Dziedzictwo

Wychowywałem się w rodzinie, w której głośno nie mówiono, gdzie jest mój pradziadek. Wiedziałem tylko, że przebywa w wariatkowie od wielu lat. Został tam umieszczony pod koniec 1945 roku i nigdy nie wrócił z wojny do młodej żony i małego synka. Tajemnicą wojskową było, z jakiej przyczyny go tam umieścili. Żona nigdy nie mogła go odwiedzić, dopiero synowi udało się to początkiem lat dziewięćdziesiątych. Cieszył się krótko możliwością obcowania z ojcem, później obowiązek odwiedzin przejął mój ojciec, a jego syn. Pewnego dnia ojciec oznajmił mi, że jest pora na poznanie bardzo sędziwego mojego pradziadka. Byłem jak zwykle zapracowany i nie miałem czasu nawet dla siebie. Wracałem z pracy bardzo późno, przeważnie mogłem tylko złapać cztery godziny snu. Często czasu pozostało mi zaledwie, na wykąpanie się i zmianę ubrania. Ciągle żyłem w pośpiechu, szczególnie teraz jak mieliśmy uruchamiać super nowoczesne laboratorium. Naukowcy z centrali już zarezerwowali sobie terminy prac w naszym centrum rozwoju, lecz wszystko było jeszcze w rozsypce. Budynek, w którym mieściło się laboratorium nikogo z zewnątrz nie informował, co się w nim mieści. Takich typów budowli wybudowano na terenie całego kraju już było bardzo dużo. Wszyscy, co mogli wejść, musieli podpisać wcześniej całą masę dokumentów prawnych, gwarantujących zachowanie tajemnicy. Żadna Rządowa Instytucja nigdy nie kontrolowała takich budowli wszystko, co w laboratorium się działo było tajne i często nielegalne. Wielkie korporacje przeniosły swoje badania z krajów gdzie obowiązywało prawo do miejsc nigdy niekontrolowanych.

Jak zwykle wpadłem do domu, przebrać się i biec z powrotem do pracy. Tym razem jednak ojciec nie pozwolił mi na wyjście z domu. Uparł się, że mam z nim odwiedzić pradziadka.

- Jest to naszym obowiązkiem troszczyć się o rodzinę – oznajmił mi, jak się wykręcałem.

Szybko przebrałem się w wygodne i akurat modne ubranie paramilitarne.

- Jestem gotowy – oznajmiłem.

Podjechaliśmy samochodem do zakładu dla psychicznie i nerwowo chorych, auto zostawiliśmy na parkingu, a sami weszliśmy na oddział do pradziadka. Zobaczyłem wiekowego starca siedzącego na wózku inwalidzkim, spoglądającego przez zakratowane okno. Ojciec podszedł do niego i mówi.

- Dziadku chciałem ci kogoś przedstawić.

Starzec się odwrócił, spojrzał na mnie. Wytrzeszczył oczy, uniósł się w tym swoim fotelu. Poczułem się jakby mnie rozpoznał i powiedział.

- To ty.

Zacharczał i wyzionął ducha, ojciec zawołał pielęgniarzy i lekarza, lecz nic to nie pomogło. Dyrektor instytucji poinformował nas, że teraz możemy zabrać jego rzeczy osobiste i historię choroby. Poszedłem po dokumentację medyczną pacjenta. Odebrałem ją i zacząłem czytać przypadkowy fragment.

Przez Wisłę przeprawiliśmy się w nocy 16/17 września 1944 roku, nasz 1 batalion 9 pułku piechoty dowodzony przez porucznika Sergiusza Koronkowa razem z 3 batalionem 9pp. Dowodzonym przez kapitana Stanisława Olechnowicza. Przeprawić z nami, udało się jeszcze częściowo 2 batalionowi 9pp. Dołączyły również drobne oddziały ckm-ów, rusznic ppanc., moździerzy oraz działek ppanc. 45 mm. Wchodziliśmy w skład 3 dywizji piechoty im Romualda Traugutta I Armii Wojska Polskiego, dowodzonej przez generała brygady Stanisława Golickiego. Będąc w okrążeniu na Czerniakowie Górnym, podczas silnego ostrzału nieprzyjaciela, w leju po wybuchu zobaczyłem nagle człowieka. Dokumentów i broni przy sobie nie posiadał. Mundur jego składał się, z bluzy jasno zielonej w plamy oliwkowe zapinanej bez użycia guzików. Spodnie zapięte brązowym nabijanym metalem paskiem, podobnego koloru jak bluza. Wpuszczone były w wysokie czarne buty, zrobione z materiału nieznanego mi. Powiedział, że jest ze zgrupowania „Radosław”, i nazywa się Jan Przyszłość. Robił rozpoznanie na rozkaz „Morro” za linią wroga, stracił broń i całe oprzyrządowanie. Był w szoku i zastanawiał się, jak tutaj się znalazł. Dodatkowo był po wybuchu oszołomiony. Zacząłem go przesłuchiwać, on odpowiadał mi, co było, a ja zrozumiałem, że tak będzie. Na koniec powiedział mi.

- Ta wiedza ciebie i twoją rodzinę będzie słono kosztować.

Nastąpiło silne ostrzeliwanie nieprzyjaciela i mnie przysypało. Nikt później nie widział tego żołnierza.

Następna kartka zawierała opisy i dokładne daty, kiedy wojna się skończy, wybuch bomby atomowej, wojna w Korei, zamieszki w Poznaniu, wejście wojsk na Węgry i Czechosłowację, kryzys kubański, Wietnam, powstanie Solidarności, stan wojenny, upadek muru berlińskiego i ZSSR. Zmiany polityczne i gospodarcze. Odbudowa powojenna Polski i pod koniec wieku jej rozkradanie.

Pobieżnie to przeczytałem i wrzuciłem całą dokumentację do bagażnika samochodu. Szybko jechałem do pracy, byłem sporo spóźniony. W pośpiechu zaparkowałem i wbiegłem do budynku. Śpieszyłem się do laboratorium, ktoś krzyczał.

- Uważaj.

Ogarnęła mnie fala wybuchu, po chwili zobaczyłem jak pochyla się nade mną sierżant, bardzo podobny do mojego ojca tylko dużo młodszy.

- Kim ty jesteś, jak się nazywasz.

- Nazywam się Jan Przyszłość. Jestem ze zgrupowania „Radosław”. Robiłem rozpoznanie na rozkaz „Morro” za linią wroga, w wybuchu straciłem broń i dokumenty powstańcze- odpowiedziałem, nazwy te zapamiętałem ze spacerów niedzielnych jak byłem mały po Wilanowskiej.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • nightwatcher 25.03.2015
    Bardzo dobrze napisane opowiadanie. Dobrze się czytało, bo wszystko co wplotłeś w opowieść pięknie że sobą zagrało. Jestem pod wrażeniem. 5 :)
  • Dobre, podobało mi się. Wciągające i intrygujące. Błędów nie widziałem. Po nazwisku czułem, że to podróżnik w czasie, nieźle ;) Bububu.... Pięć
  • NataliaO 25.03.2015
    Nie znam się na wojnach, naukowych słowach i innych tego typu opowiadaniach, choć różne czytam ale lubię, kiedy ktoś tak ładnie i z taką naturalnością piszę. Dobrze się czyta. Wszystko co było wplecione grało. 5:)
  • taka tam ja 25.03.2015
    Świetne! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania