Dratwa na suchym lądzie

Czas muska zębem swym

omszały kalejdoskop

utkwiony w drzazgach

płaczliwej walkirii

 

W brudnym okularze

odkręcony kran

Kapią krople krwi

niedzielnej szarugi

 

Stoję pośród nich

 

W garniturach banału

odzianych

Z fajkami do ust przyszytymi

przeciwników spirytyzmu

 

Kroczę po śladach psa

którego smarkateria uwiesiła

na drzewie, za ogon

Jak bezwładną huśtawkę

ze starych opon

 

Na plecach dźwigam wór

a w nim liści parę

 

Jesiennych

odłamków drzew

 

Sięgam dłonią za ułudą

rozpaczliwą

snutą w obłoku

srebrzystym.

 

Czasem nie milczę

wówczas cichnę

 

Ale przyrzekam ci

 

Jeśli choć raz

słowa z wiatrem miejscami

zamienią się

zdradzę wówczas

tajemnicę

 

ujawnię siebie

Tylko zawsze

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania