Dupolis i chujnia

Dupolis Learevel z przerażeniem rozejrzał się wokół siebie. Zszedłszy górską dróżką wprost w ciemną leśną gęstwinę, natrafił na coś, czego wędrowcy wolą nawet nie nazywać. Nieliczni szczęściarze, którzy cudem przeżyli spotkanie z "tym" powtarzali tylko jedno, wbijające się w pamięć słowo: chujnia. I rzeczywiście, wiele miało ono wspólnego z prawdą o tym bardzo rzadko spotykanym zjawisku. Czymże to jednak było? Dupolis, przeanalizowawszy z przestrachem "obiekty" wszczepione w korę otaczających go drzew, przypomniał sobie zasłyszaną kiedyś historię o dość specyficznym plemieniu goblinów zamieszkujących nieznane przez ludzki umysł tereny. Otóż chodziły słuchy, że te szkaradne istoty polowały na ponętnych, ich zdaniem, ludzkich i elfich wędrowców, porywały, dekapitowały, brutalnie patroszyły i zjadały od pasa w górę, a po tym dokonywały kastracji zwłok, by wykorzystać ich genitalia w jakimś paskudnym rytuale. Wyglądało więc na to, że Dupolis, zupełnie przypadkiem, prawdopodobnie odkrył ołtarz ofiarny, albo coś znacznie gorszego. Rzeczywiście, otaczające królewskiego badacza penisy były znacznych rozmiarów, wskazując na wspaniałą budowę ciała ich martwych właścicieli. Nie wiedział jednak jaki był cel wszczepiania ich w przypadkowo rosnące drzewa, choć po obserwacji mógł stwierdzić, że użyto do tego z pewnością jakiejś nieczystej, potwornej magii. Postanowił więc zachować ostrożność, bo nie pierwszy raz w swojej karierze mierzył się z dziwacznymi, goblinimi czarami i dobrze wiedział, jak bardzo przewrotne i groźne potrafią być. Przed podjęciem działań dokładnie obejrzał podłoże przed sobą i w pobliżu drzew, szukając linek lub run mogących aktywować jakąś pułapkę. Z ulgą stwierdził, że nic takiego w pobliżu nie ma. Kutasy też wyglądały niegroźnie, choć ich ukryta, ledwie wyczuwalna, magiczna aura, mogła niepokoić. Dupolis jednak nie miał czasu ani humoru na zmartwienia, gdyż droga mu się dłużyła, a czas uciekał. To nie była jedna z tych ekspedycji, kiedy mógł zniknąć nawet na pół roku całkowicie poświęcając się badaniom. Miał wyznaczony termin spotkania, musiał dotrzeć z punktu "A" do punkty "B", a jedynie jego naukowa ciekawość zepchnęła go na nieznany, górski szlak. I właśnie w takich momentach gorzko żałował tej swojej wrodzonej chęci poznania niepoznanego.

Mimo wszystko ruszył, pozostawiając za sobą wątpliwości i gdybania. Postawił pierwszy krok, potem kolejny, i tak samo jak wcześniej, tyle, że z penisami wokół, kontynuował swoją wędrówkę. Przez chwilę znowu pomyślał o tych straszliwych podaniach i relacjach o tajemniczej chujni, ale zdały mu się one zdrowo wyolbrzymione i jak myślał w tamtej chwili, zmyślone. Jedyne, co mogło się tu zdać groźne to ta ukryta aura, ale to tylko w przypadku alergików. Niepokoiła go jednak zgodność tych opowiadań, bo ilekroć je słyszał zawsze powtarzano jedno zdanie "chujnia atakuje z zaskoczenia". Dupolis był jednak zmęczony i zniecierpliwiony, więc uznał, że czymkolwiek ten atak jest, on, jako doświadczony wojownik, sobie z nim poradzi. Nie zaprzestał zatem wędrówki i mijając ostatnie drzewo z chujem, poczuł ulgę, że ta nieprzyjemność szczęśliwie go ominęła.

Wtem jednak, po przebyciu kilku kroków poza tajemniczą chujnią, poczuł ogromne źródło energii za swoimi plecami. Odwrócił się szybko, dobywając miecza.

Na twarzy Dupolisa wymalowało się przerażenie.

— Na Miautatesa! — wykrzyknął, widząc materializującą się na jego oczach istotę.

Będąc hobbistycznym alchemikiem znał się trochę na tworzeniu golemów; wiedział, że można je tworzyć z najróżniejszych materiałów, przywoływać za pomocą specjalistycznych zaklęć i nadawać różnorakie kształty, niekoniecznie humanoidalne. Jednak to, co zobaczył dalece wykraczało poza jego zbrukaną przez różne dziwactwa wyobraźnię.

Chujowy golem. Dosłownie.

Postawny mężczyzna, otoczony magiczną, żółtą sferą, wewnątrz której wirowały niczym skrzydła wiatraka penisy z pobliskich drzew. Istota ta nie posiadała twarzy; tam, gdzie być ona powinna, jak łatwo odgadnąć, umiejscowiony był wielgachny kutas.

Dupolis z narastającym obrzydzeniem przyglądał się powoli zbliżającemu się stworzeniu, którego plugawa aparycja rozsiewała wokół atmosferę niepokoju. Szukał w głowie rozwiązania; zastanawiał się, czy w tej sytuacji lepiej sprawdzi się zimna stal, czy gorący magiczny promień. Zdecydował się na to drugie. Pospiesznie schował miecz do pochwy, odpiął od pasa wysłużoną zaklętą księgę i zaczął nerwowo wertować pozaginane strony w poszukiwaniu odpowiedniego czaru.

— Za każdym, kurwa, razem — zaczął mówić do siebie. — Zakładki. Jak zwykle nie mam zakładek.

Rzeczywiście, jak potwierdzają liczni magowie, używanie księgi w sytuacjach bojowych bez stosownych zaznaczeń najważniejszych czarów niemalże zawsze skazuje użytkownika na porażkę. Dupolis miał więc wielkiego pecha, że ciągle zapominał o zrobieniu w wolnej chwili tej prozaicznej czynności. Nie był to jednak dobry moment na takie rozmyślania, gdyż obrzydliwe monstrum, choć bardzo powolne, zbliżało się nieubłaganie i wyglądało na to, że zaraz wykona swój atak. Dupolis jednak zdążył odnaleźć stosowną inkantację i dosłownie chwilę przed starciem twarzą w penis z golemem wykrzyknął z całych sił przepełnione magią słowa:

— Błyskawico Niebios! Przepłyń przez umysł grzesznika, który śmiał podnieść rękę na twego kapłana! Zabójcza błyskawica!

Wiązka światła momentalnie się zmaterializowała i z wielką mocą uderzyła w cel. Huk rozniósł się wokoło, wielka chmura pyłu podniosła się z ziemi, zasłaniając Dupolisowi widok. Niemrawy odgłos kroków ucichł. Królewski badacz, przecierając oczy, próbował dostrzec, czy jego zaklęcie przyniosło jakikolwiek efekt. Zdawało mu się, że bestia się zatrzymała, choć tracąc ją z widoku, wolał nie ryzykować podejścia bliżej. Po chwili kurz opadł na ziemię, a po golemie nie było ani śladu. Został jedynie wypalony krąg w ziemi, który jasno sugerował, że użyto czaru obronnego, niwelującego niszczycielską moc błyskawicy. Dupolis natychmiastowo zdał sobie z tego sprawę. Zbliżył się do miejsca uderzenia, odwrócił się i obserwował okolicę, czekając na atak wrogiej istoty. Martwiło go to, że nie był w stanie dostrzec, kiedy jego przeciwnik rzucił czar i zdążył uciec z jego pola widzenia. Pył mógł przysłonić ruchy golema, lecz Dupolis z pewnością widziałby chociaż zarys jego muskularnej sylwetki. Niemożliwym było, by tak wielka istota przemieściła się tak szybko i bezszelestnie. Prawdziwą zagadką było jednak niezwykle szybko i sprawnie rzucone zaklęcie, które swoją mocą powinno być wymagające nawet dla doświadczonych magów. W czasie swoich podróży Dupolis słyszał o mogących rzucać czary golemach, lecz ich istnienie zdecydowanie podważają uczeni i alchemicy, twierdząc, że stworzenie tak inteligentnej i potężnej sztucznej istoty, póki co jest domeną bóstw i nieposkromionych diabelskich duchów, których nie widziano na świecie od tysięcy lat. Czym więc było to, co doświadczył Dupolis? Czy to właśnie była potęga chujni, czy może czar iluzji, który oszukał umysł wędrowca? Niezależnie od odpowiedzi, prawie mag mógł być pewien, że chujowy golem niebawem zaatakuje.

Cichy szelest za plecami. Tylko to zdradziło niespodziewane uderzenie. Golem zjawił się praktycznie znikąd. Dupolis nie miał szans by zareagować. Potężny cios w kręgosłup natychmiastowo powalił go na ziemię. Upadł na plecy, tuż pod stopami plugawego monstrum. Tłumił ból w sobie, nie mógł sobie pozwolić na oznakę słabości w obliczu tak wielkiego zagrożenia. Żółta sfera znikła, golem stał nad nim, jak mu się zdawało, zupełnie pozbawiony ochrony. "Właśnie!" — pomyślał. "Jak mogłem na to nie wpaść? To ta sfera, nie czar, go ochroniła. Ale ta moc, ta szybkość... Ten golem jest niezwykły". Dupolis wykorzystał tę krótką chwilę, by wykonać swój atak. Podniósł się tak szybko jak zdołał, przeciął mieczem klatkę piersiową golema, zdążył nawet ugodzić go w "twarz", odcinając końcówkę penisa. Nie zdążył jednak odskoczyć. Potwór wystawił się na atak, ale cały czas był czujny. Momentalnie złapał Dupolis za lewą rękę, krusząc jego obolałe kości. Badacz przyklęknął na ziemi, próbował oswobodzić ramię. Zacisnął palce na rękojeści, z całej siły uderzył w trzymająca go kończynę. Zimne ostrze przeszyło tkanki, wbiło się w twardą kość i utknęło! Golem złapał za klingę swoją drugą ręką i złamał ją z taką łatwością, jakby to była przemoknięta zapałka.

— Czym ty jesteś, potworze? — syknął Dupolis, zaciskając zęby.

Nie mógł już powstrzymać bólu. Z jego ust wydobył się rozpaczliwy ryk. Dłoń golema coraz bardziej zaciskała się na jego ręce. Czuł jak powoli tłamsi rękaw, skórę, naciska na kość i powoli, jak imadło, ją miażdży. Dupolis miał w zanadrzu jeszcze nóż, ale i on niewiele mógł zdziałać w tej nierównej walce. Próbował odcinać palce, z początku prawie mu się udawało, ale oponent momentalnie wytrącił mu ostrze z dłoni, przy okazji przetrącając zmęczone kości. Cierpienia Dupolisa trwały dobre kilka minut, zanim głośne chrupnięcie i jeszcze głośniejszy krzyk przerwały tę powolną katorgę. Królewski badacz ponownie upadł pod stopami obrzydliwego golema. Złamana ręka, wyczerpane siły... Dawno już nie czuł się tak bezsilnie. Zdarzyły mu się takie walki, często obrywał, ale zawsze gdzieś była jakaś szansa, a teraz... Dupolis, pogrążając się w bólu, dobrze wiedział, że nie ma już szans. "Przegrać z chujowym golemem. Cóż za haniebna śmierć" — pomyślał, zaciskając powieki. Noga przeciwnika podniosła się. Przygotowywał się do uderzenia. Kopniak w głowę – tak to chciał rozwiązać. Dupolis mógł się tylko domyślać, jak bardzo inteligentny i niezwykły był ten golem. Jego okrucieństwo, powolne, pewne siebie ruchy. Czymkolwiek ta istota była, na pewno nie mogła jej stworzyć ludzka wola. Właśnie dlatego zwykli ludzie żyją w strachu. Las, magia, artefakty – cały ten świat został stworzony, by konfrontować się z człowiekiem i pokazywać jego kruchemu sercu całą gamę niewyobrażalnie ciemnych emocji. Badacz przełknął ślinę, ostatni raz otworzył oczy, by zerknąć na granatowe niebo. Śmierć, śmierć wtargnęła na jego ścieżkę.

— Nie tak prędko...

Usłyszał głos. Wyraźny, ostry jak wiatr. Ten ktoś stał daleko za golemem.

— Paskudne wynaturzenie. Nie wiem, kto cię stworzył, ale człowiek, którego chcesz zabić... Musi jeszcze trochę pożyć.

Chujowy golem nawet nie drgnął. Całkowicie zignorował głos. Cios, tylko ostateczny cios – jedynie to mogło wypełniać jego sztuczny umysł. Nie tracił czasu. Zamach nogą. Niechybny koniec... Cięcie. Gorąca magia, dysk przecinający potwora w pół. Dupolis dobrze to widział. Jego oczy były szeroko otwarte; chłonęły magię, cud, który go uratował. Ciało golema zamieniło się w popiół. Królewski badacz zebrał się w sobie, powoli wstał z ziemi. Zwrócił wzrok w stronę swego wybawcy, lecz jego już tam nie było. Widział tylko jego zaklęcie, słyszał chłodny głos – nic więcej. Ślad po nim zaginął.

Dupolis oddalił się od pola bitwy. Przysiadł pod drzewem przy ścieżce. Nie miał przy sobie medykamentów. Jedynie parę czarów leczących i kojących ból, ale to było za mało na złamaną rękę. Wyleczył pomniejsze rany, stłuczenia, ramię usztywnił, przewiązał sznurkiem i zawiesił o kark. Obolały, zmęczony, ale gotowy do drogi. Niedaleko, przynajmniej z tego, co wiedział, znajdowała się wioska. Nie mógł więc sobie pozwolić na odpoczynek. Musiał wytrzymać i iść dalej.

Wstał, spojrzał raz jeszcze za siebie. Penisy, tak jak podejrzewał, wróciły na swoje miejsca. "To nie jest zwyczajna pułapka. Bardzo potężna magia, zdecydowanie zbyt potężna na górskie gobliny." Wolał już jednak o tym nie myśleć. Wrócił na szlak, zostawił to wszystko za sobą.

"Przeklęta wędrówka" — pomyślał. "Miało być lekko; mówili, że to bezpieczna okolica. Głupi rolnicy, pewnie wszystkich tak naciągają. Najwięcej łupów jest z trupów przecież."

Wędrujący po niebie księżyc przemilczał te słowa.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • maciekzolnowski 16.05.2019
    Na Minetotaura! Właśnie odbyłem górską wędrówkę z penisami w tle i nadal żyję. A było warto, oto bizarro w postaci czystej absolutnej. Niczym w "Kapitanie Bomba" udało Ci się wyczarować z samych tylko chujów całe samoistne i spójne oralnie, znaczy literacko, uniwersum. Bravo, bravissimo!
  • Pan Buczybór 16.05.2019
    Dzięki za pozytywne przyjęcie
  • pkropka 16.05.2019
    Ależ chujowe opowiadanie. Podobało mi się :D
    W pewnym momencie za dużo było swój/jego oto, ale na telefonie nie mogłam skopiować. Poza tym czytało się płynnie, jeżeli planujesz to z chęcią poczytam innych przygodach królewskiego badacza ;)
  • Pan Buczybór 16.05.2019
    Eh, przy takiej narracji często mi wpada dużo tych dookreśleń. Postaram się przejrzeć. Nie wiem, czy planuję, ale raczej na jednej przygodzie Dupolisa się nie skończy, więc możesz czekać :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania