Ed vs Morze Demotywacji

To nie był piękny dzień. W zasadzie żaden dzień jaki kiedykolwiek dane mi było obejrzeć nie zasługiwał na miano pięknego. Świat śmierdzi. Nie tak zwyczajnie; cuchnie najgorszym odorem jaki mógłby się zagnieździć w ludzkiej wyobraźni. Dlatego właśnie żaden dzień, który spędziłem na planecie Ziemi nie był piękny i żaden kolejny też piękny nie będzie. Objawami tego wszechobecnego smrodu jest wiele rzeczy. Staliście kiedyś w kolejce w swoim ulubionym sklepie patrząc na soczyste jabłka w okazyjnej cenie, gdy nagle raban i krzyk, bo "otwarto kasę numer dwa"? To właśnie jest smród. Tamtego dnia też walczyłem z dzieckiem odoru. Innego rodzaju, ale nadal pochodzącego z Ziemi. Państwo, poznajcie historię o przeraźliwym Morzu Demotywacji!

 

Wracając, w ten śmierdzący dzień przechadzałem się leśną ścieżką. Towarzyszyło mi ostrze Resublimatora i chłodny, obrzydliwy wiatr. W sumie cały ten spacer był wyjątkowo obrzydliwy. Przyszedłem do lasu, żeby oglądać zielone krzaczki, a spotykałem tylko czarne opony. Dość smutne, nawet biorąc pod uwagę smród tego świata. Nawet mój miecz zdawał się być bardziej szary niż zazwyczaj od tego ogólnego przybicia. Niebo też było szare. Niby czasomierz wskazywał południe, a słońce schowane za chmurami. Nie zwiastowało to niczego dobrego. Zawsze w takie dni dzieje się coś dziwnego.

 

Szare niebo to znak smrodu, a ze smrodem przychodzą Bolączki. Takie małe, zielone upierdliwce, a szkodzą jak stado wilków. Jeśli kiedyś zgubiliście klucze, albo zapomnieliście, gdzie jest zwolnienie lekarskie dla chorego syna, zapewne to ich sprawka. Rodzajów Bolączek jest całkiem sporo i różnią się od siebie zasięgiem działania i wyrządzanymi szkodami. Na szczęście nigdy nie spotkałem tych największych, ale te małe to też wymagający przeciwnicy. Zapewne pomyśleliście, że mój miecz służy do walki z nimi. Nie. Jedyne co może pokonać Bolączki to nastawienie ludzi, a o to bardzo trudno. Tak naprawdę nie jestem wojownikiem. Nazwałbym siebie badaczem, kimś kto obserwuje i próbuje zrozumieć. Owszem, czasami pomagam walczyć ludziom z wyjątkowo wrednymi Bolączkami, ale psycholog ze mnie żaden. Wolę stać z boku i oglądać ich wyniszczającą moc, która często mnie bardzo zadziwia. To straszne, a zarazem piękne, że ludzie potrafią wyrządzić tyle zła lub wpaść w ciężkie stany psychiczne i napady gniewu z powodu tak błahych spraw. Znałem nawet pewnego starca, który ukatrupił swojego sąsiada, za to że rzekomo ukradł jego złoty zegarek. Zegarek zaś cierpliwie na niego czekał schowany pod dywanem w sieni.

 

Zdawało mi się, że ta obrzydliwa przechadzka nie zakończy się niczym ciekawym i zapewne wrócę do domu w jeszcze gorszym nastroju, jednakże...!

 

- Panie! Dobry Panie! Poratuj nas pan! Poratuj! - wyjęczała kobieta, który wyskoczyła zza góry starych opon. Jej twarz była zapłakana, zafrasowana i wyczerpana. Jak spostrzegłem, musiała przebyć długą drogę, a jej gorące prośby ratunku były nadzwyczaj ważne. W chwili obecnej, a raczej przeszłej, klęczała u mych stóp oczekując odpowiedzi. Ja spojrzałem przez bark na ostrze Resublimatora, jakbym się chciał z nim naradzić i spojrzałem ponownie na kobietę.

 

- Czego? - zapytał niekulturalnie, ale jakby bez emocji. Ot, słowo wypowiedziane bez większego zaangażowania.

 

- Panie! Pomóż! Wioska płonie! - wyjęczała kobieta cały czas łkając.

 

- Płonie? - znowuż w mym głosie zabrakło choćby grama emocji. Spostrzegłem również, że ma twarz straciła wszelkie napięcie mięśniowe i zatrzymała się w wyrazie neutralności. To musiała być sprawka jakiejś Bolączki, lecz czy jest Bolączka, która potrafi tak panować nad emocjami ludzi?

 

- Płonie metaforycznie panie! - odrzekła kobieta jakby mniej rzewnie - Moją wioskę opanowało Morze Demotywacji panie!

 

W tym momencie ma twarz winna się wykręcić w grymasie absolutnego zdziwienia i lekkiego strachu, lecz tak się nie stało. Zrozumiałem wreszcie co się ze mną stało. Mimo zachowania trzeźwości umysłu me ciało poddało się głębokiej demotywacji. Nie potrafiłem z siebie wykrzesać chęci nawet do prostego okazywania emocji, a co dopiero do rzeczy innych. Jak widać Morze Demotywacji ma przeogromną moc i w pełni rozumiem tragedię tej kobiety. Jedno tylko mnie zastanowiło - czemu ona zachowała swą motywację? Wiedziałem już, że stoi przede mną wielka tajemnica i potworna moc. Zrozumiałem, że to nie jest tylko i wyłącznie zwykła Bolączka. To musiało być coś więcej. Coś o wiele potężniejszego. Zrozumiałem również, że muszę iść do tej wioski i zbadać każdy szczegół tego co tam się wydarzyło. Zrobiłbym to, tylko że... zabrakło mi motywacji.

 

- Przykro mi. Nie mogę ci pomóc, a właściwie mi się nie chce. Wracam do domu - stwierdziłem sucho i bez żadnych emocji. Nie były to jednak moje słowa. Morze Demotywacji zdobyło również mój umysł i wiedząc o moich zamiarach użyło swej perfidnej mocy, abym odszedł. Moje nogi same parły do przodu i nie mogłem ich zatrzymać mą wolą. Zrozumiałem, że Morze Demotywacji nie jest nawet Bolączką. To co na mnie wpływało to nie były emocje, lecz bardzo silne zaklęcie. Ta sprawa stała się w tej chwili jeszcze bardziej zawiła. Wewnętrznie się ucieszyłem, że to było tylko zaklęcie. Każdy czar można złamać, a walka z emocjami jest o wiele trudniejsza. Zacisnąłem zęby i wytężyłem całą potęgę mojego mózgu. Skupiłem wszystkie swe myśli w jednym punkcie. Uznałem, że to złamie czar. Jeżeli wystarczająco mocno się skupię na jednej rzeczy to wykrzeszę z siebie iskierkę motywacji. Ona zaś postąpi niczym szczepionka i rozbudzi me ciało z stanu demotywacji. Podczas swych długich podróży miałem okazję poczytać parę książek o podstawach magii. Jedną z rzeczy, które zapamiętałem jest zasada: "Ażeby czar zniweczyć należy odwrócić jego efekt w sposób fizyczny lub psychiczny. Ogień wodą potraktować, wiatr zamknąć w ścianach, wodę zmrozić, a lód rozgrzać. To samo się tyczy czarów psychicznych. Sugestie zwalczyć wyborem, niezdecydowanie twardą ręką, a strach odwagą. Odwrócenie czaru to rzecz trudna, ale z całą pewnością możliwa." Stosując się do tej zasady skupiłem całą swą energię i myśli na moich nogach. Za pomocą motywacji chciałem zmusić się do stanięcia w miejscu. Mimo całego swego wysiłku moje ciało cały czas poruszało się do przodu, w stronę mego domu z dala od lasu. Wytężyłem więc wszystkie mięśnie i powziąłem ostateczną próbę. Mając lekkie doświadczenie w kontroli organizmu, za pomocą mej niebywałej siły woli odłączyłem wszystkie neurony i nerwy znajdujące się w mięśniach nóg. Po chwili opadłem na ziemię, a me nogi zesztywniały w bezruchu. Pokonałem już fizyczny efekt czaru. Został jeszcze aspekt psychiczny. Mimo niezdolności do poruszania się cały mój mózg dążył do powstania. Odkryłem przez to, że to nie jest zaklęcie demotywacji. Jeśli byłoby takowym mój umysł uznałby, że brak mu motywacji by wstać i zostałby na ziemi. Tymczasem starał się z całych sił podnieść i dojść do domu. Także musiał to być czar nadmiernej chęci i dążenia do celu, w dodatku bardzo zaawansowany. Rzucający ten czar musi być naprawdę sprawnym magiem, a w dodatku dobrym strategiem. Zapewne przewidział, że z aspektem fizycznym poradzę sobie dość łatwo. Dlatego też zaklął również mą psychikę, aby nawet po zatrzymaniu ciała mój mózg dążył do osiągnięcia celu. Leżałem na ziemi z nieprzytomnymi nogami i myślałem. Pokonanie nadmiernych chęci i dążenia do celu to sprawa trudna nawet dla najlepszych magów. Czym niby pokonać chorą ambicję? Zapewne niepowodzeniami, ale w tym przypadku to było za mało. Upadek na ziemię nikogo by nie zatrzymał przed dojściem do domu. Musiałem znaleźć inny sposób...

Nagle mój mózg opanował moje ręce i zacząłem się czołgać po ziemi. Nie była to zawrotna prędkość, jednak nadal posuwałem się dalej. W oddali było już widać zarysy mojego domu ukrytego za starymi sosnami. Zrozumiałem, że nie zostało mi wiele czasu. Musiałem jak najszybciej się zatrzymać i pozbyć się chorej chęci dojścia do domu. Próbowałem odłączyć neurony w mięśniach rąk, ale moja siła woli była już zbytnio wyczerpana by zrobić coś takiego. Napięcie ciągle rosło. Spostrzegłem, że w mojej głowie czai się również drugi czar. "Magowie, wiedząc o tym, że każdy czar da się odwrócić, bardzo często do czaru głównego dorzucają czar pułapkę, który zazwyczaj jest bardzo dobrze ukryty i niewykrywalny. Może on służyć jako dopełnienie czaru pierwszego lub deska ratunkowa w wypadku złamania pierwszego czaru. Bardzo często te czary nie są zbyt potężne, ale wystarczająco skuteczne by wykończyć osłabionego przeciwnika. Według niektórych źródeł da się łączyć zaklęcia w większych ilościach, ale nikt nigdy tego nie potwierdził." Takie właśnie książkowe zdanie przeleciało przez mą głowę. W moim wypadku był to czar dopełniający. Poczułem z tyłu głowy cichą chęć samobójstwa, która narastała z każdym kolejnym centymetrem, który pokonywałem. Zaklęcie samobójstwa to jedyny czar, którego nie da się ani odwrócić ani zniwelować. Zrozumiałem, że mierzę się z magiem wysokiego stopnia, który bardzo dobrze wie jak wykorzystywać pełnię swych mocy. Musiałem szybko znaleźć coś co przerwałoby zaklęcie. Zacząłem przeszukiwać mą głowę szukając czego co mogłoby zablokować chęć powrotu do domu. Ciągle się czołgałem po piaszczystej ścieżce, a mój dom stawał się coraz wyraźniejszy i bliższy. Przypomniałem sobie coś jeszcze: "W wypadku czaru ogromnej chęci lub chorej ambicji są dwa sposoby obrony: wyparcie psychiczne lub unicestwienie celu ambicji. Jeśli spalisz buty, które tak bardzo pragniesz zdobyć, chęci miną..." Jedyne co mi teraz pozostało to zniszczenie mego domu. Uznałem, że nie ma innego wyjścia i muszę go poświęcić by uratować me życie. Tylko jak zniszczyć dom nie mając żadnych narzędzi destrukcji, albo chociaż władzy nad kończynami? Przez moją głowę przewinęło się parę myśli i pomysłów. Maszyna losująca zatrzymała się na najlepszej opcji. "Czar ognia. Zaklęcie potężne i skuteczne w ofensywie. Tak jak każdy czar możliwe do rzucenia każdą kończyną, choć do tego zaklęcia najodpowiedniejsze są ręce ze względu na celność i zasięg ataku. Aby stworzyć ogień i móc go użyć należy skupić myśli na rzeczach ognistych i rzeczach miotanych. Im silniejsza myśl tym silniejszy czar. Oczywiście, same chęci nie wystarczą. Aby stworzyć czar należy mieć dostateczny powód by go stworzyć. Nikt nie wykrzesze ognia chcąc zapalić papierosa albo podpalić komuś surdut." Nigdy nie zdarzyło mi się zażywać magii, ale musiałem spróbować. Ratowanie życia to dostateczny powód, więc jedyne co mi zostało to wykrzesanie ognia. Jako, że moje nogi były niesprawne, a ręce zajęte musiałem rzucić czar jedyną kończyną, nad którą miałem władzę - głową. Skupiłem więc wszystkie me myśli na rzeczach ognistych i rzeczach miotanych, a powoli zbierającą się energię skupiłem na moim czole. Dom był już blisko. Zostało mi zaledwie kilkanaście metrów do niechybnej śmierci. Wytężyłem, więc wszystkie me myśli tak bardzo jak tylko mogłem i zebrałem całkiem dużą ognistą kulę na mym czole. Będąc już niedaleko przyszłego miejsca śmierci odchyliłem swą głowę lekko do tyłu i machnąłem ile sił w karku. Ognista kula poleciała niczym piorun i uderzyła z całą swą mocą w dębowe drzwi domu. Nie spodziewałem się jak mocny był to czar. W ułamku sekundy drewniana konstrukcja buchnęła ogniem i rozpadła się jak domek z kart. Ogień płonął żywo i wypalał stare deski. Gdy do moich oczu dotarł ten niszczycielski widok zaklęcie ustąpiło.

 

Moje ręce opadły, a ja mogłem w końcu odetchnąć z ulgą. To był najtrudniejszy czar z jakim miałem okazję się kiedykolwiek mierzyć i przyznam, że ten, który to zaklęcie rzucił zapewne też będzie wymagającym przeciwnikiem. Leżałem na ziemi wyczerpany i patrzyłem na szare niebo. Pomimo otaczającego mnie smrodu, poczułem pewien rodzaj wytchnienia, którego jeszcze nigdy nie czułem na tej planecie. Tymczasem, gdzieś w oddali było słychać dźwięki kroków...

 

ce-de-en*

 

*ze względu na me wielkie nieogarnięcie zastrzegam, że część druga może się nie pojawić, jak to często już u mnie bywało. Postaram się jednak coś wyskrobać póki się mnie trzyma pisarski szał (szał na pisanie, oczywiście)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • betti 05.12.2017
    Mam nadzieję, że ten szał szybko zobaczę, bo wciągnęło mnie.
    Za fajny pomysł 6
    Fajnie się czyta, lekko, jedyne, co mi przeszkadzało to ''me'', jakbyś tak zamienił na ''moje'' byłabym wdzięczna.

    Pozdrawiam.
  • Pan Buczybór 05.12.2017
    heh, dzięki. A "me" zapewne zostanie. Lubię to słówko :)
  • betti 05.12.2017
    Faceci... zawsze jak się ładnie prosi, to udają, że nie rozumieją. Dopiero jak się człowiek z pazurami rzuci, efekt natychmiastowy...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania