Dratwa na suchym lądzie
Czas muska zębem swym
omszały kalejdoskop
utkwiony w drzazgach
płaczliwej walkirii
W brudnym okularze
odkręcony kran
Kapią krople krwi
niedzielnej szarugi
Stoję pośród nich
W garniturach banału
odzianych
Z fajkami do ust przyszytymi
przeciwników spirytyzmu
Kroczę po śladach psa
którego smarkateria uwiesiła
na drzewie, za ogon
Jak bezwładną huśtawkę
ze starych opon
Na plecach dźwigam wór
a w nim liści parę
Jesiennych
odłamków drzew
Sięgam dłonią za ułudą
rozpaczliwą
snutą w obłoku
srebrzystym.
Czasem nie milczę
wówczas cichnę
Ale przyrzekam ci
Jeśli choć raz
słowa z wiatrem miejscami
zamienią się
zdradzę wówczas
tajemnicę
ujawnię siebie
Tylko zawsze
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania