Duchy dżungli(fragment)

Jest tylko jeden który władać potrafił światami. Władca bogów. Pan Duchów. Ukryty w liściach, nie mający imienia. W którego żyłach płynęły kroniki pradawnych. Który pojął tajemnicę początku i końca.

Nikt nie znał miejsca jego pobytu. Nikt nie wie jak wyglądał.

Kim był?

On sam nie potrafił odpowiedź na to pytanie.

 

 

Siedziała na jednej z gałęzi potężnego mahoniowca rosnącego w samym środku gęstej, pozbawionej jakichkolwiek reguł dżungli. Omiotła wzrokiem teren rozciągający się pod nią. Czysto.

Od kilku dni tropiła czarną panterę. Tą, która zabiła dowódcę stada, Alfę.

Nie brała kąpieli odkąd wyruszyła. Tak, by stać się zapachem dziczy. Jadła surowe mięso i trawę. Musiała dokonać aktu zemsty. Jako ostrzeżenia.

Zabicie Alfy było niewybaczalne. Jako jego następca nie mogła tego wybaczyć.

Bezszelestnie przeskoczyła z gałęzi na gałąź. Była już blisko. Na korach drzew widziała ślady pazurów. Pantera jak każdy kot znaczyła swoje terytorium. Jako ostrzeżenie.

Poruszała się jednostajną prędkością, bardzo wolno, kierując się w stronę skalnych grani. Gdy znalazła się pod urwiskiem, płynnie zaczęła piąć się ku górze instynktownie chwytając się wystających kamieni.

Ona teraz miała szansę. Dobyła łuku i nałożyła strzałę na cięciwę naciągając ją mocno. Przymierzyła w dzikiego zwierza. Wystrzelony pocisk przeszył ze świstem powietrze, wbijając się w grzbiet drapieżnika. Pantera warknęła i zwaliła się ciężko na ziemię.

Koniec. Zeskoczyła z drzewa i czekała, aż pojękiwania ucichną. Podeszła w stronę truchła i wciągnęła zapach martwego- jak sądziła- ciała. Założyła łuk na plecy.

Zareagowała za późno. Zdychająca pantera znalazła w sobie resztki sił, by zadać ostateczny cios.

Rozorała dziewczynie ramię, a tryskająca krew zbryzgała skalną grań.

Syknęła i cofnęła się o kilka kroków. Tym razem czekała cierpliwie, aż drapieżnik wyda ostatnie tchnienie.

Urwała rękaw prymitywnej koszuli, uszytej ze skóry niedźwiedzia i zawiązała nim krwawiącą ranę. Jedną ze strzał zaczęła dźgać głowę pantery upewniając się, że nie żyję.

Nic.

Podeszła i sprawnie ją oskórowała. Zbliżały się chłodne dni. Napływ powietrza z północy. Przyda jej się ciepłe futro. Trofeum pozostawiła na jednej ze skalnych półek w nadziei, że nikt ani nic nie odważy się jej okraść.

Spojrzała w górę, unosząc zawadiacko kącik ust. Będzie pierwszą, która zdobędzie legowisko pantery. Zwierzęta te prowadziły samotny tryb życia, a ich kryjówki pozostawały nieraz do samego końca tajemnicą.

Jak każdego łowcy.

Wspinając się kalkulowała w głowie prawdopodobieństwo zastania pustego leża. Musiało być puste.

Tym bardziej zdziwiła się, gdy będąc przy granicy urwiska usłyszała ciche pojękiwania.

Pojękiwania?

Zmarszczyła brwi, po czym znalazłszy się na półce zaczęła nasłuchiwać odgłosów wydobywających się z jaskini. Zatrzymała się tuż przed wejściem. Miauczenie?

Przykucnęła, kładąc nóż obok siebie. Wyciągnęła zza pasa krótką pochodnie jednorazowego użytku i krzemieniami wznieciła iskrę.

Naoliwiony chrust zaczął płonąć. Podniosła z powrotem ostrze i weszła do wnętrza jaskini.

Skrzywiła się, gdy ogień rozświetlił zeschnięte mięśnie, ścięgna i skórę niedawno zabitego zwierzęcia.

Było tu jednak coś jeszcze.

Z zaintrygowaniem zbliżyła się do postaci mającej budowę niezwykle podobną do jej budowy. Ten sam kształt czaszki, długi, wyprostowany szkielet i kończyny. Takie same jak jej.

Zmarszczyła brwi w zamyśleniu i przykucnęła przy znalezisku dokładnie oświetlając kościelca.

Czym byłeś?- zapytała w myślach. Czy byłeś podobny do mnie?

Powstała, gdy jej uszu dobiegły wysokie dźwięki. Raz jeszcze omiotła wzrokiem dziwną istotę po czym ruszyła w głąb wnętrza jaskini.

Omijała truchła zwierzyny łownej. W ten sposób okazywała szacunek poległym w walce duchom dżungli.

Zatrzymała się gwałtownie, gdy w oddali pośród gniazda zbitego z traw, gałęzi i gliny dojrzała dwa niewielkie kształty błądzące w ciemności.

Podeszła bliżej.

Młode pantery. Nie miały więcej niż pełnie księżyca. A ona? Ile pełni przeżyła? Zdołała wyliczyć sto osiemdziesiąt osiem. Miała ich jednak więcej. Nie miała pojęcia ile pełni minęło, nim zyskała świadomość, a ile nim spostrzegła, że Księżyc odmierzał czas.

Zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści noża i wymierzyła czubkiem ostrza w kocięta.

Oh, gdy tylko pokaże sforze trofea z pewnością zyska przychylność starszyzny.

Po jednym ciosie. W rdzeń. By zginęły szybko.

Zacisnęła szczęki, gdy jedno z kociąt, to ze złamanym ogonem spojrzało wprost na nią z nadzieją pomieszczaną z lękiem i nienawiścią. Kocię wiedziało, że jego matka została zabita. Wiedziało, że zginęła z jej ręki.

Teraz wszystko zależało od niej. Czy miała uczynić z nim to samo co z jego matką, czy też okazać łaskę.

Jeszcze znały łaskę. Jeszcze nie poznały dżungli.

Spojrzała na drugie i sprawdziła płeć. Samiec i samica.

Nie potrafiła. Nie potrafiła zabić czegoś co nie poznało śmierci.

Drgnęła, gdy na zewnątrz rozległ się grzmot. Zbierało się na ulewę, a kocięta były głodne. Czekały na matkę. Tyle, że ona już nigdy miała nie wrócić.

Co prawda, mogłaby je zostawić i skazać na prawo dżungli, jednak umysł nie pozwalał jej podjąć takiej decyzji. Musiała się nimi zająć.

Jednak to wiązało się z brakiem możliwości powrotu do watahy. Wilki nigdy nie zaakceptowały, by potomków istoty, która zapolowała na Alfę.

Schowała nóż do pochwy.

Musiała zdobyć jedzenie przed ulewą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Dekaos Dondi 09.12.2018
    Mnie tekst podszedł. Jest odpowiedni klimat, pobudzający wyobraźnię. Można się wczuć. Pozdrawiam→5
    Poniżej jeno sugestie me, tyczące powtórzeń:~)
    Zabicie Alfy było niewybaczalne. Jako jego następca, nie mogła tego bez zemsty zostawić.
    Gdy podeszła pod urwisko, płynnie zaczęła piąć się ku górze, instynktownie chwytając wystające kamienie
    Poruszała się jednostajną prędkością, bardzo wolno zmierzając w stronę skalnych grani.
    Nie potrafiła zabić czegoś co nie poznało śmierci - !!!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania