Ducha
Pies miał cztery łapy, ogon i ogromne serce. Rodzice przywieźli mi go i wyjechali. Najpierw się przeraziłem, a potem ucieszyłem, że nie zostałem sam. Nie wiem, czy urodził się już taki, czy serce nie przestało rosnąć. Wyglądał jak leżący na boku najedzony kleszcz z łapami, ogonem i zwisającym pyskiem. Dziewięćdziesiąt procent psa stanowiło serce, obleczone skóra i rzadka sierścią, reszta to wypustki, w tym płciowe. Leżał sobie na boku, sporo szczekał, merdał ogonem, jak to pies. Ponadto rósł i malał, rósł i malał co sekundę, jak to serce. Bił. Nazwałem go Ducha. Trudno było wywnioskować cokolwiek z budowy ciała, ale kształt pyska, uszy i ogon wskazywały, że to hart. Wierzę, że był ze mną szczęśliwy. Lubił gdy toczyłem go po pokoju, sapał wówczas z radości i przebierał nogami jakby gdzieś pędził. Oglądaliśmy wspólnie telewizję, a gdy leciała msza, wył. Normalny pies z ogromnym sercem. I właśnie to serce stało się zaczątkiem kłopotów. Zdarzało się, że ucieszył sie do tego stopnia, że z tej radości pękała mu skóra. Rósł i malał jak opętany, a po sierści spływała krew. Piszczał, wył, wtedy rana się rozszerzała i trzeba było uspokajać, głaskać, aby tylko przestał się ranić. Takie rozpadliny ciężko się goiły, zwłaszcza, że gdy tylko rozemocjonował się znowu, strupy pękały. Pewnego zaś razu, gdy wróciłem z zakupów tak się ucieszył, że pękł na pół. Od brzucha po szyję. Skóra rozjechała się jak na przejrzałej śliwce odsłaniając goły mięsień. Bum, bum, bum. Pies zemdlał i się przy okazji posrał. Szyłem go całą noc, trzy opakowania nici chirurgicznej, garść antybiotyków. Przeżył, ale od tej chwili musiałem szczególnie uważać, by nie rozpruł się ponownie. By się nie ekscytował. Przestałem wychodzić z domu. Regularność. Nuda, ale nie nazbyt dojmująca, aby nie popadł w depresje, nie wzdychał z przejęcia. Jedzenie i potrzebne zakupy dostarczano przez okno wiadrem, żeby nikt nie zapukał do drzwi. Trzeba było spać przy nim i wybudzać ze złych snów, by się od nich nie rozpadł. I po paru latach zdechł. Po prostu westchnął i się zatrzymał. Nie zmalał już, nie urósł. Język zszarzał dosłownie w parę chwil, oczy stały się płaskie, wyschły w sekundę. Odszedł. O kurwa, ja pierdole, uuuf - powiedziałem z ulgą, wyszedłem
po raz pierwszy od lat, zapaliłem papierosa i się rozpłakałem.
Komentarze (10)
W kilku miejscach brak różnych: ą, ę, ł .
Miłość zabija, fakt.
Trzeba mieć grubą skórę i małe, elastyczne serce.
Bardzo oryginalnie podajesz ową prawdę.
Szacunek.
Pięć gwiazdek się należy, jak miłość dla "psa".
Pozdrawiam Autorkę.
Wspaniały tekst i byłoby bardzo wskazane, gdyby Autor dodał go konkursu, no bo czemu nie?
Nieważne śa jakiekolwiek nagrody, ale chęć wspólnej zabawy, a Ducha prosi się o szerszy rozgłos.
2x5.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania