły miejsca, gdzie były oczy i usta. Na nim, tam gdzie zwykle rycerze noszą pióra, rogi, tu widniał odlany z tego samego metalu trójpalczasty pazur, z długimi szponami. Kiedy dziwna postać wydostała się z sarkofagu i stanęła na nogi, przypominała wyglądem bardzo wysokiego człowieka. Ubrana na czarno, miała grubo ponad dwa metry wzrostu. Szerokie ramiona, mocny kark okrywał czarny strój, dość mocno zniszczony. Na piersiach i plecach wisiały resztki kolczugi. Długie, lekko skrzywione nogi świadczyły o tym że ich właściciel jeździł konno.

Stojąc nie pewnie na nogach, lodowy więzień patrzył, jak sięgająca mu do kolan woda oblewa go i ogrzewa. Stał tak bez ruchu długi czas. Nagle zdjął hełm. Ukazała się mocno zarośnięta głowa. Nieproporcjonalnie małe oczy, nadawały groteskowy wygląd twarzy. Można by się z niej śmiać, gdyby nie potężne kły, budzące respekt.

Naraz potężny ryk rozdarł powietrze. W tym samym momencie dłoń zaciśnięta w pięść uderzyła w ścianę sarkofagu z taka siłą, że kamień pękł. Drugie uderzenie rozniosło ścianę na kawałki. Czarna ręka niszczyła zawzięcie swój były grobowiec. Kiedy już niewiele pozostało z budowli, tak przepływająca woda, jak i okalające to miejsce skały usłyszały nieludzki śmiech.

Król Trolli Dogar wracał do świata żywych. Zamknięty dawno, dawno temu i pozbawiony mocy po przegranej wojnie, teraz wracał wypełniony latami nienawiści. Niczym demon ciemności, pojawił się następny symbol okresu, który dawno minął. Teraz podnosił głowę pełną strasznych i mrocznych myśli. Był jak wulkan, który ucichł już i zamilkł, a teraz znów chce wybuchnąć z wielka siłą.

 

P.S. Napisałem kiedyś, ponad 20 lat temu coś, co miało być powieścią fantasy. Obecnie odkopałem ten tekst - był na starej jak cholera płycie, ale o dziwo zadziałała po tylu latach. Tekst ma ponad 300 stron i zastanawiam się czy ma sens poprawianie, korekta itd. Chciałbym wrzucić mały fragment i zapytać opowiczów czy to co napisałem na jakikolwiek potencjał czy nie ma. Tak szczerze do bólu. I nawet nie chodzi mi o błędy, czy przecinki , ale o sam klimat, dialogi, styl itd. Po prostu : Czy to jest coś warte czy nie ???

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Canulas 10.12.2017
    Ok.
    Po seansie.

    Czemu dałeś kawałem V części? Uważasz ja za najmocniejszy punkt czy zwrotny w historii?
    Dobra. Więc tak.

    Zajebisty opis drylującej sobie koryto Rzeki. Jejzmagania, opis na kanwę wojenną. SPoko bardzo.
    Potem jaskinia i...
    Sam przebudzony ludek trąca nieco (zapewne niezamierzoną) kalką. Ma to swoje plusy, bo poprzez sztampowość łatwiej go sobie wyobrazić.

    Problemy.

    Główny zarzut, to czasem zbyt blisko siebie leżące słowa. Przyklad.

    "Stal tak bez ruchu długi czas. Nagle wprawnym ruchem zdjął hełm. - 2x ruch. Przydałoby się to odświeżyć, bo pewnie wiedza już większa. I pod tym kątem obadać. Kilka błędó natury gramatycznej także.

    Generalnie, mimo spiętrzonego opisu, jego dokładność mnie nie uwierała. Nie nużyła. Powrócę do tego początku z rzeką, który był w moim odczuciu - zajebisty.

    Po należytym doszlifowaniu, ponownym rozpatrzeniu duperelów i ogólnym posiedzeniu przy tym, byłby to kawał tekstu.
    Póki co, pełnokrwiste cztery.

    Potencjał na pewno jest.
  • Nazareth 10.12.2017
    Canulas ma dużo racji. Opisy są fajne, długie ale nie nużące. Ciekawią, wprowadzają pozorny spokój i pomagają wczuć w historię - jestem na tak. Tworzysz odrobinę mroczny, odrobinę baśniowy klimat starego dobrego fantasy, trąca trochę Moorcockeiem w bardzo pozytywnym sensie. Jedynym minusem jest lawina powtórzeń. Woda, woda, woda. Rzeka, rzeka, rzeka... uff. Nie, z tym by coś trzeba było zrobić bo miejscami aż przeszkadzało w odbiorze i burzyło dobry klimat. To jednak jedyny mankament jak znalazłem, poza tym bardzo fajne.
  • Zaciekawiony 10.12.2017
    Bardzo fajny opis, zaczęcie wcale nie od bohatera i bardzo umiejętne ukazanie sił przyrody. Zastanawiam się tylko jak wyglądają fragmenty z akcją, z postaciami, sama umiejętność obrazowych opisów to jeszcze za mało, trudno teraz ocenić czy reszta tekstu wygląda dobrze. Na razie wygląda to na fantasy bardzo wzorowane na klasykach gatunku, nie wiem natomiast jak wygląda kreacja świata i inne elementy, w zasadzie wybrałeś fragment, po którym trudno poznać resztę.

    Technikalia: w wielu miejscach za dużo przecinków, częste powtórzenia. Przydałoby się to wygładzić, bo to obiecujący tekst. Zobacz na przykład takie fragmenty:

    "Na jej twardej powierzchni[bez przecinka] pojawiła się rysa. Bardzo mała, prawie nie dostrzegalna skaza, na wypolerowanej niczym szkło[bez przecinka] ścianie podziemnego koryta rzeki."

    "ścianie podziemnego koryta rzeki. I nic by się nie stało przez następne stulecia, gdyby nie bystry nurt szybko płynącej rzeki. Jej potężna moc natychmiast wyczuła..." - dwa razy pojawia się rzeka. Proponuję drugie zdanie skończyć na nurcie i zmienić formę w następnym:
    "ścianie podziemnego koryta rzeki. I nic by się nie stało przez następne stulecia, gdyby nie bystry nurt. Jego potężna moc natychmiast wyczuła..."

    "coraz to nowe harce wodne powodowały [, to - skasować], że tony wody wciąż i wciąż uderzały w kamień." - można by zamienić "harce wodne" na "harce prądów", bo że będzie chodziło o prądy wodne można się domyślić, unikniesz kolejnej powtórki wody. Zastanów się przy okazji na tym o czym pisałem w jednym z artykułów, mianowicie czy w twoim świecie funkcjonuje system metryczny.

    "Kiedy rzeka przekonała się o tym, uderzyła z nową siłą.(...) odpychane z równą sobie siłą." - proponuję zamienić na "odpychane z równie sobie mocnym oporem" aby uniknąć powtórzenia.

    Zastanawia mnie jak tam wglądała geologia, że podziemna rzeka płynie korytem z granitu, za którym napotyka piasek i żwir oraz suche jaskinie. Ani chybi teren wulkaniczny..

    "Zaraz za pękniętą skala" - skałą. W całym tym akapicie masz dużo "skał" i "granitów".

    "Nic już[bez przecinka] nie było w stanie zatrzymać jej biegu."

    "Jedna jaskinia po drugiej była zalewana wodą, przez wciąż nie nasyconą wodę." - no a czym innym miałaby woda je zalewać, jak nie sobą samą?
  • Karawan 10.12.2017
    "I nic by się nie stało przez następne stulecia, gdyby nie bystry nurt szybko płynącej rzeki..."
    Jak poprzednicy zwróciłem uwagę na powtórzenia. Jeśli cały tekst jest taki - czeka Cię ogromna praca. Ilość informacji tak mała, że nie wiadomo jak wygląda reszta pomysłu. Zamieszczony fragment zachęca do zapoznania się z resztą. Tyle telegraficznie.:))
  • Ozar 11.12.2017
    Canulas. Dziękuje za przeczytanie i komentarz.
    Rzeczywiście, moim zdaniem to był najlepszy kawałek (tak mi się kiedyś wydawało). Tekst wrzuciłem surowy, tak żeby opinie odnosiły się do tego, co napisałem kiedyś, bez poprawek.
    A wiedza pewnie większa, o tysiąc przeczytanych książek, ale mimo tego każda uwaga jest cenna.

    Nazareth. Dziękuje za przeczytanie i komentarz. Jak już napisałem wyżej, wrzuciłem tekst Made in 1995. Powtórzenia poprawię, bo jak słusznie piszesz psują opis.

    Zaciekawiony. Dziękuje za przeczytanie i komentarz. Już poprawiam to co zaznaczyłeś. Co do terenu wulkanicznego... Nie zastanawiałem się nad tym, ale chyba warto. A co do świata, dialogów itd. to wrzucę jeszcze jeden odcinek taki z innymi klimatami.

    Karawan. Dziękuje za przeczytanie i komentarz.

    Reasumując jak widzę tekst nadaje się do poprawy.
    Wrzucę teraz drugi fragment, opisujący trochę inne klimaty. Proszę o szczere komentarze.
  • Agnieszka Gu 11.12.2017
    Witam,
    Fajny tekst, ciekawe opisy. Jest potencjał. Powyższe uwagi w zasadzie wyczerpują temat.
    Jeden mały szkopuł to granitowe jaskinie. Granit jest bardzo odporny na wietrzenie, a tego typu procesy, które w nim opisałeś, w taki sposób w przyrodzie nie występują - w skałach granitowych przyczyną tworzenia się jaskiń jest głównie przesuwanie się, wzdłuż np. pionowych spękań, dużych bloków skalnych. Co innego w skałach węglanowych (wapień, dolomit np.) - mówimy wtedy o powstawaniu jaskiń krasowych - płynąca woda rozpuszcza skałę. Granit wietrzeje w inny sposób z udziałem wody - w naszym klimacie - woda wnika w szczeliny, zamarza, zwiększa swoją objętość, skała się skruszy i tak w koło, zgodnie z porami roku. W klimacie tropikalnym, gdzie jest dużo wilgoci wygląda to już inaczej - powstają dużo efektywniej m.in. minerały ilaste. Tak więc tu bym ostrożnie zestawiała ze sobą hasła - granitowa jaskinia i erodująca ją woda rzeczna.
    Pozdrawiam :)
  • Zaciekawiony 11.12.2017
    @ Agnieszka Gu
    Dlatego obstawiałem teren powulkaniczny. Rzeka mogła płynąć dawnym tunelem lawowym, okrytym warstwami późniejszej zwietrzeliny, wtedy skałą będzie bazalt, może pokryty szkliwem. Wietrzenie może wtedy zachodzić poprzez zgorzel bazaltową, poprzez niszczenie prakryształow z mniej odpornych minerałów oraz przez serpentynizację bomb oliwinowych
  • Agnieszka Gu 12.12.2017
    Serpentynizacja jak najbardziej. Zgorzel bazaltowa - jest formą wietrzenia, jednak główną przyczynę stanowi nie tyle woda, co naprężenia miedzy poszczególnymi kryształkami w skale. Ale mniejsza z tym.

    Wszystko jest możliwe (wszystko zwietrzeje, ulegnie zerodowaniu) po odpowiednio długim czasie.
    Tyle że dla granitu to byłby ... cholernie dłuuuuugi czas. (Jedne minerały są bardziej inne mniej odporne. Te mniej się rozpuszczają i skała traci zwięzłość. Dalszy etap to jej rozpad na drobniejsze elementy itd.)

    Tunel lawowy ma więc większy sens, niezależnie od tego, czy będzie miał ścianki pokryte szkliwem czy nie. Tutaj mechaniczne działanie wody plus drobinek, które niesie ze sobą, zrobiło by swoje. Tym bardziej, że bazalt nie jest tak lity i zwięzły jak granit. Zresztą nie musisz wchodzić, jako autor, w aż takie szczegóły ;)

    Oczywiście zawsze można iść na łatwiznę i walnąć rzekę w skale wapiennej ;) Rozpuszczanie skały, mechaniczne kruszenie wywołanie ciśnieniem samej wody czy uderzeniami skalnych drobin, które niesie, rozpychające działanie zamarzającej wody... Tutaj można by zaszaleć ;)
  • Ozar 13.12.2017
    Agnieszka Gu Czyli jak rozumiem mam poprowadzić wodę tunelem lawowym bazaltowym ?
  • Agnieszka Gu 13.12.2017
    Ozar Tak, spokojnie. Wtedy twój opis nabierze realistycznych cech :)
  • Ozar 13.12.2017
    Agnieszka Gu Dzięki.
  • Ozar 13.12.2017
    Agnieszka Gu Tylko muszę się zastanowić gdzie i jak to zmienić.
  • Zaciekawiony 13.12.2017
    Ozar
    To wtedy daje okazję do ładnego kontrastu - że woda spływa tym samym tunelem, którym przed wieloma wiekami płynęła gorąca, czerwona lawa.
  • Agnieszka Gu 13.12.2017
    Ozar
    Tu bym tylko uważała:

    "Ich dotąd suche ściany miały teraz nasiąkać wilgocią," - to sformułowanie należało by lekko przebudować. Bazalt jest "słabo nasiąkliwy". Lepiej napisać: Ich dotąd suche ściany miały teraz podlegać stałemu zwilżaniu przez wodę. - lub - Ich dotąd suche ściany miały teraz opierać się ciśnieniu potężnego żywiołu. - Bo po prawdzie, tak jak to pisałeś - (głośne) pęknięcie skały w aż taki sposób, aby powstała odnoga nurtu, musiałoby być spowodowane ciśnieniem uderzającej o nią wody.
  • Agnieszka Gu 13.12.2017
    Zaciekawiony
    Twoje ujęcie tematu szalenie rozbudza wyobraźnię. Kiedyś spływająca rozżarzona kipiel magmowa, teraz pędząca kipiel wodna...
  • Ozar 12.12.2017
    Agnieszka GU. Dziękuje za komentarz. Szczerze mówiąc pisząc ten tekst nie pomyślałem o nim z tej strony. Granit zawsze kojarzył mi się z twarda skała i dlatego tak napisałem. Nie znam się na tym, więc prośba jak to zmienić ? Na skały wapienne? Bo te chyba są bardziej podatne na wodę i korozję.
    Zaciekawiony. Dziękuje za komentarz. Widzę, że znasz te klimaty. Dla mnie to co napisałeś jest zbyt fachowe. Dlatego prośba j/w.
  • MarBe 15.12.2017
    Bardzo chętnie przeczytam całość, a za ten 5
  • Ozar 16.12.2017
    Hm... Mogę Ci podrzucić prywatnie cały tekst, ale jest surowy, nie poprawiany. Może lepiej jak poprawię całość.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania