Egzema I

*

a z lewej ktoś gra na akordeonie

*

- i co? przekurwione masz.

 

Zwykły moment z miasta, jeden stoi oparty o ścianę kamienicy, mówca przed nim, po prawej ręce ma wejście do małej bramy, nachalny smród uryny zionie z niej przy każdym oddechu. Kto pamięta to będzie wiedział gdzie się znajdujemy, mówca za plecami ma skwer, dalej ratusz miejski, staroć z białymi ścianami. Nagle z bramy wynurza się zgarbiona postać w gałganach, jej smród zastąpił uryne.

 

- spierdalaj! - charakterystyczny wyrzut ciała do przodu z rękoma oderwanymi od ciała, jak skrzydła drapieżnego ptaka.

 

- cwel, o cwelówa, moje moje, idziesz, chodź. Andersen...-majaki pod nosem, nawet go nie zauważyła.

 

- kasa, - przeczący ruch spuszczonej głowy.

- nie mam, wiesz jak jest - szybko, powiedzieć jak najwięcej, oddalić - jutro muszą już być, nie mam wpły - kaszel i oddech łapany , oddech złamany uderzeniem w przeponę.

- jutro było wczoraj, wieczorem odpracujesz to kurwo, tylko nie próbuj uciekać, bo dług przejdzie na matkę.

 

**

 

wieczór przed jutro

**

Wieczór, dla niektórych to początek dnia, dla innych początek doby, dla niego to skraj życia, w szybkiej kalkulacji.

 

- idziemy.

 

Amfiteatr, obskurny, łuszczący się betonowy twór, dla świeżego powietrza okolony drzewami, dla absurdu ma kapliczkę na boku. Dziś stoi tu opera, ale to nie dziś, to wtedy, kiedy dopiero zakwitały jabłonie przed ścięciem, a może to te żółte małe śliwki i gniją tam nadal co roku, sprawdzę. Za kulisami stoi on i jeszcze kilku, przerażenie, jedno słowo, a trafne. Pierwszy na scenę został wyprowadzony jakiś mały jeszcze chłopak, musiał ćpać i właśnie przestał. Może ten wieczór go wybawi.

 

Słychać ze sceny komendę.

 

-rozbierz się - Łomot.

 

- nie bij towaru! traci na wartości idioto!

 

Ruch, odgłos szamotania.

 

- cena wywoławcza pięćset, pan w kapeluszu po raz pierwszy. .

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania