Durmstrang nie tylko dla facetów

Witam was bardzo serdecznie. Przepraszam za błędy ale autokorekta mi je poprawia i czasami tak jest. Zmieniam tytuł na "Panna z Durmstrangu". Mam następny rozdział i końcówka jest dużo lepsza. Jest to tak jakby wspomnienie. Pamiętajcie. Nie w tym rozdziale. Także zaczynajmy.

***

Rozdział II "Prawda czasem boli".

- Angel! Musimy porozmawiać. - zatrzymał mnie dyrektor. - Lepiej chodźmy do mnie. - ruszyliśmy w przeciwnym kierunku. - Z pewnością wiesz, że w tym roku, odbywa się Turniej Trójmagiczny. - przytaknęłam głową na znak, że rozumiem. - W tym roku będziemy mieszkali w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart w Anglii. Jest to zaszczyt gościć w tym pięknym zamku i brać udział w tych zawodach. Niestety... Będziesz musiała pożegnać się na dłużej z naszą szkołą. - serce mi chyba się zatrzymało. A może wręcz przeciwnie?

- Do czego pan zmierza? - ton głosu mówił sam za siebie.

- Razem z dyrektorem Albusem Dumbledore'em, postanowiliśmy, że do końca nauki będziesz chodziła tam do szkoły.

- Pan chyba żartuje. Jakiś niesmaczny ten żart. - wstałam nagle z krzesła. Nie może pan mi tego zrobić. To jest nie fair. Ja nie chcę tam mieszkać. Tu jest mój dom. - zaczęłam krzyczeć.

- Uspokuj się młoda damo. - sam powstał. - Będziesz tam chodziła czy ci sie to podoba czy nie. Rozumiesz? Czy może wolisz w inny sposób? - widziałam w jego oczach wściekłość.

- Nie, nie rozumiem. - zaczelam ciszej. - Nie chcę. To jest mój dom. - raczej jak groch o ścianę.

- Niestety. Za dwa dni jedziemy na Turniej. Od tamtej pory... Będziesz musiała tam zostać. - usiadł ponownie na krześle. Uczyniłam to samo.

- Pan to sobie wyobraża? Ja tam? Nie będę potrafiła tam żyć. To nie będzie to samo. - wzięłam głęboki oddech.

- Musisz się dzisiaj spakować. Jutro przybędzie tu Hagrid, gajowy Hogwart u i to z nin udasz się na ulicę Pokątną. Kupisz tam książki, pióra, atrament oraz szatę. Zapewne wrócicie wieczorem. Sama rozumiesz. Będzie nam Ciebie brakowało. Nie będzie już tego Twojego donośnego śmiechu. Chłopcy jeszcze o tym nie wiedzą. Raczej chciałabyś im sama to powiedzieć.

- Tak. - przerwałam mu.

- Powinnaś już iść. Napiszę jeszcze do profesora, że jesteś o tym poinformowana.

Wstałam z krzesła.

Jak mam im to powiedzieć? Co mam teraz zrobić? Przecież nie będą chcieli mnie znać. Załamią się, a ja wraz z nimi. Łzy popłynęły ciurkiem. Pierwszy raz płakałam. Co za dziwne uczucie.

Weszłam do pokoju wspólnego i w oczy rzucił mi się siedzący na kanapie Wiktor. Podeszłam do niego, usiadłam i się przytuliłam.

- Kłopoty? - zapytał.

- Nie, nie o to chodzi. Po prostu powiedz mi.... - głos mi się załamał.

- O co chodzi? - podniósł podbródek.

- O nic. Chciałbyś mnie znać, gdybym musiała się np. wyprowadzić na stałe? To znaczy gdybym chodziła na stałe do innej szkoły i już więcej się nie zobaczyli?

- Pamiętaj Angel. Zawsze będziesz moją przyjaciółką. Choćbyś mieszkała na drugim końcu świata, zawsze nią będziesz. Możesz na mnie liczyć.

- Bo widzisz... Ja się wyprowadzam. W tym roku jest ten Turniej i płyniemy do Hogwartu i tam ostatni raz się widzimy. Nie wiem, jak to będzie. Nie będę potrafiła tam żyć. To bedzie koszmar. Będziemy się widzieć ostatni rok. Później możemy pisać tylko listy. Ciekawe jak to będzie...

- Posłuchaj. Dla mnie zawsze będziesz moim aniołkiem. Będziemy pisać listy. Na wakacje możemy się zobaczyć. - chyba próbował pocieszać.

- Tyle, że mieszkam w sierocińcu. Nie ma mowy o tym.

- Bądź twarda. W końcu jesteś z Durmstrangu. Tutaj trzeba być twardym. Musisz pokazać moc Durmstrangu. Jestes facetem, nie kobietą. No może nie dosłownie. - złapał sie za podbródek.

- Jesteś żałosny, wiesz? - zaczęłam się śmiać.

- Ej no! To ja tu próbuje Cię pocieszyć, a ty mi wyjeżdżasz z jakimś żałosnym? - udał obrażonego.

- Wiesz, o czym mówię Wiki. Już jutro przybędzie tu Hagrid i wieczorem będę spowrotem. Idę się spakować. Tak bardzo będzie mi Ciebie brakowało. - przytuliłam się jeszcze bardziej.

Po kilku chwilach, poszłam do swojego pokoju. Od czego mam zacząć? Wyciągnęłam kufer i spakowałam bieliznę, później wszystkie spodnie, spódnice, koszule, koszulki i krawaty. W szafy zabrałam ubranie "robocze". Z ubrań, zostawiłam sobie tylko dres, bluzę z długim rękawem, bieliznę, skarpetki i białe Adidasy. Do kufra spakowałam książki, pióra, pergaminy i prywatne lektury. Nie miałam dużo rzeczy. To wszystko wystarczyło. Oprócz tego miałam jeszcze miotłę i kilka akcesorii do jej konserwowania. Na szczęście na miotłę miałam osobne miejsce. Ależ ze mnie zapomniałeś! A ubrania moje szkolne? Przecież nie pojadę w dresie. Szybko je wypakowalam, a resztę położyłam na swoje miejsce.

Położyłam się na łóżku, myśląc jak to będzie. Musiałam przysnąć, bo obudziłam sie w nocy, gdzieś około 04:30. Poszłam się ochlapać, a w zasadzie umyć. Po kąpieli, ubrałam naszykowane ubranie, umyłam zęby, rozczesałam włosy i pomalowałam rzęsy. Weszłam do pokoju. Godzina na zegarku wskazywała 05:43. Co ja tam tyle robiłam? Położyłam sie spowrotem , lecz nie usnełam. W końcu po około piętnastu minutach wzięłam miotłę i cicho wyszłam polatać.

Ten wiatr w włosach, zawsze mnie uspokaja. Lecz wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Trzeba było iść na na śniadanie, a później czekać na Hagrida.

Po śniadaniu przybył.

- Witaj Angel. - wyciągnął rękę.

- Hagrid? - wspomnienia z tamtej nocy wróciły. Motocykl, duży gość i podróż. Przytuliłam go. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji. Lecz również mnie przytulił.

- Pamiętasz mnie? Naprawdę? - otarł łzę.

- Hagridzie oczywiście ze tak. A teraz nie płacz bo musimy się zbierać.

- Jasne. - odwróciłam się do Wiktora. - Widzimy się wieczorem?

- Tak tak.

Weszłam do mojego środka transportu, którym okazał się być latający motocykl. Olbrzym dał mi okulary, które założyłam i wznieśliśmy się nw górę. Ale ryk silnika. Chyba ma już swoje lata. Wiatr targał włosami, aż w końcu, zrobiło mi się zimno. Dolecieliśmy. Weszłam do Dziurawego Kotła, a z niego na ulicę Pokatną. Gwar ludzi. Tylu jeszcze nigdy nie widziałam.

- Gdzie chcesz najpierw iść? Może do Madam Malkin po szatę? W koncu będzie Ci potrzebna, a ja muszę coś załatwić. Zapomniałem. Tu masz list od prf. McGonagall. Jest w nim zapisane co musisz posiadać.

- Jasne, dzięki. - wzięłam list.

Udałam się w wskazane miejsce.

- Dzień dobry. - weszłam niepewnie.

- Witaj kochanieńka. Z innej szkoły? Nie widziałam Cię tu jeszcze. Usiądź sobie, a ja dokończę tego pana. - zrobiłam o co poprosiła.

Wzięłam list, ale blizna zaczęła lekko szczypać. Schowałam więc fo spowrotem do kieszeni i popatrzyłam na chlopca. Niemożliwe! - pomyślałam.- To nie może być on. Widziałam go tylko na zdjęciach, ale w realu... Te rozczochrane włosy, sylwetka taty z przeszłości i okulary. To mój brat. To Harry. Dlatego blizna piekła. Bo spotkałam go w końcu. Widziałam po jego minie, że też go piecze, ale nie daje tego po sobie poznać.

- Za dziesięć minut, będziesz miał swoją szatę, a ja zajmę się tą dziewczynką. - weszłam na podest i zaczęła mnie mierzyć. Po piętnastu minutach była gotowa. Trzymałam ją w rękach.

- Dziwne. - stwierdziła pani Malkin.

- Ci dziwne? - skrzywiłam się.

- Co? A nic nic. Tak tylko do siebie mówię. - zapłaciłam jej i wyszłam.

Następnie udałam się do Ksiegarni Esy i Floresy. Wszystkie miałam, lecz spodobały mi się jeszcze dwie: " Quidditch przez wieki" i " Historia Hogwartu"

- Będę miała co czytać - pomyślałam. Juz miałam iść do kasy, lecz na kogoś wpadłam.

- Jak łazisz mała wredna szl.. - niedokończył, bo mu przerwałam.

- Jeszcze raz spróbujesz nazwać mnie szlamom, a zamienię Cię w fretkę. Rozumiesz?! - poczułam od niego strach. Zabrał swoje rzeczy i wyszedł.

- No no..

- Nie widziałem...

- Żeby taka ładna dziewczyna...

- Mówiła takie brzydkie rzeczy. - mówili jeden przez drugiego.

- A wy co? Z choinki się urwaliście? - zdenerwowana zabrałam wszystkie książki, poszłam zapłacić i wyszłam.

- Skończyłaś już wszystkie zakupy? - odezwał się nagle Hagrid.

- Przydałoby się coś jeszcze... Macie tu sklep z słodyczami, lub czymś takim? - odezwałaś się po chwili.

- Jasne, że jest. O tutaj. Idź sobie kup, co chcesz, a ja coś jeszcze kupię. - odwrócił się i poszedł.

Weszłam do sklepu. Tyle słodyczy... Kupiłam sobie gumy, zmieniające kolor zębów, cukierki, dziwne akcesoria do psikusów i wiele innych rzeczy. Zapłaciłam za wszystko jesteście galeonów i wyszłam. Czekał na mnie Hagrid z piękną brązową sową.

- To dla mnie? Dziękuję. Nazwę Cię ymmm.... Desperado.

- Dziwne imię jak dla sowy. - zaśmiał się gajowy.

- Dlaczego? Jest brązowa, ma piękne oczy i jest piękna. - również się zaśmiałam.

- Lepiej się już zbierajmy, bo jak dolecimy, to będzie już ciemno.

Spakowałam wszystko i ruszyliśmy w drogę. Zdawałoby się je minęła szybciej.

- Dziękuję Ci Hagridzie. - uścisnęłam go.

Wszystko dla Ciebie. - również mnie przytulił. Udał się do motocykla i wyruszył w drogę.

 

***

Mam nadzieję że się spodobało. Dziękuję, ze jesteście.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Zoe_Zoi 12.07.2020
    Jest bądź będzie ciąg dalszy?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania