Droga Waleriana

Droga Waleriana

 

Był ciepły lipcowy wieczór. Wtorek klika minut po ósmej. Wtedy przyszedł na świat Walerian. Syn Mari i Baala Toe.

Walerian Toe urodził się w wiosce na wschodzie Chin.

 

Rodzice

 

Jego matka nauczycielka języka polskiego,przebyła długą drogę. Pochodziła ze wschodniej Polski z za Buga. Wykształciła się najpierw w rodzinnym kraju,później we Lwowie. Maria nie miała rodziny,nic jej nie trzymało na siłę w Polsce. Wyjechała w głąb Rosji. Znalazła pracę w szkole im. Karalewicza. Uczyła polskiego. Pracowała przez trzy lata. W Rosji trwały wewnętrzne rozróby ,szkoła nie utrzymała się. Więc musiała uciekać,wtedy Polacy represjonowani byli. Groziła im śmierć,bo nie byli czerwonymi.

Trafiła do Chin. Półtora roku błąkała się,aż trafiła na wschód do Wenzhou. Miasto w prowincji Zhejiang nad morzem. Małe i spokojne miasteczko z klimatem bardzo mokrym monsunowym. Z racji że większość mieszkańców było chrześcijanami,szybko dostała pracę w szkole. Prowadzili ją zakonnicy z kliku krajów,także z Polski. Ojciec Paweł z Poznania,szybko się porozumieli. Bratnie dusze. Pod swoją opiekę dostała klasę z siedemnastoma uczniami. Większość to chińskie dzieci. Bardzo mądre dzieci. Jej wyniki były bardzo dobre. Po dwóch latach klasa rozrosła się do dwóch grup. Potrzebna była pomoc. Prosiła o pomoc przeora opactwa ojca Chena. Bez rezultatu. Nie było kandydata. Pewnego ranka Maria udała się na targ kupić przyprawi jakieś ryby. Zauważyła statek cumujący do brzegu. Jej uwagę przykuł dźwig unoszący automobil. Nie widziała jeszcze czegoś takiego. Podeszła bliżej ku jej uciesze zobaczyła klika nowych tablic,mebli i paczki z kredą. Bardzo ciekawy widok. Jej oczy zeszkliły się od łez. Pomyślała o swojej szkole. Gdy tak stała kilka chwil,podszedł do niej wysoki o czarnych włosach z dużymi orzechowymi oczami człowiek,zapytał Ją na co tak się patrzy?.

-Na tablice,bardzo bym chciała mieć takie w swojej szkole.

-Jest Pani nauczycielem? Wnioskuję po tym jak Pani patrzy się w tą tablicę

-tak. Kilka chwil marszu w górę do opactwa ojców. Tam jest moja klasa.

-Mam na imię Baal.

Tak poznali się moi rodzice...

Baal wysoki przystojny mężczyzna,handlowiec z Australii. Światowy człowiek. Pływał nawet po morzu Bałtyckim. Zawijał do portu w Gdańsku. Rodzice Baala to zamożni ludzie mają swoją kopalnię złota na australijskiej ziemi. Złotonośna czerwona ziemia,tak mówią. Z racji że za cholerę nie mogli się dogadać,bo z jednej strony angielski, a z drugiej język polski,rozmawiali po chińsku. Ich znajomość kwitła.

Maria i Baal spotykali się często. Dłuższe rozstanie trwało pół roku. Tyle trwała wyprawa do Turcji. .Po powrocie mężczyzna został na dłużej. Z Turcji Maria dostała nowiutkie tablice i kredę na cały rok. Wynajął dom w malowniczym miejscu. Kilka miesięcy później Maria zamieszkała w jego domu. Zakochali się już tam nad brzegiem przy tablicy,gdy Baal dał jej haftowaną chusteczkę na otarcie łez.

Z czasem ważniejsza stała się kobieta niż jego pasja,czyli podróże związane z handlem. Tym bardziej że Maria była w ciąży. Przed narodzinami musi być ślub,tak powiedzieli rodzice Baala. Przyjęcie odbyło się w hali Pana Juena. Przybyli goście,rodzice przyszłego męża rodzina. Brat i siostra Baala. Jenai i Tobi starsze rodzeństwo. Zarządzają kopalnią,wyręczając tym swoich rodziców. Maria zaś nie miała nikogo z rodziny. Za świadka był ojciec Paweł. Ślubu udzielił ksiądz Chen. Weselisko było kameralne. Z nutką polską i australijską z domieszką chińską. Taki przekładaniec. W podróży poślubnej odwiedzili rodzinny dom Baala. Miesiąc odpoczywali nowożeńcy.

Tuż przed porodem Maria już nie pracował w szkole. Miała zastępstwo.

 

Rok 1908,lipiec. Ciepły wieczór urodził się syn Marii i Baala. Walerian ma na imię. Nasz bohater opowiadania. Już jako noworodek był energiczny.

Długi na 54cm,waga 3900. Poród bez komplikacji dla matki. Ojciec mąż był wniebowzięty. Cieszył się bardzo. Kochał ich całym sercem. Odwiedzinom nie było końca,prezentów dobrych słów. Walerian bardzo szybko rósł,w mgnieniu oka miał już sześć lat. Jego rodzice,mama 41,a tata 52. Młodzi byli jak się poznali. Chłopiec był bardzo energiczny,bardzo odstawał od rówieśników. Miał przywódcze skłonności. Bardzo lubił chodzić do szkoły. Mama traktowała po równo wszystkich uczni,nie faworyzowała syna-i bardzo dobrze!

Walerian w wolnym czasie uczęszczał do otwartej szkoły sztuk walki. Nie do Shaolin,tam tylko mnisi buddyści mogą trenować. Walek zdrobniale wołali na niego koledzy często widział pomarańczowych panów tak ich nazywał. Łysi z białymi kropkami na głowach. Naukę chłonął jak gąbka wodę. Wręcz był prymusem. Pomagał innym. Gdy osiągnął wiek 12 był na tyle duży aby wiedział o życiu na świecie. I tak dorastał nasz chłopak w sielance spokoju. Sytuacja na świecie niebyła kolorowa. 1920 w Polsce wojna polską- bolszewicka. Dwa lata wcześniej zakończyła się pierwsza Wojna światowa. A tu względny spokój. Coś tam Japończycy krzyczą marudzą.

 

Droga w dorosłość

 

Czternaście lat później Walerian opuścił rodziców. Wyjechał, chciał do szkoły wojskowej. W Chinach obcokrajowiec nie mógł być wcielony do wojska,tym bardziej do szkoły o profilu wojskowym.

Dowiedział się o szkole i jednostce w Iranie.

 

Iran

 

Trafił tam greckim statkiem towarowym „Atropolis”. Na statku poznał polaka Zbyszka. On też chciał być żołnierzem,tylko że w Polsce. Nowo poznany kolega namawiał Waleriana żeby jechał z nim do Polski. Odmówił i na molo się rozstali. Został sam,ale że był odważny szedł do przodu. Już w mieście obszczymurki tutejsze chcieli okraść go,bo odstawał ubiorem znacznie. Był ubrany w czarny strój,marynarka z naszytymi łatami na łokciach i brązowe spodnie. Czapeczka na bakier chińska,chyba ona bardziej mówiła że on nie tutejszy.

Miasto białe domy,piaszczyste drogi i wszechobecne wielbłądy. Przyglądał się im bacznie. Pierwszy raz te stworzenia widział więc nic dziwnego. Wrócę do obszczymurków. Muzułmanie chcieli go okraść. Trzech ich było. Dwoje trzymało,trzeci szukał. Niewiele myśląc machnął nogą. Ten który szukał leży,Ci dwaj spojrzeli na siebie krótką chwilę i oni leżą. Walerian otrzepał marynarkę podjął czapkę swoją i poszedł. Kilka skrzyżowań dalej natknął się na polski konsulat. Wszedł jak stał prosto z drogi. W drzwiach zatrzymał go wojskowy porucznik chyba. Zagaił do niego po polsku,z racji że mówił po polsku dogadali się. Wypełnił papiery ten porucznik na maszynie pisał:

-imię ojca?

Baal

-imię matki?

Maria

-miejsce urodzenia

Chiny na wsi itd...

Pół godziny zeszło. Walerian dostał przydział. Na karteczce adres koszar i jednostki. Budynek numer 19, jednostka 2 pułk strzelców podhalańskich. Znalazł budynek,zameldował się,z kierowali go do szatni i łazienek. Rozebrał się ubrania do kosza wrzucili,-czapeczkę ostatni raz widzisz prześmiewczo powiedział salowy.

Przydzielili mu mundur siwo-brązowy. Składał się z beretu czarnego,koszulka z kołnierzykiem i spodnie bojówki,czarne buty też. Na zwinięte w kostkę rzeczy salowy położył czarną pastę do butów i szczoteczkę. Poszedł pod prysznic Walek. Chwilę przed kąpielą ostrzygli chłopaka na zero. Pachnący i w mundurze,wszedł na salę.

A sala dosyć duża. Koja piętrowe po dwóch stronach,środkiem luźno pod oknem stół i sześć metalowych taboretów.

 

-Nowo zakwaterowani nie dostają kolacji ,następnego dnia nowa karta posiłków.

-Noc na głodno.

Walek jadł ostatni raz na statku dwa dni temu. Oczywiście przetrzymał głód,rano jadł jak szalony. Była owsianka i mięso. Po śniadaniu było chwilę dla siebie. Poznaliśmy się na sali. Było nas jedenaścioro chłopaków. Kilku Kazachów ,trzech z Australii i reszta Polacy. Z polakami od razu znalazł wspólny temat. Janek uciekł z radzieckiego więzienia,kilku prosto ze statku tak jak Walek. Różne losy splotły się z tymi chłopakami. Dowódcą ich był oficer Wojska Polskiego kapitan Mirosław Wawrzynek. Od tamtej chwili ów oficer stał się ich ojcem. Ostry drań. Znany jest z surowości. Przyszedł czas na pracę. Ów kapitan podzielił na równe grupy żołnierzy,przydzielił im zadania-rejony. Walerian ,Janek,Piotrek i dwóch innych kompanów Abdul i Jemie-al z Iranu dostali robotę wykopania studni dla miejscowych. Dotarli na miejsce. W rękach łopaty i kilofy.

-No nic chłopaki do roboty.

Kopali na zmianę po kolei. Piotrek,Walek,Abdul,Jamie-al i na końcu Janek. Dziura jest już głęboka, obwiązali Janka liną w pół. Tamtejsza gleba sypka. Stało się to o czym wszyscy myśleli-zawaliło się wszystko na Janka. W pocie czoła zdołali wymuskać chłopa z tego popiołu. Po akcji wszyscy legli bez sił jak dłudzy na ziemi,i tak aż do powrotu zmianowego. Pokiwał głową nic nie powiedział Wdrapali się na pakę ciężarówki i do domu koszarowego. Gdy już leżeli na swoich kojach, Walerian wpadł na pomysł wysadzenia dziury granatami. Wszyscy byli za. Jakimś cudem zdobył dwa granaty Piotrek. Rankiem toaleta-musztra-śniadanie-praca. Ta sama grupa trafiła nad studnię zasypaną,znowu chłopaki wysępili dziurę na trzy metry i myk jednym granatem,krater!Znowu kopanie gleby na dwa metry i myk drugi granat. Dno leciutko wilgotne.

-zobaczymy jutro?!

Zebrali sprzęt i gotowi czekają na transport do koszar. Trzeciego dnia już tylko dwóch trafiło w to miejsce, im oczom ukazał się piękny widok. Krater wypełnił się wodą aż wystąpiła z dziury, zaczeła płynąć mała rzeczka. Małe dzieci taplały się w wodzie,a rodzice napełniali wielkie baniaki. Piękny widok i satysfakcja.

A w koszarach wielki rwetes,brakowało granatów.

-Gdzie są granaty?Darł mordę oficer. Przyznajcie się teraz. Winni wystąp!

Z dwuszeregu wystąpiło pięciu nam znanych żołnierzy.

-gdzie są granaty???

Walerian odpowiedział:

-Panie kapitanie studnię kopaliśmy granatami-rozległ się śmiech.

Tego samego dnia komisja zjawiła się nad studnią. Wody do oporu. Aż napił się wody kapitan. Cisza.

Krótkie spojrzenie na tych pięciu. Wsiedli i pojechali. Obyło się na wpisie do akt służby. Ale i podziękowaniu. Nawet surowy ojciec żołnierzy poklepał Waleriana po ramieniu.

Po kilku latach Walerian miał już stopień sierżanta i spore zasługi.

Posłuchy chodzą że Hitler rozpycha się w Europie. Niektórzy mogą trafić do placówek w Europie. Wielka niepewność. Walek chce bardzo trafić do Polski najlepiej wschodniej.

Napisał o tym swoim rodzicom w liście,od dawna nie pisał. Uznał że muszą o tym wiedzieć jego rodzice. Trzy tygodnie ubyło dostał list,który zwalił go z nóg. Nie żyje jego ojciec,zastrzelił go Japończyk. Matka musiała wyjechać na zachód. Zatrzymała się w polskiej placówce dobrze chronionej. W Chinach,teraz urząd Japoński. Nawet religie inne są zakazane,prawie wszyscy księża zabici.

Bardzo to przeżył,odpisał matce że kocha ją bardzo.

No i stało się.

Alarm!!! kierunek Anglia

 

Walerian trafił do Angli. Tam działa rząd Polski tymczasowy. Podróż trwała dwa tygodnie. Razem z nim jest Piotr,Janek Maurycy i Tadek.

Po zakwaterowaniu,papierkowej robocie -ćwiczenia. Ze zdziwieniem na twarzy dotarli do wysokiej wierzy gdzie skaczą ludzie z wielkimi białymi chmurami nad głową.

O co chodzi?

To wasze nowe zadanie.

Chłopaki musieli nauczyć się skakania na spadachronie . Tak trafią w docelowe miejsce. Trzy odznaki z orłem oznacza gotowość. Pięć miesięcy później na klapie munduru widnieją trzy orzełki.

Walerian trafił w sam środek zawieruchy w osłonie nocy. Trafił na tyły Warszawy.

Warszawa na tyłach

 

Kontakt już czekał,kobieta piękna dziewczyna.

Pod blaskiem księżyca jej twarz promieniała młodością,kształt nosa pięknie zgrywał się spod brudkiem. Walerian szybko się zauroczył dziewczyną. Miała na imię Marta. Zaprowadziła chłopaków do kamienicy na przedmieściach Warszawy. Widok z okna mizerny. Zburzone miasto kłęby dymu sięgające aż do nieba. Światła reflektorów szperaczy prześwietlają niebo szukając sztukasów. Straszny widok. Ich rozum nie ogarniał tego wszystkiego co widzieli. A le co jeszcze zobaczą to przed nimi. Marta opowiedziała im wszystko co mieli i chcieli wiedzieć. Walerian wpatrywał się w Nią jak w obraz,zakochał się tak jak jego matka zakochała się w ojcu,od pierwszego wejrzenia. I ona niebyła obojętna wobec Waleriana. Przez ten czas trzech długich miesięcy zbliżyli się do siebie,wiedzieli o sobie wszystko. Walek opowiedział o sobie swojej rodzinie,życiu. Ona słuchała innego życia ,kogoś kto wychowywał się w innych warunkach bez śmierci i biedy.

Mieli się ku sobie.

 

Smak śmierci

 

Pierwszego użycia broni Walerian musiał użyć 4.11-1939 wieczorem. Natknoł się na nich patrol żołnierzy niemieckich. On i Marta i Janek wyskoczyli prosto pod lufy karabinów szkopów. Wystąpiła walka wręcz,Walek odepchnął dziewczynę i walczył wręcz z nimi. W stylu chińskim,jednego obezwładnił i zamroczył drugiemu wytrącił broń z ręki,tamten wyciągnął nóż, rozciął Waleriana kurtkę,ten złapał go za ramię wykręcił i nóż skierował w Niemca trzewia. Nóż wbił się po samą rękojeść. Zabulgotało w gardle szkopa,krew ciepła oblała rękę Walka i upadł. Razem z nim upadł i Walerian. Rzygał z tej sytuacji. Całą noc nie spał. Koledzy jego ukryli ciała,ten pierwszy też trup,miał przetrącony kark. Także Walerian posmakował śmierci na własnej skórze dosłownie. Na koncie z czasem było więcej trupów. On i jego koledzy ze śmiercią byli za pan brat. Strzał czy nożem nie robiło żadnej różnicy. Wszystkie akcje wykonane z perfekcją,doszły szerokim echem do samej góry. Za zasługi on i jego cała ekipa dostała odznaczenie. On sam został dowódcą batalionu „Chińczyk”.

Po całej Warszawie wykonywali akcje sabotażowe czy egzekucje katów, zdrajców Polski było ich wielu ale coraz mniej.

Klapa

 

Kiedyś musiał nastąpić ten etap w życiu Waleriana gdzie musiał zmierzyć się z utratą kolegi z batalionu. Tadek dostał odłamkiem z granatu. Ironia,granat który pomógł przy studni,który dał życie innym tu w tym czarnym momencie odebrał życie Tadeuszowi. Dostał po udzie wykrwawił się .Uszkodzona tętnica pewna śmierć. Pogrzeb cichy z księdzem na cmentarzu miejscowym. Nazwisko Tadek dostał inne,bo gestapo szuka po świeżych grobach śladów struktur wojskowych. Potrafią nawet wygrzebać ciało z bezcześcić je łajzy jedne. Batalion słabszy na uzupełnienie stanów nie mogą liczyć.

Tragedia się kolejna wydarzyła osobista dla Waleriana. Marta dziewczyna jego została zatrzymana w trakcie przekazywania rozkazów w parku na ustalonym miejscu. Wpadła z łącznikiem w ręce gestapo. Walek wychodził z siebie,nie miał bladego pojęcia gdzie jest dziewczyna kilka godzin już jej nie ma!

-nareszcie krzyknął!Jesteś.

W drzwiach stoi inna osoba pomocnik łącznika oznajmił o pojmaniu Marty. Zdenerwowany wybiegł na korytarz bardzo obskurny i myślał usilnie co ma robić. Pomyślał logicznie wysłuchał łącznika. Marta trafiła na Pawiaka. Kilka dni trwało zebranie wszystkiego co potrzebne,łącznie z zielonym światłem pozwolenia przełożonych i w teren. Ruszyli chłopcy pod osłoną nocy. Zaszli od tyłu,wyskoczyli z ciemności pod płot z drutu kolczastego. Przeciął go Janek na drugim drucie zaprzestał,tyle starczyło aby się przeczołgać na drugą stronę. Po drugiej stronie ciemność głęboka. Powietrze ciężkie,czuć śmierć. Piotr poszedł na prawą stronę,Maurycy na lewo,Walek i Janek został pośrodku ochraniając obydwie strony. Wszyscy mieli się spotkać w punkcie zbornym z tyłu. Po likwidacji wartowników,chłopaki mieli siedemnaście minut do zmiany. Najgorszy etap to przedarcie się między szperaczami z wież wartowniczych,szkopy świecili jak nawiedzeni po płocie,ziemi i ścianach. Lufa ckm-a gotowa do strzelania za cynglem leżał Janek. Walerian zdołał dostać się do środka,jakoś szybko mu to poszło. W chwilę był już w długim korytarzu. Po prawej i po lewej stronie było po pięć drzwi konkretnych. Tylko te na końcu w centralnym punkcie były otwarte. Była to trupiarnia. Widok masakra. Sterta nieboszczyków,jedni ubrani,drudzy nadzy,kobiety rozebrane od pasa w dół. Najpewniej zgwałcone przez jebanych zwyrodnialców. Najgorszy i straszny widok to matka która leżała pod ścianą na mokrych od krwi kafelkach z dzieckiem swoim na piersi,oboje martwi. W śród ciał zobaczył blond włosy kobiety,w tym momencie dostał dreszczy i paraliżu. Zapłakany wyłuskał ciało kobiety z plątaniny rąk i nóg i ułożył na podłodze. Twarz zmasakrowana strasznie nie można rozpoznać zarysu twarzy,szczegółów ,Walerian poznał Ją-to Ona

 

Marta

…poznał ją po obrączce na palcu .Matka dała mu ją przed wyjazdem jako szczęśliwy talizman. Po części szczęśliwy talizman bo poznał Ją-dziewczynę którą kochał do szaleństwa.

Załamał się. W jego głowie tysiące myśli. A wśród natłoku myśl-zastrzelić się?

 

Walerian

 

W amoku rozpaczy z miłości i niemocy...

Walerian pomyślał o matce,ojcu.

Jeszcze raz myślami wrócił do tamtej nocy-O pięknej dziewczynie w blasku księżyca-zarys twarzy tak wyraźny jak w dzień. Najjaśniejsze zdjęcie miłości zapisane w głowie człowieka.

 

Śmierć

 

Walerian nie wytrzymał,wyciągnął pistolet strzelił!

Teraz na zawsze razem kochana

 

Ps. Jego koledzy przeżyli wojnę. Matka też. Odwiedziła jego grób po wojnie pod innym nazwiskiem. Pochowali ich razem w jednej mogile. Napis widniał „Kocham Cię”

Walerian prowadził notatnik,wszystko skrupulatnie opisał do momenty przybycia do Anglii.

Dalszą historię ja Janek kolega Walka i Marty musiałem dopisać całą resztę.

 

"Człowiek wieloma drogami chodzi,nie wie gdzie trafi,ale wybiera jedną by swą stworzyć."

 

Droga Waleriana

Następne częściDroga

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Aisak 21.12.2017
    w sumie ciekawe. tylko nieporadnie napisane.
    jakby poprawić, to mogłaby wyjść perełka.
    trzymam kciuki.
  • Aisak 21.12.2017
    aaa, to twoje były Rozmyślania!
    stwierdzam, że jednak dużo ciekawsze.
    dużo.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania