Dżemo Drużyna ( Fanfiction Steven Universe )

Do napisania tego krótkiego opowiadania namówił mnie syn, dziesięcioletni fan Stevena.

 

Pędziła tak szybko, jak tylko pozwalały drobne stopy. Granatowy strój do ćwiczeń nie krępował ruchów. Włosy splecione w luźny warkocz powiewał za nią niby ogon za kometą. Miecz, przyczepiony do pleców, o wiele za dłuży, przy każdym kroku obijał się o pośladki. W oddali na wydmach majaczyła postać o czarnych włosach, w tak dobrze znajomym różowym podkoszulku.

– Steven! – zawołała na całe gardło, a wiatr poniósł jej słowa w kierunku chłopca – Steven, zaczekaj!

Przyjaciel przystanął i z szerokim uśmiechem zamachał w kierunku dziewczyny. Kiedy się z nim zrównała, ledwie mogła złapać oddech. Była wykończona, znacznie bardziej niż podczas treningów z Perłą.

– Co ty tu robisz, wiesz przecież, że ostatnio na plaży nie jest zbyt bezpiecznie? – rzuciła, uważnie lustrując z pozoru spokojne fale.

– Miałem tu spotkać się z Granat, pójdziesz ze mną, Connie? – roześmiał się.

Dziewczyna, ze zdumienia szeroko rozwarła oczy.

– Przecież Granat godzinę temu wyruszyła na jedną z tych swoich misji. Sama widziałam.

Steven lekko zmarszczył brwi i wyciągnął z kieszeni spodenek strasznie pomięty kawałek papieru.

– Zostawiła mi list, na stole w kuchni. – Podał przyjaciółce wiadomość. – Dziwne to jakieś, chyba że Ametyst postanowiła zrobić mi jakiś głupi dowcip. To jak, idziemy dalej?

Jego beztroska czasami doprowadzała dziewczynkę do rozpaczy. Dla niego wszyscy byli dobrzy, czasami jedynie pogubieni, a wszystko stanowiło zalążek nowej przygody. Kochała go za to, jednocześnie martwiła się o niego. Waśnie dlatego podjęła się nauki szermierki. Chciała go chronić, bo sam nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest wyjątkowy.

– No dobrze – powiedziała z namysłem.

Pamiętała czasy, kiedy w samotności przychodziła tutaj pograć na skrzypcach, dziś miała przyjaciela, a instrument zastąpił miecz.

Nie uszli daleko, kiedy spomiędzy fal wyłonił się jakiś dziwny kształt. Zmrużyła oczy zza szkieł olbrzymich okularów i złapawszy Stevena za ramię, obserwowała stworzenie z trudem gramolące się ku lądowi.

– To niemożliwe – wyszeptał chłopiec.

Connie, choć nie była świadkiem wydarzeń sprzed miesiąca, również rozpoznała intruza. Groteskowa postać o trzech parach kończyn, kilkorgu oczu i białej grzywie była fuzją Lapis Lazul i Jaspis. Klejnoty opowiadały, że w tym połączeniu to Lapis przejęła kontrolę i zamknęła poczwarę na dnie oceanu. Ale chyba nie do końca.

– Steven, biegnij do domu i powiadom Perłę. Powinna być jeszcze na arenie. – Popchnęła przyjaciela w kierunki domu, ten jednak niezdecydowanie nadal dreptał w miejscu.

– Zaczekajcie! – Dobiegł ich poznaczony cierpieniem głos Lapis. – Już długo jej nie utrzymam, musicie mi pomóc.

To przesądziło, Steven nigdy nie uciekał, jeśli ktoś potrzebował pomocy. Stanął w miejscu i tylko ramię przyjaciółki powstrzymywało go, by nie podszedł bliżej.

– Co możemy zrobić?

– Zabij nas, zanim jeszcze choć trochę nad nią panuję – poprosiła z desperacją w głosie, po chwili jednak wyraz jej oczu się zmienił i przewagę przejęła ta druga – Synu Rose, podejdź tu do mnie, a opowiem ci coś o twojej matce – zarechotała.

– Nie mogę tego zrobić. – Z jego oczu wyzierało przerażenie. – Są połączone, jeśli zaatakujemy Jaspis, ucierpią obie.

– A gdyby się jednak rozdzieliły?

– Nie wiem, ona jest bardzo silna. Nawet Granat miała z nią problemy. Myślisz, że damy radę?

Dziewczynka stanęła w wyuczonej pozie, dobyła broni.

– Ja dam radę, ty się w to nie mieszaj, jesteś zbyt ważny. – By go uspokoić, uśmiechnęła się łagodnie. – Będę bronić cię tak, jak kiedyś Perła broniła twojej mamy. Jestem rycerzem.

Koszmarna fuzja była coraz bliżej, Lapis przegrywała walkę o dominację. W jednej z łap zmaterializował się olbrzymi topór bojowy.

Ciało nisko, trzymaj balans, Connie powtarzała w głowie słowa nauczycielki. Nawet kiedy się cofasz, patrz przeciwnikowi w oczy, może wyczytasz w nich następny ruch. Wszystko, co robisz, robisz dla Stevena, po to, by go strzec. Te słowa zostały starannie wyryte w jej podświadomości. Nie była jednak tak dobra, jak jej się wydawało, przegapiła moment ataku. Zanim ostrze spadło na jej głowę, została otoczona różową bańką, a w ręku przyjaciela pojawiła się tarcza.

– Ale to przecież ja powinnam … – zaprotestowała słabo – Tak jak Perła.

– Między wami jest różnica, ona zawsze mogła się odrodzić, ty jeśli zginiesz, już nie wrócisz do mnie. Jesteśmy Dżemo Drużyną, no wiesz, jak bułka i dżem. Jak do tej pory.

Connie skinęła głową, nie była sama. We dwoje stanowili siłę.

– Lapis, uwolnij ją, damy sobie radę.

Stwór, jakby z trudem rozdzielił się na dwie postaci, z których ta drobniejsza, wyczerpana opadła na piasek, druga zaś wznowiła atak.

– Kiedy Jaspis uderzy, uwolnij nas z bańki i odepchnij topór tarczą, tak mocno, jak tylko możesz, ja jej dosięgnę – wydała polecenie, starając się obrać najdogodniejszą taktykę.

Przeciwnika zaślepiała furia, nie liczyło się nic, jak tylko dopaść syna dawnej przeciwniczki. Ciosy spadały na tarczę, niby rzęsisty deszcz, Conni zrobiła wypad i cięła po skosie. Topór upadł na piasek, a zdumiona Jaspis spojrzała w dół, na swoją klatkę piersiową. Po chwili cała jej postać zamigotała i zniknęła.

Para dzieciaków zmęczona opadła na kolana, ale ich twarze zdobił uśmiech.

– Jesteśmy Dżemo Drużyną.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • KarolaKorman 07.02.2016
    Fajna scenka. Zawierała też wielkie wyznanie Stewena, co myślę pomogło Conni w walce. Wzruszające, że napisałaś to dla syka. Pozdrawiam Was oboje :) I zostawiam 5 :)
  • Slugalegionu 07.02.2016
    Zajrzyj, proszę, na pojedynki. :)
  • Angela 07.02.2016
    Serdeczne dzięki Karola : ) Szczerze pisząc, to jestem zmuszona oglądać tą bajkę razem z nim, żeby miał z kim podyskutować : )
  • Jan Potfforny 09.02.2016
    Pozdrawiam!
    (5)
    JP
  • Angela 11.02.2016
    Myślałam, że już wcześniej podziękowałam za ocenę, a tu nie. Więc piszę spóźnione dziękuję : )
  • elenawest 06.04.2016
    Miodzio :-) machnęłam to tak szybko, że aż sama sobie się dziwię :-) bardzo przyjemnie się czytało :-D 5
  • Angela 06.04.2016
    Serdecznie dziękuję Eleno z obydwa komentarze : )
  • elenawest 06.04.2016
    Angela cieszę się, że się spodobały ;-)
  • Angela 06.04.2016
    elenawest mam tylko jeden zarzut: miały być trolowate, a były przemiłe : )
  • elenawest 06.04.2016
    Angela zadko wstawiam trolowate ;-) poza tym ciebie nie smialabym sie czepnac ;-)
  • Angela 06.04.2016
    elenawest jak trzeba się czepnąć, to trzeba. Ja raczej nigdy się nie gniewam, więc na luzie : )
  • elenawest 06.04.2016
    Angela no wiesz, ale ja raczej tak malo kulturalnie sie czepiam tak z zasady :-P a ciebie bardzo szanuje, bo udzielilas mi.na poczatku wielu dobrych rad i wielkim nietaktem z mojej strony byloby jakiekolwiek krytykanctwo do twoich tekstow
  • Angela 06.04.2016
    elenawest ja wiem że robię byki i dobrze jak mi je ktoś wskazuje. Lubię krytykę bo wtedy się uczę.
    Pierwsze teksty jakie tu wstawiłam były koszmarne. Nie kasowałam ich bo czasem tam jeszcze
    zaglądam i śmieję się. Mam skórę jak nosorożec, mało co mnie rusza : )
  • elenawest 06.04.2016
    Angela to dobrze masz ;-) ja parokrotnie przez opowi wylałam już kwart łez wylałam, to tylko ja wiem, moja poduszka i ulubiomy pluszak, którego zachowałam jeszcze z dzieciństwa, bo przypomina mi moją zmarłą babcię
  • Angela 06.04.2016
    elenawest nie ma co się ludźmi przejmować jakoś nadmiernie, nie żyjesz przecież z nimi
    pod jednym dachem. Zazdroszczę, że masz jeszcze swojego pluszaka, mojego Białego Kła
    wywalił niby przypadkiem mój były mąż, a chciałam przekazać go synowi.
  • elenawest 06.04.2016
    Angela ooo, szkoda :-( moj chlopak wie, jaki ja mam stosunek do mych pluszakow, poza tym on swoje tez jeszcze na strychu ma, wiec nie grozi mi ich wywalenie :-P moj sie Łatek zwie ;-)
    Co do tego przejmowania się, ja zbyt wrażliwa jestem niestety
  • Arysto 18.06.2016
    "przyczepiony do pleców," - oj nie, nie przyczepiony, bo to brzmi jakby miała jakieś chwytaki na plerach, najwyżej przewieszony przez plecy.

    "– Zabij nas, zanim jeszcze choć trochę nad nią panuję " - nie kumam mocno tego zdania

    "Nawet kiedy się cofasz, patrz przeciwnikowi w oczy" - oj nie, oczy to błąd. Ramiona, kolana, nadgarstki, to się obserwuje w czasie walki. Bańkę rzadko.

    Cóż, kompletnie nie kminię tego opowiadania, ale chyba nie siedzę w tym całym uniwersum, więc nie oceniam. Jak dla mnie wydaje się nieco anime-owate i to jest próba przeniesienia go na karty literackie.
    Odetchnąłem jednak z ulgą, gdyż stylem potrafisz operować - całkiem inaczej czytało mi się zwierzchniczkę, całkiem inaczej Dżemory. W Dżemorach masz dynamiczniejszy styl, wszystko jest dostosowane do głównego wątku - ucierpiały na tym dialogi, które jednak były lepiej napisane w Zwierzchniczce - co jest lepsze w Dżemorze to odpowiednia dynamika i tempo. Tutaj czuć akcję, Zwierzchniczka jest jednostajna.
    Podoba mi się wykorzystanie nazw kamieni szlachetnych i innych tworów kamiennopodobnych i kolorystycznych jako imion dla postaci.

    Stylistycznie jest nieco lepiej, treściowo - gorzej od Zwierzchniczki. Krótki komentarz, bo te opowiadanie sobie potraktowałem jako potwierdzenie/zaprzeczenie ogólnych wniosków.
  • DiZZa 16.10.2016
    Brakuje mi tu tylko nazwy "Malachit", czyli nazwy fuzji Lapis i Jaspis ;D Niemniej jednak, bardzo mi się podobało i daję piąteczkę
  • Angela 17.10.2016
    Miło że ktoś tu jeszcze zajrzał. Dziękuję za komentarz i witam na opowi : )

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania