Dzień 14 lipca 1410 roku

Dziś jest dzień, na który długo czekałem. Dzień, w którym staniemy twarzą w twarz z naszymi wrogami: Polakami i Litwinami. Dzień, w którym pokażemy im naszą siłę i odwagę. Dzień, w którym rozstrzygnie się los państwa zakonnego.

 

Wczoraj dotarliśmy pod Grunwald, gdzie zastaliśmy obozujące wojska polsko-litewskie. Nie zwlekaliśmy i zaraz wysłaliśmy im nasze wyzwanie do bitwy. Nie chcieliśmy dawać im czasu na odpoczynek i przygotowanie. Chcieliśmy zaskoczyć ich naszym atakiem i zadać im szybki i decydujący cios.

 

Niestety, nasze plany pokrzyżował deszcz, który spadł w nocy. Utrudnił nam poruszanie się po błotnistym terenie i opóźnił nasze działania. Dopiero po południu udało nam się ustawić nasze wojska w szyku bojowym. Mieliśmy przewagę liczebną nad przeciwnikiem, a także lepsze uzbrojenie i wyszkolenie. Byliśmy pewni naszego zwycięstwa.

 

Na czele naszego wojska stanąłem ja, wielki mistrz Ulrich von Jungingen, w otoczeniu moich braci zakonnych i rycerzy z Rzeszy. Za mną ustawili się nasi sojusznicy: Czechy, Węgrzy, Mołdawianie, Rusini i Tatarzy. Na prawym skrzydle dowodził wielki marszałek Fryderyk von Wallenrode, a na lewym wielki szatny Kuno von Lichtenstein. Mieliśmy ponad 20 tysięcy żołnierzy, gotowych do walki.

 

Naprzeciw nas stały wojska polsko-litewskie, dowodzone przez króla Władysława Jagiełłę i wielkiego księcia Witolda. Na prawym skrzydle byli Polacy, a na lewym Litwini. W centrum byli sojusznicy z Czech, Moraw, Rusi i Tatarzy. Mieli około 15 tysięcy żołnierzy, ale byli zmęczeni i zdezorganizowani.

 

Gdy wszystko było gotowe, dałem znak do rozpoczęcia bitwy. Nasze działa wystrzeliły kilka pocisków w kierunku wroga, ale nie wyrządziły większych szkód. Potem nasze wojska ruszyły do ataku, z głośnym okrzykiem: "Gott mit uns!" - Bóg z nami!

 

Pierwszy uderzyłem na prawe skrzydło polskie, gdzie stał król Jagiełło. Chciałem go zabić lub pojmać i zakończyć bitwę. Nie spodziewałem się jednak, że Polacy będą się tak dzielnie bronić. Ich piechota i jazda stawiły nam zacięty opór, a ich łucznicy i kusznicy zadawali nam straty. Nie mogliśmy się przebić przez ich szyk.

 

Podobnie było na lewym skrzydle, gdzie wielki marszałek Fryderyk von Wallenrode atakował Litwinów. Nie udało mu się ich zepchnąć z pola bitwy, a wręcz przeciwnie, musiał się cofać pod naporem ich kontrataku. Wielki szatny Kuno von Lichtenstein też nie miał lepiej na centrum, gdzie walczył z sojusznikami Polaków i Litwinów.

 

Bitwa trwała kilka godzin i nie było widać końca. Z każdą chwilą traciliśmy więcej ludzi i sił. Zaczęliśmy się rozpraszać i wpadać w panikę. Wtedy zobaczyłem, że na naszym tyłach pojawiają się Litwini, których wcześniej uznaliśmy za uciekinierów. Okazało się, że to był podstęp Witolda, który chciał nas zwabić w pułapkę. Teraz byliśmy otoczeni z obu stron i nie mieliśmy szans na wyjście.

 

Wiedziałem, że to koniec. Nie miałem już nadziei na zwycięstwo, ani na ucieczkę. Postanowiłem więc walczyć do końca, z honorem i godnością. Nie chciałem się poddać, ani prosić o litość. Chciałem umrzeć jak prawdziwy rycerz i wielki mistrz zakonu krzyżackiego.

 

Zebrałem więc wokół siebie resztki moich braci i rycerzy i poprowadziłem ich do ostatniego szturmu na prawe skrzydło polskie. Chciałem dotrzeć do króla Jagiełły i stoczyć z nim pojedynek. Nie udało mi się jednak. Zanim do niego dotarłem, zostałem trafiony przez kilka strzał i cięty przez kilka mieczy. Upadłem z konia i leżałem na ziemi, krwawiąc i cierpiąc.

 

Ostatnie, co widziałem, to twarz Mszczuja ze Skrzynna, który podniósł nad mną swój miecz i zadał mi śmiertelny cios. Ostatnie, co słyszałem, to okrzyk "Za naszą i waszą wolność!" Ostatnie, co pomyślałem, to "Gott mit uns!"

 

Tak zginął Ulrich von Jungingen, wielki mistrz zakonu krzyżackiego, w bitwie pod Grunwaldem, 15 lipca 1410 roku.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania