Entropiozofia

bez zbędnego tragizowania, że epoka nie dość

przychylna, w głowach współplemieńców – nie za

wiele – ruszajmy, by uczyć się bezładu.

 

złapmy zwierzę na dwóch kołach,

chabecinę z doczepnym silnikiem,

improwizowanego Rosynanta, riquimbili

marki ural albo wigry - i wio!

 

wleczmy się wolno i niezmordowanie przez

półbajońskie liczby, niewłaściwe czasy i mało znane

rodzaje drapieżnych roślin. studiując arkana

sumeryjskich mitów, gramatyk praindoczechosłowackich,

zatraćmy się w magiach, setkach zaklęć

szeptanych z wymiętych papirusów.

 

posłuchaj, jak będzie pięknie: w żmijastych przewodach

roweru zachlupocze chrzczone paliwo, rolka, na której

nadrukowany jest krajobraz zacznie się niespiesznie

przesuwać przed oczami. wokoło i w nas

– terazmniejszość, terazśmieszność, terazprzeszłość.

 

nadejdzie Ułaskawienie, wszelkie rany się podgoją,

wiatr, tym razem w stylu bardcore, zagra

dobrze znaną piosenkę o zaniku, małych znaczeniach

tworzących próżną Całość.

 

Ten, Którego Istnienia Się Nie Domyślamy

zaśpiewa rzewnie, wysoko.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania