Ekscentryk

Kiedy indziej w innym miejscu, czy czasie kłóciłbym się, lub obraził na tą osobę, która użyłaby w stosunku do mnie zwrotu ekscentryk. Jednak nie tylko ja nieustannie się zmieniam, lecz środowisko, a zwłaszcza społeczeństwo dokoła mnie również. Prawdopodobnie specjaliści od kreowania wizerunku przyczyniają się do nakłonienia ogółu do naśladownictwa wypracowanego przez nich wzorca zachowawczego. Natomiast pojedynczy człowiek poprzez dążenie do bycia w grupie, przejmuje funkcjonujący społeczny model postępowania, jako własny, przez to stara się nie wychylać poza wytyczone ramy. Dzięki takiemu bezkrytycznemu kopiowaniu ubieramy się podobnie, zachowujemy się tak jak od nas oczekują i upodobania kulinarne też nie odbiegają znacząco od ogółu konsumentów. W momencie zatracenia własnej indywidualności osiągamy etap pełnej integracji. Wtedy oprócz cech anatomicznych wyróżniamy się jedynie niewielkimi nałożonymi na siebie dodatkami, poprzez założenie czapki tył na przód albo w poprzek. Można też spodnie zsunąć krokiem do kolan i pokazywać własne cztery litery, lub niedopraną bieliznę. Dlatego dla równowagi zawsze znajdą się osoby, które wewnętrznie i przez to zachowawczo różnią się od innych. Często proces ten ulega pod wpływem otoczenia dezaktywacji, lub odwrotnie jeszcze bardziej się nasila. Najdelikatniej takie osoby przez innych nazywane są dziwakami, lecz w zdecydowanej większości określenia dla takiego indywiduum rodowód biorą z wulgaryzmów.

Najłatwiej i najszybciej o własnej odmienności możemy się przekonać w czasie podróży do miejsc z inną kulturą. Wtedy zaczynamy się zachwycać różnicami, albo wyszydzać je, czy kpić z osób tam żyjących. Zachowanie nasze podczas oceny odmiennych modeli społecznych zależeć będzie w znacznej mierze od posiadanej inteligencji i wewnętrznej skali tolerancji, a to ostatnie jest zawsze najtrudniejszą barierą do pokonania.

Odmienność nasza może być podobnie jak choroba psychiczna nierozpoznana przez lata i w momencie gwałtownego przekonania się o takim stanie przeżywamy pewien rodzaj szoku. Najmniej odczuwalny wstrząs jest przy spotkaniu z czymś wcześniej nieznanym, ponieważ brakuje nam w tym momencie skali porównawczej. Bezzwłocznie zaczniemy dziwić się spożywanym przez kogoś ze smakiem potraw dla nas brzydko pachnących, albo wyjątkowo nieprzyjemnie wyglądających. Problemy z jedzeniem, ubiorem i wysławianiem się, jeżeli wystąpią, w zasadzie jesteśmy w stanie pokonać. Jednak, kiedy nie spotkamy i nie zobaczymy w danym miejscu, czegoś, co się tam spodziewamy zastać, całkowicie podważa naszą pewność siebie i nie jest to pokój w pensjonacie, który zarezerwowaliśmy po wcześniejszym oglądaniu za pośrednictwem Internetu z wszystkich stron.

Zapowiedziana przez szefostwo wigilia w firmie nikogo już nie dziwiła, wszyscy przez lata zdążyli przywyknąć do niej. Jedynie snuto ploteczki, kogo w tym roku przy opłatku dyrektor obsztorcuje wbrew podniosłej chwili, z powodu posiadania nie najlepszego charakteru. Kandydatek i kandydatów poczta pantoflowa sprawdzająca się w stu procentach do tej pory wytypowała i odetchnąłem z ulgą, gdyż na liście nie było mojego nazwiska.

Kompletnie zapomniałem o zakładowej wigilii zapowiedzianej tydzień wcześniej, z powodu nadmiaru pracy od samego rana. Stale czegoś było za mało, albo brakowało, natomiast do nadwyżek nikt nie chciał się przyznać. Drugie śniadanko leżało tam gdzie je rano zostawiłem, burczało mi w brzuchu, a czasu na gryza brakowało. Stale dzwonił telefon służbowy i przestałem go w końcu odbierać, ponieważ nic innego nie mógłbym wykonywać. Dopiero jak moja komórka zaczęła wibrować od bardzo długiego czasu i łaskotać mnie pod pachą, wyrwałem ją ze złością z wewnętrznej kieszeni marynarki. Chciałem coś warknąć natrętowi, lecz na wyświetlaczu był numer kierownika.

- Słucham szefie – powiedziałem grzecznie do aparatu po wciśnięciu przycisku odbierz.

- Gdzie jesteś?

- W pracy.

- Nie wkurzaj mnie, pytam poważnie?

- Oczywiście w laboratorium kończę realizację zlecenia, jakie pan mi wyznaczył – odpowiedziałem.

- Zostaw to w cholerę, jest wigilia właśnie dyrektor przemawia, biegiem – powiedział cicho i się rozłączył.

Dłużej nie zwlekałem, zostawiłem wszystko i po zamknięciu drzwi szybko pognałem do konferencyjnej. Akurat jak wchodziłem dyrektor kończył przemawiać i został przez podwładnych jak jakaś gwiazda estradowa nagrodzony gromkimi brawami. Miałem nadzieję, że nie zauważył mojego spóźnienia, ponieważ w takim przypadku nigdy nie zapominał i nie wybaczał przewinienia, potrafił później być z tego powodu delikatnie mówiąc bardzo niemiły.

Sekretarka mojego bezpośredniego przełożonego czyniła honory gospodyni przyjęcia i chodząc z talerzykiem wypełnionym opłatkami, przydzielała obecnym niewielki prostokącik. Zazwyczaj podczas wzajemnego łamania opłatka poszczególne osoby nawzajem mówią lepiej lub gorzej brzmiące życzenia, ale najważniejsza jest zawsze intencja, a nie elokwencja. Jednak w gronie, w jakim sie znalazłem panują inne obyczaje, tutaj wszyscy podwładni zgodnie z hierarchią stoją w kolejce do dyrektora, któremu jako pierwszemu wszystkiego, co najlepsze łącznie z gwiazdkami z nieba się należy. Gdyby tylko zdrowie miało mu się ziścić w jednej milionowej części musiałby po przejściu procesji, żyć przynajmniej pięćset lat.

Prawdopodobnie ten dzień był moim gorszym albo lepszym, trudno samemu jest mi ocenić, ponieważ zamiast stanąć w kolejce w miejscu przeznaczonym jak pozostali, wyłamałem się i podszedłem do czterech młodych panienek stojących karnie w szeregu pod ścianą. Przystąpiłem do składania im życzeń z okazji wigilijnego spotkania. Przy pierwszej byłem skrępowany i życzenia oraz pocałunki były mocno ograniczone, lecz z każdą kolejną dziewczyną szło mi znacznie lepiej i wylewniej. Mistrzostwo życzeniowe osiągnąłem z ostatnią i z pewnością moje obcałowanie i przytulanie trwałoby znacznie dłużej gdyby nie mój szef mówiący do mojego ucha wściekłym głosem.

- Opanuj się, dyrektor patrzy.

Z niemałym trudem odkleiłem się od powabnej panienki i popatrzyłem na pozostałe kobiety, tym razem wybór padł na kelnerki. Nastąpiła w mojej główce krótka analiza i zacząłem składać życzenia zaczynając od pierwszej, która pojawiła się niedaleko mnie.

Moje zachowanie przez innych niewtajemniczonych w pracę, jaką wykonuję, zostało różnie skomentowane, a najdelikatniejszym słowem było ekscentryk. Natomiast dyrektor i mój szef bardzo z tego powodu się cieszyli, ponieważ nowa mieszanka do dopalaczy musiała być wyjątkowa skoro młody chemik pod jej wpływem, wycałował w pierwszej kolejności zaproszone emerytki.

Jeszcze długo po wigilii nie mogłem uwierzyć, że nie były to dziewczyny z cateringu, tylko panie od nas.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • oldakowski2013 13.04.2018
    Podoba mi się tekst, można dyskutować, ale nie nad tekstem, tylko nad tym co tu opisałeś. Każdy chyba z nas doświadczył tego co nam przedstawiłeś. Pozdrawiam.
  • Blanka 13.04.2018
    Może nie ze wszystkim przyszłoby mi się zgodzić, ale tekst przyjemny, szczególnie końcówka. Przecinki trochę chyba rozrabiają:) poza tym, ode mnie zasłużone gwiazdki w komplecie:) Brawo.
    pzdr
  • Bożena Joanna 13.04.2018
    Niesamowity humor. Pointa nieoczekiwana. Brawo! Pozdrawiam!
  • Aisak 14.04.2018
    Co oni w tych laboratoryjach tworzom....
    Bo szaraczki to tylko Apap i Apap a później papA papA na cmentarz bez kolejki.
    Żeby chociaż my jakie odloty po tych Apapach mieli, to nic nie myślo o starych ludziach :(

    Fajne, lekkie, zabawne, przewrotne, zawrotne opowiadanko.
    Zostawiam pińć papapów.
  • KarolaKorman 14.04.2018
    Ale ci się przypomniała Wigilia w kwietniu :)
    Fajny tekst. Lekki, zwiewny i z humorem :)
    Pozdrawiam i 5 zostawiam :)
  • Bardzo ciekawy lekki tekst.
    Pozdrawiam :)
  • Pasja 15.04.2018
    Tekst bardzo aktualny. Może być całoroczny, bo takie firmowe imprezki coraz częściej są organizowane. Humor z lekką dozą zachowań przemyślanych.
    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania