Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

EX CYWIL - Pokoju nie będzie: Prolog

Listopad 2028 na wschodzie Polski był dość mroźny. Zwłaszcza w okolicy Sławatycz, małej wioski położonej przy dawnej granicy z Białorusią. Przez ostatnich kilka dni padał śnieg, pokrył on całe przedpole okopu kilkucentymetrową warstwą śniegu. Dalej były zasieki, pole minowe, rzeka Bug, a jeszcze dalej rozciągały się ośnieżone, białoruskie lasy.

Tak widziałem to swoimi oczami tego kolejnego dnia, gdy wstawał nowy dzień. Już było całkiem jasno. Za plecami słyszałem już powoli narastający ruch samochodowy na drodze wojewódzkiej numer 816. Były to przeważnie pojedyncze, brudnozielone, wojskowe SUV–y. Po mojej lewej była wioska Sławatycz, a po mojej prawej wioska o wdzięcznej nazwie Hanna. Mój pluton był rozciągnięty na długości całego kilometra, na wysokości wioski Kuzawka–Kolonia. To znaczy to były wioski… przed wojną, tak… Od niemal roku były to jednak wypalone ruiny, pogorzeliska i kupy bezładnie rozrzuconego gruzu poznaczone lejami po pociskach.

Należałem do piątej drużyny czwartego Plutonu, drugiej Kompanii, trzysta czterdziestego ósmego Batalionu Lekkiej Piechoty. Sam Batalion 348 należał do nowo sformowanej dwudziestej dziewiątej… Śląskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Batalion OT sformowany na Śląsku, którego zadaniem miały być działania na terenie województwa Śląskiego, został rzucony na front.

Po dziś dzień nie byłem w stanie uzyskać odpowiedzi, dlaczego poborowy ze Śląska znalazł się w województwie Lubelskim. Nie powinno mnie tu być… byłem za stary, reszta oddziału zbyt młoda… Kto wpadł na pomysł, by niemal pięćdziesięciolatka dawać do grupy z dwudziestolatkami? Jaki to miało cel, jaki sens, po co?

Westchnąłem ciężko. Miałem za sobą nieprzespaną, mroźną noc. Nie miałem już siły na wkurzanie się na wszystko i na wszystkich, którzy zdecydowali za mnie, gdzie i co dalej w swoim życiu mam robić. Przetrzymać tą wachtę i za ponad godzinkę będę miał fajrant. Jutro tak dodatkowo luzują naszą kompanię… chyba któraś Kompania z trzysta pięćdziesiątego Pomorskiego Batalionu Lekkiej Piechoty miała nas zmienić…

Nie powinno mnie tu być… całego Batalionu nie powinno tu być… jednak jesteśmy, bo ktoś tam na górze zdecydował, że Bataliony z innych województw będą świetnie się nadawać do obsadzania odcinków frontu, na których prawie nic się nie dzieje. W dodatku miały być to takie Bataliony, które składały się niemal w całości z poborowych. No i w ten sposób, po sześciu tygodniach przyspieszonego przeszkalania powstał cały szereg Batalionów, które Polsce brakowało.

Moim zadaniem w drużynie było pilnowanie nieba na granicy, stojąc w tym zmrożonym okopie, na wykopanym i wzmocnionym drewnianymi balami stanowisku, przykryty od góry dodatkowo gałęziami. Miałem strącać wrogie drony nadlatujące zza Buga przy pomocy podręcznego działka EMP, Hunter mod. 2. Obok mnie operatorka baterii wykrywaczy dronów gapiła się co chwila w dwa ekrany walizkowego modułu monitorującego, od którego odchodziły w kilku kierunkach rozwinięte kable do podręcznych anten.

Wydawało się, że i dzisiaj będzie tu całkiem spokojnie. Nawet bardziej na północy było dziwnie cicho… nie było słychać nawet pojedynczych strzałów. Tak jakby wojny w ogóle nie było…

Rok temu „Bulborki” – jak potocznie przyjęło się nazywać Białorusinów i Rosjan przebranych w mundury białoruskie – przekroczyły „na czołgach” granicę z Polską i próbowali przedrzeć się w stronę Obwodu Królewieckiego. Przez ostatni rok pół województwa lubelskiego i podlaskiego zamieniło się w strefę wojny. Dopóki Szpica NATO nie nadjechała z odsieczą, straciliśmy wiele miejscowości…

Białorusinów kolokwialnie nazywano Bulbakami, od białorosyjskiego słowa oznaczającego ziemniaka. Rosjan nazywana „Orkami”, z czasów wojny w Ukrainie. Zdołaliśmy już się przekonać niejednokrotnie, że wśród atakujących nasz żołnierzy więcej było Ruskich, niż Białorusinów, choć mundury mieli takie, jak Białorusini. Stąd się wzięła nazwa Bulborki… coś jak Zielone Ludziki na Krymie w 2014, a potem bojownicy z Donbasu i Ługańska, którzy nie zdążyli pozbyć się książeczek wojskowych, wskazujących ewidentnie na rosyjską przynależność narodową. Teraz było podobnie i z nami. Tym razem jednak NATO ruszyło swoje oddziały, jak to przez lata obiecywało. Udało się odbić część zajętych terenów… sporo jeszcze zostało do wyrwania „Bulborkom”. Mijało już półtora roku od wybuchu wojny – oficjalnie polsko–białoruskiej… nieoficjalnie sojuszu rusko–białoruskiego kontra NATO – i sytuacja wyglądała następująco. Białegostoku i Sokółki broniły oddziały Amerykanów, Zambrowa Brytyjczycy, Międzyrzecza Podlaskiego Niemcy, a Siemiatycze obsadzali Francuzi. Bulborki kontrolowały Gródek, Bielsk Podlaski, Hajnówkę, Kleszczele, Mielnik, Białą Podlaską, Kukuryki i Terespol.

– Dadi, masz jeszcze jakieś ogrzewacze? – usłyszałem obok Pestkę szczękającą zębami i podskakującą w miejscu, chcąc się rozgrać – Piździ jak cholera, a do końca zmiany jeszcze godzina.

Oderwałem oczy od lornetki taktycznej i spojrzałem na drobną, młodą, dziewczynę. Na nocne zmiany zawsze nosiła kilka warstw ubrań pod mundurem, kamizelką taktyczną. Pod hełmem miała dwie kominiarki owinięte dodatkowo szalem snajperskim. Pomimo tego marzła za każdym razem. Patrzyła na mnie błagalnie. Rozcierała dłonie w grubych rękawicach. Mimo tego widać było, że jest jej naprawdę zimno. Mnie w sumie też za ciepło nie było. W końcu nadeszła prawdziwa zima! Dodatkowo zanosiło się na konkretne przymrozki przez najbliższy tydzień. Nocne warty zaczynały być nieprzyjemne przy temperaturze minus pięć, a miało być coraz zimniej… nawet poniżej minus dziesięciu.

Co noc brałem kilka kostek ogrzewaczy, bo palenie ognisk, podgrzewaczy, czy nawet papierosa było surowo wzbronione. Ściśle tego przestrzegaliśmy, bo luzując poprzednio stacjonujący w tych okopach oddział opowiedział nam, jak stracili dwóch swoich, właśnie przez głupotę. Jeden ze wspomnianych żołnierzy nudził się na nocnej warcie. Zaczął bawić się zapalniczką. Chłopaki z sąsiednich stanowisk widzieli te błyski, nic im nie powiedzieli. Po drugiej stronie rzeki też musieli widzieć te rozbłyski krzesanego ognia, bo podeszli w krzaki nad rzeką, rozstawili trzy moździerze i posłali w błyskające stanowisko kilkanaście granatów. Ten od zapalniczki przeżył i nawet wrócił do domu… ale już bez lewej nogi. Jego kolega ze stanowiska, miał mniej szczęścia i skończył w czarnym worku na zwłoki.

W oddziale różnie sobie radzili z mrozem. Niektórzy brali chemiczne podgrzewacze z racji żywnościowych, inni skądś wytrzasnęli termofory, jeszcze inni bawili się w morsowanie. Ja na przepustki jeździłem do Rossmanna we Włodawie i wykupywałem całe pudełka podręcznych ogrzewaczy i plastrów rozgrzewających, jeżeli akurat nie było paczki od żony.

– Trzymaj mała – nie patrząc na nią wyciągnąłem małe opakowanie z lewej kieszeni pod kamizelką taktyczną i podałem jej kostkę ogrzewacza w czerwonym opakowaniu – Tobie bardziej się przyda, niż mi. To ostatnia, jaką ze sobą wziąłem.

– Dzięki ci, niezawodny człowieku – zrobiła jeszcze parę podskoków i przytupów, zanim go chwyciła. Patrzyłem na nią, jak niezdarnie rozrywała opakowanie i przełamywała wyciągniętą kostkę, by zaczęła wydzielać ciepło przez najbliższą godzinę. Próbowała ją sobie nieporadnie wsadzić za dekolt. Szamotała się przez chwilę, zaklęła parokrotnie i spojrzała na mnie z zaciętym wyrazem twarzy.

– Weź mi pomóż… palce mi zmarzły, a nie chcę ściągać tych rękawic, bo mi dłonie odpadną.

Nie mogłem powstrzymać mimowolnego uśmiechu. Wziąłem od niej kostkę, rozchyliłem palcami jej szal, kołnierz munduru i wsunąłem w powstałą szczelinę jej ubioru rozgrzaną kostkę. Syknęła, zadrżała i po chwili westchnęła z wyraźną ulgą, kiedy ogrzewacz wydzielał ciepło bezpośrednio na jej skórę, przesuwając się w dół jej szyi.

– Lepiej ci, mała? – nie czekałem na jej odpowiedź, tylko wróciłem do miejsca, gdzie wcześniej stałem i ponownie zacząłem lustrować okolicę przez lornetkę – Przeżyjesz do powrotu bez dalszego marudzenia?

– O tak – słyszałem za plecami zadowolony głos Pestki, nadmiernie udający ekstazę – Umiesz dogodzić kobiecie, staruszku.

Parsknąłem śmiechem i potrząsnąłem głową. Była chyba jedyną dziewczyną w oddziale, która wrzucała dwuznaczności niemal do każdej rozmowy. Zdążyłem się już do tego przyzwyczaić, chłopaki i reszta dziewczyn w oddziale również. Za to tylko mnie pozwalała się nazywać „Mała”. Wstąpiła do OT na ochotnika. Wysportowana, dwudziestodwuletnia, drobna blondynka o brązowych oczach przodowała we wszystkich ćwiczeniach na unitarce. Wszystkie ćwiczenia, zadania i strzelania kwitowała słowami „To? To była pestka.” Stąd wzięła się jej ksywka… Pestka… Co prawda metr pięćdziesiąt sześć wzrostu też miał niebezpośredni wpływ na wybór ksywki, ale w głównej mierze jej słowa przyczyniły się do takiej nazwy.

Trzask łamanych gałęzi był słaby, ale dla moich uszu słyszalny. Zwróciłem lornetkę na miejsce za rzeką, na dość sporu kłąb krzaków. Poczułem dziwny niepokój… kolejny trzask gałązek w innym miejscu… jakiś ptak zerwał się z rozzłoszczonym skrzekiem.

– Też to słyszałeś, Dadi? – usłyszałem niepokój w głosie Pestki.

– Tak, ale nic nie widzę przez te chaszcze tam na brzegu – odpowiedziałem, starając się brzmieć najbardziej spokojnie, jak tylko umiałem – Ktoś tam jest. Masz coś na ekranach?

– Na razie nic…

Chwyciłem za Huntera opartego o ścianę okopu i uzbroiłem go prawą ręką. W lewej wciąż ściskałem lornetkę. Na tym mrozie akumulatory działały w nim naprawdę krótko, mimo to wolałem zareagować w kilka sekund, gdyby drony zaczęły wznosić się w niebo. „EMP gun” potrzebował w tym zimnie trochę czasu, zanim był gotowy do strzału.

Parokrotnie już miewaliśmy takie akcje. Bulborki podchodziły pod granicę, puszczali drona, robili nim rundkę na naszą stronę rzeki, po czym z lasu puszczali krótki ostrzał granatami z moździerzy i RPG–ów. My wtedy odpowiadaliśmy ogniem z karabinków, własnych erpegów i czasem z większego działka, jeśli akurat koło naszych pozycji przejeżdżał jakiś patrolujący drogę Humvee, MRAP czy też Rosiek z 18. Brygady Zmotoryzowanej. Nadawaliśmy koordynaty do wydzielonej dla naszego odcinka niemieckiej baterii artylerii wyposażonej głównie w samobieżne PzH 2000. Niemcy kładli salwą ogień na wyznaczony kwadrat, ale Bulborków pewnie już tam żadnych dawno nie było. Jedynie co pozostawało, to połamane drzewa, powyrywane krzaki i rozorana, osmalona pociskami ziemia. Takie „macanie frontu” Bulborki potrafili urządzać nam kilka razy w ciągu dnia, czasami i w nocy. Bywało też i tak, że i przez cały tydzień nikt z nich się nami nie interesował. Takie warty były co prawda nieziemsko nudne, ale wolałem nudę, niż hałas „rozrywkowej imprezy”. Młodziki miały odwrotnie, wolały jak coś się działo.

Znów trzask gałązek, tym razem było ich więcej, niż zazwyczaj. Na całej linii lasu od lewej do prawej było słychać podobne trzaski. Więcej ptaków zrywało się do lotu. To było coś nowego…

– Tego jeszcze nie było – mruknąłem nie kryjąc już niepokoju. Odłożyłem lornetkę i chwyciłem opartego o ścianę okopu wysłużonego Beryla. Sprawdziłem bezpiecznik i komorę. Była załadowana, karabinek zabezpieczony. Przewiesiłem go sobie przez ramię. Poprawiłem mocowania kieszeni na magazynki, spojrzałem w lewo w głąb transzei. NLAWy, RPG i AT–4 stały w rządku oparte o drewniane ściany gotowe do użycia.

– Echo jeden, tu Echo trzy – Pestka chwyciła za radio – Też to słyszycie?

– Tu Echo jeden, Echo trzy… możesz jaśniej? Drużyna, meldować co u was. – usłyszeliśmy w słuchawkach głos starszego kaprala.

– Tu Echo cztery – dotknąłem przycisku PTT, zestawu słuchawki i mikrofonu zakładanego pod hełm, spiętego kablem z małym radiem, które pozwalało nam się komunikować z całą drużyną pełniącą dziś wartę w okopach – Bulborki hałasują w krzakach naprawdę głośno, bardziej niż to kiedykolwiek do tej pory robili.

– Tu Echo pięć, zgłaszam to samo, hałas na granicy – usłyszałem w słuchawce poddenerwowany głos kolegi z innego stanowiska w okopie.

– Tu Echo siedem, mamy to samo – inna sekcja również zgłaszała się przez radio.

– Tu Echo dziesięć, krzaki aż chodzą, słyszymy także zbliżające się ciężkie diesle! – kolejna sekcja wykrzyczała meldunek przez radio.

– Echo trzy, tu Echo jeden… puścili coś w niebo? – głos starszego kaprala mimo naszego wyraźnego niepokoju wciąż brzmiał spokojnie.

Nie skończył jeszcze nadawać, gdy dokładnie w tej samej chwili usłyszałem charakterystyczne, wysokie bzyczenie, jakby ktoś włączył kilka wentylatorów. Dźwięk zaczął się unosić. Ciarki przeszły mnie po plecach, poczułem przeszywające zimno, a serce zaczęło walić mi w piersiach. Czułem nagły wyrzut adrenaliny. Kontrolki na sprzęcie Pestki zapiszczały szeregiem alarmów. Rozumiałem, że w niebo wzbił się nie jeden, a kilka dronów. Natychmiast chwyciłem Huntera w dłonie i zacząłem rozglądać się za wzlatującym dronem. W tym samym momencie zapiszczały kontrolki alarmowe na urządzeniach znajdujących się pod kontrolą Pestki.– Echo jeden, tu Echo trzy! Jeden zwiadowca! Namiar zero osiem pięć, odległość czterysta dwadzieścia, wysokość sześć i rośnie! Dwa kolejne namiary z kierunku jeden zero siedem, odległość tysiąc siedemset i maleje, wysokość trzydzieści dwa! Są dość duże i szybkie!

Wycelowałem przygotowane zawczasu działko EMP Hunter mod. 2. Lewym okiem przeszukiwałem niebo na wyznaczonym kierunku, skupiając się bardziej na szerszym obrazie. Prawe patrzało przez celownik Huntera. Zacząłem słyszeć narastające, charakterystyczne dudnienie ciężkich silników diesla i jęk gąsienic. Zagłuszyły małe silniczki drona, który zaczął zmierzać dokładnie w moim kierunku.

– Dadi! Ponad linią drzew! Zdejmij to dziadostwo! Potem przesuń się lekko w lewo, zobaczysz nadlatującą dwójkę, lecą prosto na naszą dziurę! – Pestka krzyknęła nie kryjąc już zdenerwowania.

– Pracuję nad tym. – Dalej próbowałem zachować spokój w głosie. Zauważyłem małego drona. Z tej odległości był wielkości czarnej kropki unoszącą się kilka metrów nad drzewami.

– Mam go. Namierzam cel. – Przymrużyłem lewe oko, gdy prawym okiem w celowniku dojrzałem powiększony obraz drona. Złożyłem się do strzału.

– Tu Echo trzy, Echo cztery namierzył zwiadowcę. – Pestka rzuciła do radia.

Umiejscowiłem go w obramowaniu celownika, a wbudowany w karabin komputer natychmiast rozpoznał cel, zmieniając kolor obramowania na zielony. Pociągnąłem za spust i trzymałem na nim palec przez dwie sekundy. Nie było słychać żadnego dźwięku, nie było odrzutu, żadnego błysku, promienia laserowego rodem z filmów Sci–Fi. Za to dron zaczął nagle dymić, by po chwili stanąć w płomieniach. Ktokolwiek nim sterował, próbował go jeszcze utrzymać w powietrzu. Dron koziołkował i poruszał się w niekontrolowany sposób, by po chwili ostro zapikować w dół, między drzewa… wciąż jeszcze po białoruskiej stronie rzeki.

– Tu Echo cztery. Zwiadowca zdjęty – zameldowałem w radio do dowódcy drużyny.

– Dobra robota Echo cztery.

– Tu Echo trzy, to Shahedy! – usłyszałem przerażony głos Pestki. Zerknąłem na niebo w kierunku charakterystycznego dźwięku silnika małego motocykla i złożyłem się ponownie do strzału. Shahedy były szybkie, ale leciały jak po sznurku do wyznaczonego celu. Nikt nimi zdalnie nie sterował. Programowało się cel, odpalało się go i czekało na wybuch. Zdołałem je oba dojrzeć na porannym, zachmurzonym niebie. Miałem jeszcze szansę je zdjąć.

– Tu Echo cztery, pracuję nad Shahedem – dałem jeszcze znać przez radio.

– Echo cztery, spierdalaj stamtąd! Zostaw je! Nie zdążysz ich obu rozwalić! – kapral brzmiał na wkurzonego.

– Tu Echo pięć! Słyszymy diesle! Są coraz bliżej! Ktoś wie co to jest? – komunikaty drużyny zalały radio.

– Tu Echo siedem! To pieprzone BWP… całkiem sporo Bewupów!

– Tu Echo jeden, dawać mi tu NLAWy na stanowiska! – dowódca krzyknął w radio – Zawiadomiłem już dowództwo kompanii. Wysyłają wparcie z Hanny. Będą za osiem minut. Drużyny Delta, Czarli i Brawo też mają to samo, więc nie będą mogli nas wesprzeć. Niemcy w Wisznicach już ładują swoje Panzerhaubice.

– Tu Echo dziesięć, zza krzaków widać ludzi z… pontonami?!

– Będą się przeprawiać – starszy kapral opanował głos i ponownie brzmiał na pewnego siebie, wzbudzającego zaufanie dowódcę – do wszystkich… jak wylezą, to walić po tych pontonach. Wpław nie przepłyną. Strzelać bez rozkazu.

Wszystko to działo się w ułamkach sekund. Miałem już Shaheda w obramowaniu celownika. Utrzymanie szybko lecącego celu w obramowaniu celownika nie należało do łatwych czynności. Obramówka zrobiła się zielona i natychmiast przytrzymałem język spustowy. Za dronem pojawił się warkocz coraz ciemniejszego dymu, tam gdzie znajdował się silnik. Słyszałem, jak dźwięk silnika przestaje miarowo działać i zaczyna kasłać i pluć ogniem.

Zza rzeki zaterkotała broń małokalibrowa, karabiny maszynowe, świsnęły granaty z RPG, by po niecałej sekundzie eksplodować gdzieś po mojej prawej stronie, bardzo blisko naszego okopu. Zanim się pochyliłem, zdążyłem jeszcze zobaczyć, jak uszkodzony Shahed spada w chaotycznym korkociągu na las po drugiej stronie Bugu.

– Tu Echo cztery, jeden Shahed zdjęty! – krzyknąłem szybko w radio widząc kątem oka, jak drugi z nadlatujących dronów zniża swój lot wprost na nasze stanowisko. Złowieszczy dźwięk silnika zbliżał się pioruńsko szybko. Usłyszałem niezbyt odległy wybuch… to chyba był ten pierwszy dron–samobójca.

– Pestka! Gleba! Gleba! Gleba! – wrzasnąłem doskakując do dziewczyny, która próbowała nerwowo zatrzasnąć klapę urządzenia monitorującego jednocześnie składając podręczny radar. Pociągnąłem ją za kamizelkę i przytrzymałem dłonią hełm. Słyszałem jeszcze jak klnie dokładnie w tym samym momencie, gdy dron zahaczył o osłonę z gałęzi nad naszą dziurą, odbił się od niej i zapikował w dół dokładnie za naszym okopem.

Błysk eksplozji, niemiłosierny huk wycinany przez noszone ochronniki słuchu, miażdżące ciśnienie wybuchu i parzące gorąco rzuciło nami o drewniane bale ściany momentalnie wyciskając całe powietrze z płuc. Zabolały mnie oczy. Przysypało nas ziemią zmieszaną ze śniegiem. Dostałem w hełm sporym kawałkiem drewna, aż mi go niemal nie zerwało z głowy.

Leżeliśmy tak jeszcze parę sekund, zanim opanowałem uczucie, jakby ktoś mi przywalił w klatkę piersiową młotem kowalskim. Kręciło mi się w głowie. W uszach słyszałem tylko jednostajny pisk, jakby ktoś wyłączył mi w głowie dźwięk. Przed oczami widziałem świetliste koła. Obmacałem się po twarzy, ramionach, kroczu i nogach. Poruszyłem palcami w butach. Zerwało mi Beryla, a Huntera zauważyłem parę metrów dalej, w dalszej części transzei. Krztusiłem się od gryzącego dymu. Widziałem, że tył naszego stanowiska rozerwało na kawałki. Część bali drewna wraz ziemią wbiło się w przód stanowiska, gdzie wcześniej celowałem z Huntera. Pomimo gorącą i palących się wokoło szczątków poczułem lodowate zimno, gdy uświadomiłem sobie, że tylko cudem przeżyłem. Gdybym ruszył się o ułamek sekundy później, byłbym już tylko martwą plamą na przedniej ścianie stanowiska.

Dopiero wtedy słuch zaczął powoli wracać do normy. Zacząłem powoli rozpoznawać nerwowe komunikaty, rozróżniać poszczególne głosy… jednym z nich był głos dowódcy, który co chwila nas wywoływał. Kolejne eksplozje targają naszymi stanowiskami jeszcze mocniej, niż eksplodujący przed chwilą Shahed. Z czego oni do nas walą? Z artylerii? Czemu do nas? Przecież nie byliśmy na odcinku, gdzie Bulborkom zależałoby na tzw. zwiadzie bojem. Kaszlałem jak przy napadzie astmy. W ustach piach zgrzytnął mi między zębami, poczułem metaliczny posmak krwi… musiałem przygryźć wewnętrzną stronę policzka… wyplułem krew ze śliną i piachem, wciąż ostro kaszląc. Oczy przestawały mnie boleć, zawroty głowy zaczęły mijać.

Spojrzałem już normalnym wzrokiem na unoszące się kłęby gryzącego dymu, płonące szczątki tego, co było tylną ścianą stanowiska… teraz to przez tą wielką wyrwę mógł wjechać nawet Rosomak…

– Tu Echo cztery, jestem cały – wychrypiałem w radio – Sprawdzam trójkę.

– Czwórka, jesteś pojebanym farciarzem – słyszałem lekkie niedowierzanie kaprala – Bierz trójkę i leć na stanowisko zapasowe.

– Echo jeden, dziękuję. Zgarniam trójkę i lecę na zapasowy, przyjąłem i wykonuję! – odpowiedziałem kapralowi uśmiechając się nerwowo.

– Pestka!? – Szarpnąłem dziewczynę spoglądając na leżącą koleżankę, która zaczęła ruszać się mozolnie, jak zdziadziały emeryt o poranku. Nie przypominała teraz żwawej, gibkiej i wysportowanej młodej kobiety. Zacząłem ją pobieżnie oglądać w poszukiwaniu złamań i możliwych krwawień na mundurze, ale wyglądała chyba na całą – Pestka! Żyjesz?! Jesteś cała?!

– Ja pierdole – jęknęła obmacując swoją twarz i kończyny – Chyba… chyba jestem cała… pomóż mi wstać Dadi!

– Tu Echo trzy! Jestem cała! – Pestka użyła radia, gdy puściła moje ramię, stojąc na wciąż drżących nogach. Nad nami świsnęło kilka pocisków ze strzelających wciąż bewupów wroga. Blisko przedniej ściany stanowiska wybuchł granat z erpega.

– No to stanowiska już nie ma – mruknąłem widząc całkiem spore zniszczenia w przedniej ścianie stanowiska. – Mamy iść na zapasowe, chodź mała.

Ruszyłem pochylony w okopie w stronę swojego leżącego Beryla. Nagle potknąłem się i wyłożyłem jak długi. Upadłem na kolana. Spojrzałem między nogi. Zahaczyłem o wbita w ziemię część walizki z potrzaskanymi ekranami. Dolnej części walizki nigdzie nie widziałem.

– Echo jeden, tu Echo trzy. Idziemy na zapasowy. Straciliśmy radar – Pestka stanęła nade mną i tym razem to ona wyciągnęła do mnie ramię, uśmiechając się szelmowsko.

– Jebać radar. Zapierdalać na zapasowy i uwalcie te pieprzone bewupy, zanim ruszą na nas – słyszeliśmy oboje głos kaprala.

– Co Dadi? Dasz się poprosić do tańca? – roześmiała się widząc moją głupią minę, gdy podciągała mnie wyciągniętym ramieniem. Nie sprawiała już wrażenia zdziadziałej emerytki. Była znowu wysportowaną, młodą i silną Pestką, jaką znałem.

– Bulborki dziwną muzykę nam grają, nie wiem czy potrafię do niej tańczyć – odezwałem się z przekąsem, gdy schylałem się po Beryla. Pobieżnie sprawdziłem, czy nic mu się nie stało, po czym ruszyliśmy dalej okopem, przy akompaniamencie wybuchów, wstrząsów i opadającej ziemi zmieszanej z szybko topniejącym śniegiem.

Spojrzałem na przedpole. Na przeciwległym brzegu, między drzewami pojawiły się Bojowe Wozy Piechoty, które ostrzeliwały nasze pozycje z działek osadzonych w niskich wieżyczkach. Pomiędzy nimi widać było żołnierzy taszczących długie, desantowe pontony z zamontowanymi silnikami. Za nimi, w wielu miejscach widziałem rozbłyski działek wielkokalibrowych, które wspierały swoim ogniem wyjeżdżające z lasu Bojowe Wozy Piechoty. Pochyliłem głowę. Seria niecelnych wybuchów wzbiła w powietrze ziemię w pobliżu miejsca, gdzie stałem… strzelali do nas… i to dość gęsto… tak byśmy nie mieli czasu na wyściubienie nosa ponad transzeję.

– Tu Echo dziesięć, walą do nas jak do kaczek! Nie możemy wycelować NLAWa!

– Tu Echo siedem, tam jest kurwa grubo ponad pięćdziesiąt Bulborków!

Kolejna eksplozja rozerwała transzeję kilka metrów za nami. Gdyby był kopany w linii prostej i nie prowadził co chwilę pod innym kątem, to pewnie byśmy dostali odłamkami. A tak siła eksplozji tylko nas przewróciła do przodu. Ciśnienie wytłumiło się na drewnianych wzmocnieniach ścian.

– To nie miało tak wyglądać – podniosłem się i odbezpieczyłem Beryla – Mnie tu kurwa nie powinno być… to jakiś pieprzony cyrk… to się kurwa nie dzieje naprawdę! Na dzień przed zluzowaniem… pieprzone dziady ziemniaczane.

Wychyliłem się lekko ponad okop. Naliczyłem szybko dziewięć Bojowych Wozów Piechoty z wieżyczkami… to chyba działka kalibru trzydzieści milimetrów… chyba… ale skoro jest dziewięć wozów, to miała zamiar przejechać na naszą stronę rzeki cała kompania zmechanizowana.

– Tu Echo trzy, wygląda mi to na pełną kompanię zmechanizowaną wspartą kompanią piechoty – nadałem przez radio

– Tak, tylko to pewnie mobiki, bo nie kryją się za wozami, tylko latają wokoło, jakby się zesrali, Echo trzy jesteś już na zapasowym? – kapral wciąż nie stracił nerwów. Byłem pełen podziwu dla niego. Naprawdę.

– Zaraz będziemy przy stanowisku Echo pięć – nadałem w odpowiedzi. Zacząłem strzelać ogniem pojedynczym w stronę wroga, nie specjalnie przykładając się do celowania. Nie łudziłem się, że mógłbym kogokolwiek trafić w takim stanie. Na strzelnicy nie mieliśmy takich atrakcji, które mogłyby nas przygotować na podobne akcje. Tarcze i ruchome obrysy na strzelnicy nie odpowiadają ogniem. A w każdym bądź razie pasy taktyczne na których nasz szkolili, nie miały takich atrakcji.

W porę dojrzałem BWP, który zwrócił wieżyczkę w moim kierunku i plunął ogniem z działka w momencie, gdy znowu padałem na dno okopu. Pociski wyrwały deskę ze ściany, wzniecając deszcz drzazg i kawałków drewna. Część z nich zabębniła na moim hełmie. Usłyszałem spory łoskot, jakby coś solidnego wyleciało w powietrze.

– Tu Echo dziewięć! Jeden Bewup już płonie!

– Tu Echo sześć! Echo pięć lekko ranny! Odpalamy NLAW–a i lecimy do siódemki!

Zdołałem na chwilę unieść głowę ponad obrys okopu. Na prawej flance płonął pojazd. Miał wyrwaną wieżyczkę. Leżała wbita lufą w piach na brzegu. Wrak ogarniały coraz to wyżej strzelające w niebo płomienie i smolisty dym. Żołnierze w jego pobliżu, których nie trafiły odłamki z eksplozji, porzucili pontony i uciekli w las. Pozostali w pobliżu cofnęli się za pozostałe BWP–y.

– Wszyscy padnij! Grady! – usłyszałem krzyk kaprala w radiu, gdy przebiegaliśmy przez opuszczone i strzaskane stanowisko, gdzie jeszcze parę sekund był Echo pięć i sześć.

Zdążyłem jeszcze chwycić Pestkę za rękę, pociągnąć ja za kolejny załom okopu i przytrzymując ją za hełm, rzuciłem się twarzą w błoto. W tym samym momencie usłyszeliśmy serię coraz to głośniejszych świstów. Świst przeszedł w przeciągły wizg, by na koniec zatrząść ziemią w ogłuszających, rozrywających wszystko ognistych eksplozji. Poczułem już znajomy wcześniej skok ciśnienia, zalewającą twarz falę gorąca, drzazgi wbijające się w policzek i ściskający ból w oczach. Trzymałem otwarte usta, pozwalając fali uderzeniowej przetaczać się nad nami. Objąłem mocno Pestkę, a ona mocno wtuliła się we mnie. Jedynie kolejne eksplozje szarpały nami na wszystkie strony. Przysypała nas ziemia, śnieg, błoto i deski ze ścian okopu. My dalej nie ruszaliśmy się z miejsca.

Miałem wrażenie, że chyba nadszedł nasz koniec. W myślach zaczęły mi się pojawiać obrazy… jak zdjęcia… zobaczyłem mamę, tatę, młodsze siostry… dom rodzinny… ludzi ze studiów, z kolejnych miejsc pracy… własny dom… żonę, dzieci, psa… nawet skrzekliwe papużki faliste i piskliwą świnkę morską…

Kolejne wybuchy, kolejne „uderzenia młota w klatkę”, dym, hałas wycinany przez aktywne ochronniki słuchu. Czas jakby zwolnił. Nie powinno mnie tu być… mam niemal pięćdziesiąt lat… ci wszyscy ludzie w oddziale, to jeszcze dzieciaki, ledwo po dwudziestce… no może poza kapralem… kapral w przyszłym roku kończył trzydzieści osiem lat. Znałem Maćka jeszcze sprzed wojny, mieszkaliśmy na tym samym osiedlu…

Eksplozje wciąż targały nami, gdy jakaś belka i cała masa desek przywaliły nam boleśnie w plecy. Jęknąłem z bólu, Pestka zawyła i zaczęła płakać. Ktoś tam w tym pieprzonym WCU kurewsko się pomylił… nie powinni mnie dawać do woja… a już tym bardziej przemieszczać całego naszego batalionu OT poza Śląsk… Jak do tego doszło, że się tutaj znalazłem? Miałem tu zginąć? Serio to ma być mój koniec, zasypany pod zmrożoną ziemią, rozerwany przez rakiety?

Nie powinno mnie tu być…

Rodzina w domu mnie potrzebuje…

Za stary jestem na takie zabawy…

To wszystko jest chore… cały ten świat jest porąbany do reszty…

Następne częściEX CYWIL - Pokoju nie będzie: 1

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • arlkweith 2 miesiące temu
    Publikuję też na innej platformie pod tym samym nickiem (i tym samym tytułem), co tu.
    Ogólnie już mam opublikowanych 8 rozdziałów (łącznie z Prologiem).
    Na Opowi.pl trafiłem przez całkowity przypadek... nie miałem bladego pojęcia, że istnieje taka platforma, gdzie można publikować swoje teksty.
    Tag 18+ nie oznacza, że będą tu jakieś sceny erotyczne, a ze względu na tematykę wojskową i wojenną, gdzie przekleństwa, drastyczność scen i brutalność przeplatają się z PTSD, znieczulicą i strachem.
    Piszę ku przestrodze, dla tych co uważają, że "to mnie nie dotknie", "a kto to wie, jak to będzie", "wojna... tak... ale to nigdy tutaj nie przyjdzie".
    Piszę to z perspektywy "dziada, co ma prawie 50 lat", kategorię D i pracuje sobie w Katowicach jako Senior Network Administrator w pewnym Data Center. On uważał zawsze, że jego nigdy nie wezmą... no i się przeliczył.
  • mamycię 2 miesiące temu
    Całkiem niezła męska literatura.
  • arlkweith 2 miesiące temu
    Dziękuję ^_^

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania