Duchy przeszłości

- Skąd biorą się sny? – jasnowłosa dziewczynka wpatruje się w matkę, czekając na odpowiedź.

- Co ci się przyśniło? – pyta głupio kobieta. Nie wie co odpowiedzieć. To smutne.

- Małe dziecko. W samochodzie. Paliło się – oczy dziecka zaszkliły się, głos zaczął drżeć. – Nikt nie chciał tego dziecka uratować, wszyscy tylko patrzyli.

Zamarłam. Udając, że czytam książkę, nadal przysłuchiwałam się tej niecodziennej rozmowie.

- Bałam się, mamusiu. Nie potrafiłam zamknąć oczu, musiałam na to patrzeć – zaczęła szlochać.

- Oj, nie płacz już, cichutko – próbowała ją uspokoić, jednak bezskutecznie.

- Mamusiu, ale… - dziewczynka nie potrafi się wysłowić, ciągle powtarza jedno słowo.

Chcę dowiedzieć się o co chodzi, jednak jest to bezskuteczne. Obraz płaczącego dziecka w taki słoneczny i ciepły dzień jest nie na miejscu. Matka nie daje rady uspokoić swojej pociechy, więc odzywa się moja dobra natura i podchodzę do nich. Zdejmuję świeżo upleciony wianek, próbuję nałożyć go na złociste włosy dziecka.

Wianek spada, matka z dzieckiem znikają, przed oczami pojawiają mi się mroczki, upadam na kolana. Głowa pulsuje tępym bólem, nie wiem co się dzieje. Nagle przed oczami pojawiają się obrazy.

Widzę samochód w ogniu, a przy nim małą dziewczynkę, na oko pięcioletnią. Długie blond włosy upięte w dwa warkoczyki, opadają na różową bluzeczkę. W głowie pojawiają mi się pytania. Co ona tu robi? Dlaczego jest tak blisko ognia i samochodu? Czemu nikt nie reaguje?! Moja dobra natura każe ją uratować. Nikogo wokół nie widać, uświadamiam sobie, że muszę zadzwonić po pogotowie, oraz coś zrobić.

Podbiegam, już chcę chwycić małą w ramiona, jednak moja ręka trafia na pustkę, przelatuje przez jej brzuch. Patrzy na mnie, wlepia ciemne oczy w moją twarz. Zaczynam wrzeszczeć, albo tylko tak myślę.

Dziewczynka się uśmiecha, chudym palcem pokazuje wnętrze samochodu. Patrzę tam. Chcę uciec, ale nie potrafię, stoję jak wmurowana.

- To ja – mówi dziewczynka.

Rzeczywiście siedzi tam jasnowłose dziecko z długimi warkoczami. Nic nie rozumiem, teraz naprawdę wrzeszczę, jednak nie długo. Głowę przyciska niewyobrażalny ból, sceneria się zmienia, znowu jestem na placu zabaw.

Obok mnie nadal stoi matka z dzieckiem, jednak dopiero teraz dostrzegam, że jest jakaś niewyraźna, a powietrze wokół niej drży. Dotykam jej ramienia, a przynajmniej próbuję, bo ręka przelatuje przez jej ciało, a ona nadal przytula płaczące dziecko. Nie reaguje, nadal uspokaja dziecko.

Znowu wrzeszczę, nie wiem co się dzieje. To nie ludzie. Nie, na pewno nie ludzie. To duchy.

Nie chcę już tu być, nie chcę. Zaczynam beczeć, to jakiś koszmar. Strach mnie przygniata. Kulę się, zamykam oczy, powtarzając sobie, że to tylko wytwory mojej wyobraźni.

Otwieram oczy, a ich nie ma. Został tylko wianek i łzy na chodniku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Szalokapel 07.07.2016
    Hehhe, dobrze. :D 5
  • Erka 07.07.2016
    Piękne daję 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania