Dziewczyna z Passy #1

-Reveil* Florence.-usłyszała donośny głos przyjaciółki, gdzieś nad sobą. Otworzyła powoli powieki, jak zawsze najpierw spostrzegając ścianę sąsiedniego budynku. Chwilę zajęło jej pojęcie, gdzie się obecnie znajduje. Pamiętała, że była na dachu. Tak, zdecydowanie była na dachu, więc jakim cudem leży na łóżku polowym w zaułku Bonne Maison?** Zmrużyła powieki i podniosła się do siadu, czując jak ból rozchodzi się z czubka jej głowy po szyję. Chwyciła się za czoło, starając przypomnieć sobie wydarzenia ostatniego wieczora. Czy czasem Rosne nie miała osiemnastych urodzin? Chyba, bo miała pewność, że młoda francuska gadała o tym od kilku tygodni.

-Wyglądasz jak trup.-skwitowała z uśmiechem Emma i usiadła obok przyjaciółki. Flo mruknęła coś pod nosem i spojrzała w granatowe oczy Brytyjki, tak strasznie rozbawione z powodu, którego Lawliet nie dane było znać - Nie powinnaś więcej zakładać się kto więcej wypije z Castain'em. Znowu przegrałaś.-Lawliet otworzyła szerzej oczy jak i usta ze zdumienia. Teraz pamiętała już wszystko.

Rosne skończyła wczoraj osiemnaście lat i by to uczcić pili na dachu jednej z podupadłych kamienic dzielnicy Passy, którą z resztą zamieszkiwali. Tradycyjnie stary Tourtelle przyniósł mnóstwo alkoholu, który dzień wcześniej skradł z miejscowych barów. Pili wszyscy za zdrowie jubilatki i jakoś tak wyszło, że Castain rozpoczął zakłady kto go pobije w piciu. Florence nie umiała sobie odpuścić i prawdopodobnie odleciała po którejś z kolei butelce wódki. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że założyła się o...

Pośpiesznie wsunęła dłoń pod poduszkę i wyciągnęła stamtąd niewielkie worek z pieniędzmi. Nie muszę chyba wyjaśniać skąd je miała. W końcu była jak na razie najlepszym nieuchwytnym kieszonkowcem. Włożyła dłoń do worka by sprawdzić jego zawartość. Zaskoczyło ją to, że wszystko było na miejscu. Posłała Emmie pytające spojrzenie, a ta ponownie się zaśmiała.

-Castain nie jest aż takim enfoire*** jak sądzisz Flo. Stwierdził, że tym razem ci odpuści bo byłaś taka urocza po pijaku.

-Qoui?****-wydukała obawiając się co ta cholera będzie chciała w zamian za wygraną. Maelys Castain, tak jak z resztą większość mieszkańców Passy należał do bezdomnych, co gorsza młodych bezdomnych, którym po prostu nie powiodło się już przy narodzinach, lądując w rodzinach alkoholików, patologii czy po prostu rodząc się na ulicy. Florence też należała do tych ludzi, z tym, że pochodziła z Catter*****, a nie z Paryża. Zwyczajnie miała pecha rodząc się w niewłaściwym miejscu o nie właściwej porze. Tak jak wszyscy tu marzyła by wyrwać się z tej patologii. Mieć pracę, dom, rodzinę. Żyć jak człowiek, a nie jak szczur.

-Nie narzekaj. Zawsze mógł cię wykorzystać jak Amelie ostatnio. Swoją drogą, jeśli już o nią chodzi to podobno chciała się po tym wszystkim zabić.-Flo wywróciła teatralnie oczami. Ami należała do tych wiecznych optymistek, uśmiechających się nawet do spleśniałego chleba. Była ładna, delikatna i wrażliwa na wszystko, a przy tym naiwna jak dziecko. W oczach Florence była po protu głupia.

Zupełnie jak Rosalette.

Wstała z łóżka i przeciągnęła się leniwie. Tak jak wczoraj padła na dachu tak teraz wyglądała. Rozwalony, kasztanowy warkocz, który teraz rozplątała i poczęła rozczesywać grzebieniem swoje uciążliwe kudły. Biała, zniszczona sukienka, brudna już od kurzu i wykończona "życiem na ulicy". Brązowy, za duży i wysłużony męski płaszcz. Zaplotła z powrotem włosy i ściągnęła go, zamieniając na cienki sweter Judith, który ta jej pożyczyła. Choć wiosna, to jednak dalej było chłodno i można było spodziewać się deszczu i zimnego wiatru praktycznie zawsze. Wzięła sakiewkę i włożyła do kieszeni swetra. Dopiero teraz uświadomiła sobie jedną, ważną rzecz. Rozejrzała się po uliczce, dostrzegając wiele znanych twarzy, ale teraz kompletnie jej nie potrzebnych.

-Gdzie Jean?-zapytała o swojego młodszego brata. Dzieciak mający zaledwie piętnaście lat był najbardziej uciążliwym bachorem jakiego znała. Na dodatek buntował się i robił jej na złość, zapominając, że fakt iż jest od niej wyższy nie czyni go starszym. Florence miała już te swoje dwadzieścia trzy lata...a dla brata chyba sześćdziesiąt trzy.

-Pobiegł gdzieś z Rue i Anton'em.-odparła Emma i uśmiechnęła się-Nie martw się tak o niego. Nie ma już sześciu lat.

-Umysłowo ma.-mruknęła i skrzywiła się z powodu uciążliwego bólu głowy. Westchnęła ciężko i udała się w kierunku jednej z głównych ulic Passy******. Emma wstała i podążyła za przyjaciółką. Chwilę później przedzierały się między paryżanami. Dzień targowy miał swoje wady i zalety. Z jednej strony łatwo było stracić przytomność czy też zgubić się w tym stanowczym nadmiarze ludu, a z drugiej nikt nie zauważał jak mu się wyjmowało portfel z kieszeni.

Flo i Emma szybko się rozdzieliły, podążając w dwie różne strony. Brunetka przeciskała się wśród ludzi, co jakiś czas nieopacznie na kogoś wpadając. Ani jej się śniło kogoś przepraszać. Rozglądała się za kimś kto nie był szarym mieszkańcem rozwalających się kamienic. Jej wzrok padł na dość otyłego mężczyznę w czerwonym, widać, że nie tanim płaszczu. Uśmiechnęła się pod nosem i zbliżyła się do niego najbliżej jak tylko mogła. Gdy już szła za nim poczęła wypatrywać kieszeni. Tłum gęstniał na jej korzyść, a facet na dodatek był zajęty rozmawianiem z małżonką. Policzyła powoli do dziesięciu, tak, że na słowo dziesięć, była już na drugim końcu ulicy w portfelem w dłoni. Skierowała się na jedną z uliczek i natychmiast przejrzała portfel, a jej uśmiech zrobił się szerszy. Nie ma to jak świetnie rozpocząć dzień dobrym zarobkiem na niczego nie świadomym idiocie. Wyjęła gotówkę i schowała ją do worka w kieszeni. Resztę wyrzuciła, gdyż nie było jej to potrzebne do życia.

Uliczką przeszła na ulicę Passerau*******, gdzie dało się swobodnie chodzić i oddychać. Rozglądała się po straganach szukając czegoś co chętnie by zjadła na śniadanie. Ile to już lat? Dziewięć? Tak od dziewięciu lat bawi się w ulicznego złodzieja na ulicach najbiedniejszej dzielnicy stolicy Francji. Nigdzie indziej nie dałaby rady przeżyć. Ba! teraz też myśli tylko o tym co będzie jak jej się kasa skończy, albo co gorsza w końcu przyłapią ją na kradzieży. Za trzecim razem nie wypuszczą jej od tak z aresztu za obietnicę poprawy...

Ze zamyślenia wyrwał ją donośny krzyk jakiegoś mężczyzny. Odwróciła się by zobaczyć dwójkę uciekających chłopców. Trzymali w dłoniach nic innego jak jedzenia. Konkretnie jakieś owoce i chleb, a za nimi wydzierał się właściciel sklepu, który nie czekał długo by pognać za złodziejami. W pierwszej chwili chciała to zignorować, jak wszyscy świadkowie tego "aktu złego wychowania przez rodziców" powstaje tylko pytanie czy ta dwójka w ogól rodziców miała. Zacisnęła powieki.

Nie wtrącę się, to nie moja sprawa.

Ale przecież też była kiedyś takim dzieckiem. Wiecznie głodnym, zmarzniętym, brudnym, mającym na głowie młodsze rodzeństwo i nie mogącym liczyć na pomoc kogokolwiek z dorosłych. Znała świetnie ten ból i strach przed życiem, bo ciągle ją to dotyczyło. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wydarzenia. W pierwszej chwili sprawiała wrażenie, jakby chciała złapać dzieciaki, które pospiesznie, wyczuwając zagrożenie pognały w boczną uliczkę między kamienicami. Nie zwróciła na nich uwagi zatrzymując jedynie sklepikarza.

-Zejdź mi z drogi Rue Putain!********-zawołał starając się ją jakoś wyminąć, lecz ta mu na to nie pozwoliła. Mężczyzna szybko się wkurzył i z całej siły wymierzył jej policzek. Flo przeklęła pod nosem czując jakby ktoś miażdżył jej kości policzkowe. Na chwilę straciła świadomość sytuacji i tego gdzie jest by po chwili złapać go za rękę.

-Zapłacę.-wydukała, a drugą dłoń przyłożyła do pulsującej i zaczerwienionej twarzy. Mężczyzna uniósł brew i wymamrotał cicho kwotę. Flo dała mu tyle pieniędzy ile chciał plus za szkody.

Wieczór nastał szybko, a ona dopiero po zmierzchu wróciła do Bonne Maison. Większość już spała, w tym Emma, Ami, Castain, Ryan czy Jean. Zatrzymała wzrok na Ryanie, a konkretniej na jego poranionych dłoniach. Praca w kamieniołomie dawała mu się we znaki. Usiadła na swoim łóżku i położyła się jak zawsze patrząc w niebo. Kiedy padało zawiązywali płachty i koce o balkony sąsiednich budynków, tworząc dach. Zimą chowali się po klatkach schodowych, z resztą zawsze ktoś umierał z wychłodzenia. Teraz zbliżało się lato, a noce były co raz cieplejsze, więc mogli sobie pozwolić na noc pod gołym niebem.

Gwiazdy.

Uśmiechnęła się pod nosem i przymknęła powieki przywołując odległe wspomnienie, jedno z szczęśliwszych jakie posiadała.

~

 

~Catter. 1908.

 

Leżała na polanie wpatrzona w gwiazdy i szczerząca się od ucha do ucha. Obok leżały jej siostry-Elen, Marthe i Rosalette- z czego ona była najstarsza.

-A ja będę księżniczką!-wykrzyknęła Marthe gestykulując rękoma-A Charles moim księciem!

-Charles to twój bliźniak Marthe.-skwitowała z pobłażliwym uśmiechem Elen-A ty Rosie? O czym marzysz?-Rosie nadęła policzki i wbiła swe szare oczka w jedną z gwiazd. Malutka, stanowczo za mała nawet jak na pięć lat.

-Też chcę mieć księcia.-stwierdziła z uśmiechem-Który będzie wysoki, przystojny i który będzie mnie bronił!

-Na przykład przed Seen'em?

-Tak! Przed nim też! I będziemy razem żyli długo i szczęśliwie!-wstała z trawy i zrobiła piruet śmiejąc się melodyjnie.

-Ale pożyczysz mi go czasem nie?-zapytała Marthe.

-Nie pożyczę! To mój książę! Tym masz Charlesa!-Elen cicho śmiała się z młodszych sióstr i przewróciła się na drugi bok by spojrzeć na Flo, która jak dotąd milczała.

-A ty? Jaki jest twój wymarzony książę?-Flo uśmiechnęła się lekko, ale tylko na chwilę.

-Nie gadaj głupot.-stwierdziła-Nie marzę o księciu an białym koniu...

-Ale chciałabyś się kiedyś zakochać i przeżyć piękną miłość, nie?-wbiła swoje zaciekawione oczy w starszą sis. Flo mruknęła coś pod nosem i nadęła policzki czerwieniąc się.

-Kiedyś...może...

-No to jakiego go sobie wyobrażasz?

-Nie wyobrażam...

-Twoje rumieńce mówią co innego!-Flo nabrała powietrza w płuca i uciekła wzrokiem.

-Wystarczy, że będzie miał na tyle długie włosy bym mogła mu zrobić warkocza.-wybełkotała cicho czując, że jest czerwona na całej twarzy. Elen wbiła karmelowe oczy we Florence i zaśmiała się uroczo.

-No...co?

-Nico. Mam nadzieję, że na takiego kiedyś trafisz.

 

~

 

Ach te dziecięce marzenia, zbyt piękne by mogły być prawdziwe, zbyt piękne by mogły być spełnione, zbyt piękne na ten podły świat. Zbyt kłamliwe, dające za wielką, złudną nadzieję. Przynoszące na koniec tylko sam ból.

Zasnęła, kuląc się z chłodu, jak każdej nocy w ciągu ostatnich dwudziestu trzech lat.

 

Słowniczek:

*Reveil - z franc. pobudka

**Bonne Maison - z franc. Dobry Dom. Jeden z zaułków dzielnicy Passy, miejsce fikcyjne.

***enfoire-z franc. sk*rwiel

****Quoi- z franc. Co?

*****Catter- wioska pod Paryżem. Miejscowość zmyślona.

******Passy-szesnasta dzielnica Paryża.

*******Passerau-z franc. Wróbel, ulica zmyślona.

********Rue Putain- z franc. uliczna Dz*wka

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania