Dziewczynka o świętej krwi

Dziewczynka o świętej krwi

- I can't see two steps ahead me, when the fog comes rolling in.

I never thought I'll miss the rain, God knows how long it's been.* – śpiewała Rossy, uderzając lekko palcami o klawisze pianina, którego dźwięki rozbrzmiewały w całym pokoju.

Trwał wczesny majowy wieczór. Przez otwarte okno do pokoju docierały żółtopomarańczowe promienie słońca i zapełniały pokój Rossy przyjemnym ciepłem. Wiosenne powietrze tworzyło jakąś tajemniczą aurę, która otaczała wszystko wokół. Delikatne podmuchy wiatru igrały z koronkowymi firankami. Zapach kwiatów dobiegał z ogródka, a dziewczynka pochłaniała ich woń z łapczywością. Przez okno wkradła się do środka natarczywa mucha i usiadła na klawiszu pianina, a Rossy obojętnie odgoniła ją z powrotem na zewnątrz. Musiała z tego powodu przerwać grę, lecz nie usiadła już przy pianinie, tylko stanęła przy biblioteczce z książkami i wybrała kilka tytułów. Przeniosła je na niewielki stolik przykryty szydełkową serwetą, a sama przysiadła na krzesełku obok. Po chwili była już zaczytana w jednej ze swych ulubionych książek, Małej Księżniczce.

Jej kasztanowe włosy związane były w kitkę. Rozmarzone, duże, brązowe, okolone gęstymi, krótkimi rzęsami oczy wpatrywały się w kartki. Nad nimi widniały czarne, okazałe brwi. Miała prosty, niewielki nosek, pełne, ciemnoróżowe usta i bladą cerę. Ogólnie dziewczynka była wysoka i całkiem szczupła. Często nosiła kolorowe sukienki i spódnice w pastelowych odcieniach. Jej wygląd był raczej zwyczajny i pospolity, taki jak innych dziewczynek w jej wieku, choć przewyższała ona wzrostem jej rówieśnice.

Zajęta czytaniem Rossy zupełnie straciła poczucie czasu. Mijała minuta za minutą, aż zaczęło zmierzchać. Słońce schowało się za zgniłozielonym wzgórzem. Niebem zawładnęły fioletowoczerwone gry wiosennych nimf. Delikatne obłoki chmur przemieszczały się wolno w stronę północy. Sosny i osiki na podwórzu kołysały się, czekając na nadejście nocy. Temperatura powoli zaczęła spadać, powietrze stało się rześkie. Dopiero gdy księżyc w pierwszej kwadrze zajaśniał na niebie, Rossellinne otrząsnęła się z transu i spojrzała na zegar. Była ósma. Szybko sięgnęła po zakładkę i położyła ją na stronie książki, na której skończyła czytać. Podniosła się z miejsca, wprost zerwała płaszcz z wieszaka i wybiegła na zewnątrz, lekko trzaskając drzwiami.

Rossy znalazła się w głębi niewielkiego lasku na jej podwórzu. Stanęła, oparta o młodą sosnę.

- Chciałabym mieć prawdziwą przyjaciółkę. – szepnęła sama do siebie. Takie myśli nawiedzały ją już coraz rzadziej i były już mniej bolesne niż dawniej, lecz ciągle powracały od czasu do czasu. – P r a w d z i w ą. Nie taką, jakie spotykałam dotychczas. Tylu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jakie szczęście trzymają w we własnych rękach, posiadając przyjaciela.

Rossellinne Seansse wyglądała zwyczajnie, lecz to, co działo się w jej umyśle, duszy i sercu z pewnością do zwyczajnych nie należało. Jej myśli i marzenia nie były znane nikomu, tylko jej, a wielka to strata, gdyż Rossellinne była Dziewczynką o Świętej Krwi. Taką, której tajemnice są skarbem i kosztują tyleż, co szczere złoto.

Rossy była mądra. Nie uczyła się doskonale, lecz bardzo dobrze. Nikt nie zliczyłby książek przeczytanych przez tę jedenastoletnią istotę, lecz na oko można stwierdzić, że wiele dorosłych nie przekroczyło jej rekordu. Brązowooka sama również zajmowała się pisaniem, lecz nikt również o tym nie miał najmniejszego pojęcia. Ale nie chodzi o je wiedzę, to nie z jej powodu dziewczynka została mianowana stworzeniem o świętej krwi. Ona była po prostu magiczna. Patrzy na świat oczami dorosłego, rozsądnego człowieka i to jest właśnie ten czar w niej; serce dziecka, a umysł i dusza dojrzałej osoby tworzyły istotę o wewnętrznym blasku niczym u anioła.

A więc w jej żyłach płynęła święta krew, w przenośni oczywiście. Posiadała złote serce, umiała współczuć i pomagać, a przede wszystkim dojrzale patrzyła na pewne kwestie. Rozumiała więcej niż powinna. Wiedziała, czym jest miłość i przyjaźń, starała się pielęgnować te uczucia jak tylko mogła. To był dar od Boga i Rossellinne zdawała sobie sprawę, że jest inna niż wszyscy, i pojmowała, na czym polega owa jej odmienność, lecz nikomu nie opowiadała o swoich odczuciach i przeżyciach. Jedynym przyjacielem dziewczynki, i czymś, co wiedziało, co działo się w jej środku, była twórczość jedenastolatki.

Rossellinne stała tak jakiś czas, z głową zaprzątniętą zupełnie niedziecięcymi myślami. Zastanawiała się nad tym, co ma robić dalej i jakie niesamowite szczęście zostało jej zesłane z niebios, dając możliwość robienia tego, co tak bardzo kocha – tworzenia, pisania. Westchnęła raczej radośnie. Rozejrzała się wokół. Mogła patrzeć na te miejsca, które są jej tak drogie i niezastąpione. To był j e j las. Ten akurat naprawdę należał do niej, lecz lasy wokół już nie, przynajmniej oficjalnie. Pewnego dnia, przechadzając się po jednym z tych pobliskich lasków, Rossy przystanęła, i zamyślona rzekła:

- To przecież też jest mój las. Jest mój, bo nikt inny o niego nie dba i go nie kocha. Przynależność do kogoś nie jest określana w papierach, tylko w sercu.

Od tamtej pory wszystkie drzewa, jakie tylko rosły nieopodal, jedenastolatka nazywała swoimi.

Rossellinne Seansse rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na ukochane miejsca, zerwała mały kawałek kory sosnowej, sięgnęła do kieszeni po długopis i zapisała na korze swoje imię.

Tanecznym krokiem pobiegła do domu. Była radosna. Czy po to mamy żyć, by ciągle cierpieć na samym dnie rozpaczy?

- Smutek jest bardzo potrzebny, by pozbierać myśli i otrząsnąć się po porażce, ale nigdy nie przydaje się na dłuższą metę. – zauważyła pewnego razu Rossy.

 

* Fragment piosenki Sabriny Carpenter pt. "Eyes wide open"

pol. Nie mogę zobaczyć dwóch kroków przede mną, kiedy falami nadchodzi mgła.

Nigdy nie sądziłam, że będę tęsknić za deszczem, Bóg wie, kiedy to było.

---------------------------------------------------------------

Moje 'nowe' opowiadanie. Nie wiem, czy poprzednie będzie kontynuowane, to już nie zależy ode mnie, a od mojej weny. Zapraszam do czytania ;).

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Zagubiona 05.08.2016
    Hmm, opowiadanie zaczyna się ciekawie i tajemniczo. Choć nie jakoś zniewalająco, moim zdaniem zbyt często powtarzasz imię bohaterki. Błędów nie wyłapałam, treść jest dobra. Ode mnie 5
  • Rossy 05.08.2016
    Dziękuję za opinię. Postaram się ograniczać używanie jej imienia, dzięki, że zwróciłaś uwagę. ;)
  • Zagubiona 05.08.2016
    Rossy Praca czyni mistrza, każdemu zdarzają się małe wpadki. Czekam na dalszy rozwój opowiadania kochana! :*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania